Aktualizacja strony została wstrzymana

Pius XII – nauczyciel roztropnej nietolerancji

Pokoleniom współczesnych katolików potrzebna jest jasno świecąca latarnia morska, wskazująca drogę podczas rejsu pełnego duchowych i intelektualnych niebezpieczeństw. Jesteśmy przecież także dziećmi zrewolucjonizowanego świata, który już dawno zanegował potrzebę religii, a teraz neguje potrzebę natury i rozumu. Konieczność pełnienia przez papiestwo roli takiej właśnie latarni rozumiał Sługa Boży Pius XII, wydając 65 lat temu encyklikę traktującą „o błędach przeciwnych wierze katolickiej”.

„Niezgoda panująca wśród rodzaju ludzkiego w religijnej i moralnej dziedzinie oraz poważne w tej mierze odchylenia od prawdy, były zawsze wszystkim zacnym umysłom, osobliwie zaś wiernym i szczerym synom Kościoła, źródłem i powodem wielkiego bólu. Ból ten daje się odczuć zwłaszcza dzisiaj, gdy przychodzi patrzeć na napaści, kierowane zewsząd na same podstawy kultury chrześcijańskiej” – pisał Pius XII na wstępie wydanej 12 sierpnia 1950 roku encykliki Humani generis.

 

„Odchylenia od właściwej drogi”

Tak brzmi jeden ze śródtytułów encykliki. Dla dzisiejszych, już nie tylko liberałów, ale i przeciętnych katolików, tego typu słowa mogą brzmieć napastliwie i kłócić się z powtarzanymi co i raz frazesami o tolerancji dla innych poglądów. Jednak jeszcze w połowie XX wieku sformułowania takie stanowiły chleb powszedni Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, którego powiernicy zdawali sobie sprawę z ciążącej na nich odpowiedzialności.

Nic dziwnego, że każdy papież wydawał jakiś dokument stanowiący jakby latarnię morską na coraz ciemniejszym morzu ludzkich poglądów i teorii. Zadanie to wziął na siebie również Pius XII. Napominał więc Najwyższy Pasterz między innymi naukowców, którzy ewolucjonizm „w dziedzinie nauk przyrodniczych dotąd niezbicie nie udowodniony” przyjmują bez roztropności i bez zastrzeżeń, nie widząc, jak prowadzi to do monizmu i panteizmu, a także stanowi pożywkę dla marksistowskiej koncepcji materializmu dialektycznego.

Piętnował niebezpieczne teorie filozoficzne, w rodzaju modnego wówczas egzystencjalizmu, który – „idąc w zawody z idealizmem, immanentyzmem i pragmatyzmem” – próbował udowadniać, iż samo istnienie rzeczy jest ważne, a nie ich niezmienna istota, skąd oczywisty wniosek, iż żadna niezmienna prawda nie może być uznana. Potępiał także tak zwany historycyzm, który skupiał się wyłącznie na badaniu kolei dziejów, odrzucając zarówno prawdę, jak i bezwzględnie obowiązujące prawa.

Ojciec Święty zwracał również uwagę na zjawisko niepełnych nawróceń. Wskazał, iż wiele osób chcąc odejść od narzucanego przez porewolucyjny świat fałszywego racjonalizmu, sięga po objawienie zawarte w Piśmie Świętym. „Z przykrością jednak spostrzegamy” – pisał papież – „że wielu z tych ludzi, których tu mamy na myśli, aby zupełniej przylgnąć do słowa Bożego, należnych uprawnień rozumowi odmawia i tym zuchwalej lekceważy Nauczycielski Urząd Kościoła, któremu Bóg powierzył przechowywanie i wykład prawd objawionych, im bardziej usiłuje uwydatnić powagę objawiającego Boga”.

Ileż widzimy dzisiaj podobnych nawróceń, szczególnie wyraźnie wśród rozmaitych gwiazd kina czy muzyki. Co jakiś czas słyszymy o nawróceniu jakiegoś aktora czy rockmana, który deklaruje przywiązanie do Jezusa i Słowa Bożego, słowem nie wspominając o potrzebie przynależności do instytucjonalnego Kościoła, który tenże Jezus ustanowił dla przekazywania tegoż Słowa Bożego.

