Aktualizacja strony została wstrzymana

Kult Świętego Spokoju

Rzecz miała miejsce w Hiroszimie, gdy Uran wszedł w orbitę Marsa” – napisał Antoni Słonimski w związku ze zdetonowaniem 6 sierpnia 1945 roku bomby atomowej nad Hiroszimą. Na widok tego, co się stało, Robert Lewis, pilot bombowca B 29, który zrzucił bombę na miasto, w pierwszym odruchu krzyknął: „mój Boże, cośmy zrobili!” Bo rzeczywiście – w jednej chwili zginęło ponad 78 tysięcy ludzi, ponad 37 tysięcy zostało ciężko poranionych, a prawie 14 tysięcy „zaginęło”, tzn. – przepadło bez śladu. Prawdopodobnie część z nich po prostu wyparowała, niekiedy pozostawiając po sobie ślad w postaci cienia na betonie. 9 sierpnia 1945 r. w orbitę Marsa wszedł również Pluton – bo tego dnia na japońskie miasto Nagasaki kolejny B 29 zrzucił drugą bombę – tym razem już nie uranową, a plutonową. Zabiła ona natychmiast 40 a może nawet 70 tys. ludzi, bo wprawdzie moc (22 tys. ton trotylu) miała większą od bomby zrzuconej na Hiroszimę (15 tys. ton trotylu), ale otaczające miasto wzgórza nieco ograniczyły zniszczenia.

Gdyby coś takiego zrobił Adolf Hitler – świat do dzisiaj trząsłby się ze świętego oburzenia, ale ponieważ obydwie bomby atomowe zostały użyte w obronie pokoju i demokracji, świat się wcale nie trzęsie – chyba że z obawy, iż bomby atomowe lub wodorowe mogą zostać użyte przeciwko pokojowi i demokracji. „Stąd dla żuka jest nauka”, że jeśli nawet, albo zwłaszcza gdy robi się coś kontrowersyjnego, pamiętać, by czynić to zawsze w obronie pokoju i demokracji. Robert Lewis w pierwszym odruchu o tym zapomniał – ale właśnie dlatego Janusz Wilhelmi, za pierwszej komuny minister kultury powtarzał, by nigdy nie kierować się pierwszymi odruchami – bo mogą być uczciwe. Jak pamiętamy, sowiecka broń jądrowa służyła obronie pokoju i socjalistycznej demokracji i dlatego żaden autorytet moralny przeciwko niej nie protestował, w odróżnieniu od atomowego arsenału amerykańskiego, przeciwko któremu protestowali prawie wszyscy mądrzy, roztropni i przyzwoici. Oczywiście na tamtym etapie – bo teraz mamy etap inny, na którym obowiązują mądrości odwrotne i odwrotne kryteria.

Wspominam o tym aspekcie towarzyszącym istnieniu broni jądrowej, bo wydaje mi się, że wycisnęła ona niezatarte piętno również na systemie wartości moralnych. Rzecz w tym, że broń jądrowa ma charakter ultymatywny to znaczy – w przypadku masowego użycia gwarantuje zniszczenie cywilizacji, a może nawet – biologiczną zagładę. To zaś sprawia, że wszelkie spory mogą być prowadzone tylko do pewnego momentu – bo przekroczenie granicy wyznaczonej przez niszczycielską siłę broni jądrowej każdy spór czyni bezprzedmiotowym. Po wystrzeleniu wszystkich rakiet z jądrowymi głowicami i po zrzuceniu wszystkich bomb nie będzie miała już znaczenia okoliczność, czy zwyciężył pokój i demokracja, czy też odwrotnie. Skoro po jednej stronie alternatywy pojawia się ryzyko masowej zagłady, to na pierwszym miejscu hierarchii wartości moralnych pojawia się Bezpieczeństwo, podczas gdy Prawda, Sprawiedliwość, czy Słuszność schodzą na plan dalszy. Zatem w imię Bezpieczeństwa Sprawiedliwość musi współistnieć z łajdactwem, Prawda musi iść na kompromisy z Kłamstwem, a przynajmniej taki kompromis u d a w a ć , bo w przeciwnym razie pojawia się ryzyko zagrożenia Bezpieczeństwa. Stwarza to niezwykle podatny grunt dla kultu Świętego Spokoju, który, nawiasem mówiąc, pod rozmaitymi pseudonimami, szerzy się z szybkością płomienia. Rzuca to również snop światła na przyczynę, dla której wśród laureatów medalu „Zasłużony dla tolerancji”, jakie od 1998 roku przyznaje Fundacja Ekumeniczna „Tolerancja” jest tylu tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.

Felieton    „Nasz Dziennik”    9 sierpnia 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3182

Skip to content