Aktualizacja strony została wstrzymana

Katastrofalny obraz polskich służb specjalnych. Rozmowa z W. Gadowskim

„Jestem poważnie zaniepokojony stanem wiedzy kontrwywiadu, jeśli chodzi o terroryzm islamski” – podkreślił red. Witold Gadowski, autor reportażu „Zginiecie jak wszyscy niewierni”, wywiadu z polskim bojownikiem Państwa Islamskiego. W rozmowie z portalem Radia Maryja dziennikarz mówił o konsekwencjach, jakie spotkały go po rozpowszechnieniu materiału wyemitowanego przez Telewizję Trwam. „Usiłuje się stworzyć nieprawdziwą dokumentację, mającą sugerować, że mam jakieś nieformalne kontakty z terrorystami” – zaznaczył, powołując się na nieoficjalne, lecz wiarygodne źródła.

Jakie konsekwencje spotkały Pana po wyemitowaniu i rozpowszechnieniu przez Telewizję Trwam Pańskiego reportażu pt. „Zginiecie jak wszyscy niewierni”?

Pierwszą konsekwencją było wezwanie nas na przesłuchanie na Rakowiecką, do siedziby Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego – nas, czyli mnie i Michała Króla, operatora, który robił ze mną ten materiał. Zostaliśmy poddani przesłuchaniu, w trakcie którego próbowano nas straszyć, że ukrywanie wszelkich informacji będzie karane. Funkcjonariusze ABW popełnili – moim zdaniem – bardzo duży błąd, dlatego że śledztwo prowadzone było przeciwko bohaterowi tego reportażu przy posłużeniu się paragrafem o służbie w obcych formacjach wojskowych, co oznacza bardzo niską rangę śledztwa. Śledztwo prowadziła Prokuratura Praga Południe. Ta ranga śledztwa nie pozwalała na to, żebym mógł odstąpić od zachowania tajemnicy dziennikarskiej, a więc na większość pytań odpowiedziałem, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską. Agenci ABW nie byli w stanie tej tajemnicy znieść, bo zbyt niska była ranga tego śledztwa. Oczywiście, przesłuchanie było filmowane, wielokrotnie usiłowano dać mi do zrozumienia, że muszę współpracować z Agencją, bo inaczej spotkają mnie poważne konsekwencje. Jestem zbyt doświadczonym dziennikarzem, żeby przejmować się takimi pogróżkami niedouczonych oficerów – niedouczonych, bo w toku przesłuchania wyszło, że mają bardzo niską wiedzę na temat terroryzmu, a zwłaszcza terroryzmu islamskiego. Takiemu samemu przesłuchaniu został poddany Michał Król, zarekwirowano surowe materiały, nagrania. To wszystko były konsekwencje tego materiału. Wydawało się, że jest spokój, ale potem okazało się, że – tak, jak dociera to do mnie, w sposób nieoficjalny – służby uznały, że nasz materiał, a także moje publikacje ukazujące niefachowość Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jeżeli chodzi o sprawę terroryzmu, doprowadziły do wściekłości oficerów, którzy odgrywali dużą rolę w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czasie, kiedy był rząd PSL-PO, a w tej chwili nadal w ABW odgrywają dużą rolę, usiłując omotać nowe kierownictwo tej służby. Ci ludzie zdobyli się na taką bezczelność, że przy zmianie rządu – z głosów, które do mnie dochodzą oczywiście, są to informacje nieoficjalne, ale z wiarygodnych źródeł – rozpoczęli operację sprawdzania mnie pod kątem tego, że wyjeżdżałem w rejony objęte wojną. Łączy się z tym podsłuch, podgląd, obserwacja osobowa, po prostu poddano mnie inwigilacji. Usiłuje się stworzyć nieprawdziwą i nieadekwatną dokumentację, mającą sugerować, że mam jakieś nieformalne kontakty z terrorystami, co mogłoby mnie postawić w stan oskarżenia. Jest to zemsta Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego za to, że wykazałem jak bardzo są niefachowi i nieprzygotowani do walki z terroryzmem.

Jest to kompromitacją dla Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, że taki materiał zostaje rozpowszechniony, a sama służba nie dysponuje wiedzą na temat jego bohatera Adriana Al N.?