 

Co z tym ekumenizmem?

Problemy na zewnątrz i wewnątrz Kościoła wskazywane były z nieubłaganą precyzją. Jednym z największych już co najmniej od czasów św. Piusa X – a nasilającym się za Piusa XII – zagrożeń wewnętrznych było to, co autor encykliki Humani generis określał jako „irenizm”. Był to ruch szerzący pogląd jakoby zjednoczenie pomiędzy katolikami i odłączonymi sektami, protestanckimi czy prawosławnymi, miało dokonać się poprzez dialog usuwający w cień pewne prawdy wiary, a nie poprzez nawrócenie odłączonych.

„Niektórzy jednak z nich, zapaleni nierozważnym «irenizmem», zdają się upatrywać przeszkodę do wznowienia braterskiej jedności w tym, co wspiera się na prawach i zasadach przez Chrystusa ustanowionych i na założonych przez Niego instytucjach, albo w tym, co jest podporą i ochroną całokształtu wiary i bez czego, można wprawdzie doprowadzić przeciwieństwa do zgody, ale takiej, którą jednoczyć będzie wspólna ruina” – pisał papież.

Ojciec Święty nie pozostawiał złudzeń, iż – nawet płynące z dobrej woli – mityczne „braterstwo” z heretykami i schizmatykami może prowadzić nie do jedności, lecz do „wspólnej ruiny”. „Niech wreszcie nie sądzą, że hołdując fałszywemu „irenizmowi”, odszczepionych i błądzących do łona Kościoła doprowadzić zdołają, jeśli im szczerze nie podadzą całej prawdy, którą Kościół żyje, bez żadnych zniekształceń i uszczerbków” – pouczał Namiestnik Chrystusa.

Wreszcie Pius XII przypominał, jakie w tym kontekście jest prawdziwe rozumienie Kościoła. „Niektórzy sądzą, że nie obowiązuje ich nauka, jaką kilka lat temu, w oparciu o źródła objawienia, wyłożyliśmy w encyklice naszej, że mianowicie Mistyczne Ciało Chrystusowe i Rzymsko Katolicki Kościół są jednym i tym samym” – podkreślał papież.

 

Odrzucenie tomizmu symptomem choroby współczesnego umysłu

Wśród napiętnowanych w encyklice błędów znajduje się lekkomyślne lekceważenie filozofii wieczystej. Pius XII wskazywał opłakane skutki odchodzenia od nauczania tomizmu, począwszy od odrzucenia możliwości rozumowego poznania Boga, poprzez odczytywanie Pisma Świętego w duchu współczesnego racjonalizmu, do odejścia od podstaw zdrowej filozofii określającej ramy ludzkiego poznania, co z kolei prowadzi na manowce rozmaitych sentymentalnych i subiektywistycznych pseudo-filozofii „które jak kwiat polny dziś żyją a jutro opadną”.

 „Kto to wszystko dobrze rozważy, łatwo zrozumie, dlaczego Kościół wymaga, aby przyszli kapłani otrzymywali wykształcenie filozoficzne «wedle metody, nauki i zasad Anielskiego Doktora». Jest bowiem rzeczą doświadczeniem kilku wieków stwierdzoną, że metoda i sposób rozumowania św. Tomasza osobliwą posiada skuteczność”, skoro odznacza się ona „dokładnym określeniem istoty zagadnień i z zupełną jasnością rozwiązań, z ścisłym ustaleniem pojęć i wprowadzeniem precyzyjnych rozróżnień”.

Papież ubolewał, że filozofia wieczysta, stanowiąca syntezę myśli klasycznej i chrześcijańskiej, staje się „przedmiotem pogardy i że zuchwale oskarża się ją, że jest przestarzała co do formy a racjonalistyczna w swoim procesie myśli”. Skutki odrzucenia tego najdoskonalszego systemu filozoficzno-teologicznego – nie tylko w seminariach, ale i na uniwersytetach nominalnie katolickich – widzimy dzisiaj, gdy świat dąży do coraz większego pomieszania pojęć, a katolicy sami pozbawili się skutecznych narzędzi nazywania rzeczy po imieniu i określania ich istoty.

