Aktualizacja strony została wstrzymana

W poszukiwaniu dziennikarza śledczego

Wydawać by się mogło, że po zwycięstwie wyborczym niegdysiejszej niezłomnej opozycji, która przecież „Smoleńsk” miała wypisany na sztandarach, sprawa wyjaśnienia tragedii z 10-04 ruszy w błyskawicznym tempie i wprost zasypani zostaniemy nowymi materiałami, publikacjami, fotografiami, stenogramami, filmami i analizami. A tu minęło pół roku i nic. I żeby było śmieszniej, ale zarazem ciekawiej, zainteresowania takim stanem rzeczy nie przejawia żaden dziennikarz śledczy, choć nad Wisłą jest ich takie multum i tyle odważnych książek wydają. Potwierdza to moje podejrzenie, że to, co we współczesnej Polsce szumnie nazywane jest dziennikarstwem śledczym, w istocie stanowi działanie związane z realizacją politycznych zamówień, nie zaś poszukiwanie (często niewygodnej dla środowisk politycznych) prawdy i jej ujawnianie na własną rękę, a więc bez czyjegokolwiek przyzwolenia.

Takie spolityzowane dogłębnie dziennikarstwo śledcze charakteryzuje się więc tym, że 1) prowadzi się pozorowane ruchy, 2) steruje się emocjami odbiorców (kierując wzburzenie emocjonalne czytelnika/widza na ściśle wskazane obiekty/obszary), 3) publikuje się rzeczy z (ideologicznego) klucza, 4) przekazuje się odbiorcom to, co ma być im przekazane, a nie przekazuje się tego, co „nie powinno” być przekazane i – co najważniejsze, a zarazem przynoszące efekt komiczny – 5) szuka się tylko „tam” i wyłącznie „tego”, gdzie/czego należy szukać, tj. gdzie poszukiwanie jest politycznie dozwolone. Rezultat komiczny polega na tym, że z biegiem lat po takiej działalności śledczej pozostają zupełnie nietknięte przeróżne sfery związane z daną sprawą, ponieważ nie szukało się tam, gdzie „nie wolno było” szukać – co tym bardziej wzmacnia tezę, że mamy do czynienia z komedią, a nie autentycznym dziennikarskim i śledczym drążeniem tematu. Po 6 latach trudno doprawdy mówić o przypadku w tej materii – zjawisko wszak jest zbyt powszechne (bez względu na to pod jakim szyldem jest to dziennikarstwo śledcze uprawiane), by nie stanowiło obrazu pewnej procedury systemowej. Tak więc, czyli metodą pewnej „filtracji świata”, ten mechanizm działa (i może kiedyś nastaną dni, gdy będzie się pisać na ten temat prace magisterskie).

Ktoś jednak powie: zaraz, ale przecież powstała nowa komisja (Berczyńskiego) – dajmy jej podziałać, jeszcze wszystko przed nami. Nasuwa to skojarzenia z czasami działania KBWLLP, a potem ZP. „Dajmy im podziałać”, mówiono i pisano, gdy ruszały prace „komisji Millera” (a ściślej Grochowskiego-Klicha-Millera, por. https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-brkm.pdf oraz https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-lego-smolensk.pdf). Nie inaczej uspokajano nastroje niecierpliwych, gdy z medialnym impetem zaczynała „badania” – niezwykle płodna w najprzeróżniejsze „raporty”, jak się potem okazało – sejmowa „komisja Macierewicza”. Najnowsza komisja już od paru miesięcy nastawia nas na długofalowe prace, na modelowanie, na rekonstrukcje, na tunele aerodynamiczne i inne cuda-niewida. Te prace powinny szczególnie zainteresować tych, co nie tylko przegapili działalność ZP z jego przewybitnym gronem ekspertów, ale i kilka konferencji smoleńskich, na których nie czemu innemu, jak rozmaitego typu modelowaniu, symulacjom, rekonstrukcjom etc. „końcóweczki” poświęcono mnóstwo czasu i miejsca. Ale też, jak się dowiedzieliśmy nie tak dawno, komisja Berczyńskiego znalazła się – jakim sposobem, tego już nie podano – w posiadaniu nowych zdjęć satelitarnych (zwłaszcza z 9-04-2010) i jakichś nagrań korespondencji załogi PLF 101 pochodzących z Łotwy. I aż by się prosiło, by jakiś dziennikarz śledczy dopytał o to, CO dokładnie jest na tych zdjęciach, a CO na nagraniach i – co też niezwykle ważne – KIEDY zostaną te materiały opublikowane (np. podczas jakiejś konferencji prasowej ekspertów z Berczyńskim na czele). Niby rzecz prosta, a nikt na nią nie wpadł, choć przecież polski dziennikarz śledczy ma łeb jak sklep.

Nikt też nie dopytywał o szczegóły, jak np. czy widać na zdjęciu z 9-04 śniegi na polance samosiejek, w jakim stanie jest „masyw leśny”, jak w ogóle kształtują się wtedy okolice smoleńskiego północnego lotniska (no bo o południowe to już w ogóle nikt z dziennikarzy śledczych w swym dociekaniu nie zahacza, mimo iż 10 Kwietnia to właśnie ekipa z Jużnego miała zawiadamiać mundurowych z Siewiernego, że nadlatuje PLF 101). Nikogo też nie zaciekawiło, jak wygląda zawartość enigmatycznych nagrań z Łotwy – choćby w porównaniu z tym, co do tej pory, jeśli chodzi o komunikację PLF 101, opublikowano. I w ten sposób dochodzimy do sedna sprawy. Nowa komisja niby działa, ale żadnej nowej dokumentacji nie publikuje. Historia jednak nie kończy się na ludziach Berczyńskiego. Nie kto inny wszak, a były szef SKW, a późniejszy szef ZP, a więc ktoś, kto dokumentacją dotyczącą wydarzeń związanych z 10-04, powinien być żywotnie zainteresowany, stoi na czele MON, a mimo to tenże MON nie uchyla ani rąbka tajemnicy.