Tak, jest to kompromitujące dla nich, dlatego że jednocześnie np. dziewięć miesięcy w areszcie przebywał młody człowiek, któremu zarzucano podżeganie do terroryzmu i związki z terrorystami, a jedynymi dowodami przeciwko niemu były jakieś maile wysyłane w sieci, jakaś amerykańska instrukcja obsługi ładunków wybuchowych, którą on gdzieś puścił mailem, a która tak naprawdę znajdowała się w bajce „Toy Story”. Te oskarżenia były kuriozalne i śmieszne, ten człowiek został wypuszczony po dziewięciu miesiącach aresztu w bardzo złym stanie psychicznym, zarażony jakąś chorobą skórną. Przebywał w areszcie z kryminalistami. Teraz jego rodzina domaga się odszkodowania. Jest to największy „sukces” ABW w walce z terroryzmem. Ostatni „sukces” to aresztowanie deportowanego z Norwegii, młodego, 23-letniego człowieka, który – z mojej wiedzy wynika – z terroryzmem miał związek bardzo luźny, jeżeli w ogóle. Agencja potrzebuje sukcesu, dlatego tworzy mistyfikacje. Jakieś materiały, które dawno już obiegły zachodnie media, na raz zostają wypuszczane przez agenturę ABW, przez dziennikarzy jako rewelacja, do których ABW dochodzi. Rzecznik ABW Maciej Karczyński opowiada kompletne brednie, jako niezwykle tajne informacje. Ja jestem poważnie zaniepokojony stanem wiedzy kontrwywiadu, jeśli chodzi o terroryzm islamski. W kontekście zbliżających się Światowych Dni Młodzieży to napawa już przerażeniem.

Może mieć miejsce postawienie Pana w stan oskarżenia?

Może mieć miejsce postawienie w stan oskarżenia, jeśli uda im się mistyfikacja czy prowokacja, uda się znaleźć jakichś fałszywych świadków. Ja jestem oczywiście dobrej myśli, bo sumienie mam czyste. Jestem dziennikarzem, natychmiast publikuję wszystko, co wiem na temat terroryzmu, a oni są wściekli, że zamiast biegać do nich i opowiadać im takie informacje – jak każdy agent i uzależniony od nich dziennikarz – ja to publikuję.

Jakie zarzuty groziłyby Panu przy ewentualnej prowokacji? Czy może zaistnieć sytuacja, że zostanie Pan oskarżony o współpracę z Państwem Islamskim?

Na pewno będą próbowali wmotać mnie w jakieś związki z terrorystami, bo w końcu przeprowadziłem wywiad z Adrianem Al N., któremu zmieniono w międzyczasie kwalifikację czynu ze służby w obcych formacjach wojskowych na terroryzm. (…) Będzie się być może usiłowało powiedzieć, że współdziałałem z tym człowiekiem czy w jakiś nieformalny sposób mu pomagałem, co jest oczywistą nieprawdą. Będzie to zemsta tych nieudacznych oficerów na dziennikarzu.

Pański reportaż pt. „Zginiecie jak wszyscy niewierni” ma już blisko 700 tys. wyświetleń w sieci. Z czego wynika jego popularność?

Myślę, że publiczność docenia rzetelność przeprowadzonej pracy – przepraszam, że sam siebie wychwalam, ale był to pierwszy materiał opublikowany w mediach pokazujący sposób myślenia dżihadystów, sposób myślenia dżihadysty mającego polskie obywatelstwo. To pierwszy człowiek, mający polskie obywatelstwo, który oficjalnie przyznał się do związków z Państwem Islamskim. Oczywiście przez wiele miesięcy próbowano ten fakt zatrzeć. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego korzystała ze swojej agentury w mediach i usiłowała wyciszyć tę sprawę, ale tej sprawy nie dało się wyciszyć. Miała zbyt duży ciężar gatunkowy, a te 700 tys. odsłon pokazuje, że dziś nie da się wyciszyć rzetelnie przeprowadzonych materiałów. Ja uważam, że ten materiał całkowicie mnie broni przed wszelkimi zarzutami, dlatego że ujawniłem wszystkie sposoby jego myślenia, powiązania. Wszystko, co mogłem z niego wyciągnąć ujawniłem publicznie, a 700 tys. odsłon pokazuje, że jednak ludzie chcieli się z tym zapoznać.

Czy polskie służby byłyby w stanie skutecznie reagować w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia terroryzmem w naszym kraju, choćby w trakcie zbliżających się Światowych Dni Młodzieży?

Jeżeli służby brytyjskie, niemieckie i francuskie mówią, że już w tej chwili przestają panować nad tą lawiną migrantów, którzy wlewają się do Europy, to deklaracje Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego o tym, że wszystko jest pod kontrolą można włożyć między bajki, to jest bzdura. Ja już kilka miesięcy temu mówiłem o tym, że ISIS dysponuje kilkudziesięcioma tysiącami podrobionych paszportów, dlatego że w ręce ISIS wpadła wytwórnia papierów wartościowych należąca wcześniej do reżimu Baszara al-Asada. Niedawno moją wiedzę i słowa potwierdził szef Frontexu, który stwierdził dokładnie to samo. Zatem podrabianie pieniędzy, podrabianie dowodów, podrabianie wszelkich dokumentów i wysyłanie dywersantów, samotnych wilków, instruktorów budujących sieci terroryzmu w Europie Zachodniej – to wszystko jest faktem. Jeśli nasze służby twierdzą, że kontrolują sytuację tzn., że w ogóle o tym nie wiedzą. Nasze służby nie posiadają specjalistów w tej dziedzinie. Jest tam kilku pasjonatów – skrzywdziłbym ich, mówiąc, że się na tym nie znają – którzy znają język arabski, potrafią czytać media arabskie, ale oni są zmarginalizowani przez karierowiczów i ludzi usiłujących realizować tylko własne interesy, korzystając z tego, że działają w służbach. W tej chwili niestety zmienia się to bardzo wolno albo w ogóle.

