Klęczący przed ołtarzem król Jan Kazimierz, za nim królowa Ludwika Maria, a za nimi również klęczący hetmani, marszałkowie, wojewodowie, najważniejsze osoby w państwie – tak uwiecznił śluby lwowskie Jan Matejko, mistrz narodowej wyobraźni, na swym ostatnim w życiu (i dlatego niedokończonym) obrazie. Wielkie płótno, które można dziś oglądać we Wrocławiu, nie przebiło się jednak do świadomości Polaków w takim stopniu, jak matejkowskie wyobrażenia Grunwaldu, kazania Skargi, Kopernika, Stańczyka czy Konstytucji 3 Maja.
Trudno jednak się temu dziwić, skoro w polskiej świadomości tak słabo istnieją same śluby króla Jana Kazimierza, złożone we lwowskiej katedrze 1 kwietnia 1656 roku. „Potop szwedzki” za sprawą Sienkiewicza należy do naszej narodowej mitologii, ale tak ważny moment owego czasu, jak oddanie Rzeczypospolitej pod władzę i opiekę Matki Bożej, jakoś dziwnie zaginął w pomroce dziejów. Nie ma wątpliwości, że zapytany o śluby lwowskie przeciętny Polak anno Domini 2016 nie będzie nawet znał tej nazwy, nie mówiąc już o jakichkolwiek skojarzeniach.
Dzieje się tak nie tylko dlatego, że od wydarzenia uwiecznionego przez Matejkę minęło ponad trzy i pół stulecia. Przecież zaledwie 70 lat dzieli nas od aktu poświęcenia się narodu polskiego Niepokalanemu Sercu Maryi, 60 lat od jasnogórskich ślubów Narodu polskiego, a pół wieku od milenijnego aktu oddania Polski w macierzyńską niewolę Maryi, Matki Kościoła, za wolność Kościoła Chrystusowego. A jednak wszystkie te wydarzenia pokrył dziś kurz niepamięci – nie tylko społecznej czy państwowej, ale i kościelnej.
Można wręcz odnieść wrażenie, iż dzieje polskiego Kościoła rozpoczynają się od daty 16 października 1978 roku, a wszystko, co było wcześniej, to jakaś archeologia, którą nie warto się zajmować. W tej narracji prymas Stefan Wyszyński pełni rolę jedynie tego, który utorował drogę dla papieża-Polaka, a nie duchowego przywódcy narodu i autora owych jasnogórskich aktów z lat 1956 i 1966.
A przecież nie mówimy o wydarzeniach drugo- czy trzeciorzędnych, jak liczne bitwy lub traktaty, których datami zamęcza się uczniów i studentów – najczęściej bez sensu i efektu. Mówimy o aktach, które śmiało można nazwać duchową konstytucją narodu polskiego! A duchowa konstytucja to coś znacznie ważniejszego niż konstytucja papierowa, uchwalana przez parlament i regulująca stosunki w państwie i organach władzy. Dzięki takiej duchowej konstytucji naród jest czymś więcej niż tylko zbiorem jednostek połączonych biologią i geografią. Jest wspólnotą wiary, moralności i zasad cywilizacyjnych, a więc tego, co stanowi prawdziwy szkielet społeczności żyjącej w danym miejscu i czasie.
Jan Kazimierz bez wątpienia nie należał do najwybitniejszych władców Rzeczypospolitej – tego zdania są chyba wszyscy historycy. Ale fakt, że właśnie ten dosyć przeciętny król ofiarował Najświętszej Dziewicy swoje państwo w momencie jego śmiertelnego zagrożenia, dobitnie świadczy o tym, że Polska była królestwem Chrystusa i Maryi już na długo przedtem, a słowa Jana Kazimierza stanowiły jedynie potwierdzenie tego oczywistego dla wszystkich faktu.
