Zdanie to było niejednokrotnie w ciągu wieków kamieniem obrazy dla innowierców, a częstokroć nie rozumieli go i może dziś nie rozumieją katolicy. Jest ono tak starem, jak starym jest Kościół, a w formie podanej w nagłówku: „Extra Ecclesiam salus non est” datuje się od św. Cypriana, uzasadnienie zaś i pogłębienie jego treści zawdzięczamy św. Augustynowi. Ponieważ Chrystus jeden założył Kościół i przezeń jedynie wskazał drogę do zbawienia, przeto prosty stąd wypływa wniosek, że Kościół jest instytucją, niezbędnie potrzebną do osiągnięcia zbawienia, co uważane negatywnie, pokrywa się z twierdzeniem: Poza Kościołem nie ma zbawienia – Extra Ecclesiam salus non est.
Poza Kościołem można mieć wszelakie korzyści doczesne, a nawet w duchownych uczestniczyć obrzędach, lecz do zbawienia to nie wystarczy, gdyż ono jest tylko w Kościele, założonym przez Chrystusa. Warunkiem nieodzownym dostąpienia zbawienia jest tedy życie w Kościele, lecz nie w granicach Kościoła tylko, ale w jedności z nim i miłości.
Z tego przekonania wypływają przepiękne porównania, jakimi się Augustyn posługuje. I tak, przyrównuje Kościół do arki Noego, w której znaleźli ocalenie przed wodami potopu tylko ci, którzy się w niej schronili, wszyscy inni poginęli. – Po przyjściu na świat Chrystusa zbawić się mogą tylko ci, którzy się znajdą w granicach Kościoła przezeń założonego.
Kościół jest świątynią, w której Bóg wysłuchuje, poza nią nie masz wysłuchania na żywot wieczny”; jest „ową świętą górą, która wzrosła z maleńkiego kamienia, według widzenia Daniela, burząc królestwa ziemi – i tak się rozrastająca, że napełnia całą ziemię (Dan. II, 35). Ktokolwiek by znajdował się poza tą górą, niech nie żywi nadziei, iż będzie wysłuchany na żywot wieczny”.
Najpiękniejsze bezsprzecznie jest porównanie Kościoła z ciałem Chrystusa – toteż Augustyn w ślad za św. Pawłem najżywszych, najwspanialszych dobiera barw, by odmalować w całości obraz mistycznego ciała Chrystusowego – jak nazywa Kościół. Chrystus jest głową – Kościół ciałem. – Kto przyjmuje chrzest, staje się członkiem mistycznego organizmu.
Przynależność ta do Chrystusa i Kościoła jest metafizyczną, fizyczną i prawną – kto przeto do tej całości nie należy – o zbawieniu marzyć nie może.
Dwie są głowy rodzaju ludzkiego: Adam, praojciec, fizyczną, Chrystus duchową – i jak co do ciała wszyscy ludzie pochodzą o d Adama i na wszystkich przeszedł grzech praojca, tak przez Chrystusa wszyscy rodzą się duchowo i przezeń tylko dostępują usprawiedliwienia i zbawienia. I jak nie ma człowieka, któryby co do ciała nie pochodził od Adama, tak nie może być nikogo, kto by się mógł duchowo odrodzić poza Chrystusem. Dwie również wszyscy posiadamy matki: Ewę, z której wzięliśmy ciało i Kościół, który nas odradza duchowo. A więc dwie mamy pary rodzic ów: Adam i Ewa, dając nam życie doczesne, rodzą nas na śmierć; Chrystus i Kościół, dając nam życie duchowe, odradzają nas na życie wieczne. Poza tymi rodzicami nie ma życia w ogóle. „Non habebit Deum Patrem, qui Ecclesiam noluerit habere matrem” – zdanie, które się stało hasłem dla przyszłych pokoleń w walce z heretykami i schizmatykami, powtarza św. Doktor za Cyprianem.
