Aktualizacja strony została wstrzymana

Europejskie echa węgierskiego referendum

„Zwycięstwo, porażka, dymisja, atak na Brukselę” – te słowa przewijają się w komentarzach po ogłoszeniu wyniku referendum w sprawie kwotowego rozdziału uchodźców z Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu między kraje członkowskie Unii Europejskiej. Zbyt mała frekwencja, by rezultat uznać za wiążący dla parlamentu w Budapeszcie i niemal 100 procentowe poparcie linii premiera Viktora Orbana wśród tych, którzy poszli w niedzielę 2 października do urn. Sam fakt przeprowadzenia referendum w trudnej sprawie polityki imigracyjnej wstrząsnął salonami, a jego skutki dopiero będziemy poznawać z upływem kolejnych tygodni.

Wynik referendum pozwala na różnorodną interpretację przez zainteresowanych w kraju i za granicą, według wcześniej lansowanych tez i założeń ideologicznych. Zwolennicy Orbana mogą powołać się na precedens pierwszego zapytania ogółu obywateli o dalszą politykę UE wobec imigrantów. Przeciwnicy linii FIDESZ-u szukają okazji by wzmocnić się przed kampanią wyborczą do parlamentu w 2018 roku. Orban, budując swoją pozycję w kraju, nie stroni od ostrego recenzowania działań UE, zyskując wśród europejskich polityków zarówno zwolenników, jak i silnych przeciwników. Jednego nie można na pewno zarzucić węgierskiemu premierowi – nijakości. W swoich wypowiedziach nie boi się stawiać veta najsilniejszym graczom od Uralu po Atlantyk – włącznie z liderami Unii Europejskiej oraz Angelą Merkel. Wyrazistość postaw Viktora Orbana sprawia, że o jego kraju mówi się nieproporcjonalnie częściej niż o państwach o podobnej wielkości. Rozgrywanie węgierskich interesów, często obok oficjalnej linii politycznej wytyczanej w Brukseli, sprawia, że postać Orbana jest znana z mass mediów całej Europy. W miarę ujawniania się błędów w polityce głównych graczy UE, wskazywanych wcześniej przez Orbana, jego wizja zmian strukturalnych w Unii zyskuje sympatyków wśród klasy politycznej i społeczeństw.

 

Głos suwerena

Oddanie głosu suwerenowi – ogółowi obywateli Węgier – było ze strony Viktora Orbana zagraniem pokerowym – szansą na zdruzgotanie opozycji i pokazanie silnego poparcia społecznego, ale także ryzykiem niepowodzenia, jakie niosą za sobą pasywność obywateli i nawoływanie do absencji przez opozycję. Ogłoszenie wyników referendum stało się impulsem do wysunięcia najdalej idącego wobec Viktora Orbana żądania – jego dymisji. Tak postawiła sprawę radykalniejsza od FIDESZ-u Orbana partia Jobbik, która w kampanii zachęcała do głosowania dokładnie tak samo jak FIDESZ, czyli przeciw przyjmowaniu imigrantów według unijnych kwot. Informację o tych żądaniach podała m.in. rosyjska RIA „Nowosti”, cytując lidera Jobbiku Gabora Vonę, który podał przykład brytyjskiego premiera Davida Camerona. Po przegranym przez niego referendum na wyspach i podjęciu przez obywateli Zjednoczonego Królestwa decyzji o „Brexicie” Cameron podał się do dymisji a brytyjski parlament wybrał nowego premiera Theresę May, która przejęła po nim przywództwo partii konserwatywnej. Lider Jobbiku raczej nie wierzy w powtórzenie brytyjskiego scenariusza nad Dunajem, takie żądanie ma tylko osłabić pozycję Orbana i FIDESZ-u, który wieloma działaniami odbiera część elektoratu Jobbikowi.

 

Wyczekiwanie Brukseli

Wynik niewiążących co prawda wyników referendum nie może pozostać jednak bez wpływu na uprawianie polityki na Węgrzech i w Europie, chociażby dlatego, że po raz pierwszy przy tak dużej niechęci Brukseli podjęto próbę oderwania się od linii UE z wykorzystaniem najbardziej demokratycznego narzędzia – woli ogółu obywateli. Znamienna jest wypowiedź Margaritisa Schinasa, głównego rzecznika Komisji Europejskiej: „Bierzemy pod uwagę wyniki referendum. Szanujemy demokratyczną wolę narodu węgierskiego. Zarówno tych, którzy głosowali, jak i tych, którzy tego nie zrobili.” Wskazuje ona na pewną rezerwę i wyczekiwanie w Brukseli co do dalszych kroków jakie podejmie rząd w Budapeszcie oraz tego, jak na nie powinna zareagować Komisja Europejska.

