Aktualizacja strony została wstrzymana

Jeszcze raz o tzw. „wypędzeniach” Niemców” – Paweł Styrna

Recenzja książki T. David Curp, A Clean Sweep? The Politics of Ethnic Cleansing in Western Poland, 1945 – 1960, (Rochester, New York: University of Rochester Press, 2006). Czyli co o wysiedleniach Niemców sądzą w USA.


W wydanej trzy lata temu książce amerykański historyk T. David Curp porusza rolę odegraną przez przymusowe przesiedlenia Niemców z Ziem Odzyskanych w polityce i dyskursie epoki PRL [http://the-american-catholic.com/contributors/. Autor jest profesorem historii na University of Ohio (Athens, OH) i, co ciekawe, uważa się za „neokonserwatystę”. Curp jest także komentatorem serwisu „The American Catholic” gdzie możemy także dowiedzieć się, iż Prof. Curp i Pani Sherry Curp są katolickimi neofitami].

Na wstępie należy stwierdzić, że autor Clean Sweep? jest zwolennikiem szkoły historycznej Erica J. Hobsbawma, Ernesta Gellnera i Normana Naimarka która uważa „nacjonalizm” jako siłę destrukcyjną, wcielenie zła i uniwersalnego straszaka. Wpisuje się także w popularną dziś w historiografii, aczkolwiek zapominającą o jakże ważnych proporcjach, interpretację według której „Polacy byli nie tylko ofiarami wojny ale także sprawcami (not only victims, but perpetrators)”. Tytuł wywodzi się z w wystąpienia Churchilla w Izbie Gmin w 1944 r.: „Wypędzenie jest metodą która, jak mieliśmy się okazję przekonać, jest najbardziej zadowalającą i najtrwalszą. Nie będzie mieszanek ludności który powodowałyby tylko ciągłe niepokoje … Za jednym zamachem miotły rozwiążemy ten problem [w oryginale: „A clean sweep will be made”]. Nie obawiam się tych przesiedleń które są o wiele bardziej możliwe w dzisiejszych czasach”.

Teza Curp’a jest dosyć prosta: „czystki etniczne” dokonane na Niemcach po II wojnie światowej wzmocniły solidaryzm narodowy Polaków równocześnie ułatwiając reżimowi komunistycznemu konsolidację władzy w kraju. Odniemczanie i polonizacja Ziem Odzyskanych, twierdzi historyk, wytworzyły ważną wspólnotę interesów pomiędzy władzą ludową i polskim społeczeństwem. Jednakże umocniony w ten sposób solidaryzm narodowy ostatecznie obrócił się przeciwko reżimowi w latach 70. i 80.. Praca składa się ze 195 stron tekstu lecz większość książki nie jest poświęcona przymusowym przesiedleniom Niemców lecz takim zagadnienom jak polityka reżimu wobec Kościoła i walka z nim, kolektywizacji i oporowi stawianemu przez chłopów oraz wybuchowi w Poznaniu w czerwcu 1956 r.. Wątek Ziem Odzyskanych i „wypędzeń” Niemców lub, jak preferuje Curp – „czytek etnicznych”, funkcjonuje tutaj głównie wtedy gdy ułatwiał współpracę pomiędzy władzą i różnymi środowiskami i grupami społecznymi (np. z duchowieństwem, narodowcami, rolnikami itd.).

