Profesor Jonathan Gruber, jeden z autorów amerykańskiej ustawy zdrowotnej („The Patient Protection and Affordable Care Act”), drwi z amerykańskich wyborców, którzy wierzą, że celem sztandarowego projektu administracji Baracka Obamy była pomoc najuboższym. To de facto nowy podatek, który miał załatać deficyt budżetowy.
Jonathan Gruber przyznał, że Biały Dom okłamywał obywateli w sprawie ustawy zdrowotnej, przekonując, że biedni wreszcie będą mieć dostęp do opieki zdrowotnej. Administracja Baracka Obamy musiała – jak stwierdził – „nieźle się nagimnastykować”, by ukryć prawdziwy cel reformy służby zdrowia. Ekonomista stwierdził, że jedną z największych zalet tego projektu była jego… nieprzejrzystość.
„Obamacare” nakłada wysokie kary na osoby, które nie wykupiły obowiązkowej polisy ubezpieczeniowej, a także na pracodawców, którzy nie zapewnili swoim pracownikom dostępu do wielu usług opieki zdrowotnej – w tym usług aborcyjnych i antykoncepcyjnych, co wywołało szerokie protesty. Ustawa przyczyniła się do wzrostu podstawowej składki ubezpieczeniowej nawet o ponad 70 proc.
Koncepcja amerykańskiej „reformy zdrowotnej” dyskutowana była już w 1998 r. podczas konferencji w Los Angeles z udziałem ponad 1500 ekspertów z 75 krajów, głównie prezesów i wiceprezesów instytucji finansowych, ekonomistów, byłych urzędników amerykańskich i noblistów. Jednym z uczestników konferencji był senator Edward Kennedy, który już od lat 80. przekonywał o konieczności wprowadzenia powszechnego systemu opieki zdrowotnej. Wraz z nim przyjechał do Los Angeles dr Arnold Nachmanoff, prezes Capital Advisors, przyszły bliski współpracownik prezydenta Baracka Obamy. Nachmanoff radził, aby nowy system oprzeć przede wszystkim na dwudziesto- i trzydziestolatkach. Udział ich składek w systemie miał być największy.
W Los Angeles żadnego konsensusu nie wypracowano. Jednak odtąd idea powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego stała się elementem kampanii Demokratów. „Zreformowana” służba zdrowia miała być motorem gospodarki. Autorzy zmian, wraz z prezydentem Obamą, uważali, że zmniejszą one bezrobocie do 5 proc. przyczynią się do nowych inwestycji i zmniejszenie deficytu budżetowego.
Ubezpieczeniem miało bowiem zostać objętych 50 mln nowych osób, w tym 8 mln dzieci, które nie miały dostępu do lekarza. Konieczność „obsługi” świeżo ubezpieczonych zapewniała nowe miejsca pracy nie tylko w służbie zdrowia czy towarzystwach ubezpieczeniowych, ale też w administracji stanowej i centralnej.
Przeciwnicy ustawy przekonywali, że przynosi ona nowe podatki. Dwa z nich zaczęły obowiązywać w 2013 r.: 0,9 proc. od dochodu dla osób samotnych zarabiających więcej niż 200 tys. dolarów i małżeństw z dochodem wyższym niż 250 tys. dolarów. Drugim nowym świadczeniem na rzecz państwa był podatek od dochodu z zysku papierów wartościowych w wysokości 3,8 proc.
Ustawa, która miała być korzystna dla obywateli, przyczyniła się do wzrostu podstawowej składki ubezpieczenia. Składka srebrna (pełna, normalna z dostępem do wszystkich usług z wyjątkiem specjalistycznych) wzrosła od 7,6 do 58 proc. w zależności od ubezpieczyciela. Średnia podwyżka wyniosła 35 proc. W Ohio składka wzrosła średnio o 41 proc. dla wszystkich planów, w stanie Indiana zaś nawet o 72 proc. Wysokość składki zależy od wieku i płci, przypadku dwudziestolatków wzrosła o ponad 60 proc.
Część wyborców – wbrew temu, co sugeruje Gruber – doskonale zdaje sobie sprawę z rzeczywistych celów reformy opieki zdrowia. Niedawno z fotelami senatorskimi pożegnało się 29 polityków popierających „Obamacare”.
Źródło: tawnhall.com, obserwatorfinansowy.pl, AS.