„Macierzyńska niewola” przeciw komunizmowi
Można czasami spotkać się z opinią, że z polskim katolicyzmem musiało być „coś nie tak„, skoro żaden z naszych władców nie trafił na ołtarze – a przecież każdy europejski naród ma swoich świętych królów: Francuzi – Ludwika, Anglicy – Edwarda, Węgrzy Stefana, Czesi – Wacława itd. Nie jest to opinia prawdziwa, bo i na polskim tronie mieliśmy świętą królową Jadwigę, a w rodach Piastów i Jagiellonów nie brakowało postaci wyniesionych przez Kościół na ołtarze: od śląskiej księżnej Jadwigi po królewicza Kazimierza. Faktem jest jednak, że ani Mieszko I, ani żaden z jego bezpośrednich następców – czyli twórców państwa polskiego – świętym nie został. Ale cóż z tego, skoro wspomniane wyżej narody na różnych dziejowych zakrętach porzuciły wiarę swych świętych królów, a poddani Korony Polskiej pozostali wierni Kościołowi, budząc tym zdumienie jednych, a nienawiść innych.
To oczywiście nie znaczy, że owa wierność Polaków dana jest raz na zawsze, po wsze czasy. Musiał zdawać sobie z tego sprawę prymas Wyszyński, przygotowując wspaniałe akty na 300-lecie ślubów lwowskich i 1050-lecie chrztu Polski. Musiał też zdawać sobie sprawę jego poprzednik, prymas August Hlond, gdy ledwie rok po zakończeniu najstraszliwszej z wojen poświęcał zdziesiątkowany naród polski Niepokalanemu Sercu Maryi. Ci mądrzy przywódcy naszego Kościoła nie mieli chyba złudzeń, iż nowa epoka komunistycznego materializmu przyniesie tak wielkie zagrożenia duchowe, że tylko radykalne środki mogą być ratunkiem, ale wręcz w „macierzyńską niewolę” Matki Bożej.
To sformułowanie, użyte przez kardynała Wyszyńskiego, zbulwersowało wiele środowisk, także te radykalne środki to całkowite oddanie się Polaków już nie tylko pod opiekę katolickich. Jakże bowiem oddawać się w niewolę, skoro Polacy potrzebowali wolności – od narzuconej władzy, od komunistycznej ideologii, od sowieckiej dominacji.
Prymas jednak wiedział, co robi, bo temu szatańskiemu zniewoleniu można było przeciwstawić tylko „macierzyńską niewolę” Tej, która zdepcze głowę szatana. Wszelka inna wolność byłaby tylko złudzeniem, a raczej przepoczwarzeniem się jednego zniewolenia w drugie: komunistycznego w liberalno-masońskie. Kardynał Wyszyński uświadamiał to nawet samym komunistom, z którymi miał okazję rozmawiać. Ostrzegał ich, że walcząc z Kościołem, w gruncie rzeczy wykonują plany masonerii, która potem i tak się ich pozbędzie, bo nie będą już jej potrzebni. Trudno nie zauważyć, że rok 1989 potwierdził słuszność tych ostrzeżeń. ..
Nowy język, nowe treści
Usiądźmy nad tymi czterema tekstami – zarówno z roku 1656, jak i z lat 1946, 1956, 1966 – i bez pośpiechu przeczytajmy każde zdanie. Pierwsze wrażenie z tej lektury to, urzekające piękno polszczyzny. Takiej polszczyzny, której dziś już nie słychać – ani w życiu publicznym, ani w Kościele. Tak, duchowa konstytucja Polaków była pisana w formie modlitwy, zatem odnosiła się do samego Pana Boga. Musiała więc być możliwie najpiękniejsza – stąd nie będzie przesadą nazwanie tych tekstów arcydziełami polskiego języka.
Sięgnijmy teraz po Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, zatwierdzony przez Konferencję Episkopatu Polski w kwietniu br. Akt ten ma być uroczyście odmówiony w listopadzie, lecz nie na Jasnej Górze, a w krakowskich Łagiewnikach, od pewnego czasu wyraźnie przysłaniających tradycyjną duchową stolicę Polski. Język tego dokumentu tylko do pewnego stopnia przypomina język króla Jana Kazimierza i prymasa Wyszyńskiego. Pełen jest sformułowań z arsenału kościelnej nowomowy, takich jak „środki społecznej komunikacji”, „grzechy społeczne”, „podmioty władzy”, „angażowanie się w życie Kościoła”.
