Podczas niniejszej konferencji postaram się przedstawić po krótce treść przeczytanej przeze mnie niedawno książki Rudolfa Allersa Forming Character in Adolescents. Rudolf Allers jest katolickim psychologiem, którego prace inspirowane są filozofią św. Tomasza z Akwinu. Można nie zgadzać się ze wszystkimi jego tezami, z pewnością jednak zasługują one na refleksję. Osobiście uważam, że większość jego konkluzji jest całkowicie słusznych i bardzo pomocnych w procesie wychowania.
Nauka, którą będziemy się dziś zajmować, jest nieco abstrakcyjna, nie sądzę jednak by była to strata czasu. Dlaczego? Ponieważ nie możemy wywierać wpływu na nastolatków nie rozumiejąc ich.
Jeśli rodzice chcą właściwie wychować swe nastoletnie dziecko, muszą znać pewne podstawowe fakty z dziedziny psychologii. Rzeźbiarz musi wiedzieć, na jakim materiale ma pracować. Podobnie jest w przypadku rodziców.
W żadnym wieku dziecko nie jest tak trudne wychowywania i kierowania jak właśnie w okresie dojrzewania, nigdy też nie jest mu bardziej potrzebny wychowawca posiadający dogłębną znajomość osobowości, którą ma formować i kształtować.
„Zrozumienie” oznacza – w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa – „postawienie się w czyjejś sytuacji”, czyli niesienie jego brzemienia i dzielenie jego punktu widzenia. By zrozumieć umysł nastolatka, musimy być w pełni świadomi sposobu w jaki postrzega on siebie samego oraz rzeczywistość, gdyż dopiero to pozwala nam pojąć jego punkt widzenia.
Okres dorastania to czas niepokoju i licznych problemów. Główny z nich wynika z formowania się i ostatecznego krystalizowania osobowości. Słowo „formowanie” sugeruje coś, co jeszcze nie zostało osiągnięte, coś niestabilnego, coś co dopiero się kształtuje. Jest to więc zasadniczo okres niepokoju i niepewności. W czasie tym dziecko traci zaufanie do otaczających je rzeczy i osób, nie dlatego że rzeczy te i osoby stają się inne, ale dlatego iż zmienia się stosunek nastolatka do nich. Owa zmiana stosunku wynika ze zmiany zachodzącej w samej osobie, albo też raczej w jej samoświadomości. Zanika naiwny stosunek, jaki ma małe dziecko do siebie samego, przyjmując jako coś oczywistego swe własne istnienie, życie i jego uwarunkowania, a także poczucie harmonii ze wszystkim i wszystkimi. To tak jakby dziecko, przechodząc z dzieciństwa do wieku dojrzewania, musiało odkryć na nowo cały świat, a zadanie to jest zdecydowanie trudniejsze niż pierwotne jego odkrywanie, staje się bowiem świadome. Szczęśliwa nieświadomość wczesnego dzieciństwa tracona jest w sposób bezpowrotny.
Nikt nie może mieć nadziei na rozumienie umysłu nastolatka, a tym bardziej na wywieranie na niego wpływu, jeśli nie będzie zdawać sobie sprawy, iż zasadniczą cechą tego wieku jest niepewność.
Nastolatek nie posiada w istocie charakteru, albo raczej sprawia wrażenie jakby go nie posiadał. Wrażenie to wywołane jest w głównej mierze tak charakterystyczną dla tego wieku niestabilnością zachowania, za którą często – niesprawiedliwie – krytykujemy nastoletnie dzieci. W istocie nie ponoszą one za to winy – jest to nieunikniony skutek stanu, w jakim się znajdują.
Kwestie związane z autorytetem sprawiają problemy już we wczesnym dzieciństwie – tak długo jednak jak istnieje pierwotna, oparta na miłości więź zaufania między rodzicem a dzieckiem, wywieranie na nie wpływu nie jest szczególnie trudne. Jednak w okresie dojrzewania dziecko nie ma już skłonności do polegania na zdaniu innych.
