Aktualizacja strony została wstrzymana

Promocja obydwu przemysłów – Stanisław Michalkiewicz

W styczniu 1998 roku, z inicjatywy Episkopatu Polski, w kościele katolickim w Polsce zaczęto obchodzić Dzień Judaizmu. Decyzja o inauguracji tej nowej, świeckiej tradycji zapadła po wizycie delegacji Episkopatu w Brukseli w listopadzie 1997 roku, podczas której nastąpiła zmiana nastawienia biskupów do przyłączenia Polski do Unii Europejskiej.

Jakich argumentów użyli przedstawiciele biurokratycznego internacjonału – tego, ma się rozumieć, nie wiemy. W każdym razie J.Em. Prymas Glemp po powrocie z Brukseli oświadczył, że przyłączenie Polski do UE jest „historyczną koniecznością„.

Z koniecznościami próżno dyskutować, chociaż to, co konieczne, niekoniecznie musi być dla kraju radosne, a nawet pożyteczne.Na przykład przyłączenie Polski do „wspólnoty socjalistycznej” w następstwie ustaleń jałtańskich było, a przynajmniej stało się niewątpliwie „historyczną koniecznością”. Mimo to jednak mało kto dzisiaj uważa to wydarzenie za radosne dla narodu polskiego, czy nawet pożyteczne dla naszego państwa, które w rezultacie na 50 lat zostało pozbawione możliwości normalnego rozwoju cywilizacyjnego, zaś naród zainfekowany został komunistyczną zarazą, z której nie może się wyleczyć aż do dnia dzisiejszego.

Czy wśród „historycznych konieczności” pojawił się również rozkaz „pojednania” z Żydami – tego też nie wiemy na pewno, chociaż wszystko, w tym również Dzień Judaizmu wskazuje na to, że tak właśnie mogło być. W przeciwnym razie trudno byłoby doprawdy zrozumieć cel rozpoczynania corocznych obchodów Dnia Judaizmu z inicjatywy akurat Kościoła katolickiego. Jeśli wierzyć okolicznościowym deklaracjom towarzyszącym corocznym obchodom, Dzień Judaizmu ma przybliżyć judaizm katolikom polskim. Inaczej mówiąc, celem obchodów jest propaganda judaizmu w środowisku katolików polskich.

W jakim celu przedstawiciele katolickiej hierarchii, a więc reprezentanci jednej religii mieliby propagować wśród jej wyznawców całkiem inną religię, delikatnie mówiąc, niezbyt chrześcijaństwu życzliwą? Na to pytanie trudno znaleźć odpowiedź zwłaszcza, gdy nie jest tajemnicą, iż znajomość zasad własnej religii stanowi wśród katolików pewien problem. W tej sytuacji troska o propagowanie wśród nich akurat judaizmu rzeczywiście wygląda trochę dziwacznie i trudno byłoby wytłumaczyć ją czymkolwiek innym, poza „historyczną koniecznością”.

Tegoroczny, IX Dzień Judaizmu, rozrósł się już do tygodnia, co może świadczyć o rosnącym ciśnieniu potrzeb propagandowych. Zwraca na to uwagę również „Gazeta Wyborcza”, gdzie Marta Kazimierska pisze, że „Dzień Judaizmu to, wbrew nazwie, kilka dni poświęconych kulturze żydowskiej i idei polsko-żydowskiego pojednania”. Nie tyle zatem chodzi nawet o propagowanie „judaizmu” jako takiego, co propagowanie żydowskiej kultury, cokolwiek by to miało oznaczać oraz „idei polsko-żydowskiego pojednania”.

Czy rzeczywiście Kościół katolicki w Polsce nie ma większych zmartwień, tylko żeby włączać się w promocję żydowskiej kultury, czyli – powiedzmy sobie szczerze – żydowskiego przemysłu rozrywkowego? Trudno powiedzieć, by istniała w tej materii jakaś „historyczna konieczność”, ale nie jest wykluczone, że w 1997 r. w Brukseli mogło to zostać przedstawione inaczej. Mniejsza z tym. Bardziej interesujące jest to „pojednanie.

Skoro już mówi się o „pojednaniu” polsko-żydowskim, to znaczy, że wcześniej zaszło coś takiego, co wskazuje na istnienie jakiejś uzasadnionej wrogości, jakiejś pretensji między narodem polskim i żydowskim. Każdy, kto nawołuje do „pojednania”, milcząco to zakłada.

No dobrze, ale skąd właściwie wiemy, że taka wrogość, że jakaś pretensja między obydwoma narodami istnieje? Wiemy to z licznych deklaracji środowisk żydowskich, oskarżających Polaków o współdziałanie z Rzeszą Niemiecką w realizowaniu planu zagłady Żydów europejskich w okresie II wojny światowej.

Chodzi przede wszystkim o środowisko „przemysłu holokaustu”, które realizuje dwojaką strategię. Pierwszym elementem tej strategii jest stopniowe przesuwanie odpowiedzialności za zagładę Żydów europejskich z narodu i państwa niemieckiego na naród polski.

Elementem drugim jest dążenie do wyciągnięcia z Polski pieniędzy, w kwocie szacowanej od 100 mld dolarów (prof. Norman Finkelstein) do 60 mld dolarów (wg. szacunków bardziej ostrożnych), z tytułu „restytucji mienia żydowskiego”. Nie trzeba chyba dodawać, że owa „restytucja” jest warunkiem sine qua non „pojednania” a w tej sytuacji przybiera postać sui generis odszkodowania, jakie Polacy powinni zapłacić Żydom za zbrodnie, których wobec nich dopuścili się podczas II wojny światowej.

Jak widzimy, jest to strategia perfidna, zaś stanowiąca swoisty wstęp do jej realizacji oferta „pojednania”, ma charakter typowego „daru Danaów”. Z polskiego punktu widzenia byłoby rozsądniej ominąć pułapkę „pojednania”. W końcu, czy musimy koniecznie „jednać się” z Żydami? Czy naprawdę nie mamy większych zmartwień?

Na podstępnych charakter oferty „pojednania” wskazuje okoliczność, iż w latach poprzednich Dzień Judaizmu został wykorzystany w charakterze pretekstu do propagandowego nagłaśniania sprawy Jedwabnego dla potrzeb wojny psychologicznej, wypowiedzianej w roku 1996 Polakom przez ówczesnego sekretarza Światowego Związku Żydów, Izraela Singera („jeśli Polska nie zadośćuczyni roszczeniom żydowskim, będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”).

W roku bieżącym intencja jest podobna, o czym świadczy lokalizacja głównych obchodów w Kielcach, gdzie 4 lipca 1946 r. miał miejsce tzw. „pogrom kielecki”, a więc inspirowane przez NKWD i UB zabójstwo 40 Żydów. Włączanie się Kościoła katolickiego w realizację strategii, w której oferta „pojednania” ma charakter przynęty, sprawia wrażenie, jakby pobożność i to w dodatku jakaś rzeczywiście dziecinna, w przypadku niektórych hierarchów wyprzedzała, i to znacznie inne zalety, jak np. poczucie rzeczywistości, jakby zupełnie nie zdawali sobie sprawy, że wynajmują Kościół do promocji nie tylko żydowskiego przemysłu rozrywkowego, ale i „przemysłu holokaustu”. „Historyczną koniecznością” wszystkiego chyba wytłumaczyć się nie da?


Stanisław Michalkiewicz
Artykuł  ·  miesięcznik „Racja Polska”  ·  13 stycznia 2007 (pierwodruk 01.2006)  |  www.michalkiewicz.pl

 

Skip to content