Młot na „kato-lewicę”

Pius XII zwrócił uwagę na rzecz dziś być może całkowicie już zapomnianą zapoznaną, mianowicie na apologetykę katolicką. Ta gałąź nauki kościelnej zajmująca się dowodzeniem prawdziwości katolickiej religii odwoływała się do argumentów dostarczanych przez starożytną logikę i filozofię, przez naukę świecką, historię i wszystkie katolickie narzędzia wykładu objawionej nauki. Same podręczniki apologetyczne przyczyniały się do wielu nawróceń, jak wskazywał choćby św. Maksymilian Maria Kolbe, korzystający z Apologetyki podręcznej ks. Stanisława Bartynowskiego SI w nawracaniu masonów, żydów i pozostałych innowierców.

Papież przypomina, iż tak jak w czasach poprzedzających pisany przezeń dokument pewne postępowe podważały nieocenioną rolę klasycznej apologetyki, tak obecnie podważa się już nawet znaczenie samej teologii, wymagając nie tylko reformy, ale i zastąpienia jej jakimś nowym systemem wykładu wiary. Jednym z takich sposobów miał być rzekomy „powrót do źródeł” polegający na pominięciu tego, co ustaliło przez wieki Magisterium Kościoła na rzecz przyswojenia języka opartego wyłącznie na Piśmie Świętych i starożytnych Ojcach Kościoła.

Pół wieku po wydaniu encykliki Humani generis nikogo już nie dziwi brak cytatów z Magisterium podczas kazań, czy też swobodne i często niepogłębione dywagacje na temat Pisma Świętego, nie wspominając o stosach wydawanych pism i książek „katolickich”, których ostatnią cechą mogłaby być dbałość o hermeneutykę z nauczaniem „błogosławionych Poprzedników” Piusa XII. Tymczasem papież ostrzegał, iż „zwrot do źródeł, nauki święte zawsze odmładza, podczas gdy przeciwnie czysta spekulacja, jeśli przestaje wgłębiać się w depozyt wiary, popada, jak doświadczenie poucza, w starczą bezpłodność”.

„Spodziewają się oni, że po dokonaniu tej odmiany, dogmat oczyszczony od pierwiastków, obcych, jak mówią, Bożemu objawieniu, z pożytkiem da się zestroić z dogmatycznymi poglądami ludzi, od jedności kościelnej odłączonych, by na tej drodze osiągnąć po trochu asymilację wzajemną katolickich dogmatów i innowierczych zapatrywań” – przenikliwie zauważał Najwyższy Pasterz. Może właśnie te słowa należałoby przypomnieć rozmaitym domorosłym „ekumenicznym” teologom spod różnych, jak to się określa, „kato-lewicowych” znaków?

Bo też jaka była reakcja Sługi Bożego Piusa XII na te pomysły? Bynajmniej nie była nią radość wyrażona zachętą do braterskiego poklepywania popów, pastorów i imamów po plecach. „W tej myśli, po dojrzałej przed Bogiem rozwadze, nie chcąc się sprzeniewierzyć świętym zobowiązaniom Naszego Urzędu” – pisał papież – „tak Biskupom jak Zwierzchnikom zgromadzeń zakonnych, pod najcięższym obowiązkiem sumienia, nakazujemy, żeby jak najpilniej czuwali nad tym, by tego rodzaju poglądy nie były głoszone w szkołach, na zebraniach, ani publikowane w jakichkolwiek pismach ani też żadnym sposobem podawane duchowieństwu i wiernym Chrystusowym”.

Filip Obara

Za: PoloniaChristiana - pch24.pl (2015-08-22) | http://www.pch24.pl/pius-xii---nauczyciel-roztropnej-nietolerancji,37690,i.html

Skip to content