Rosnąca samoświadomość prowadzi do zakwestionowania autorytetu, poczucie zaś własnej siły sprawia, iż młody umysł tęskni za niezależnością. Nastolatek nie posiada jednak jeszcze wystarczającego rozeznania, by był w stanie pojąć konieczność władzy i korzyści z jej istnienia. Prawa jawią mu się jako arbitralne ograniczenia narzucane przez tyranię dorosłych. W zasadzie autorytetu widzi jedynie wykręt, wykorzystywany do utrzymania się przy władzy ludzi, którzy w istocie powinni się jej zrzec. Przeświadczenie, że czas starszego pokolenia przemija, ustępując miejsca erze młodych, jest wspólne dla młodzieży wszystkich epok.
Nastolatkowie, o czym wszyscy doskonale wiemy, mają skłonność do krytykowania wszystkiego. Cokolwiek starsze pokolenie uznaje za słuszne, im wydaje się śmieszne i niedorzeczne. Nastolatek jest przeświadczony, że prawa i reguły powinny zostać zmienione. Pociągają go wszystkiego rodzaju nowe i rewolucyjne idee. Dojmująco świadomy swej budzącej się osobowości oraz jej wyjątkowości, łatwo ulega relatywizmowi, czyniąc „człowieka miarą wszystkich rzeczy”. Podaje w wątpliwość obiektywne i odwieczne prawdy, co więcej, samo istnienie takich prawd staje się dla jego umysłu czymś dyskusyjnym. Jeśli ktoś powołuje się na prawdy lub prawa, które udowodniły swą słuszność na przestrzeni wieków, nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. Świat jest dla niego tak nowy i niezrozumiały, jak jego własna osobowość.
Jeśli chcecie zrozumieć nastolatka, musicie zaskarbić sobie jego zaufanie. Wymaga to traktowania jego wyobrażeń i problemów poważnie. Wyśmiewanie ich jako niedojrzałych, lekceważenie jego problemów, powtarzanie mu że trudności takie zdarzają się każdemu i z czasem przeminą, nie wysłuchiwanie jego zwierzeń ponieważ chłopcy i dziewczęta zawsze borykali się z takimi problemami, wszystkie te typowe postawy dorosłych – zrodzone po części z rozczarowania, po części z zazdrości, a częściowo po prostu z lenistwa i unikania odpowiedzialności – są najpewniejszym sposobem na zrażenie młodego człowieka i stworzenie pomiędzy wami głębokiej przepaści, która nigdy już nie będzie mogła być zasypana.
Jeśli to konieczne, sięgajcie po pomoc „z zewnątrz” – kapłana, trenera, drużynowego, starszego brata lub siostrę, którzy będą mogli służyć w tym przypadku waszemu dziecku radą. W większości przypadków konieczne jednak będzie wypracowanie metody powolnego i stopniowego zdobycia jego zaufania. Wymaga to bez wątpienia czasu, czas ten nie jest jednak marnowany. Nawet nie ciesząc się jeszcze zaufaniem naszych dzieci możemy poznać je lepiej, one zaś, nie uświadamiając sobie tego w pełni, zaczynają stopniowo coraz bardziej polegać na naszym zdaniu i poszukiwać naszego towarzystwa. (…)
Wystrzegać się jednak należy prób nakłaniania nastolatka do wynurzeń – zwłaszcza w okolicznościach w których się on tego nie spodziewa. O ile nie jest on już gotowy by nam zaufać i potrzebuje jedynie trochę pomocy by przezwyciężyć ostatnie wahania, nie będzie przejawiał ochoty do zwierzeń – choć może bardzo pragnąć opowiedzieć nam o nurtujących go problemach. Taka nagła próba nawiązania kontaktu może być dla niego szokiem i jedynie go przestraszyć. Lepiej jest postępować powoli i cierpliwie.