Przyjrzyjmy się teraz treści owego aktu. Jego najważniejszą częścią wydaje się ta, która rozpoczyna się od deklaracji skierowanej do Pana Jezusa: „Pokornie poddajemy się Twemu Panowaniu i Twemu Prawu. Zobowiązujemy się porządkować całe nasze życie osobiste, rodzinne i narodowe według Twego prawa”. Po czym następują konkretne przyrzeczenia:
„Przyrzekamy bronić Twej świętej czci, głosić Twą królewską chwałę – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!
Przyrzekamy pełnić Twoją wolę i strzec prawości naszych sumień – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!
Przyrzekamy troszczyć się o świętość naszych rodzin i chrześcijańskie wychowanie dzieci – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!
Przyrzekamy budować Twoje królestwo i bronić go w naszym narodzie – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!
Przyrzekamy czynnie angażować się w życie Kościoła i strzec jego praw – Chryste nasz Królu, przyrzekamy!”.
Zaledwie pięć krótkich przyrzeczeń, w dodatku na tyle ogólnikowych (może poza punktem dotyczącym rodzin i wychowania dzieci), że trudno z tego tekstu wywnioskować, jak miałoby wyglądać społeczne panowanie Chrystusa Króla i czy polski episkopat w ogóle ma wizję takiego panowania. To znaczy takiego zbudowania stosunków społecznych w państwie, które urzeczywistniałyby katolickie zasady moralne w każdej dziedzinie życia.
Król Jan Kazimierz ślubował we Lwowie: „po nastaniu pokoju wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud Królestwa mego od niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić”. Prymas Wyszyński nie miał wpływu na rządzenie państwem, ale nawet on zawarł w ślubach jasnogórskich konkretne zobowiązania wobec Królowej Polski: „Przyrzekamy Ci stać na straży nierozerwalności małżeństwa, bronić godności kobiety, czuwać na progu ogniska domowego, aby przy nim życie Polaków było bezpieczne. […] Przyrzekamy usilnie pracować nad tym, aby w Ojczyźnie naszej wszystkie dzieci Narodu żyły w miłości i sprawiedliwości, w zgodzie i pokoju, aby wśród nas nie było nienawiści, przemocy i wyzysku. Przyrzekamy dzielić się między sobą ochotnie plonami ziemi i owocami pracy, aby pod wspólnym dachem domostwa naszego nie było głodnych, bezdomnych i płaczących”.
A co mają do powiedzenia polscy biskupi AD 2016? Jedynie prośbę do Chrystusa Króla: „Spraw, aby wszystkie podmioty władzy sprawowały rządy sprawiedliwie i stanowiły prawa zgodne z Prawami Twoimi„. A także nieco zastanawiający fragment: „Chryste Królu, z ufnością zawierzamy Twemu Miłosierdziu wszystko, co Polskę stanowi, a zwłaszcza tych członków Narodu, którzy nie podążają Twymi drogami. Obdarz ich swą łaską, oświeć mocą Ducha Świętego i wszystkich nas doprowadź do wiecznej jedności z Ojcem„. I jeszcze jeden, równie enigmatyczny: „W imię miłości bratniej zawierzamy Tobie wszystkie narody świata, a zwłaszcza te, które stały się sprawcami naszego polskiego krzyża. Spraw, by rozpoznały w Tobie swego prawowitego Pana i Króla i wykorzystały czas dany im przez Ojca na dobrowolne poddanie się Twojemu panowaniu”.
Zamiast intronizacji
Według oficjalnej wersji episkopatu, listopadowa uroczystość w Łagiewnikach ma być odpowiedzią na „oddolne inicjatywy„, w których domagano się od wielu lat intronizacji Pana Jezusa na Króla Polski. Są jednak tacy, którzy uważają to wydarzenie za próbę „pacyfikacji” owych ruchów i środowisk, zazwyczaj mocno skonfliktowanych z hierarchią kościelną. Potwierdzeniem tego miałaby być rezygnacja ze słowa „intronizacja”, które, zdaniem episkopatu „nie dla wszystkich jest zrozumiałe, choćby dlatego, że w odniesieniu do Jezusa możemy mówić jedynie o uznaniu, a nie o ustanowieniu Go królem”.