Wrócę jeszcze do ostatniej interwencji MON-u w siedzibie Centrum Kontrwywiadu NATO. Czy i dlaczego była to konieczna interwencja?

Ja uważam, że zmiany w służbach wojskowych są dużo lepsze niż zmiany w służbach cywilnych. Tam na czele stanęli ludzie fachowi – płk Andrzej Kowalski. Ta akcja była akurat nadzorowana przez pana Bączka, ale pan Bączek też jest wieloletnim specjalistą w tej dziedzinie, więc ufam tutaj fachowości kierownictwa SKW. Myślę, że była to konieczność, żeby przeprowadzić taką szybką akcję. Choćby po to, żeby nie zostały zniszczone dokumenty, które mogą być bardzo interesujące, a które byłyby zniszczone, gdyby dotychczasowe kierownictwo tego Centrum spodziewało się natychmiastowej utraty kontroli nad Centrum. To, co powiedział pan Bartłomiej Misiewicz, jest to bardzo symboliczne, że w gabinecie płk Duszy wisiał herb FSB. Przypomnę, że poprzedni szef SKW pan gen. Piotr Pytel miał nawet oficjalnie w mediach stawiane zarzuty o nieformalne kontakty z funkcjonariuszami FSB i GRU.

Oznacza to, że w polskich służbach cały czas działają ludzie związani z wywiadem rosyjskim czy zagranicznym na niekorzyść państwa polskiego?

Tak, szczególnie w służbach wojskowych jest ich bardzo dużo, ale niestety w służbach cywilnych, zwłaszcza w kręgach powiązanych z byłym SB. To są oficerowie, którzy ciągle są obecni w służbach cywilnych i w kręgach powiązanych z byłym układem Bartłomieja Sienkiewicza, z Ruchem Wolność i Pokój, ludźmi, którzy byli przygotowywani do przyjścia do służb w 90. roku. Do tych służb przyszli całą grupą.

Jakie wyzwania stoją dzisiaj przed nowym rządem, jeśli chodzi o próbę zreformowania polskich służb specjalnych?

Przede wszystkim rząd musi zapanować nad tym, czym zajmują się służby, nałożyć służbom kaganiec tak, żeby służby nie prowadziły pod pozorem legalnych operacji, operacji zbierania haków na niewygodnych dziennikarzy i polityków czy operacji prowokacyjnych, mających na celu wywołanie różnych ruchów społecznych. Ja jestem przekonany, że za tą aktywnością pewnej partii politycznej i pewnego ruchu, który teraz wychodzi na ulice, stoją funkcjonariusze służb. Rząd musi nad tym zapanować, bo inaczej funkcjonariusze służb, broniąc interesów swoich i swoich środowisk, doprowadzą do destabilizacji społecznej w Polsce, a rząd może utracić nawet władzę, jeżeli nad tym nie zapanuje. Pełnomocnik do spraw służb specjalnych powinien dysponować dobrym biurem, które potrafi narzucić kontrolę – zarówno finansową, jak i operacyjną – nad wszystkimi służbami. Wtedy dopiero będziemy mogli mówić o zmianie. Ale oczywiście służby wymagają gruntownej reformy kadrowej. Wysocy oficerowie wszystkich służb, którzy służyli za Platformy Obywatelskiej, powinni zostać odsunięci od wpływów, a w konsekwencji i czasem od służby, dlatego że są to ludzie zdemoralizowani i niebezpieczni dla niepodległego państwa. Ich miejsce powinni zająć ludzie ideowi i sprawdzeni, z dobrych rodzin, mający mocny kręgosłup moralny, dlatego że działalność w służbach specjalnych jest jednak ciemniejszą stroną rzeczywistości i tylko ludzie o bardzo mocnej formacji moralnej mogą utrzymać się w ryzach i działając w służbach, wykorzystując mechanizmy funkcjonowania służb, nie popadną w degenerację.

Dziękuję za rozmowę.

RIRM


POLECAMY reportaż: „Zginiecie jak wszyscy niewierni” 

Za: Radio Maryja (26 grudnia 2015) | http://www.radiomaryja.pl/informacje/katastrofalny-obraz-polskich-sluzb-specjalnych-rozmowa-z-w-gadowskim/

Skip to content