Szacunkiem zwykliśmy darzyć jedynie tych ludzi, którzy bezsprzecznie na to zasługują. Nikt nie jest bez wad, podobnie jak nikt nie jest całkowicie pozbawiony wszelkich cnót. Pochwały godni są jednak jedynie ci, którzy ogólna postawa zasługuje na uznanie, którzy są ludźmi z gruntu dobrymi.
Nie ulega wątpliwości, że niektóre zjawiska, które Luter uznał za złe, rzeczywiście takimi były. Nikt nie może twierdzić, że wszystkie jego zarzuty były całkowicie pozbawione podstaw. Czy jednak teologia jego zasadniczo zasługuje na uznanie? Musimy tu oczywiście rozróżniać pomiędzy wiarą współczesnych nam luteranów oraz poglądami samego Lutra. W tekście niniejszym skupimy się na osobie inicjatora tego ruchu oraz fundamentów, jakie położył pod jego powstaniem.
Co powinno stanowić dla nas podstawę do oceny? Oczywiście jego własne pisma.
Tak więc w artykule niniejszym przytoczymy obszerne z nich cytaty dotyczące kwestii, będącej jednym z głównych przedmiotów jego zainteresowań. Co prawda w okresie późniejszym nie głosił już tych poglądów w sposób jednoznaczny, nigdy się z nich jednak nie wycofał. (…)
Czytając poniższe cytaty czytelnik powinien zadać sobie pytania: Czy słowa takie mogłyby wyjść spod piór świętego? Czy człowiek prawdziwie kochający Boga, znajdujący się w stanie łaski, zdolny byłby głosić takie poglądy?
Pierwsza teza Lutra. Dla Lutra znajomość przez Boga rzeczy przyszłych oznacza, że nie ma przypadków, co z kolei oznacza iż nie istnieje coś takiego jak wolność. Tezę tę głosił, jak twierdził, aby bronić wszechwiedzy Boga, wiarygodności Jego obietnicy oraz podstawy do ufności w zbawienie poprzez samą tylko wiarę. I rzeczywiście, dostrzec możemy wyraźny związek pomiędzy tym założeniem oraz doktrynami Lutra, które głoszone są do dziś i które omówimy w kolejnym artykule. Związek ten streścić można następująco: gdyby wydarzenia przyszłe były przypadkowe, wówczas obietnica Boża nie byłaby dla nas tak pewna, jak tego oczekujemy i potrzebujemy. Tak więc żadne wydarzenia przyszłe nie mają charakteru przypadkowego.
Dla Lutra istnieje albo łaska albo wolność, albo wolność albo Chrystus.
Jak pisał:
„Jeżeli by była tu w faraonie jakaś zmienność lub wolność woli, która mogła by zwrócić się w jedną lub drugą stronę, to Bóg nie mógłby tak na pewno przepowiedzieć jego zatwardziałości. Ponieważ tedy zapowiada to Ten, który ani mylić się ani mijać z prawdą nie może, to z konieczności i z wszelką pewnością musiało dojść do tego, że został przywiedziony do zatwardziałości, to zaś nie byłoby się stało, gdyby zatwardziałość nie była w ogóle poza zasięgiem sił ludzkich a była jedynie w mocy Boga” (O niewolnej woli, s. 83)
„Jeżeli Bóg wiedział naprzód, że Judasz będzie zdrajcą, to Judasz został zdrajcą z konieczności i nie było w ręce Judasza albo innego stworzenia to, by uczynić inaczej lub zmienić wolę, nawet jeżeli uczynił to chcąco, nie przymuszony, lecz chcenie to było dziełem Boga, które On uruchomił swoją wszechmocą, tak jak i wszystko inne” (O niewolnej woli, s. 84).
„Nie w naszej mocy jest zmienić Jego wolę, tym mniej przeciwstawić się Jego woli, którą chce mieć nas zatwardziałymi, i czy chcemy, czy nie chcemy, skutkiem tej woli musimy być zatwardziałymi” (O niewolnej woli, s. 85).
