Ktoś mógłby zapytać: po co w ogóle zajmować się „danymi komputera pokładowego” PLF 101, skoro nie ma żadnej gwarancji, co do ich wiarygodności? Odpowiedź na to pytanie może być a) prosta i b) złożona. Najpierw a), ponieważ w żadnym z „raportów” żadnej z „komisji” (poczynając od „MAK”, poprzez KBWLLP, na „komisji Macierewicza” kończąc) nie opublikowano jakiejś kompleksowej analizy opracowania sporządzonego w UASC w Redmont – co już nakazywałoby przyjrzeć się temu opracowaniu z uwagą, skoro takie grona eksperckie je szerokim łukiem omijają. W „raporcie MAK” amerykańskiego dokumentu nie opublikowano. W „raporcie Millera” z kolei znajduje się on „na surowo”, włączony w poczet przeróżnych ruskich i polskich bumag, pozbawiony nie tylko tłumaczenia, ale choćby zarysowego omówienia bądź streszczenia (w Załączniku 4). O trzech „raportach Macierewicza” nie warto w tym względzie wspominać.
Odpowiedź złożona, czyli b). Po pierwsze, warto przejrzeć „dane FMS-a” choćby pod kątem takim, na ile one między sobą wykazują się jakąś koherencją (podpowiem od razu: nie wykazują się). Po drugie, w oficjalnej narracji straszliwie pomstowano na niektóre „dane” pojawiające się pośród tego, co dało się „wyekstrahować” w Redmont. To zaś pomstowanie (dementi, rwanie szat lub włosów z głowy etc.) sugerowałoby już, że akurat te informacje mogą nieść jakieś istotne przesłanie. Jakie informacje? Jakie dane? Na przykład ta, iż 10 Kwietnia (podczas przelotu nad Białoruską SSR) wklepano jako następny po ASKIL punkt nawigacyjny DRL1, czyli namiary na dalszą zachodnią NDB Siewiernego. Radiolatarnię-widmo w oficjalnej narracji. Nikt jej nie widział, nikt jej nie dotknął, nikt jej nie sfotografował, nikt o niej nawet nie słyszał 10 Kwietnia. Źaden smoleński leśny dziadek, a zwłaszcza „główny energetyk lotniska”, „pilot myśliwców” i omnibus – mjr. A. Koronczik (http://freeyourmind.salon24.pl/543280,ekspertyza).
Doc. Amielin, smoleński obieżyświat, który po wschodniej stronie Siewiernego każdą kępę trawy (nie mówiąc o drzewostanie) udokumentował w setkach ujęć i zmierzył co do centymetra – o możliwym istnieniu radiolatarni po zachodniej stronie lotniska przypomniał sobie dopiero późną jesienią 2010, prezentując nam na paru fotkach zdewastowane budynki i wypas bydła (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/wypas.html) w tamtym regionie hodowlanym (podobnie na bydło natknęła się „komisja płk. Latkowskiego”, która odbyła prywatną pielgrzymkę do Smoleńska). Pisałem już o tym wszystkim w dwóch większych opracowaniach: http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/10/FYM-Raport_Zapisy_z_XUBS-3.pdf, http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/10/FYM-Raport_Za%C5%82%C4%85cznik_Problem-kursu-podchodzenia-PLF-101-na-XUBS.pdf, więc tu tylko sprawę sygnalizuję.
Po trzecie, pojawia się zagadka, powiedzmy, „kodu dostępu” do danych komputera pokładowego rządowego, wojskowego samolotu 36 SPLT. W jaki sposób „dane FMS-a” stały się „dostępne” dla ekspertów/techników – bez względu na to, czy z Moskwy, czy z Redmont? Po prostu przełożono jakąś część „ocalałego” hardware’u i „odpalono” inny komputer z danymi pochodzącymi ponoć z PLF 101? Nie trzeba było włączać w ten proces żadnych polskich wojskowych specjalistów od deszyfrowania danych? Po czwarte, jakim nadzorem (z polskiej strony) objęte były procedury zabezpieczania, przechowywania, transportowania etc. FMS-a? Wiele nam opowiedziano o zabezpieczaniu i przewozie w kartonach rejestratorów do Moskwy ze Smoleńska (tu niezapomniany płk. Rzepa w katastroficznym thrillerze Anatomia upadku: http://freeyourmind.salon24.pl/489924,gora-z-gora), lecz o tym, w jaki sposób zajęto się FMS-em po jego (nieudokumentowanym) „znalezieniu na miejscu katastrofy” – wiadomo publicznie tyle co nic. Po piąte, w amerykańskim opracowaniu wspomina się o jakimś wstępnym (preliminary) raporcie UASC z końca maja 2010 – tego zaś dokumentu brak w Załączniku 4 i nie ma go w żadnym innym z eksperckich tekstów KBWLLP. Co w nim było? UASC raczy wiedzieć. I zapewne „MAK”.
