Aktualizacja strony została wstrzymana

Boże Narodzenie w Polsce – Stanisław Michalkiewicz

Tak przyzwyczailiśmy się do Bożego Narodzenia, że nie przychodzi nam do głowy, iż dzisiaj byłoby ono znacznie trudniejsze niż wtedy, za czasów Oktawiana Augusta, a kto wie, czy w ogóle możliwe? Wprawdzie archanioł Gabriel twierdził, że „dla Boga nie ma nic niemożliwego”, więc pewnie znalazłby się jakiś trick na obejście surowych standardów politycznej poprawności, ale nie ulega kwestii, że komplikacji byłoby co niemiara.

Pan Jezus, jak wiadomo, tylko dlatego urodził się w Betlejem, że cesarz Okatawian będąc w tarapatach finansowych, nakazał by „spisano wszystek świat”, tj. wszystkich podatników, żeby pobrać od nich pogłówne i w ten sposób złagodzić deficyt budżetowy. Więc Józef z brzemienną Marią ruszyli w podróż, pewnie w towarzystwie wielu innych osób, których cesarski rozkaz podobnie zmobilizował. Nietrudno się domyślić, że przy takim poruszeniu trudno było kupić nawet coś do jedzenia, nie mówiąc już o noclegu. Toteż zapewne z wielkim trudem ulokowali się w jakiejś stajni, no i tam właśnie urodził się Syn Boży.

Na szczęście ówczesne władze państwowe interesowały się ludźmi bardzo pobieżnie, nie wtrącając się do ich życia rodzinnego. Gdyby jednak Pan Jezus narodził się w podobnych warunkach dzisiaj gdzieś w Polsce, prawdopodobnie zaczęłyby się poważne problemy. Natychmiast do stajenki przybyłaby ekipa TVN-24 z panią red. Justyną Pochanke, która nakręciłaby wstrząsający felieton filmowy, do czego doprowadziły rządy braci Kaczyńskich, że kobiety muszą rodzić dzieci po stajniach.

Donald Tusk na zwołanej jeszcze tej samej nocy konferencji prasowej zażądałby ustąpienia rządu i rozpisania nowych wyborów. W międzyczasie do stajenki przybywałyby kolejne ekipy telewizyjne i radiowe, a także tłumy fotoreporterów, z których każdy chciałby uzyskać ujęcie lepsze od konkurencji. W tych warunkach musiałoby dojść do przepychanek, a nawet bójek, być może z udziałem Józefa, który pewnie już po godzinie miałby dosyć całego tego towarzystwa, wypytującego go, a to o to, a to o tamto i bezceremonialnie zaglądającego we wszystkie kąty…

W takiej sytuacji na pewno pojawiłaby się policja i w tym momencie wydałoby się, że ani Józef, ani Maria, nie mają dowodów osobistych, a ponieważ żaden z policjantów nie znałby przecież języka aramejskiego, nie byłoby innego wyjścia, jak zabrać Józefa na komisariat do wyjaśnienia, zaś Marię z Dzieciątkiem – do policyjnej izby dziecka.

W międzyczasie jednak relację w TNV-24, łącznie ze zdjęciami z bójki i interwencji policji, obejrzałby redaktor dyżurny z „Gazety Wyborczej” i powiadomił ścisłe kierownictwo, które uznałoby z pewnoscią, że to znakomity materiał do akcji „rodzić po ludzku”, a zarazem okazja do skrytykowania ohydnego reżimu braci Kaczyńskich, którym wytknięto by koncentrowanie się na lustracji i rozliczeniach, a ignorowanie ludzkich, a zwłaszcza kobiecych potrzeb.

Następnego dnia jednak odezwałyby się organizacje feministyczne i proaborcyjne. Podniosaby się fala krytyki pod adresem Józefa, ale również pod adresem Marii, że z karygodną lekkomyslnością zdecydowała się urodzić Dziecko w takich warunkach. W radykalnych pismach kobiecych Józef zostałby okrzyknięty „męską szowinistyczną świnią”, zaś Magdalena Środa w rozmowie z Kazimierą Szczuką w „Gazecie Wyborczej”, na przykładzie Marii skrytykowałaby bezmyślną uległość kobiet.