Fakt przeprowadzenia referendum w jedynym do tej pory państwie UE w kwestii tak gorącej, jak podział uchodźców między kraje członkowskie, może wywołać podobne żądania wśród obywateli pozostałych państw unijnych, a to może postawić narodowe rządy w trudnej sytuacji. Władymir Filippow, autor komentarza na stronach agencji RIA-Nowosti, węgierskie referendum nazywa wprost „Nowym uderzeniem w Brukselę po Brexicie”.

 

Węgrzy na razie jedyni

Jak pisze Martin Ehl w czeskich Hospodarskich Novinach: „Wiele osób w Europie uważa węgierskie głosowanie za kolejny istotny krok na drodze do rozpadu Unii Europejskiej, o czym w czerwcu zdecydowali Brytyjczycy”.

Nie krył intencji mocnego ataku na Brukselę nigdy sam Orban, którego wypowiedź cytuje na swojej internetowej stronie The Telegraph News. Premier Orban stwierdził, że Węgrzy są dumni z tego, że są pierwszymi, którzy zorganizowali referendum w kwestii imigrantów, ale dodał też że są „niestety, też jedyni w Unii Europejskiej”. Taka wypowiedź może być odczytywana jako zachęcenie innych narodów do nacisku na władze w celu zmiany polityki imigracyjnej, albo do odwołania się do woli narodów w drodze referendów. The Telegraph News pyta wprost, czy inne kraje będą naśladować Węgry i odmawiać realokacji uchodźców według systemu kwotowego. Wypuszczanie takich „balonów informacyjnych” uderza wprost w zwolenniczkę rozdziału uchodźców między kraje członkowskie UE, kanclerz Niemiec Angelę Merkel.

 

Kanclerz w opałach

Rick Lyman na stronie „The New York Times” pisze, że fala nacjonalistyczna (tak kwalifikuje się często konserwatywnych polityków w zachodnich mediach) jest realnym zagrożeniem dla „najsilniejszego lidera, kanclerz Niemiec, Angeli Merkel”. Tenże autor, w kontekście węgierskiego głosowania cytuje Gabora Fodora, lidera Węgierskiej Partii Liberalnej (opozycyjnej wobec FIDESZ-u, startującej w ostatnich wyborach w koalicji m.in. z socjalistami), uznającego kondycję europejskiej gospodarki jako mniej wytrzymałą niż w … 1990 roku oraz wskazującego na upadek „welfare state” (państwa dobrobytu). Nie trzeba dodawać, że utrata spokoju ekonomicznego, socjalnego i pogorszenie stanu bezpieczeństwa publicznego mają wpływ na życie ludzi, a tym samym na ich wybory polityczne. W tymże artykule Rick Lyman przywołuje słowa szefa polskiego MSZ Witolda Waszczykowskiego, nawiązującego do propozycji Orbana w zakresie zmian wewnątrz UE i zwiększeniu kompetencji państw narodowych.

Coraz trudniejsza sytuacja Angeli Merkel w konflikcie z Viktorem Orbanem została pokazana m.in. przez austriacki portal „Kronen Zeitung”. W opinii młodego (rocznik 1986) ministra spraw zagranicznych Republiki Austrii Sebastiana Kurza zapowiedź Angeli Merkel o gotowości przyjmowaniu kolejnych setek uchodźców z Włoch i Grecji jest błędna. Mając bowiem perspektywę ostatecznego dostania się do Niemiec kolejni imigranci przybędą do tych krajów. Krytykowanie niemieckiej kanclerz już nie tylko przez tworzącego wciąż Berlinowi kłopoty Orbana, ale nawet przez szefa MSZ Austrii, pokazuje na zmianę spojrzenia europejskich polityków na problem uchodźców i na pozycję niemieckiej kanclerz w świecie polityki.

 

Dalsze plany FIDESZ-u

Wiceszef partii Orbana, Gergely Gulyas mówi dla portalu „theguardian”, odnosząc się do odrzucenia kwot imigrantów, że jest to zwycięstwo dla wszystkich tych, którzy wierzą, że fundamentem silnej Unii Europejskiej mogą być tylko silne państwa narodowe. Niemiecki portal internetowy „Deutsche Welle” ujawnia wypowiedź Orbana, który referendum nazwał „ostrym mieczem na brukselskich biurokratów” oraz wskazywał na zagrożenie napływem do kraju, wraz z imigrantami, terrorystów. „Deutsche Welle” przypomina, że organizacje obrony praw człowieka ostrzegały przed budzeniem strachu wśród obywateli, zaś przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz nazwał działania węgierskiego premiera „niebezpieczną grą”.