Clean Sweep? jest przede wszystkim studium regionalnym i opisuje sytuację w Wielkopolsce i zielonogórskiem. Nie bez powodu autor skupił się na poznańskiem albowiem od końca XIX w. Wielkopolska, ze względu na bismarckowski Kulturkampf, germanizację i hakatyzm, stała się ważnym bastionem Endecji, o której Curp ma opinię zdecydowanie negatywną. Endecka „idea Polskości”, stwierdza potępiająco, „była jedną z najbardziej agresywnych i ksenofobicznych nurtów polskiego nacjonalizmu”. Ignorując reaktywny i obronny charakter endeckiego nacjonalizmu, w przeciwieństwie do agresywnego, ekspansjonistycznego i szowinistycznego oblicza niemieckiego nacjonalizmu hakatystycznego, zrównuje obydwa nurty: „w ich radykaliźmie i integralnym nacjonaliźmie obydwie grupy były uderzająco nowoczesne i przyczyniły się do eskalacji konfliktu polsko-niemieckiego”. Cytuje także twierdzenie Adama Michnika jakoby Dmowski sformułował „koncepcję narodu i polskości która prowadziła wprost do rozwiązań totalitarnych”. To wszystko, zdaniem autora, tłumaczy zgodę na współpracę pewnych narodowców, tymbardziej w poznańskiem, z reżimem komunistycznym na gruncie antyniemieckim. Curpowi chodzi tutaj przede wszystkim o działaczy Polskiego Związku Zachodniego (d. Związku Obrony Kresów Zachodnich). Argumentuje, iż narodowcy ci decydowali się na kolaborację bowiem popierali „czystki etniczne” oraz polonizację, odniemczanie i kolonizację Mazur, Pomorza, Ziemi Lubuskiej (d. Brandenburgii Wsch.) i Śląska. Nadmienia jednak, że wielkopolski PZZ stracił 2/3 członków (spadek z 23,000 do 6,850) na przełomie lat 1945 – 46 ze względu na zbyt bliskie stosunki z nową władzą i poparcie polityczne udzielone w wyborach blokowi reżimowemu przeciwko PSL.
W książce Curp’a na celowniku znajduje się także polski Kościół. Chociaż Pius XII sprzeciwiał się zmianom granic i przymusowym przesiedleniom (dotyczyło to zarówno Niemiec jak i Polski) Kościół w Polsce i polscy duchowni pozostawali pod wpływem idei narodowej i wielce spotęgowanych przez II wojnę światową nastrojów antyniemieckich. Tak więc polski Kościół, twierdzi Curp, był, podobnie jak endecy z PZZ, skłonny do współpracy i stworzenia modus vivendi z władzą ludową na płaszczyźnie „czystek etnicznych”, kolonizacji Ziem Odzyskanych i organizowania tam polskich struktur kościelnych. Autor Clean Sweep? opisuje także walkę reżimu komunistycznego z Kościołem i równoczesne próby werbowania „księży patriotów” i tzw. katolików „postępowych”. W tym wypadku Curp również przekonuje, że czynnikiem ułatwiającym kolaborację były uczucia antyniemieckie i obawy przed utratą Ziem Odzyskanych.

Curp przyznaje, że germanizacja z lat II Rzeszy przyczyniła się do wstępnego pogoroszenia stosunków polsko-niemieckich lecz hołduje np. dosyć rozpowszechnionej na zachodzie wizji „żelaznego kanclerza” von Bismarcka jako twardego, aczkolwiek względnie umiarkowanego i racjonalnego, przywódcy. Tak więc w przypisie podaje reakcję Bismarcka na sugestię Bernharda von Bűlowa który sugerował, iż wojna niemiecko-rosyjska stworzy okazję do masowego wypędzenia Polaków z Prus. „Źelazny kanclerz” odpisał, iż „tak głupich pomysłów nie powinno się nawet spisywać na papierze”. Curp zapomina jednak, iż Bismarck wielokrotnie porównywał Polaków z „wilkami” które muszą być „tępione”. W 1861 r. zalecał aby „bić Polaków dopóki nie odechce im się żyć … jeżeli przetrwają naszym jedynym wyjściem jest ich wytępić”.

Problematyczne jest także stosowanie przez autora wieloznacznego terminu „czystki etniczne”. Zapewne uważa, iż przymusowe przesiedlenia sa eufemizmem bagatelizującym niewąptliwą ludzką tragedię. Sęk w tym, że „czystkami etnicznymi” nazywa się wszystko od przymusowych przesiedleń i wypędzeń po planowane kampanie masowego ludobójstwa, a chyba trudno jest lekceważyć poważne różnice pomiędzy przymusowym wysiedlaniem Niemców z powojennej Polski i Czechosłowacji lub „Akcją Wisła” a ludobójstwem dokonanym z wyjątkowym okrucieństwem przez OUN-UPA na polskiej ludności kresów południowo-wschodnich czy też morderczymi metodami stosowanymi przez narodowo-socjalistycznych Niemców w „oczyszczaniu” ziem polskich z Żydów i Polaków. Ignorując te różnice dochodzi się do fałszywego wniosku, że wszyscy „oczyszczali” się wzajemnie, za co winę ponosi oczywiście „nacjonalizm” i jego dążenia do tworzenia „etnicznie homogenicznych” państw narodowych. Curp opisuje oczywiście okrutną okupację niemiecką i masowe wypędzenia Polaków przez Niemców i przyznaje, iż niemieckie ludobójstwo i brutalny terror wielce przyczynił się do powojennych przesiedleń Niemców. Stwierdza, ale niestety tylko w przypisie, iż „należy pamiętać, że te czystki nie były obmyślone w ten sam sposób jak bardziej rasistowski (racially-charged) niemiecki Säuberung”.