„Przyznaję wprawdzie, że jest to kwestia trudna, owszem, nawet niemożliwa, jeżeli będziesz chciał jednocześnie twierdzić i jedno i drugie: zarówno uprzednią wiedzę Boga, jak i wolność człowieka. Cóż bowiem jest trudniejszego; owszem nawet bardziej niemożliwego, jak twierdzić, że nie zwalczają się nawzajem rzeczy sprzeczne czy sobie przeciwne, albo że jakaś cyfra jest jednocześnie dziesiątką i dziewiątką? (…) Trzyma przeto w ryzach Apostoł Paweł bezbożnych, zrażonych owymi bardzo wyraźnymi słowami, gdyż stwierdzili, iż wola Boża spełnia się na nas z konieczności, stwierdzili więc, że z wszelką pewnością zostało ustalone, iż nie pozostało im nic z wolności albo wolnej woli, leczże wszystko zawisło od woli samego Boga. (…) I (…) nie dzieje się nam żadna krzywda, gdyż nic nam nie jest winien, nic od nas nie otrzymał (Rzym. r.11, w.35), nic nam nie obiecał, jak tylko tyle, ile chciał i ile mu się podobało” (O niewolnej woli, s. 85).
„Sprzeczna jest przeto diametralnie uprzednia wiedza i wszechmoc Boga z naszą wolną wolą” (O niewolnej woli, s. 86).
„Jest przeto, i to szczególnie konieczną i zbawienną dla chrześcijanina rzeczą wiedzieć, iż uprzednia wiedza Boża nie pozostawia wolnego biegu ślepemu przypadkowi, lecz że wszystko niezmienną i wiekuistą, i nieomylną wolą przewiduje, zamyśla i dokonuje. Tym piorunem zostaje porażona i doszczętnie starta wolna wola (…)” (O niewolnej woli, s. 11).
Luter przedstawia swój dowód na to, że Bóg jest niezmienny. Taka też, jak konkluduje, jest Jego wola. Jak dotąd w rozumowaniu tym nie ma błędu. Z tego jednak Luter wyciąga wniosek, że człowiek nie czyni niczego w sposób wolny.
„Stąd wynika bezspornie, że wszystko, co my czynimy, wszystko, co się dzieje, chociaż nam się wydaje, że dzieje się w sposób zmienny i tak, że mogłoby być także inaczej, w rzeczy samej jednak dzieje się z konieczności i niezmiennie, jeżeli spojrzeć na to od strony woli Bożej” (O niewolnej woli, s. 11).
Co mówili o takiej koncepcji prawdziwi święci? Św. Tomasz More pisał, iż teza Lutra o absolutnym determinizmie jest:
„Najgorszą i najbardziej szkodliwą herezją, jaka kiedykolwiek została wymyślona, a poza tym najbardziej szaloną”.
Trudno się z tym nie zgodzić. Czy powinniśmy więc, ze względów kurtuazyjnych i ulegając mrzonkom fałszywego ekumenizmu, pochwalać tego typu odrażające doktryny, zdradzając przez to pamięć męczenników?
Dla Lutra teza o absolutnym determinizmie konieczna jest dla obrony pewności, jaką daje wiara. Źadna wiara nie jest bowiem możliwa, o ile nie „wie” się uprzednio, że jako iż wola Boża determinuje wszystkie rzeczy, nic nie może mieć charakteru przypadkowego.
„Bo jeżeli wątpisz w to, albo pogardzasz znajomością tego, że Bóg nie przypadkowo, lecz z konieczności i w sposób niezmienny wszystko uprzednio wie i wszystko chce, to w jaki sposób będziesz mógł wierzyć w jego obietnice, pewnie im zaufać i na nich polegać ? Gdy bowiem On obiecuje, to ty musisz być pewien, iż On umie, może i chce spełnić to, co obiecuje. W przeciwnym razie nie będziesz go uważał za prawdomównego i wiernego, to zaś jest niewiara i najwyższa bezbożność, i zaprzeczenie najwyższego Boga. A w jaki inny sposób będziesz pewny i bezpieczny, jak nie w ten, że wiesz, iż On na pewno i nieomylnie, i niezmiennie, i z konieczności umie i chce dokonać, i rzeczywiście dokona tego, co obiecuje?” (O niewolnej woli, s. 13).
