Aktualizacja strony została wstrzymana

Hanna Gronkiewicz-Waltz: Warszawa nie dla narodowców!

Prezydent Warszawy odwiedziła rannych policjantów w jednym z warszawskich szpitali. Przy tej okazji ogłosiła, że – gdyby tylko prawo dawało jej taką możliwość – nie wyraziłaby zgody na organizację Marszu w przyszłym roku. „Ten marsz jest okazją do wybryków chuligańskich i bójek. Niestety, ustawa jest tak sformułowana, że nie możemy tego marszu zakazać” – podkreśliła Hanna Gronkiewicz-Waltz.

W tym roku w pochodzie organizowanym przez Ruch Narodowy wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób – od trzydziestu, według wskazań policji, do stu według organizatorów. Choć i tym razem nie obyło się bez awantur, to – w przeciwieństwie do lat poprzednich – Marsz nie został przedwcześnie rozwiązany przez władze Warszawy i przebył całą zaplanowaną trasę.

Podczas tegorocznej edycji Marszu do zamieszek i starć z policją doszło w okolicach Ronda Waszyngtona. Chuligani zniszczyli m.in. znaki drogowe i przystanki komunikacji miejskiej. Łącznie powstałe straty zostały oszacowane przez Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego na ok. 90 tys. zł. 24 manifestantów zostało rannych, 199 zatrzymanych przez policję.

Krzysztof Bosak, jeden z liderów Ruchu Narodowego, liczbę zatrzymanych szacuje aż na 300. – Większość z nich znalazła się na komendzie przez przypadek, w wyniku łapanek w autobusach i na ulicach, które policja zorganizowała już po Marszu lub gdy ludzie się rozchodzili (…). Policja odmawia im kontaktu z prawnikami, korzystając z tego, że oni nie wiedzą, że nasz Zespół Prawny chce im udzielić pomocy prawnej – informuje Bosak na Facebooku.

Źródło: „Polska The Times”, Facebook.com

ksz

Za: Polonia Christiana – pch24.pl ( 2014-11-13)

Kto kogo bił

Policja jest zadowolona z działań zabezpieczających uroczystości 11 listopada. Uczestnicy Marszu Niepodległości mają wrażenie déjà vu, że ktoś próbuje niszczyć ideę manifestacji, która gromadzi 100 tys. uczestników.

Przez Warszawę przeszedł kolejny Marsz Niepodległości. Około 100 tys. ludzi maszerowało w morzu biało-czerwonych flag z centrum miasta na Kamionek, miejsce urodzin Romana Dmowskiego. Widok manifestujących był imponujący – flagi bannery, proporce, tłum ludzi, pośród których dominowała młodzież, ale również rodziny i osoby dorosłe. Most Poniatowskiego oświetlony setkami rac to przecież wyjątkowy obraz udowadniający rozmiar tej imprezy.

Jednak uwaga opinii publicznej od czterech lat skupia się wokół tego, co dzieje się na Marszu Niepodległości, wielkiej masowej manifestacji patriotycznej, której rozmiary przerastają niestety nie tylko organizatorów, ale również służby porządkowe. Co roku chuligani, prowokatorzy, lewacy wszczynają zamieszki z policją. I co roku policja nie potrafi lub nie chce im zapobiec. Można powiedzieć, że każdorazowo jej działania doprowadzają do jeszcze większych zakłóceń. Witold Tumanowicz ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości tłumaczy, że jako organizator wyciągnęli wnioski z lat poprzednich i gdy tylko doszło do zamieszek po praskiej stronie mostu Poniatowskiego, straż Marszu zatrzymała pochód, by umożliwić działania policji.

– Straż zatrzymała pochód i wytyczyliśmy kolumnę marszową od ludzi, którzy wyszli poza nią i nie mają ochoty z nami świętować, ale zainteresowane są atakami na policję. My się od tych ludzi odcinamy – tłumaczy.

Tak było we wtorek, kiedy pod koniec Marszu bandyci w kominiarkach zaatakowali policjantów i uczestników manifestacji, a także dziennikarzy. Pod Stadionem Narodowym rozegrała się prawdziwa bitwa między kibolami a policją. W tym samym czasie manifestacja została zatrzymana na jakiś czas na rondzie Waszyngtona i dziesiątki tysięcy ludzi stały w tym czasie ściśnięte na moście Poniatowskiego. Były momenty, gdy tłum naciskał na mostowe barierki. W tym samym czasie w policję rzucano płytami chodnikowymi, kamieniami, brukiem i koktajlami Mołotowa. Policja szturmowała z pałkami, polewała awanturujących się barwioną wodą i na koniec na oślep strzelała z broni gładkolufowej.

– Niestety, część petard hukowych i gaz łzawiący trafiła na błonia pod stadionem, gdzie trwał wiec. To było kompletnie niezrozumiałe -dodaje Tumanowicz.