Pomimo tego, wydaje się, iż Curp ma pewne pretensje do Polaków których w swej książce opisuje jako pałających ślepą żądzą zemsty germanofobów. Milczy jednak o tym, iż np. Żydzi którym udało się przeżyć Holokaust myśleli często podobnie i pragnęli zniszczenia Niemiec i ukarania Niemców, tak jak i inne narody okupowane przez III Rzeszę. Brytyjski historyk Paul Johnson twierdzi np., iż większość brytyjskiego społeczeństwa popierało dywanowe naloty na miasta niemieckie, z idolem „neokonserwatystów” Winston’em Churchill’em na czele. Przedstawianie Polaków jako wyjątkowo mściwych i bezwzględnych, jak to często robią Niemcy czy historycy a la Norman Naimark, jest jednak wielką i niesprawiedliwą przesadą bowiem narody które o wiele mniej ucierpiały od niemieckich okupantów pałały jeszcze większą żądzą zemsty i mściły się z większą brutalnością. Niemcy wysiedleni z Czech wspominali np. o wyjątkowym okrucieństwie Czechów i nierzadko bardziej bali się czeskich „sąsiadów” niż Sowietów (MacDonogh, After the Reich) przy czym pamiętać należy oczywiście, iż gdyby Niemcy wojnę wygrali Czesi zostaliby bezwzględnie zgermanizowani (według Generalplan Ost taki los czekał ok. 50 proc. Czechów), zamienieni w niewolników lub wyeksterminowani.

Nadal podaje się wyśrubowane niemieckie powojenne szacunki jakoby w wyniku „wypędzeń” zginęło 2 miliony Niemców pomimo faktu, iż ostatnio badacze niemieccy zredukowali te szacunki do ok. 100,000 osób. Szacuje się, iż w ramach „wypędzeń” z Czech zginęło ok. 20,000 Niemców i wątpliwym jest aby liczba ofiar wysiedleń z Polski była o wiele wyższa. Przypomnieć należy, iż większość zginęło ze względu na działania niemieckie lub sowieckie. Krasnoarmiejcy przeprowadzali masakry na niemieckiej ludności cywilnej i masowo gwałcili kobiety co powodowało też masowe ucieczki Niemców na zachód. III Rzesza dodatkowo przyczyniła się do pogorszenia sytuacji zamieniając miasta w „twierdze”. Tak więc większość zbrodni na niemieckiej ludności cywilnej dokonano przed zorganizowaniem na Ziemiach Odzyskanych polskiej administracji i przed pojawnieniem się tam polskich osadników lub tzw. szabrowników. Polaków oskarża się także o zemstę na zasadzie „oko za oko, ząb za ząb” poprzez zamykanie Niemców w obozach i wykorzystywania ich do przymusowych robót. Należy jednak przypomnieć, iż np. osławiony Szlomo Morel, komendat obozu „Zgoda” w Świętochłowicach, w którym przetrzymywano głównie Ślązaków, ale także „Centralniaków”, Niemców i 38 obcokrajowców, sadystycznie znęcał się zarówno nad Niemcami jak i Polakami oraz Ślązakami. Amerykanin John Sack notował także, iż komendantami podobnych obozów w innych śląskich miastach nie byli narodowcy lecz głównie komunistyczni kaci żydowskiego pochodzenia: Mjr. Frydman w Bytomiu, Szmuel Kleinhaut w Mysłowicach, Efraim Lewin w Nysie, Lola Potok Ackerfeld w Gliwicach i inni.

Argumentując, że wysiedlenia Niemców i przyłączenie do Polski Ziem Odzyskanych wykopały wielką przepaść pomiędzy Polską i Niemcami nie zadaje sobie jednego ważnego pytania: jak wyglądałyby stosunki polsko-niemieckie gdyby Niemcom pozwolono zachować granice z 1939 r. i gdyby Niemców z prowincji wschodnich nie wysiedlono? Każdy student stosunków polsko-niemieckich wie, że utratę Poznańskiego, części Górnego Śląska i „korytarza” na rzecz Polski oraz powstanie Wolnego Miasta Gdańsk Niemcy przedwojenni – od komunistów po skrajnych nacjonalistów — traktowali jako wielką „krzywdę” i zbrodnię. Przywódcy Republiki Weimarskiej cały czas domagali się rewizji granicy polsko-niemieckiej. Owszem, Hitler tymczasowo oficjalnie zrezygnował z rewizji granic ze względów taktycznych, lecz nie ma wątpliwości, że przyłączyłby Pomorze Gdańskie, Poznańskie, Górny Śląsk a zapewne i tereny wokół Łodzi i Płocka do tysiącletniej Rzeszy po wykorzystaniu Polaków jako mięsa armatniego do pokonania Sowietów i wywalczenia Lebensraumu. Jednak nawet „pragmatyczny” Hitler nie mógł zapomnieć o Gdańsku i „korytarzu”.