Po szóste, co także warte przypomnienia, faktyczna trasa PLF 101 przez długie tygodnie, a nawet miesiące, stanowiła autentyczny problem dla badaczy „smoleńskiego wypadku” – bez względu na to, czy byli oni z Moskwy, czy z Warszawy (i właściwie stanowi otwarte zagadnienie do dziś). Polska strona nie mogła się doprosić ani zobrazowań radarowych obejmujących przelot PLF 101 przez białoruską i ruską przestrzeń powietrzną, ani wielu innych dokumentów (vide Uwagi do „raportu MAK”) związanych lotniskiem Siewiernyj, jego infrastrukturą (radiolatarnie), operacjami lotniczymi z 10 Kwietnia itp. – tak jakby odtworzenie faktycznej trasy było dla mundurowych służb ZBiR-a niezmiernie skomplikowane, owiane całym mnóstwem tajemnic wojskowych. Innymi słowy, jakby faktyczna trasa PLF 101 wyglądała inaczej niż legendy smoleńskie leśnych dziadków opowiadają. Po siódme (i zapewne w związku z tym, co po szóste), „parametry lotu” wykuwały się podczas długotrwałych robót wydobywczych (o szczegółach wspominam w tekście zlinkowanym poniżej), kopie danych przekazano polskiej stronie dopiero pod koniec maja 2010, choć sprawa niby miała być prosta jak budowa cepa („walnęło-urwało”). Oczywiście osobną historię stanowią prace odkrywkowe wokół rejestratora szybkiego dostępu („polskiej czarnej skrzynki”) rozpoczęte bardzo szybko, bo tydzień po „katastrofie”.
Ale żebyśmy teraz nie utonęli w tych technikaliach – co jest ważne, o czym warto wspomnieć już teraz? Ważny wydaje się – właśnie w kontekście „danych FMS-a” – kierunek podejścia PLF 101. Mało kto już pewnie pamięta historię ze „zjechaniem z pasa” (http://freeyourmind.salon24.pl/382860,samolot-zjechal-z-pasa) lub „przejechaniem pasa” (Tutka przejechała pas!) (http://polska.newsweek.pl/smolensk–nieznana-relacja-oficera-bor,68588,1,1.html). Na pewno jednak pamiętamy, przynajmniej choć trochę, głośny tekst śledczego red. M. Pyzy przywołujący zdumiewające (Pyzę) relacje ruskich milicjantów mówiących zgodnie o tym, że jakiś samolot przeleciał nad lotniskiem Siewiernyj (10 minut po próbach lądowania „jakiegoś samolotu transportowego”): słyszałem dźwięk silników samolotu w bezpośredniej bliskości od pasa startowego, następnie było słychać dźwięk silników samolotu oddalającego się od pasa startowego. Samolotu nie widziałem. Więcej nie słyszałem dźwięków samolotu zbliżającego się i oddalającego (http://freeyourmind.salon24.pl/471086,fakty-smolenskie-i-warszawskie).
W oficjalnej narracji, od momentu, gdy 10 Kwietnia pokazano wrakowisko za murem smoleńskiego wojskowego lotniska po wschodniej stronie, nieopodal ul. Kutuzowa, to właśnie wrakowisko plus „drzewostan” okoliczny i opowieści smoleńskich leśnych dziadków, którzy wszystko widzieli w gęstej jak mleko mgle – stanowiły „materiały dowodowe” w kontekście „katastrofy smoleńskiej” i wschodniego, katastrofalnego podejścia „prezydenckiego tupolewa”. Nikt więc nie pytał: czy na pewno od wschodu przyleciał PLF 101 – no bo było przecież „absolutnie oczywiste”, że tak, skoro „wrak przy murze leży” na polance samosiejek, a od wschodu „ścięte są konary” przeróżnych topól sosen itd. Potem zaś doszły niepodważalne „dane z rejestratorów”, zrazu z CVR (por. http://freeyourmind.salon24.pl/541428,priwod), a następnie z innych, nad którymi fachowcy wojskowi musieli się nabiedzić jak mało kto. I „historia smoleńska” rozkręciła się na dobre – dopóki nie zaczęły się wyłaniać w niej coraz to większe białe plamy i czarne dziury. Takie białe plamy i czarne dziury można znaleźć również podczas analizy „danych FMS-a”. Jakie? Trzeba zajrzeć do mojego „raportu” :).
http://fymreport.polis2008.pl/wp-content/uploads/2013/11/FYM-Raport_Problem-danych-FMS-a-PLF-101.pdf
P.S. Moje opracowanie na pewno nie pretenduje do miana „ostatecznego” ani „encyklopedycznego” (poza tym jako uzupełniające mogą być traktowane notki blogerów, które linkuję w tekście – zwłaszcza techniczne notki maxoo i piko). Jest jeszcze w obszarze „danych FMS-a” wiele do odkrycia, dopowiedzenia, zweryfikowania i należałoby któregoś dnia przesłuchać osoby zajmujące się zarówno „ekstrakcją” tychże „danych”, jak i opracowaniem samego raportu UASC – by np. wyjaśniły dlaczego pewne bazy danych są po prostu empty oraz, wedle jakich kryteriów dokonano selekcji danych, które zostały opublikowane (kto o tym decydował itd.). Nie upubliczniono bowiem wszystkiego, o czym uczciwie piszą autorzy amer. raportu – i nie wiadomo w związku z tym, jaką część zawartości komputera pokładowego (przypisywanego „prezydenckiemu tupolewowi”) udostępniono w raporcie UASC.
Free Your Mind