W obcowaniu z młodzieżą najważniejsza jest cierpliwość. Jeśli chcemy być pomocni, musimy poczekać na odpowiednią po temu okazję. Im lepiej nauczymy się czekać, tym pewniej taka sposobność się nadarzy. W międzyczasie możemy jedynie starać się utrzymywać jak najlepsze stosunki z dziećmi i gromadzić wszelkie informacje, które mogą okazać się przydatne. Istotne są wszystkie dane, niezależnie od tego czy pochodzą z naszych własnych obserwacji czy od osób trzecich. Musimy jednak zachowywać je dla siebie i nie ciskać nimi w chłopca czy dziewczynę, nawet jeśli jesteśmy zaszokowani tym, co nam o nich powiedziano. Należy bezwzględnie unikać zadawania pytań w rodzaju „Czego to ja się o tobie dowiaduję?”. Młodzi nie chcą być szpiegowani, nie chcą czuć się kontrolowani i łatwo się płoszą, bardzo pragną bowiem zachować to, co nazywają „niezależnością”.
Autorytet jako taki robi już na nich wrażenia. Samo odwoływanie się do niego sprawia, iż stają się oni bardziej nerwowi i niechętni do słuchania. Nastolatek nie jest już jak dziecko, które darzy rodziców instynktownym zaufaniem i ostatecznie okazuje posłuszeństwo, nawet jeśli początkowo protestuje, albo które uważa, że rodzice zawsze muszą wiedzieć lepiej. Pożyteczne jednak może być wskazanie – nawet małemu dziecku – że musi zrobić co mu się każe nie dlatego że ojciec lub matka tak powiedzieli, ale ponieważ mają oni obowiązek znać się na tym lepiej. Na nastolatku robi zazwyczaj silne wrażenie, jeśli wytłumaczy się mu konieczność istnienia władzy i korzyści z tego płynące. Co do samego autorytetu, zadanie wychowawcy w wieku dojrzewania polega nie tyle na jego utrzymywaniu, co budowaniu.
Źadna władza nie może jednak oczekiwać respektowania praw, które sama ignoruje. Nastolatkowie kwestionują zazwyczaj nie władzę jako taką, ale władzę która uważa się za zwolnioną z obowiązku przestrzegania narzucanych przez siebie reguł. Oczywiście jest wiele rzeczy dozwolonych dla dorosłych, na które nie można pozwolić dzieciom, muszą one jednak wiedzieć, że w stosownym czasie dostępne one będą również dla nich. Zawsze też, o ile to tylko możliwe, trzeba im wyjaśniać dlaczego dorośli mogą mieć lub robić pewne rzeczy, podczas gdy im jest to póki co zabronione. Nawet jeśli nie będą w stanie zrozumieć tego w pełni, dzieci i nastolatkowie odróżniają bardzo dobrze reguły, które stosują się do wszystkich, od tych, które uwarunkowane są od wieku. Prawdą jest, że u nastolatka zdolność do rozróżniania jest nieco zaburzona ze względu na pragnienie, by być traktowanym jak dorosły – jednakże nawet on jest w stanie pojąć te różnice, zwłaszcza jeśli starsi zadadzą sobie trud wyjaśnienia mu dlaczego wciąż musi powstrzymywać się od pewnych rzeczy.
Nastolatkowie potrzebują nade wszystko zachęty. Nie wszyscy sprawiają wrażenie zniechęconych i rzeczywiście nie wszyscy uczuciu temu ulegają, każdy jednak nastolatek przynajmniej od czasu do czasu popada w przygnębienie. Jest to oczywiście szkodliwe dla jego rozwoju moralnego. Poczucie, że nigdy nie zdoła przezwyciężyć pewnych trudności, że nigdy nie pojmie pewnych idei etc. wywierają na niego bardzo negatywny wpływ. Zachęta jest więc absolutnie niezbędna – ze względu na poczucie zagubienia i niepewność typowe dla tego wieku, a przede wszystkim ze względu na niepewność nastolatka względem własnej osobowości.
Nawet jeśli jesteśmy przekonani, że mamy do czynienia z niezwykle utalentowanym dzieckiem, powinniśmy być ostrożni w wyrażaniu naszego uznania dla jego dokonań. Również w tym względzie musimy zachować umiar, ani nie zniechęcając dziecka mówiąc mu że jego osiągnięcia są nic nie warte, ani nie pozwalając mu wierzyć, że już osiągnęło doskonałość.