Tak zresztą uczyć i wierzyć musiał nie tylko Augustyn, ale każdy, kto uznawał Kościół za jedyną instytucję, powołaną do prowadzenia ludzkości ku zbawieniu i wyposażoną we wszystkie środki do osiągnięcia tak wzniosłego celu – przyznać to musi każdy protestant, chcący choć czasem uchodzić za bezstronnego.
Jeżeli tedy poza Kościołem nie ma zbawienia, to wszyscy, którzy do Kościoła nie należą, muszą iść na potępienie – powie ktoś, słysząc tak stanowcze i na pierwszy rzut oka bezwzględne orzeczenie Augustyna. W gruncie rzeczy nie jest tak źle.
Za genialnym teologiem był Augustyn i orlim swym wzrokiem dość daleko sięgał w zbawcze plany i wyroki Boże, by go można posądzać czy to o pośpiech, czy o przesadę w kwestii tak ważnej, jak kwestia zbawienia. Mimo świadomości swej wartości intelektualnej, Augustyn był człowiekiem pokornym i chętnie przyjmował uwagi, jak sam wyznaje w jednym z listów do św. Hieronima, a trudno przypuścić, by się nie znalazł ktoś, kto by się przeciwstawił tej nauce, gdyby ją rozumiano tak, jak wskazują pozory lub gdyby nie uwzględniano motywów, z jakich wypływała.
Źe twierdzenie „Extra Ecclesiam salus non est” powtarzane bardzo często w najrozmaitszych odcieniach, wypływało z najgłębszego przekonania Augustyna, świadczą o tym jego niestrudzone wysiłki celem przywiedzenia donatystów do upamiętania i skłonienia ich do powrotu na łono Kościoła.
Roznamiętnienie i upór schizmatyków wystawiały cierpliwość wielkiego biskupa Hippony na ciężką próbę i niemal żadnej nie rokowały nadziei. Wobec tego nie pozostawało nic innego, jak odwołać się zasadniczo do niechybnego sądu Bożego i kary wiecznej, czekającej niepoprawnych grzeszników – a więc przede wszystkim heretyków i schizmatyków. Postępowanie tedy błędnowierców, którzy poza Kościołem szukali drogi do zbawienia, było powodem, iż często i z naciskiem podkreślał zdanie: „Poza Kościołem nie ma zbawienia”.
Błędnowiercami byli obok donatystów różni heretycy, występujący na widownię w różnych epokach działalności Augustyna. Manichejczycy gardzili Kościołem, odrzucali Pismo św. i tradycję, a popisywali się ezoteryczną filozofią religii, powierzchowną, udaną ascezą wywierali znaczny wpływ na ludzi łatwowiernych, nieuświadomionych o ich rzeczywistej wartości. Ich błędom przeciwstawiał Augustyn jedyną i najpewniejszą drogę przez Chrystusa i Jego Kościół.
Jeszcze silniejszy wyraz tej myśli, że droga do zbawienia wiedzie jedynie przez Kościół katolicki, dał Doktór w polemice z donatystami, a to dlatego, iż oni z pośród ówczesnych sekciarzy najwięcej mieli pozorów, przemawiających za tym, że w ich łonie jedynie przechowało się nie fałszowane chrześcijaństwo, tym więcej, że w zasadniczych rzeczach zgadzali się z katolikami. Naiwnych mogła ujmować rzekoma świętość donatystów, bo przecież wyklinali z pośród siebie grzeszników, przynajmniej w teorii. Wielu z władców świeckich sprzyjało odszczepieństwu, wszystkich zaś prześcignął w nienawiści do Kościoła Julian Apostata, który usiłował wyzyskać błędnowierców przeciw katolikom, tych poniżając, a tamtych obsypując przywilejami.