A byłoby co ujawniać, skoro historia z 10-04 to historia „wojskowa” właśnie. Wojskowe samoloty, wojskowe załogi, wojskowy specpułk, wojskowe lotnisko w Warszawie, wojskowe procedury, najwyżsi wojskowi dowódcy w prezydenckiej delegacji etc. etc. Już zresztą wspomniana przeze mnie wcześniej KBWLLP sygnalizowała, że w dokumentacji wojskowej pojawiają się pewne „braki” czy nieprawidłowości (http://freeyourmind.salon24.pl/346023,samoloty-zastepcze-i-inne). Ciekawostek (w kontekście 10-04) można by znaleźć o wiele więcej. Wyjątkowo wybrakowane zapisy wideo z Okęcia, historia tajemniczego samolotu SP-LCX, o którym pisałem w Suplemencie
(https://yurigagarinblog.files.wordpress.com/2014/02/fym-uchod-experiment-suplement.pdf , s. 186-193), problem wyglądu kokpitu 101-ki (Suplement, s. 195-199), zagadnienie „zaginionego” raportu gen. Załęskiego (http://freeyourmind.salon24.pl/374828,medytacje-smolenskie-5-okecie-warszawa), rekonstrukcja przebiegu lotów z 7-04-2010 do Smoleńska, dokumentacja lotów tupolewa/ów na Jużnyj, czy – generalnie rzecz biorąc – obieg informacji w wojsku w dn. 10-04. Jak może pamiętamy z finałowej konferencji KBWLLP, płk Grochowski wyjawił tam, że inspektorat bezpieczeństwa MON miał otrzymać wieść o „katastrofie” dopiero o godz. 9:12. W Centrum Operacji Powietrznych zaś jeszcze koło 9-tej miano sądzić, iż „on jest teraz w powietrzu”, choć „powinien praktycznie lądować w tej chwili” (jak to ujawniali dziennikarze Wprost jesienią 2010 https://www.wprost.pl/215934/Oficerowie-monitorujacy-lot-Tu-154-Witebsk-jest-na-Bialorusi). To tak, tj. w takim ekspresowym tempie, rozchodziły się informacje w polskim wojsku w dn. 10-04 – czy też jest to legenda dorobiona już na użytek narracji powypadkowej, że się tak wyrażę?

Niestety, sprawami spod tej, jak się okazuje, najciemniejszej, wojskowej latarni, nie interesuje się żaden dziennikarz śledczy, toteż po dziś dzień nie mamy nawet pełnej publikacji stenogramów rozmów oficerów Centrum Operacji Powietrznych i nie wiemy, jak de facto wyglądała łączność między Warszawą a załogami udającymi się do Katynia. Nawet więc tak elementarne sprawy nie zostały wyjaśnione na przestrzeni 6 już lat (i ostatniego półrocza), tymczasem nowa komisja zamierza poświęcić się kompleksowym badaniom wirtualnego tupolewa. Czy można mieć jeszcze wątpliwości, dokąd to wszystko zmierza? Na zakończenie ciekawostka z kwietniowego (br.) wywiadu z A. Krauzem (https://www.youtube.com/watch?v=5f8jmx05UGU), który opowiadając o trudnościach z zakończeniem prac nad swym filmem dzieli się z widzami swoimi doświadczeniami i wątpliwościami. Jakimi? Np. takimi, że nie uzyskał zgody na kręcenie zdjęć na pokładzie tupolewa 102-ki (na stojance od lat w Mińsku Mazowieckim) – jedynie udało mu się jakąś skromną migawkę z kokpitu zrobić i to z udziałem legendarnego ppłk. B. Stroińskiego (wielkiego nieobecnego co do rekonstrukcji przebiegu kwietniowych lotów z 2010). Rozumiem, że za poprzedniego rządu taki zakaz obowiązywał, ale czy i przez ostatnie pół roku był on utrzymany i nie można było dokręcić jakichś scen? Krauze dziwi się też, że oczekujący na Siewiernym 10-04 rano nie wszczęli alarmu po tym, jak „Frołow” odleciał, (alarmu) ze względu na to, iż nie ma samochodów dla delegacji prezydenckiej – Krauze dodaje „jakby wiedzieli, że samochody nie będą potrzebne”. Rzeczywiście sprawą tą mógłby się zająć jakiś dziennikarz śledczy – ale czy ktokolwiek chciałby niepokoić zbędnymi pytaniami np. „smoleńską” ekipę min. Sasina, kiedy tak wiele dowiedzieliśmy się od niej z filmu „Mgła”? I jeszcze poruszona przez polskiego reżysera, kwestia (ujawnionego już w pierwszej wersji „stenogramów rozmów z kokpitu” PLF 101) rus. dialogu dotyczącego „wybroski”, czyli zrzutu, która to kwestia także nie została dotąd wyjaśniona. Czy zajmie się nią nowa komisja? Nie sądzę.

Free Your Mind

Za: Free Your Mind blog (06.06.2016) | http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2016/06/w-poszukiwania-dziennikarza-sledczego.html

Skip to content