Najmądrzejsza postawa polega na wpajaniu dzieciom przekonania, że powinny zadowolić się najpierw skromniejszymi osiągnięciami. Jeśli jednak będzie się im to mówić w sposób dosadny, podkreślając że ich czas dopiero nadejdzie, łatwo mogą popaść w zniechęcenie. Nastolatkowie chcą być wspaniali, ważni i doskonali już teraz. Nie chcą czekać na przyszłość, o której mają bardzo mgliste wyobrażenie i która przeraża ich w równej mierze co pociąga. Jak można od nich oczekiwać, by mieli jasne wyobrażenie o przyszłości, kiedy nawet o teraźniejszości mają bardzo mgliste pojęcie? Tak więc by być skuteczną, zachęta musi odwoływać się do teraźniejszości.
Zachęta posiada dwa aspekty, pozytywny i negatywny. Nade wszystko trzeba wystrzegać się zniechęcania nastolatków. Nie powinno się więc nigdy ganić ich za złe zachowanie, nie dając im równocześnie odczuć, że wierzymy iż potrafią postępować inaczej. Szczególnie ostrożnym trzeba być z młodszymi dziećmi, które dopiero co zaczęły odczuwać zwątpienie i zniechęcenie.
Myślę, że nie od rzeczy będzie tu przypomnienie pewnych typowych dla rodziców błędów, przyczyniających się do zniechęcenia u ich nastoletnich dzieci. Bardzo często rodzice zwykli są – upominając nastolatka za jego niestosowne zachowanie – powoływać się na swą własną młodość i mówić, że oni nigdy nie postąpiliby w ten sposób. Tego typu uwagi są całkowicie nieskuteczne. Nastolatkowie nie wierzą w te zapewnienia – i w większości przypadków mają słuszność. Gdy pewien ojciec karcił swego dziesięcioletniego syna słowami: „Czy widziałeś bym ja kiedykolwiek siadł do stołu z brudnymi rękoma?”, chłopiec odpowiedział: „Przecież nie znałem cię, gdy miałeś dziesięć lat!”
Inny często popełniany błąd polega na traktowaniu autorytetu rodzicielskiego jako czegoś oczywistego, jako że jest on obiektywnie uzasadniony. To jednak, co jest obiektywnie prawdziwe, nie zawsze uznawane jest za takie – nawet przez dorosłych. Jeśli przyjmować będziemy za pewne to, czemu nasz oponent zaprzecza, nie wyniknie z tego żadna owocna dyskusja. Jeśli pragniemy kogoś przekonać, musimy wyjść od jego punktu widzenia i starać się stopniowo doprowadzić go do uświadomienia sobie błędu.
Przede wszystkim musimy uznać fakt, że problemy w relacjach pomiędzy dwoma ludźmi rzadko są skutkiem postawy tylko jednego z nich. W większości przypadków wina leży po obu stronach, choć być może nie w równym stopniu. Jednak nieporozumienia, tak częste miedzy rodzicami a ich nastoletnimi dziećmi, są najczęściej skutkiem postawy tych pierwszych. Nie ulega wątpliwości, że również nastolatkowie popełniają błędy lub dopuszczają się różnego rodzaju występków, niekiedy nawet poważnych. Winy ich jednak, choć materialnie poważne, nie zawsze są takimi formalnie, jako że nastolatek pozostaje nieświadomy wielu rzeczy, zwłaszcza związanych z jego własną osobowością – nie można więc od niego oczekiwać by zachowywał się zgodnie z obiektywnymi regułami, które stosowałyby się albo do bardzo małych dzieci albo do dorosłych. Zamiast obarczać młodych ludzi wyłączną odpowiedzialnością, lepiej byłoby gdyby ich rodzice, przynajmniej raz na jakiś czas, zastanowili się czy oni sami nie popełnili w przeszłości jakichś błędów wychowawczych i czy nadal ich nie popełniają. Jeśli będą wobec siebie samych dostatecznie szczerzy odkryją bez wątpienia, że oni sami popełnili wiele gaf – i obecnie zbierają po prostu tego owoce. Stanu, który został utrwalony przez długi czas, nie da się zmienić poprzez kilka godzin wyjaśnień.