Toteż nic dziwnego, jeżeli w takich warunkach biskup katolicki tej miary, co Augustyn, na którego liczyli okoliczni biskup i, patrząc na nieokiełzane niczym szaleństwa kacerzy – nie mógł milczeć i musiał wystąpić stanowczo, stawiając kwestię na ostrzu miecza. Tym się tłumaczy pewnego rodzaju rygoryzm u niego posunięty aż do zaprzeczenia możności zbawienia poza Kościołem. Zaraz jednak uwzględnić należy to, że Augustyn walczył z herezją i schizmą, nie jako teoretyk, nie mający pojęcia o życiu praktycznym, ale jako gorliwy i troskliwy biskup, który codziennie własnymi oczami patrzył na nadużycia i wybryki sekciarzy. Zastrzega się wprawdzie często, że występuje tylko przeciw błędnej nauce, a nie przeciw osobom, ale niemożliwą jest dlań rzeczą ustrzec się zaakcentowania moralnej nędzy błędnowierców, tym bardziej, że to mu ułatwia walkę z fałszywymi założeniami. Augustyn bowiem jest mocno przekonany, że nie ma kacerza, któryby błądził tylko w teorii przeciw artykułom wiary, a nie wykraczał równocześnie w praktyce przeciw dobrym obyczajom. Manichejczyków znał Augustyn jak nikt inny, bo przez 9 lat był ich zwolennikiem; tu też znajomość znakomicie mu posłużyła do sparaliżowania zgubnych wpływów tych chełpliwych i obłudnych ascetów, dopuszczających się w rzeczywistości haniebnych występków. By wykazać różnicę między obyczajami katolików, a ich obyczajami, napisał w r. 388 dwie rozprawy: De moribus Ecclesiae catholicae i De moribus Manichaeorum.
Zdaniem Augustyna z porównania tego każdy snadnie wysnuje wniosek o moralnej wartości jednych i drugich. Manichejczykom stawia Augustyn bardzo ciężkie zarzuty, tak co do wiary, jak i co do obyczajów; nawet tak zwani „wybrani” pośród nich dopuszczają się czynów karygodnych, tak dalece, iż trzeba by o tym pisać całe tomy, by je wyliczyć. Jednym słowem całe postępowanie heretyków zmuszało Augustyna do stanowczego potępienia ich doktryny i jej następstw – a nie mógł temu lepszego dać wyrazu, jak przez postawienie zasady: Extra Ecclesiam salus non est.
Wiele również przyczyniła się do akcentowania tej zasady polemika z donatystami, którzy na zewnątrz gorszymi byli od manichejczyków i zupełnie nie przebierali w środkach, byle dokuczyć katolikom i szerzyć schizmę choćby pałką i pięścią.
Grozą i zemstą zatrzymywali zwolenników w łonie sekty, a katolikom przeszkadzali nawet w wykonywaniu praktyk religijnych. Urządzali formalne wyprawy na świątynie i posiadłości katolickie, przy czym niejednokrotnie nie obeszło się bez tortur i krwi rozlewu. Jeden zwłaszcza odłam donatystów, tzw. „circumcelliones” – istni rozbójnicy, stanowili przednią straż i dopuszczali się szalonych zbrodni na rachunek swych protektorów, duchownych sekciarzy, którzy tego wrogiego ruchu byli sprężynami.
Ponieważ donatyści powoływali się często na cechę świętości swej sekty, jako główny probierz prawdziwości ich kościoła, przeto Augustyn oprócz ogólnikowych i sumarycznych oskarżeń przytacza całe szeregi konkretnych zarzutów, świadczących o tym, że donatyści nie tylko nie odznaczają się świętością życia, jako wykwitem wzniosłych zasad, ale nadto popełniają i tolerują u siebie wszelkiego rodzaju nadużycia.
