Aktualizacja strony została wstrzymana

Handełesy nowojorskie i tubylcze

Jeszcze nie ucichły echa chórów anielskich towarzyszących kanonizacji Jana Pawła II, a nawet zanim jeszcze te chóry zaśpiewały, bo niemal w przeddzień rzymskich uroczystości, dała głos pani Maureen Dowd. Pani Dowd, pochodzenia irlandzkiego, absolwentka katolickiego uniwersytetu w Waszyngtonie napisała w „New York Times” – żydowskiej gazecie dla Amerykanów, którzy chlipią z niej swoją intelektualna zupę, podobnie jak polscy półinteligenci chlipią z żydowskiej gazety dla Polaków pod redakcją pana redaktora Adama Michnika – , że Jan Paweł II, to był nawet klawy gość, ale jaki tam z niego święty! Najwyraźniej ścisły redakcyjny sanhedryn „New York Times’a” musiał uradzić, żeby całą tę kanonizację olać. Wprawdzie „NYT” został założony przez goja, ale w 1896 roku odkupił go żydowski wydawca Adolf Ochs i od tamtej pory pismo jest w szponach żydowskich. Prawnuk Adolfa, Artur Ochs Sulzberger Jr jest dyrektorem generalnym i zarazem wydawcą „NYT”, a przez New York Times Co kontroluje m.in. 33 innych gazet oraz siedem stacji radiowych i telewizyjnych.

Ponieważ jest rozkaz, żeby wszelkie spostrzeżenia o dominującej roli Żydów w mediach i finansach traktować jako zbrodniczy antysemitismus, ścisły redakcyjny sanhedryn stara się, oczywiście w miarę możności, unikać zbędnej ostentacji, toteż chętnie wysługuje się rozmaitymi szabesgojami, podobnie zresztą, jak to robią w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków. Ci szabesgoje są niekiedy znacznie bardziej gorliwi od prawdziwych Żydów, którzy niczego nie muszą sobie udowadniać, podczas gdy nawet takie mechesy, jak rosyjski polityk narodowości prawniczej („matka Rosjanka, ojciec prawnik”) Włodzimierz Wolfowicz Źyrynowski, musi pić więcej wódki niż normalni Rosjanie, no i być bardziej od nich rosyjski.

Cóż dopiero goje! Taki na przykład pan red. Stasiński komentując zerwanie współpracy z Joanną Szczepkowską napisał, że „nigdy nie wydrukowalibyśmy felietonów o podobnych treściach”. Chodziło mu o uwagę Joanny Szczepkowskiej, że teatrami w Polsce rządzi lobby homoseksualne. Taka opinia może być prawdziwa albo nie – ale Stasiński nie wydrukowałby jej „nigdy”, to znaczy – nawet wtedy, gdyby to była prawda.

Zawsze uważałem, że ta cała „Gazeta Wyborcza” to kupa gówna, a ścisłe kierownictwo – to banda totalniaków, którzy powysysali totalniactwo z mlekiem ojców i matek. Wprawdzie chętnie drapują się w płaszcze Konrada, ale co z tego, skoro co i rusz spod tych draperii wyłażą im stalinowskie cholewy? („Śmieją się karalusze wąsiska i cholewa jak słońce rozbłyska” – tak Mandelsztam pisał o Józefie Stalinie). Nawiasem mówiąc, skąd sanhedryn „NYT” wie, że Jan Paweł II nie jest święty? Pani Dowd sugeruje, że dlatego nie jest, bo za jego pontyfikatu miały miejsce pedofilskie skandale. Ale co to znaczy, że ktoś jest „święty”? To znaczy, że jest to człowiek zbawiony. A ponieważ, zgodnie z zasadami religii katolickiej, o tym, kto jest zbawiony, a kto nie, decyduje Pan Bóg według Swego uznania, więc nowojorskie handełesy, nawet gdyby były wydęte ze szczerego złota i wysadzane brylantami, nie mają tu nic do gadania. Nie mają – ale za pośrednictwem wynajętych szabesgojów, gadają jak najęci w nadziei, że amerykańscy czytelnicy się na to nabiorą.

