Aktualizacja strony została wstrzymana

Szarganie pamięci narodowej w Gazecie Polskiej

„Gazeta Polska Codziennie” opublikowała dziś szokujący tekst publicysty z Ukrainy, w którym autor sugeruje symetrię oraz podobieństwo między działalnością polskiego podziemia i UPA oraz odwodzi od należytego uczczenia jej ofiar. Sama wymowa artykułu nie byłaby szokująca, wszak z Ukrainy słyszymy niemal wyłącznie takie głosy, gdyby nie to, że jego autorem jest etniczny Polak – Jerzy Wójcicki.

Najpewniej gdyby nie jego osoba nie zdecydowałbym się na polemizowanie z kolejnym głosem dochodzącym z redakcji „Gazety Polskiej”. Przyzwyczaiła już ona polskich czytelników, że nie ma takiej sprawy, której nie byłaby gotowa poświęcić w imię dogodzenia ukraińskiej opinii publicznej. Dzisiejszy artykuł wymaga jednak nagłośnienia ponieważ nie można przejść obojętnie wobec sytuacji, gdy fałszywa narracja historyczna produkowana przez ukraińskich polityków, publicystów, historyków, agendy ukraińskiego państwa, jest promowana w Polsce przez podparcie się poglądami jednego z polskich działaczy kresowych. Jest promowana w czasie gdy w samej partii rządzącej, wobec której „Gazeta Polska Codziennie” pełni wiadomą rolę organu prasowego, toczy się zacięta zakulisowa walka o to czy raz na zawsze przeciąć zatruty wrzód niepamięci, czy jednak w imię giedroyciowskich dogmatów ugiąć się przed, przyjmującymi postać żądań, postulatami Kijowa w kwestii tego jak mamy opisywać własną historię.

OUN-UPA jak Armia Krajowa?

„Przedstawić własny punkt widzenia na sprawę polsko-ukraińskiego pojednania” postanowił Jerzy Wójcicki.  To aktywny od kilku lat polski działacz, publicysta lokalnej gazety „Słowo Polskie” z Winnicy na Ukrainie, której działalność rozszerzył także do tworzenia materiałów adiowizualnych. „Słowo Polskie” utrzymuje się przy pomocy polskich środków publicznych transferowanych w ramach programu wspierania Polaków poza granicami kraju, w tym przypadku za pośrednictwem Fundacji „Wolność i Demokracja”. Znamienne, że Wójcicki z góry i niejako automatycznie pisze o pojednaniu w czasie gdy niewiadomo jeszcze czy zostanie położony fundament dla niego niezbędny – czy Polacy i Ukraińcy wypowiedzą wobec siebie prawdę, całą prawdę i tylko prawdę na temat historii wzajemnych relacji. Pisząc o zasadniczych różnicach w opisywaniu tej przeszłości Wójcicki czyni przedziwne aluzje  – „Która „prawda historyczna” jest słuszniejsza?” – pyta w swoim tekście, by równie aluzyjnie odpowiedzieć – „Narracje polskie i ukraińskie wbrew pozorom są bardzo podobne”. Nietrudno zauważyć, że nie tylko drugie zdanie tego fragmentu, ale także cudzysłów opatrujący „prawdy historyczne” Polaków i Ukraińców sugeruje, że „narracja” jednych i drugich pozostaje w takiej samej zgodności z rzeczywistą historią. Wójcicki gładko zrównuje polskie podziemie niepodległościowe i powojenne OUN-UPA pisząc, że „zarówno w Polsce jak i kraju nad Dnieprem na liście herosów narodowych znów pojawili się powojenni bohaterowie walczący z UB i NKWD”. Przy czym ulatnia się gdzieś świadomość, że wśród „herosów walki z NKWD” po 1944 r. nie brakowało osobników z rękami unurzanymi po łokcie we krwi polskich cywilów, a ich towarzysze próbowali kontynuować zbrodnicze działania na terytorium „Polski Ludowej”.

Pozornie Wójcicki rozróżnia stosunek obu narodów do wzajemnej historii. Jak pisze „Polacy po głębszych dyskusjach z ukraińskimi historykami otwarcie mówią o własnych zbrodniarzach w struktura niepodległościowych, o ludziach, którzy oprócz walki z komunistami i nazistami zabijali także cywilną ludność ukraińską. Stronie ukraińskiej na razie brakuje podobnego zrozumienia udziału ukraińskich partyzantów w akcjach przeciwko polskiej ludności cywilnej”. Nie trudno zauważyć, że ten manewr ukrycia masowego ludobójstwa za terminem „akcji” służy autorowi do skandalicznego posunięcia – budowania symetrii między funkcjonowaniem Armii Krajowej czy innych organizacji polskiego podziemia a funkcjonowaniem „ukraińskich partyzantów”.

