W przekonaniu, że polityka prorodzinna ma kluczowe znaczenie dla tego, by Kościół był zdrowy, metropolita Chicago abp Blase Cupich zaoferował swoim pracownikom 12-tygodniowy pełnopłatny urlop rodzicielski. O nowych przepisach, które będą obowiązywać od 1 czerwca br., poinformowało czasopismo tamtejszej archidiecezji Catholic New World. Obejmą one zarówno matki, jak i ojców pracujących w wymiarze co najmniej 26 godzin tygodniowo. Z tego prawa będą mogły skorzystać osoby, którym właśnie urodziło się dziecko lub je adoptowały. Projekt może kosztować archidiecezję aż 1 mln dolarów rocznie i obejmie około 200 zatrudnionych.
Menedżer Betsy Bohlen, która jest w archidiecezji chicagowskiej dyrektorem operacyjnym, w wypowiedzi dla pisma Catholic New World przypomniała, że abp Cupich zawsze uważał, iż zarządzenia administracyjne winny odzwierciedlać nauczanie Kościoła. Z kolei ks. Przemysław Piotr Wójcik z kierownictwa archidiecezjalnego departamentu ds. życia parafialnego i formacji podkreślił, że na nowe zarządzenia wpłynęły wypowiedzi Ojca Świętego o rodzinie i niedawny Synod Biskupów na jej temat. Jak zauważył, archidiecezja Chicago pokazuje w ten sposób, że „rodziny są w centrum Kościoła i Kościół buduje się na nich, a one potrzebują czasu, by mogły go spędzać razem”. Już wcześniej pracownicy archidiecezji Chicago z małymi dziećmi byli traktowani lepiej niż w wielu firmach, ale obecne zarządzenia stawiają ją na pierwszym miejscu w skali całego kraju, gdy chodzi o politykę prorodzinną.
Poprzednio kobietom pracującym w tej archidiecezji urlop macierzyński przysługiwał po zgromadzeniu odpowiedniej ilości dni wolnych przeznaczonych na urlop chorobowy czy wakacje. Po około trzech latach pracy dawało to prawo do 6 tygodni urlopu. Z danych Departamentu Pracy USA wynika, iż tylko 12 procent amerykańskich pracowników sektora prywatnego zatrudnionych na pełny etat ma prawo do płatnego urlopu opiekuńczego.
as/ cna
Za: Radio Watykańskie (24/05/2016)
KOMENTARZ BIBUŁY: W Polsce, gdzie każdy się skarży na wszystko, że jest tak źle, że ludzie zarabiają najmniej, że pracują najciężej, że ceny żywności i wszystkiego są najwyższe, że benzyna jest zawsze najdroższa, itd, itp… przysługuje 20-tygodniowy płatny urlop macierzyński. (To narzekanie to jakaś choroba narodowa, niezależnie od tego czy jest to zwolennik PiSu czy ich bardziej lewicowego odpowiednika.) W Polsce wszystko jest „gorzej”, „źle”, natomiast w takich, dajmy na to wyidelizowanych „Stanach”, trawa jest zawsze bardziej zielona. Ale gdy podczas rozmowy z Polakiem w Polsce padają argumenty, że w USA tzw. Parental Leave przysługuje w wysokości 12-tygodni, ale bezpłatnego urlopu, to najpierw mamy niedowierzanie, a potem wzruszenie ramion. A tyle właśnie określa prawo i owszem, większe korporacje mają swoje własne wewnętrzne przepisy, często przyznające kilka tygodni płatnego urlopu, ale gdzież można na takie sprawy dyskutować z Polakiem z Polski, który zawsze wiele najlepiej, a poza tym jest najlepszym kierowcą, politykiem, no i specjalistą prawnym od Trybunału Konstytucyjnego. Gdy padają dalsze argumenty, że w USA nie ma federalnych ani stanowych przepisów określających obowiązkowe urlopy, i że prawie 30% pracujących nie ma prawa do ani jednego dnia płatnego urlopu, to widać już zdenerwowanie rozmówcy. Gdy dorzuca się dalsze konkretne fakty, np. że w Polsce AD 2016 przysługuje 13 dni świątecznych wolnych od pracy i płatnych, podczas gdy w USA jedynie 7 – to następuje odwrót na pięcie, machnięcie ręką i bąknięcie, że „ale u was benzyna jest tańsza”. Ot, i typowa rozmowa z Polakiem, któremu zawsze wiedzie się najgorzej.
Kilka innych porównań- tutaj w Komentrzu