Jednakże taka pobudka do pokory jest całkowicie fałszywa, jako że sprzeczna jest z dogmatami wiary. Jak mówi św. Bernard, wyszukiwanie fałszywych przesłanek do pokory jest w istocie przejawem pychy. Stąd dostrzec możemy u Lutra jeden ze stopni pychy, twierdzi on bowiem, że uznanie jego tezy rozwija u człowieka cnotę pokory.
Sam Luter przyznaje, że koncepcja absolutnego determinizmu zdaje się czynić Boga całkowicie złym i przewrotnym. Zamiast jednak odrzucić ją jako bluźnierczą i fideistyczną, przyjmuje ją jako potwierdzającą wiarę i Objawienie, a to dlatego właśnie, iż jest ona tak sprzeczna ze wszelką logiką:
„To jest najwyższy stopień wiary: wierzyć, że dobry jest On, który tak niewielu zbawia, a tak wielu potępia – wierzyć – że sprawiedliwy jest On, Który z woli swojej przeznacza nas z konieczności na potępienie tak, iż wydaje się – jak to i Erazm przedstawia , że rozkoszuje się mękami nieszczęśliwych i zasługuje raczej na nienawiść, niż na miłość” (O niewolnej woli, s. 23).
To własne słowa Lutra, świadectwo pochodzące z jego własnych ust. Każdy uczciwy i pobożny czytelnik zdolny jest wyrobić sobie w tej kwestii własny osąd.
Czyż wobec jakiegokolwiek trybunału złożonego z ludzi rozumnych i uczciwych Luter nie udowadnia nimi własnej bezduszności?
Czyż wobec wszystkich rozumnych norm postępowania – sankcjonowanych przez władzę rodzicielską, władze państwowe i kodeksy karne, nie uznaje się on sam za winnego wykroczeń przeciwko wszelkiemu prawu? Czy należy go uznać za anarchistę?
Czyż przez trybunałem dogmatów katolickich, będących na ziemi najwyższym kryterium pozwalającym na poznanie co jest a co nie jest zgodne z Depozytem Wiary, nie uznaje się on sam za winnego herezji?
Czyż przed trybunałem samego Boga, któremu powinniśmy przypisywać jedynie to co dobre, prawdziwe i prawe, nie uznaje się on winnym potwornych bluźnierstw, gorszych nawet od głoszonych przez gnostyków, którzy jako pierwsi usiłowali zniszczyć Kościół? Gnostycy uznawali bowiem istnienie dwóch bogów, dobrego oraz złego. Czyż Luter nie posunął się jeszcze dalej redukując ich liczbę i uznając złego – co wszelki rozum, wiara i przyzwoitość musi odrzucić ze wstrętem – za boga jedynego?
Czyż cała współczesna filozofia – która, nawiasem mówiąc, nie jest całkowicie zepsuta, choć generalnie wroga jest Chrystusowi – nie odrzuca takiej potwornej koncepcji? Jeśli więc akceptujemy to, co jest w nowożytności dobre – jak bunt przeciwko fideizmowi i woluntarystycznym koncepcjom Boga, absurdalnym ideom dotyczącym usprawiedliwienia, Bożej predestynacji oraz odrzuceniu całej uprawnionej autonomii człowieka – czy nie musi nas to skłaniać do odrzucenia tej fundamentalnej tezy Lutra? I na koniec, czy ową predestynację do zła da się pogodzić z tak popularną dziś koncepcją miłosierdzia abstrahującego od sprawiedliwości?
Dr Christopher Malloy
tłum. Scriptor