Wielu dorosłych żali się, że w młodości zaniedbano ich formację intelektualną i że obecnie nie są już w stanie tego naprawić, nie mając ani dość czasu ani odwagi. Natura ludzka posiada skłonność do tego, by „iść po linii najmniejszego oporu”. Źycie w świadomej ignorancji jawi się wielu jako łatwiejsze. Trzeba też pamiętać, że – z powodów o których już mówiliśmy – nastolatkowie mają jeszcze silniejszą skłonność do zniechęcania się w obliczu trudności. Nie trzeba wielkiego wysiłku intelektualnego by chodzić do kina, czytać ekscytujące powieści czy śledzić najnowsze doniesienia z rozgrywek baseballu lub tenisa. Nawet powszechnego dziś zainteresowania sprawami techniki nie można nazwać intelektualnym w prawdziwym sensie tego słowa. To fakt, prawdziwe rozumienie kwestii technicznych wymaga znacznego wyrobienia intelektu, jednak powierzchowne zainteresowanie, jakie wykazuje współczesna młodzież nowinkami ze świata technologii jest równie płytkie, jak reszta ich upodobań.
Zamiast utrwalać w naszych dzieciach tę tendencję do powierzchownego i płytkiego traktowania rzeczywistości, powinniśmy rozbudzać w nich zainteresowanie kwestiami intelektualnymi. Zadanie to jest trudne, jako że dominująca obecnie mentalność popycha je w kierunku przeciwnym. Chłopiec, który nie przejawia zwykłego zainteresowania wydarzeniami sportowymi albo nie wie nic o życiu gwiazd filmowych, postrzegany jest dziś jako dziwak, zarozumialec albo opóźniony w rozwoju.
Ta dominująca obecnie mentalność, w połączeniu z charakterystyczną dla nastolatków niepewnością oraz typową dla natury ludzkiej tendencją, by iść po linii najmniejszego oporu sprawiają, iż młodzież zaczyna postrzegać wiele stojących przed nią wyzwań, zwłaszcza intelektualnych, za całkowicie ją przerastających.
Wychowywanie nastolatków i wywieranie na nich pożądanego wpływu nie jest zadaniem łatwym. Nie są to jednak przedsięwzięcia niewykonalne, o ile tylko świadomi będziemy dobrze cech osobowości, jaką mamy formować. Istnieją pewne zachowania, niektóre z nich powszechnie postrzegane jako wady, które więcej mówią o głębszej strukturze osobowości, niż nam się powszechnie sądzi. Wychowawca powinien się jednak roztropnie wystrzegać zajmowania postawy sędziego. Jego głównym zadaniem nie jest potępiać, ale zrozumieć. Napominanie może być skutecznym środkiem wywierania wpływu, o ile tylko stosowane jest z rozwagą. Podobnie jest z karą. Stosowanie obu tych środków zakłada jednak uprzednie gruntowne zrozumienie [osobowości dziecka – przyp. tłum.].
By lepiej zilustrować tę zasadę pozwolę sobie przytoczyć przykład z życia św. Anzelma. Pewnego dnia odwiedził go pewien opat, który w rozmowie z nim uskarżał się na problemy z wychowywanymi w klasztorze dziećmi. „Błagam cię, powiedz co mam z nimi zrobić? – pytał – Są uparte i niepoprawne. Nie przestaję chłostać ich w dzień i w nocy, a one stają się jeszcze gorsze”.
Św. Anzelm zdumiał się na to i odpowiedział: „Nie przestajesz ich chłostać? Na jakich więc ludzi wyrosną? Staną się bezrozumnymi bestiami”.
„Po co więc wydawać pieniądze na ich utrzymanie – odrzekł opat – jeśli zmieniamy ludzi w bestie. Staramy się trzymać ich tak krótko, jak to tylko możliwe, nic jednak nie osiągamy”.