Warto także zastanowić się czy pozostawienie w Polsce i Czechosłowacji milionów Niemców nie zaowocowałoby groźną irredentą? Niemcy i liberalni historycy często mają pretensje do Polaków i Czechów za stosowanie wobec ludności niemieckiej zasady odpowiedzialności zbiorowej i traktowanie wszystkich jako nazistów. Z upływem czasu powszechiejszym wśród Niemców staje się także popularna tuż po wojnie interpretacja historii III Rzeszy według której Niemcy byli także ofiarami wojny a nawet „pierwszym narodem okupowanym przez Hitlera”. Pamiętać jednak należy, że pomimo klęski III Rzeszy wielu Niemców nadal hołdowało ideom narodowo-socalistycznym. Potwierdzają to np. wspomnienia Żydów uciekających na Zachód z okupowanej przez komunistów Polski. Stanisław Likiernik, Polak pochodzenia żydowskiego przedzierający się na Zachod razem z Niemcami wypędzonymi lub uciekającymi z Czech, wspominał reakcje Niemców gdy na ich pytania czy jest Niemcem lub Volksdeutschem odpowiedział, że jest Polakiem: „Następnym razem wykończymy was wszystkich na dobre! Każdego p*** Czecha, Polaka, każdego cholernego Słowianina!”; „Tylko poczekajcie a zobaczycie jak ponownie zaatakujemy Związek Sowiecki, tym razem z Amerykanami!”; „Jestem żołnierzem SS. Nie bez powodu Amerykanie wypuścili mnie z obozu jenieckiego!” zadeklarował dumnie 17 lub 18-letni chłopak.

Curp nie jest także jedynym wśród historyków który bynajmniej nie sympatyzuje z Endecją i nie on jedyny wykorzystuje kolaborację niektórych endeków z reżimem komunistycznym aby potępić narodowców en masse. Nie pisze jednak o walkach wielu narodowców w szeregach antykomunistycznego ruchu oporu w wielu innych częściach Polski ani o poparciu endeków z podziemia dla PSL. Nie wspomina też o wielu endekach torturowanych w komunistycznych kazamatach i mordowanych przez czerwonych okupantów (np. słynny Adam Doboszyński). Komuniści wcale nie pałali sympatią do narodowców, których uważano za „faszystów”, chociaż ze względu na wrogość lwiej części Polaków wobec nowych okupantów nie gardzili jakimikolwiek kolaborantami. Pisząc jednak o sojusznikach komunistów wywodzących się z dawnego SN lub ONR (program „Falangi” Piaseckiego był o wiele bardziej socjalistyczny i zbliżony do komunistycznego niż program ZLN-OWP-SN), których autor niestety nie rozróżnia, należałoby także napisać o kolaborantach-socjalistach, „postępowcach” i lewicowych ludowcach, czego Curp też nie robi. Tak jak liberalni i lewicujący historycy wrogo nastawieni wobec Endecji i wszelkiego „nacjonalizmu” uważa PRL za swego rodzaju kompromis lub nawet wcielenie endeckich koncepcji państwa narodowego ze względu na antyniemieckość i antysemityzm. Jakakolwiek bliższa znajomość z historią i programem polskiego ruchu narodowego nie pozwala jednak na stawianie tak powierzchownych hipotez albowiem nawet liberalny Piotr Wandycz kwestionował jakoby PRL stanowiła ziszczenie marzeń Romana Dmowskiego.