Kopiowanie ukraińskiej narracji

Wójcicki zresztą gorliwie wchodzi w rolę ich adwokata zaznaczając, iż w przypadku zbrodni „mówimy tu nie o wszystkich członkach UPA lecz o organizatorach i bezpośrednich wykonawcach pacyfikacyjnych polskich wsi”. To zadziwiające ujęcie kwestii. Z pewnością znajdziemy garść członków SS, którzy będąc w szeregach tej organizacji nie mieli okazji do własnoręcznych mordów na cywilach czy nawet organizacyjnego pomocnictwa. A jednak nie przeszkodziło to ani historykom, ani prawnikom uznać SS za organizację zbrodniczą. Bo też była to organizacja kolektywnie wykonująca zbrodnicze, zupełnie otwarcie przed nią wyłożone, plany swojego politycznego kierownictwa, a także organizacja legitymizująca się i kreśląca swoje ostateczne cele w ramach równie otwarcie zbrodniczej ideologii. Dokładnie z tym samym mamy do czynienia w przypadku OUN-UPA, których ideologia została już wyczerpująco opisana przez historyków. To zresztą stanowi o jakościowej różnicy (poza różnicą w liczbie ofiar) między zaplanowanym i systematycznie prowadzonym ludobójstwem przeprowadzonym przez ukraińskich nacjonalistów, a żywiołowym, desperackim i czasem faktycznie morderczym odwetem polskich oddziałów. Wójcicki albo tego nie wie, albo nie rozumie (w takim przypadku powinien pogłębić wiedzę), albo co gorsza, powszechnie dostępną wiedzę pomija co jest już zachowaniem haniebnym. Wójciki konsekwentnie zrównuje jednak polskie podziemie niepodległościowe z OUN-UPA potrafiąc jedynie zadeklarować, że „rzeczą oczywistą będzie moje potępienie zarówno ukraińskich, jak i polskich bandytów”.

Nie rozumiem jak komuś kto uważa się za Polaka, a kto pochodzi z terenów dawnego województwa lwowskiego, która to ziemia w 1944 r. parowała aż od polskiej krwi po rozkazie dowódców UPA o „przyspieszeniu likwidacji elementu polskiego”, nie zadrży ręka przy pisaniu sformułowań jakie zacytowałem. Jakby tego było mało Wójcicki insynuuje, że każde działanie na rzecz oficjalnego usankcjonowania prawdy jest wpisywaniem się w próbę „podżegania przez wrogów Polski i Ukrainy do konfliktu na tle etnicznym”. Szantaż na ruskiego agenta jest dobrze przećwiczony przez redakcję „Gazety Polskiej”. Fakt, że posuwa się do niego także Wójcicki by wystąpić przeciw usankcjonowaniu przez Sejm oficjalnego przekazu, który oddałby prawdę o kresowym ludobójstwie, czyni jego tekst w dwójnasób skandalicznym. Nie ma żadnej wątpliwości, rozwiewa je chociażby udział Wójcickiego w dyskusjach na portalach społecznościowych, że jego artykuł jest głosem z perspektywą na zbliżającą się rocznicę „krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 r. Napisanym w czasie w którym trwa w Polsce gorąca publiczna debata o formie w jakiej ta data zostanie uwzględniona w państwowej polityce historycznej. Wójcicki w dyskusji tej nie staje na gruncie polskiej wrażliwości, która zdaje się być mu obcą. On po prostu kopiuje narrację władz Ukrainy i ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, wedle której na Kresach mieliśmy do czynienia z „polsko-ukraińskim konfliktem” w toku którego obie strony popełniały „zbrodnie”.