Ale komendant główny policji Marek Działoszyński jest zadowolony. – Nie dopuściliśmy do eskalacji incydentów na terenie miasta. Nie dopuściliśmy do atakowania normalnych uczestników manifestacji. Nie było żadnych konfrontacji. Jedynie policja przyjęła na siebie ewentualne działania agresywne, chuligańskie i bandyckie – mówił Działoszyński. Zapewniał, że funkcjonariusze byli bardzo profesjonalni i starano się działać tak, żeby minimalizować skalę obrażeń osób postronnych. To samo powiedziała minister spraw wewnętrznych Teresa Piotrowska podczas środowego briefingu w Komendzie Głównej Policji.

Zapewniała, że policja była zdeterminowana i dobrze wykonała zadanie. – Wszystkie działania przed Marszem i w jego trakcie były podejmowane po to, by chronić bezpieczeństwo tych, którzy przyjechali do Warszawy, aby świętować w sposób właściwy. Jestem zadowolona z tej operacji – oświadczyła.

Zatrzymano 276 osób, 50 policjantów trafiło do szpitali, 10 z nich hospitalizowano na dłużej. Policja miała odseparować grupę chuliganów, którzy przyjechali do Warszawy tylko po to, aby konfrontować się siłowo z jednostkami policji, od pozostałych uczestników Marszu.

– Głównym celem było odseparowanie chuliganów, „zamaskowanych bandytów” od reszty uczestników Marszu Niepodległości po to, aby można było prowadzić dynamiczne i skuteczne działania. Udało się doprowadzić do tego, że eskalacja konfliktu była tylko w jednym miejscu w Warszawie i nie rozlała się na inne miejsca; to policja przyjęła na siebie ciężar uderzenia i zapewnienia bezpieczeństwa pozostałych uczestników Marszu – powiedział komendant stołeczny policji insp. Michał Domaradzki.

Zdaniem Krzysztofa Bosaka, przez 95 proc. trasy Marszu kolumna około 100 tys. ludzi szła, skandując hasła, śpiewając pieśni patriotyczne, zajmując niemal całą trasę, począwszy od ronda Dmowskiego aż do praskiej strony mostu Poniatowskiego.

– Sami i przez 95 proc. trasy radziliśmy sobie z utrzymaniem porządku. Na sam koniec policja postanowiła zrealizować swoją genialną strategię „separowania” chuliganów, wyjechała z polewaczkami i prewencją na rondo Waszyngtona i rozpoczęła bohaterską obronę… parku Skaryszewskiego. Gdyby siedzieli w swoich autach kilometr dalej, być może do niczego by nie doszło. Nie znaczy to, że mam zamiar bagatelizować kwestię agresywnych i zamaskowanych chłopaków, którzy atakowali policję – tłumaczył wczoraj Bosak. Jak zapewniał, było to w jego ocenie około 100 agresywnych chuliganów wobec 100 tys. spokojnie manifestujących, którzy dali mediom pretekst do relacjonowania awantur pod Stadionem Narodowym.

Co ciekawe, po raz pierwszy od lat policja potwierdza to, co mówią organizatorzy narodowej manifestacji. Jak mówił we wtorek rzecznik komendanta głównego policji Mariusz Sokołowski, to właśnie grupa pseudokibiców zaatakowała policjantów. – Zostali odizolowani od uczestników Marszu Niepodległości. Oddzieliliśmy grupę chuliganów i staramy się ich zatrzymać – relacjonował na bieżąco.

Jak mówił rzecznik komendanta głównego policji, incydent na rondzie Waszyngtona wywołała duża grupa chuliganów, która tuż za mostem próbowała doprowadzić do burdy z uczestnikami Marszu i atakowała policjantów.

Wiele komentarzy wywołują również działania policji związane z poszukiwaniem sprawców incydentów podczas Marszu, która sprawdzała osoby powracające z manifestacji. Robiła to, również drobiazgowo sprawdzając autobusy jadące do stolicy. Robert Winnicki mówił, że kilkanaście tysięcy ludzi zostało przed Marszem zatrzymanych w całym kraju w autobusach, samochodach prywatnych, w najróżniejszych środkach komunikacji przez policję.

– Działania policji w stosunku do osób jadących na Marsz Niepodległości były haniebne. Policja w trakcie kontroli rekwiruje bannery, flagi narodowe i sztandary, na których jest napisane: „Bóg – Honor – Ojczyzna”, mówiąc, że są to materiały faszystowskie. To jest zorganizowana obława, w najgorszym milicyjnym stylu – podsumowywał Winnicki. Jak mówił, autobusy jadące z Białegostoku były kontrolowane kilkakrotnie. Jednak najbardziej kuriozalnymi sytuacjami, do jakich doszło we wtorek, było obstawienie przez siły porządkowe dwóch miejsc. Pierwszym z nich była tzw. tęcza na pl.Zbawiciela, która rok temu spłonęła podpalona przez nieznanych sprawców. Drugim był pomnik sowieckich żołnierzy w parku Skaryszewskim.

Maciej Walaszczyk

Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 13 listopada 2014

Skip to content