Z pracy Curpa można się jednak dowiedzieć różnych ciekawych rzeczy. Potwierdza, że pierwsi polscy osadnicy na Ziemiach Odzyskanych często zastawali opuszczone wsie i miasteczka. Historyk pisze np. o repatriantach ze wschodu którzy wspominali o swych ukraińskich sąsiadach którzy mówili im, że niedługo „powędrują żydowską drogą”. Podaje też informacje o gwałtach dokonywanych przez krasnoarmiejców na Polkach. Dowiadujemy się też o współpracy niemiecko-sowieckiej na Ziemiach Odzyskanych. Przykładowo: „W Gubinie i Słubicach zgłaszano napady, kradzieże i gwałty dokonane na polskich osadnikach przez sowieckich żołnierzy i marynarzy przy pomocy Niemców”. Ponadto: „Źołnierze sowieccy na ulicach Gorzowa otwarcie twierdzili, iż jest to miasto niemieckie a nie polskie i o tym, że Polska była krajem bardziej reakcyjnym niż demokratycznym”. W lecie 1945 r. sowiecka administracja wojskowa współpracowała także z miejscowymi Niemcami, promując np. działaczy KPD (Komunistycznej Partii Niemiec) lub broniąc niemieckiego stanu posiadania i odpędzając polskich osadników od pewnych miejscowości. Armia Czerwona nie przeszkadzała również Niemcom powracać do domów co, argumentuje Curp, rozbudziło wśród Niemców nadzieje na odzyskanie Ostgebeit. Strona polska widocznie przestraszyła się kolejnej niemiecko-moskiewskiej umowy kosztem Polski. Kierując się instrukcją majowego Plenum PPR mówiącego o stworzeniu „jednolicie polskiego państwa” zainicjowane tzw. „dzikie wypędzenia”. W dniach 22 czerwca – 8 lipca 1945 r. żołnierze 5 i 11 Dywizji Piechoty 2 Armii LWP wysiedlili ok. 350,000 Niemców z przyodrzanskich terenów Ziemi Lubuskiej (ludność przedwojenna: 640,000) a z Gorzowa wysiedlono 24,000 z 29,000 Niemców (ludność przedwojenna: 101,100). Jednak Niemcy nierzadko zachowywali się agresywnie. Przykładowo, w lutym 1946 r. miejscowi Niemcy spalili polską szkołę w Gubinie.

Amerykański historyk przekonuje więc, iż antyniemieckość i „polityka czystek etniczych” oraz jej owoce przyczyniły się do „względnej stabilności” panującej w PRL epoki gomułkowskiej. Czy inne czynniki, jak np. dekolektywizacja czy sytuacja międzynarodowa, nie odegrały jednak o wiele ważniejszej roli? Po latach zniszczeń wojennych, koszmaru obydwu okupacji i nędzy Polacy pragnęli wreszcie jakiejkolwiek „normalności”. Chcieli żyć i pracować w spokoju. Należy także pamiętać o względnej „normalizacji” cechującej epokę gomułkowską po październiku 1956 r.: zarzucono stosowanie masowego terroru, udzielono amnestii kilkudziesięciu tysiącom niepodległościowców i wysłano do domu Sowieckich „doradców” z Marszałkiem Konstantym Rokossowskim na czele. W ramach prób „unarodowienia” i „legitymizacji” reżim PRL przywłaszczał sobie także symbole narodowe, którym oczywiście usiłowane nadać znaczenie nacjonalistyczno-bolszewickie i prosowieckie. Polska Ludowa była jednak otoczona „bratnimi demokracjami ludowymi” i okupowana przez wojska sowieckie które pod koniec 1956 r. zademonstrowały, na przykładzie Węgier, iż „odwliż” i nawet najbardziej połowiczna destalinizacja mają swe granice. Zachodnia polityka containment’u spisała Polskę i inne środkowo-europejskie państwa okupowane przez Imperium na straty, tym samym odbierając nadzieje nawet najbardziej optymistycznym zwolennikiem aktywnego oporu. Ponadto, nawet jeżeli zdecydowana większość Polaków zapewne uważała, że Ziemie Odzyskane należały się Polsce jako sprawiedliwa rekompensata za wojnę, terror i okrutną okupację niemiecką, raczej wątpliwe jest aby stawiali zaciekły opór wojskom zachodnim w wypadku gdyby „zimna wojna” stałaby się gorącą i armie NATO przedzierałyby się na wschód. Wszak antyniemieckość i postrzeganie Ziem Odzyskanych jako należnego odszkodowania nie oznaczało, że społeczeństwo zrezygnowało z antykomunizmu, dążeń niepodległościowych i zapomniało o kresach wschodnich i Katyniu. Należy także zadać pytanie o ile Polacy byli po 1939 r. panami własnego losu a o ile po prostu dostosowywali się do nowej rzeczywistości?

Paweł Styrna


Za: konserwatyzm.pl

Za: konserwatyzm.pl

.