„Trzymacie ich krótko! – powiedział św. Anzelm – Powiedzcie mi opacie, jeśli będziecie chcieli zasadzić młode drzewo w waszym ogrodzie i zwiążecie je ze wszystkich stron tak, że nie będzie mogło wypuścić żadnej gałęzi, jakim drzewem będzie po latach, gdy je rozwiążecie? Ze swymi zdeformowanymi gałęziami będzie bez wątpienia całkowicie bezużyteczne. A czyjaż by to była wina jeśli nie wasza, którzy obwiązaliście je tak ciasno? To właśnie czynicie z waszymi chłopcami. Posadzeni oni zostali przez ofiarę [ich rodziców – przyp. tłum.] w ogrodzie Kościoła, by mogli wzrastać i przynieść owoce Bogu. Wy jednak strasząc ich, grożąc im i chłoszcząc spętaliście ich tak zupełnie, że nie pozostawiliście im niemal żadnej swobody”.
Następnie św. Anzelm wyjaśnił, że rzeźbiarz nadaje kształt swemu dziełu raczej delikatnymi pociągnięciami dłuta niż potężnymi uderzeniami młota, podobnie dziecko musi być karmione mlekiem, a nie mięsem czy chlebem. Silna dusza zdolna jest przyjąć karę i czerpać korzyść duchową z upokorzenia i cierpienia – dziecko jednak potrzebuje mleka, tj. „delikatnego wsparcia ze strony innych, łagodności, miłosierdzia, przyjacielskich rad, wsparcia i wielu rzeczy tego rodzaju”.
Również św. Jan Bosko pozostawił nam wiele rad, które można by w tym miejscu przytoczyć. Ograniczymy się do kilku akapitów:
„Jesteśmy przyjaciółmi naszych chłopców (…) Uzyskacie od nich wszystko, jeśli tylko zdadzą sobie sprawę, że poszukujecie ich własnego dobra (…) Nawiązujcie przyjacielskie stosunki z chłopcami, zwłaszcza podczas rekreacji. Bez tych przyjacielskich stosunków nie może być mowy o przywiązaniu, zaufanie zaś istnieć może jedynie tam, gdzie jest przywiązanie. Ten, kto chce być kochany, musi najpierw okazać swą własną miłość. Zbawiciel zniżył się do maluczkich i nosił nasze słabości (…) Pamiętajcie, że wychowanie jest trudną sztuką i jedynie sam Bóg jest jej prawdziwym mistrzem”.
Kończąc, zachęcam was gorąco do modlitwy za wasze dzieci oraz za wszystkie dzieci, zwłaszcza te dorastające, które zmagają się w ciężkimi pokusami i potrzebują wielu łask by oprzeć się powabom świata:
„Panie Boże, Ty powołałeś nas do świętego stanu małżeńskiego i zechciałeś uczynić nas rodzicami. Polecamy Ci nasze drogie dzieci. Powierzamy je Twej ojcowskiej opiece. Oby stały się źródłem pociechy, nie tylko dla nas, ale przede wszystkim dla Ciebie, który jesteś ich Stwórcą. Czuwaj nad nimi, wspomagaj je i broń.
Udziel nam swej łaski, byśmy mogli nauczyć je Twoich Przykazań. Czynić to będziemy przestrzegając wiernie praw Twoich oraz praw Świętej Matki Kościoła. Daj nam świadomość naszych obowiązków względem Ciebie i pobłogosław nasze pragnienia, byśmy mogli jak najlepiej Ci służyć. Pokornie i z głębi serc naszych prosimy o to błogosławieństwo, dla nas samych oraz dla dzieci, którymi raczyłeś nas obdarzyć.
Polecamy je Tobie, o Panie. Strzeż ich jak źrenicy Twego oka i chroń je w cieniu Twych skrzydeł. Daj, byśmy kiedyś razem z nimi dostąpić mogli chwały nieba, w którym dziękować będziemy Tobie, naszemu Ojcu, za pełną miłości opiekę nad całą naszą rodziną i wychwalać Cię wspólnie z nimi na wieki wieków. Amen”.
Ks. Herve de la Tour
tłum. Scriptor