Aktualizacja strony została wstrzymana

Stare kiejkuty w bantustanie

Szanowni Państwo! Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – powiada stare polskie przysłowie. Właśnie sprawdziła się jego trafność i to za sprawą Białego Domu, który zdecydował się na publikację raportu o tajnych więzieniach CIA między innymi w Polsce. CIA trochę się obawiała lokowania tajnych więzień na terenie Stanów Zjednoczonych, bo wprawdzie jej działalność otoczona jest mgłą tajemnicy i to mgłą w pierwszorzędnym gatunku, ale zawsze może pojawić się jakaś Schwein, która, nie bacząc na pierwszorzędny gatunek mgły, będzie próbowała ją rozwiać i nie powstrzymają jej przed tym nawet sądy, które w Stanach Zjednoczonych są tak samo niezawisłe, jak i w naszym nieszczęśliwym kraju. Dlatego CIA zdecydowała się na lokalizację tajnych więzień na terenie zaprzyjaźnionych bantustanów, między innymi III Rzeczypospolitej, która za sprawą okupujących ją bezpieczniackich watah coraz bardziej upodabnia się do organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, więc zlokalizowanie tutaj tajnych więzień wydawało się Amerykanom jak najbardziej na miejscu.

Amerykańscy bezpieczniacy dogadali się w tej sprawie z polskimi bezpieczniakami jak czekista z czekistą. Za usługi kuplerskie i stanie na świecy w Starych Kiejkutach, gdzie amerykańscy torturanci oprawiali swoje ofiary, tubylcza bezpieka dostała od CIA napiwek w postaci 15 milionów dolarów w gotówce. Jak na Amerykę, to niedużo, ale jak na bantustan, to całkiem sporo, zwłaszcza gdy do podziału doli nie było wielu pretendentów. W naszym nieszczęśliwym kraju nawet milion dolarów może wystarczyć do założenia starej rodziny, więc 15 milionów może wystarczyć do założenia nawet kilku ubeckich dynastii. Wszystko zależy, jak wspomniałem, od tego, ilu starych kiejkutów pretendowało do podziału tej sumy, a przede wszystkim – czy wśród tych starych kiejkutów, w podziale forsy uczestniczył były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski i były premier Leszek Miller. Wprawdzie Aleksander Kwaśniewski początkowo zaprzeczał, jakoby o tych tajnych więzieniach wiedział, ale – po pierwsze – kto wierzy Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, ten sam sobie szkodzi, a po drugie – tym bardziej sam sobie szkodzi, że Aleksander Kwaśniewski później przypomniał sobie, że jednak coś tam wiedział.

O ile jednak Aleksander Kwaśniewski, który wtedy był akurat u nas prezydentem, mógł tylko coś tam wiedzieć, o tyle Leszek Miller, który był szefem rządu, nie tylko musiał coś tam wiedzieć, ale i wyrazić zgodę. To znaczy – musiałby wyrazić zgodę, gdyby III Rzeczpospolita była normalnym państwem. Jednak III Rzeczpospolita normalnym państwem nie jest. Okupujące ją bowiem bezpieczniackie watahy przekształciły ją na własny obraz i podobieństwo w organizację przestępczą o charakterze zbrojnym, a w tej sytuacji wcale nie jest pewne, czy prezydent Aleksander Kwaśniewski, nazywany przez ludzi poważnych „preziem”, musiał cokolwiek wiedzieć, podobnie jak Leszek Miller musiał o czymkolwiek decydować. Wystarczy, że decyzję podjęli hersztowie bezpieczniackich watah, tak samo, jak w 2010 roku zdecydowali o nawiązaniu współpracy z ruską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Po cóż mieliby o takich rzeczach informować tych wszystkich figurantów, piastujących fasadowe, konstytucyjne funkcje? Toteż wydaje się całkiem prawdopodobne, że ani „prezio”, to znaczy – Aleksander Kwaśniewski, ani premier Leszek Miller wcale nie musieli ani niczego konkretnego wiedzieć, ani o niczym konkretnym decydować. Wystarczy, że im powiedziano, że do podziału będzie kupa forsy i to w dodatku w sałacie, żeby już nic więcej ich nie interesowało.

Jestem głęboko przekonany, że niezależna prokuratura po przeprowadzeniu energicznego śledztwa dojdzie do tego samego wniosku i sprawę umorzy wobec absolutnej niemożności wykrycia sprawców – bo jużci; niezależna prokuratura wie, co wolno jej wykrywać, a czego wykrywać nie powinna i nie może pod żadnym pozorem. Nasycenie niezależnej prokuratury konfidentami bezpieki cywilnej i wojskowej, podobnie, jak niezawisłych sądów, nie mówiąc już nawet o Umiłowanych Przywódcach w Sejmie i Senacie musi być większe, niż gdziekolwiek indziej, dzięki czemu III Rzeczpospolita jest co najmniej tak samo przewidywalna, jak Polska Rzeczpospolita Ludowa, która była przewidywalna aż do bólu. III Rzeczpospolita też jest przewidywalna, aż do „bulu i nadzieji”. To byłoby nawet optymistyczne, gdyby nie fakt, że taki Biały Dom najwyraźniej nie liczy się zupełnie z prestiżem dygnitarzy naszego bantustanu, traktując III Rzeczpospolitą właśnie jak bantustan. Skoro jednak grono starych kiejkutów za 15 milionów dolarów na takie traktowanie pozwoliło, to nie można mieć do Amerykanów pretensji.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Myśląc Ojczyzna” jest emitowany w Radiu Maryja w każdy czwartek o godz. 7.00 i 17.50. Komentarze nie są emitowane podczas przerwy wakacyjnej w lipcu i sierpniu.

Felieton    Radio Maryja    11 grudnia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3277

Skip to content