Dalekosiężnych planów Orbana, w których referendum jest jednym z elementów, doszukuje się słowacki portal SME. Według Beaty Balagovej kampania referendalna miała przytłumić międzynarodową krytykę węgierskiego premiera, jaka od lat sypie się na głowę Orbana, za „autokratyczny sposób sprawowania władzy”.

Czeski portal iDNES.cz sugeruje, że odwołanie się do suwerenności narodu i deklaracja zapobiegania terroryzmowi mają na celu ponowienie sukcesu wyborczego FIDESZ-u za dwa lata, co pozwoliłoby mieć ugrupowaniu Orbana nieprzerwanie władzę od 2010 roku. Jeszcze dwa lata rządów FIDESZ-u, a w perspektywie nawet kolejna kadencja, dla polityków Unii Europejskiej oznacza stałe prowadzenie rozgrywki o kształt UE. Wybór między Unią scentralizowaną a Unią państw narodowych będzie generował dla Brukseli problemy szczególnie z tymi krajami, które do tej pory traktowane były co najmniej nierówno. Interpretacja prawa unijnego na korzyść wybranych, tworzenie zapisów budzących protesty w Środkowej Europie, zróżnicowanie wysokości dopłat w rolnictwie itd. mogą już nie być tak proste, jak wcześniej. Robiący wyłom Orban zyskał już sojuszników w Grupie Wyszehradzkiej, a do tego grona mogą niebawem dołączyć także Austria, Chorwacja, Rumunia i Bułgaria. Wymiar węgierskiego referendum ma bowiem także swój psychologiczny aspekt – budzenia wiary w możliwość innego funkcjonowania UE. Słabe strony Brukseli dostrzegają także krytycy Orbana w jego kraju. Cytowany wcześniej za „The New York Times” lider Węgierskiej Partii Liberalnej Gabor Fodor przyznaje, że „UE jest bardzo powolna” i nie radzi sobie z kolejnymi kryzysami – w 2008 roku finansowym, później euro i obecnie z kryzysem migracyjnym. Rodzi się pytanie o wnioski, jakie UE wyciągnie z nieważnego, ale istotnego referendum przeprowadzonego nad Dunajem.

 

Ostrożnie z frekwencją

Zarzut stawiany Orbanowi, że nie posłuchała go ponad połowa społeczeństwa (głosowało nieco ponad 40 proc, uprawnionych) i w związku z tym wydatki na referendum to pieniądze wyrzucone w błoto, ponieważ i tak wynik nie jest wiążący, nie do końca można podzielić. Słaba frekwencja w wyborach i referendach nie stawia Węgry w gronie wyjątków w Europie Środkowej. Wystarczy popatrzeć na wskaźniki frekwencji w wyborach parlamentarnych, prezydenckich czy samorządowych oraz w referendach, nie mówiąc już o wyborach do Parlamentu Europejskiego. Zjawisko to, w odniesieniu do niedzieli 2 października na Węgrzech, opisuje słowacki portal SME.sk. Według Pavola Å trby referenda w Europie Środkowej nie mają dobrej tradycji. „Na Słowacji na przykład z ośmiu referendów udało się tylko jedno, dotyczące członkostwa Słowacji w Unii Europejskiej, kiedy poszło do głosowania 53 proc. wyborców”.

Å trba przypomina, że w do głosowania w sprawie członkostwa Węgier w UE poszło tylko 45 proc. Węgrów, ale wtedy wystarczało kworum 25 proc. uprawnionych. Historię podwyższenia progu, niezbędnego do uznania wyników referendum za prawomocne, przypomniał Rick Lyman na stronie „The New York Times”. Decyzję taką podjęła partia Orbana w rok po wygranych wyborach 2010 roku. Wówczas to w 2011 roku podniesiony został próg prawomocności wyników referendum przy frekwencji 50 proc. w miejsce wcześniejszych 25 proc. Ruch, który miał zapobiec działaniom przeciwników FIDESZ-u w pięć lat później stał się kłopotem i pożywką do różnorodnej interpretacji wyników ostatniego referendum. Lekcja z tego może płynąć tylko taka, że nie należy prawa państwowego tworzyć dla konkretnej partii ani pod konkretnego polityka. Dobre prawo nie powinno dawać takiej swobody interpretacji, jak ostatni wynik referendum na Węgrzech.

Jan Bereza

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2016-10-04) | http://www.pch24.pl/europejskie-echa-wegierskiego-referendum,46415,i.html

Skip to content