Fatalnym w skutkach zasadom – o ile je zasadami nazwać można – heretyków i schizmatyków przeciwstawia Augustyn tę cechę Kościoła Chrystusowego, która najłatwiej wpada w oczy, tj. jego powszechność czyli katolickość. Sekciarze oderwali się od całości, zasklepili się w małym zakątku Afryki, zerwali z tradycją i stanęli do walki z całym katolickim światem – a co dziwniejsze – i w rozterkę ze samymi sobą, bo co innego głoszą, a co innego czynią. Czy wobec tego może być mowa o osiągnięciu zbawienia tam gdzie nie ma odpowiednich ku temu środków, przede wszystkim środków najszerzej pojętych, tj. miłości i jedności, bez których nie ma ani odpuszczenia w tym życiu, ani zbawienia w przyszłym.
Podaliśmy w najkrótszych zarysach tło, na jakim się rozgrywała walka i motywy, jakie skłaniały Augustyna do tak rygorystycznego pojmowania kwestii zbawienia. Zaznaczyliśmy jednak wyżej, że rygoryzm ten nie jest tak bezwzględnym, jak się na pierwszy rzut oka wydaje. I istotnie tak jest. Augustyn nie wyklucza bezwzględnie możności zbawienia poza Kościołem. Aby to twierdzenie pogodzić z poprzednim, należy u św. Doktora odróżnić teorię od praktyki. W teorii, gdy idzie o zasady, Augustyn głosi nieugięcie zdanie: Extra Ecclesiam salus non est; w praktyce natomiast, gdy wchodzi w grę sprawa zbawienia jednostek, okazuje się człowiekiem nader wyrozumiałym i wspaniałomyślnym. Nie wynika z tego jakaś chwiejność czy niestałość w zapatrywaniach, bo zasady tej trzymał się od samego początku walki zdonatystami, o czym świadczy np. ” Psalmus contra partem Donati” z r. 393, w którym z wielką miłością i słodyczą zwraca się do błędnowierców, wykazując im zgubne skutki odłączenia się od Kościoła, jedynego źródła łaski, i nawołując ich do rychłego powrotu. Zapewne, że silniej akcentował teoretyczną zasadę, gdy został biskupem, bo jako pasterz diecezji więcej poczuwał się do odpowiedzialności za całość zasad katolickich. Mimo to jednak i wtedy nigdy nie zaprzeczał możności zbawienia poza Kościołem w poszczególnych wypadkach. Skąd to wiemy? Wiemy to z oświetlenia przez Augustyna stosunku innowierców tzn. heretyków i schizmatyków do Kościoła. Heretycy i schizmatycy, odłączając się od Kościoła, nie zrywają z nim całkowicie, bo pozostaje wiele rzeczy, które ich jeszcze z nim wiążą, jak np. chrzest, symbol wiary i inne sakramenty; zrywają zaś w pierwszym rzędzie jedność i zgodę. Augustyn nie zaprzecza przedmiotowej wartości sakramentów i ich ważności po stronie heretyków i schizmatyków – owszem, nawet wyraźnie o niej mówi; natomiast jako główną przeszkodę w oddziaływaniu sakramentów poza Kościołem, podnosi brak odpowiedniego usposobienia u tych, którzy je przyjmują.
Wina błędnowiercy, przyjmującego sakrament, w stopniu swym zależy od stopnia jego świadomości, z jaką go przyjmuje, nie zostając w łączności z Kościołem, jedynym prawnym właścicielem sakramentów.
Wielki Doktor Kościoła zachodniego nie zaprzecza możności dobrego usposobienia poza Kościołem, chociaż czyni to ostrożnie i z pewnymi zastrzeżeniami, które zresztą są całkiem uzasadnione.
Gdzie nie ma prawdziwej wiary, tam żadna z cnót nie ma istotnego gruntu, na którym by się ostać mogła. Z wiary ma wypływać ta najpiękniejsza z cnót – miłość, bez której nawet wiara nie zbawia; a nie ma miłości bez jedności i łączności, przede wszystkim duchowej, bo sama zewnętrzna nie wystarcza.