W rezultacie Maria i Józef zostaliby uznani za „toksycznych rodziców”, a sąd bombardowany apelami organizacji feministycznych i gejowskich i oblegany przez naprędce zorganizowane pikiety, nakazałby odebranie im praw rodzicielskich i umieszczenie Jezusa w Domu Małego Dziecka. Wykonaniu tego postanowienia sądu towarzyszyłyby rozdzierające sceny.

Zanoszącą się od płaczu Marię konwojowałoby aż trzech policjantów, podczas gdy Józefa, który próbowałby stawić desperacki opór, obezwładniono by przy uzyciu paralizatora i skutego kajdankami odwieziono by na rozprawę w 24 -godzinnym sądzie, który za czynną napaść na policjantów skazałby go na dwa lata więzienia bez zawieszenia. Tymczasem w Domu Małego Dziecka pielęgniarki porobiłyby sobie pamiątkowe zdjęcia z Jezusem w kieszeni fartucha i w różnych innych pozach.

Dopiero trzeciego dnia nastąpiłby przełom. Policyjne dochodzenie wykazałoby, że Józef, Maria i Jezus są pochodzenia żydowskiego. „Gazeta Wyborcza” natychmiast przyjęłaby poważny, oskarżycielski ton, kierujac zarzuty pod adresem właścicieli stajni, że wykorzystali przymusowe polożenie wędrowców, by ulokowaniem w stajni upokorzyć ich z powodu ich pochodzenia, a kto wie, czy też nie w intencji zgładzenia Jezusa, poprzez specjalne stworzenie mu prymitywnych warunków egzystencji.

Ze Stanów Zjednoczonych specjalnym samolotem przyleciałyby ekipy telewizyjne, piętnujące w swoich audycjach organiczny polski antysemityzm i ilustrujące drastyczne obrazy komentarzami dra Edelmana i profesora Bartoszewskiego. Po okolicy rozbiegliby się dziennikarze śledczy w poszukiwaniu powiązań właścicieli stajni z Młodzieżą Wszechpolską lub Samoobroną, a do redakcji „GW” i wszystkich telewizji zgłaszaliby się tłumnie naoczni świadkowie, gotowi za wynagrodzeniem zaświadczyć, co tam będzie trzeba.

Oczywiście Józef natychmiast zostałby zwolniony z więzienia, natomiast sędzia, który go skazał, poprosiłby o bezterminowy urlop zdrowotny. Nie udzielono by mu go jednak, bo właśnie do sądu wpłynąłby wniosek o natychmiastowe aresztowanie właścicieli stajni pod zarzutem kłamstwa oświęcimskiego, z jednoczesnym skierowaniem na przymusowe badania psychiatryczne do szpitala w Tworkach. I tak właśnie by się stało.

Tymczasem wypuszczony z więzienia Józef, pośpieszyłby do Marii, razem odebraliby Jezusa z Domu Małego Dziecka i w przebraniu wieśniaków staraliby ukryć się w tłumie wypełniającym Dworzec Centralny, bo właśnie ABW ogłosiła alarm z powodu zagrożenia terorystycznego. Ponieważ nadal nie mieli żadnych dokumentów, wiedzieliby, że grozi im powtórne aresztowanie. A oto właśnie z obydwu stron zbliżały się patrole, dokładnie legitymujące wszystkich podróżnych. I w tym momencie Pan Bóg…

Czyż to nie szczęście, że Pan Jezus narodził się w czasach cesarza Oktawiana Augusta, kiedy to wprawdzie były już urzędy skarbowe, ale jeszcze nie było ani „Gazety Wyborczej”, ani TVN-24, ani feministek, ani organizacji sodomitów ani rzeczników praw dziecka?

Dzięki temu starczyło czasu na na chóry anielskie i na pasterzy, a nawet Trzej Królowie nie zostali aresztowani ani pod zarzutem sprzyjania terroryzmowi, ani nawet pod zarzutem przemytu narkotyków pod postacią mirry i kadzidła, jak też wartości dewizowych pod postacią złota.


Stanisław Michalkiewicz
  www.michalkiewicz.pl

Felieton  ·  tygodnik „Najwyższy Czas!”  ·  22 grudnia 2006  |  www.michalkiewicz.pl

 

.