Jakiekolwiek byłyby jednak intencje pomysłodawców Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana, to trudno uznać ten dokument za nową konstytucję duchową Polaków. Tym bardziej to smutne, że żyjemy w czasie, gdy cała władza państwowa w Rzeczypospolitej znajduje się w rękach ugrupowania, które otwarcie deklaruje swoje przywiązanie do Kościoła i cieszy się poparciem dużej części duchowieństwa oraz środowisk katolickich. Mogło by się więc wydawać, że to najlepszy moment na wysunięcie przez hierarchię polskiego Kościoła jasnych postulatów prawno-ustrojowych: począwszy od bezwzględnego zakazu zabijania dzieci nienarodzonych, przez zniesienie, a przynajmniej poważne ograniczenie dostępności rozwodów, po realną walkę z lichwą i innymi przejawami niemoralności w życiu gospodarczym.
Nic takiego jednak nie pojawia się w dokumencie, który ma zostać publicznie odczytany w Łagiewnikach. Zapewne odbędzie się to w obecności wysokich urzędników państwowych, nawet prezydenta Rzeczypospolitej.
Tyle że wskutek tej jednej uroczystości Polska nie stanie się prawdziwym Królestwem Chrystusowym. Do tego jeszcze bardzo daleka droga, która wymaga prawdziwej wiary i wielkiej determinacji zarówno po stronie hierarchów Kościoła, jak i zwykłych polskich katolików.
Paweł Siergiejczyk
====================
Tekst ślubów króla Jana Kazimierza, 1 kwietnia 1656 r.
[Tekst poprawnie przetłumaczony z łaciny, w odróżnieniu od tekstu rozpowszechnionego, wziętego z POTOPU, z nieznanych mi przyczyn skażonego. – M. Dakowski]
Wielka Boga-Człowieka Matko, Najświętsza Dziewico, ja, Jan Kazimierz, za zmiłowaniem Syna Twojego, Króla królów, a Pana mojego i Twoim miłosierdziem król, do Najświętszych stóp Twoich przypadłszy, Ciebie dziś za Patronkę moją i za Królową państw moich obieram. Tak samego siebie, jak i moje Królestwo Polskie, księstwo litewskie, ruskie, pruskie, mazowieckie, żmudzkie, inflanckie, smoleńskie, czernichowskie oraz wojsko obu narodów i wszystkie moje ludy Twojej osobliwej opiece i obronie polecam, Twej pomocy i zlitowania w tym klęsk pełnym i opłakanym królestwa mojego stanie przeciw nieprzyjaciołom Rzymskiego Kościoła pokornie przyzywam.
A ponieważ nadzwyczajnymi dobrodziejstwami Twymi zniewolony pałam wraz z narodem moim, nowym a żarliwym pragnieniem poświęcenia się Twej służbie, przyrzekam przeto, tak moim, jak senatorów i ludów moich imieniem, Tobie i Twojemu Synowi, Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi, że po wszystkich ziemiach królestwa mojego cześć i nabożeństwo ku Tobie rozszerzać będę.
Obiecuję wreszcie i ślubuję, że kiedy za przepotężnym pośrednictwem Twoim i Syna Twego wielkim zmiłowaniem, nad wrogami, a szczególnie nad Szwedem odniosę zwycięstwo, będę się starał u Stolicy Apostolskiej, aby na podziękowanie Tobie i Twemu Synowi dzień ten corocznie i uroczyście, i to po wieczne czasy, był święcony oraz dołożę trudu wraz z biskupami królestwa, aby to, co przyrzekam, przez ludy moje wypełnione zostało.
Skoro zaś z wielką serca mego żałością wyraźnie widzę, że za jęki i ucisk kmieci spadły w tym siedmioleciu na królestwo moje z rąk Syna Twojego, sprawiedliwego Sędziego, plagi: powietrza, wojny i innych nieszczęść, przyrzekam ponadto i ślubuję, że po nastaniu pokoju wraz ze wszystkimi stanami wszelkich będę używał środków, aby lud królestwa mego od. niesprawiedliwych ciężarów i ucisków wyzwolić.
Ty zaś, o najlitościwsza Królowo i Pani, jakoś mnie, senatorów i stany królestwa mego myślą tych ślubów natchnęła, tak i spraw, abym u syna Twego łaskę wypełnienia ich uzyskał.
Źródło: Zawsze wierni nr 5/2016 (186)