Z tego wynika, jak Augustyn wspaniale z Kościoła widzialnego wyprowadza Kościół niewidzialny, czyli połączenie (communio) tych, którzy czy to w Kościele, czy poza Kościołem w dobrej wierze żyją, według najszczerszego swego przekonania.
Z tego również punktu widzenia należy patrzeć i na stosunek błędnowierców do Kościoła; tych dzieli Augustyn na dwie kategorie, tj. formalnych i materialnych czyli błądzących świadomie i nieświadomie.
Wszystkie tedy rygorystyczne wyrażenia odnoszące się tak do możności zbawienia, jak i ważności sakramentów poza Kościołem, stosują się do heretyków i schizmatyków f o r ma ln y c h , tj. zdających sobie sprawę ze swego postępowania. Posądzanie Augustyna o brak tolerancji nie ma najmniejszego uzasadnienia, jak również zarzut ekskluzywności katolickiej moralności i rygorystycznego pojmowania kwestii zbawienia. Tak mogą sądzić ci, którzy albo nie czytali Augustyna, albo czytając, nie chcieli rozumieć.
Jakkolwiek według Augustyna poza Kościołem nie ma Ducha Świętego, – to przecież łaska Boża mimo to może oddziaływać i na odszczepieńców w kierunku nawrócenia. Oderwanych od Kościoła przyrównuje św. Doktór do połamanych gałęzi, które mogą jeszcze zrosnąć się w jedno z życiodajnym pniem. Dopóki żyją, nie można zupełnie wątpić o ich zbawieniu, bo i względem ich niezmierzonym jest miłosierdzie Boga. Wielkości tego miłosierdzia i cierpliwości Bożej doznał Augustyn na sobie samym, jak mało kto i tyle musiał złamać przeszkód na drodze do nawrócenia, czemu wspaniały wyraz dał w Wyznaniach – że trudno przypuścić, iżby później zapomniał o tym i stał się nieubłaganym dla błądzących w wierze, zwłaszcza zrodzonych i wychowanych poza Kościołem. Augustyn przyznaje, że niejednokrotnie nawet najgorsi heretycy mogą działać w dobrej wierze. Nie może jednak być zbawiony ani usprawiedliwiony ten, kto poznawszy Kościół, czy to z lektury ksiąg świętych, czy po jego cechach lub w inny sposób, mimo to zerwał z nim łączność lub zerwanej łączności nie nawiązał.
Według Augustyna możliwym jest usprawiedliwienie, zasługujące na żywot wieczny, dokonujące się w duszy człowieka bez zewnętrznej pomocy, wtedy mianowicie, gdy ta zewnętrzna pomoc i widzialne środki są dlań niedostępnymi. Dobre usposobienie, „recta dispositio” w wypadku extremae necessitatis zastępuje sakrament chrztu; w ten sposób np. zbawił się łotr na krzyżu. Przekonywująco dowodzi wielki biskup Hippony, że od początku rodzaju ludzkiego, a raczej od obietnicy Odkupiciela, objawiał się Chrystus różnymi sposobami ludzkości, i w każdym czasie byli tacy, którzy weń wierzyli; byli tacy już w erze patriarchalnej od Adama do Mojżesza; byli zwłaszcza wśród narodu wybranego, a nie brakło ich i wśród pogan. Co z tego wynika? Oto, że Bóg nigdy nie skąpił łaski swej i środków, wiodących do zbawienia – a odmawiał ich tylko tym, którzy z własnej woli i winy stali się ich niegodnymi.
Widzimy tedy z tego krótkiego przedstawienia sprawy, iż Augustyn bardzo roztropnie pojmuje kwestię zbawienia – nie potępia z góry nikogo – jest wyrozumiałym na słabości ludzkie – i zasadę: „Extra Ecclesiam salus non est” w ten sposób i w tym znaczeniu głosi, iż każdy ze spokojnym sumieniem na nią zgodzić się może.
Ks. Jan Czuj