Wójcicki zresztą nie rozumie, bądź nie chce zrozumieć jeszcze jednego. Jeśli teraz nie przetniemy zatrutego wrzodu niepamięci, jeśli teraz nie błyśniemy Ukraińcom prawdą w oczy, ten wrzód, który narasta po tamtej stronie granicy, będzie rósł, będzie jątrzył. Rację ma bowiem główny parlamentarny promotor projektu uchwały sejmowej w sprawie kresowego ludobójstwa poseł Michał Dworczyk, że  „polityka historyczna Ukrainy – sprowadzająca się w uproszczeniu do budowania nowoczesnej tożsamości ukraińskiej o etos OUN i UPA – prowadzi w sposób niemal pewny do tego, że za kilka lat między Polakami a Ukraińcami wyrośnie mur niezgody i niezrozumienia”.

Polskość to zobowiązanie a nie etykietka

Każdy Polak zobowiązany jest dochować podstawowej lojalności wobec własnego narodu. Ta zaś przejawia się poprzez elementarną lojalność wobec przeszłych pokoleń, szczególnie wobec pomordowanych właśnie dlatego i tylko dlatego, że byli Polakami. Lojalność wobec tych co odeszli zachować możemy tylko przez prawdę i pamięć o nich, taka prawda i pamięć jest jednym z fundamentów jakiejkolwiek wspólnoty narodowej. Tego typu narodowy obowiązek obejmuje nawet tych Polaków, którzy są obywatelami innych państw. Także Polaków na Kresach. W dyskusji na portalu Facebook, nota bene pod wpisem posła Dworczyka, Wójcicki wyraźnie zasugerował, że po prostu obawia się lub uważa za niemożliwe reprezentować polski punkt widzenia na współczesnej Ukrainie. Jego wypowiedź całkowicie demaskuje upowszechnianą gorliwie przez „Gazetę Polską”, i przez samego Wójcika propagandę  o bezwzględnie pozytywnym, nienagannie przyjacielskim stosunku Ukraińców do Polaków. Płaszczyzna dyskusji historycznych udowadnia, że Ukraińcy mają nienagannie przyjacielski stosunek do Polaków tylko wtedy gdy ci ostatni są wobec nich całkowicie ulegli.

Odwiedzałem Kresy tylekroć i poznałem ja na tyle, że nauczylem się pokory wobec ich mieszkańców. Pielęgnowanie i wyrażanie polskości, tego co się na nią składa, jest na Kresach realnym wyzwaniem. Nigdy nie dawałem sobie moralnego prawa do instruowania kresowych rodaków jakie ofiary mają ponosić, bo sam ich nie ponoszę mieszkając w obecnych granicach państwa polskiego. Jest jednak zasadnicza różnica między wstrzymaniem się przed wymagającym poświęcenia daniem świadectwa, a aktywnym występowaniem przeciw prawdzie, jako promotor sformułowań obrażających wręcz pamięć pomordowanych i godność narodową.

Znam Polaków z Wileńszczyzny. Reprezentujący ich działacze polityczni i społeczni, tamtejsi polscy publicyści nigdy nie godzili się na szkalowanie Armii Krajowej, nawet wtedy gdy w 1992 r. działalność AK stała się przedmiotem postępowania litewskiej Prokuratury Generalnej. Nigdy też nie cofali się przed jasną oceną ludobójczej działalności litewskich kolaborantów III Rzeszy. W jeszcze trudniejszych warunkach działacze Związku Polaków na Białorusi upamiętniają Armię Krajową kolejnymi pomnikami i krzyżami, mimo że są one niszczone przez „nieznanych sprawców”, najpewniej ze służbowymi legitymacjami. Bo też polskie podziemie w świetle białoruskiego prawa i neosowieckiej polityki historycznej białoruskich władz nadal zaszufladkowane jest jako zbrodniczy „bandytyzm”. Młodzi Polacy z Grodzieńszczyzny zajmujący się wspieraniem kombatantów polskiego podziemia są obiektem inwigilacji i zastraszania ze strony milicji i KGB. Jednocześnie prezes ZPB Mieczysław Jaśkiewicz czy polscy blogerzy z Lidy nie wahają się dawać twardej odprawy białoruskim opozycjonistom gdy ci nazywają II Rzeczpospolitą „okupantem” a żołnierzy AK „mordercami”. Nie mam prawa wymagać od każdego kresowego Polaka tak daleko idącej asertywności. Mam jednak prawo wymagać, od każdego Polaka, by nie szargał narodowej pamięci.

Karol Kaźmierczak

Za: Kresy.pl (28 czerwca 2016) | http://www.kresy.pl/publicystyka,analizy?zobacz/szarganie-pamieci-narodowej-w-gazecie-polskiej

Skip to content