Ale mniejsza o Amerykanów, bo dopiero teraz możemy lepiej zrozumieć, skąd biło źródło natchnienia dla biłgorajskiego filozofa i jego dziwnie osobliwej trzódki, no i dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Okazuje się, że po staremu Żydzi im radzą; pan Hartman został oficjalnym konsyliarzem posła Palikota, który w związku z tym, wraz ze swoją trzódką ćwierka z koszernego klucza – no a w przypadku tak zwanych „Chamów”, których nie tylko ideowym spadkobiercą jest SLD, a zwłaszcza – jego przewodniczący Leszek Miller, to już taka tradycja; „Chamami” zawsze dyrygowały „Żydy” – i dlatego właśnie żydokomuna nie jest żadnym epitetem, tylko określeniem ścisłym. To jest ten szankier, który na podobieństwo nowotworu wyrósł na ciele narodu polskiego i obawiam się, że bez jakiejś operacji chirurgicznej nie tylko się go nie pozbędziemy, ale w dodatku w końcu doprowadzi on naród polski do zapaści. Taki nowotwór, podobnie jak tasiemiec uzbrojony, nie wie, że doprowadza do śmierci swego żywiciela – a czyż potomkowie ubeckich dynastii, które niczym „grzyb trujący i pokrzywa” reprodukują się w kolejnych pokoleniach, są mądrzejsi od uzbrojonego tasiemca? Nic na to nie wskazuje, jest akurat odwrotnie – na co wskazuje mnóstwo poważnych poszlak, przede wszystkim – stan naszego nieszczęśliwego kraju.

Bo oto zanim jeszcze umilkną echa chórów anielskich towarzyszących kanonizacji Jana Pawła II, nasi okupanci będą triumfalnie obchodzili 10 rocznicę Anschlussu, kiedy to, ukrywając się za parawanem referendum akcesyjnego, poddali nasz nieszczęśliwy kraj pod władzę Eurokołchozu, którego kierownikiem politycznym są, jak wiadomo, Niemcy, mający względem państwa polskiego własne projekty. Między innymi – projekt „Mitteleuropa” z roku 1915, który przewidywał ustanowienie w Europie Środkowo-Wschodniej niemieckich protektoratów, o gospodarkach niekonkurencyjnych wobec niemieckiej, tylko peryferyjnych i komplementarnych. Po odzyskaniu przez Niemcy swobody ruchów w Europie, co nastąpiło 12 września 1990 roku, kiedy to w Moskwie podpisany został traktat „2 plus 4” i po unieszkodliwieniu Heksagonale, polityczną próżnię w Europie Środkowej, jaka pojawiła się na skutek ewakuacji imperium sowieckiego, zaczęły wypełniać Niemcy, stwarzając w ten sposób polityczne warunki dla realizacji projektu „Mitteleuropa”.

I jeśli jacyś poczciwcy dzisiaj się dziwują, dlaczegóż to Polska nie jest w stanie samodzielnie wyprodukować nawet aspiryny, to nie tylko powinni wiedzieć, że właśnie dlatego, że to nie przypadek, tylko intencjonalne działanie państwa poważnego, kształtującego politykę Polski za pośrednictwem swojej agentury – ale również wiedzieć, komu to zawdzięczają. A zawdzięczają to tym, którzy w roku 2003 agitowali za Aschlussem – że to niby Unia sypnie złotem i znowu będzie jak za Gierka – a 1 kwietnia 2008 roku głosowali za ratyfikacją traktatu lizbońskiego – bo w tej sprawie zarówno prezydent Lech Kaczyński, jak i typy spod ciemnej gwiazdy zasiadające w Sejmie już narodowi referendum pożałowali – traktatu spychającego Polskę na równię pochyłą, na końcu której jest utrata niepodległości – bo polityczna suwerenność jest na skutek postanowień tego traktatu systematycznie wypłukiwana cały czas.

Dość przypomnieć, że już od 1 listopada tego roku w Radzie Unii Europejskiej, a więc organie władzy ustawodawczej UE (bo Parlament Europejski jest tylko demokratycznym kwiatkiem do biurokratycznego kożucha), glosowanie będzie odbywało się systemem tzw. podwójnej większości, co w praktyce oznacza, że Polska może zostać przegłosowana, czyli – zmuszona do przyjęcia reguł, które wcześniej uzna za sprzeczne z własnym interesem państwowym. Dobrze jest o tym pamiętać zwłaszcza teraz, kiedy ci sprzedawcy Ojczyzny nie tylko stręczą swoich faworytów, ale kiedy gołym okiem widać, jak agentura w niezależnych mediach głównego nurtu aż wyłazi ze skóry, by utrzymać ich monopol na politycznej scenie.

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.

Felieton    tygodnik „Najwyższy Czas!”    2 maja 2014

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3095

Skip to content