Grupa lobbystyczna American Israel Public Affairs Committee (AIPAC) wezwała kongresmanów do zaaprobowania uchwały umożliwiającej administracji prezydenta Baracka Obamy podjęcie odwetowego uderzenia na Syrię za użycie broni chemicznej. Sprzeciw wobec zbrojnej interwencji wyraził senator Paul Rand, który ostrzegł, że ewentualne obalenie Baszara Assada spowoduje bezprecedensową tragedię syryjskich chrześcijan.
„AIPAC wzywa Kongres do przyznania Prezydentowi władzy wymaganej do ochrony interesów Ameryki w kwestii bezpieczeństwa narodowego i aby odwieść syryjski reżim od dalszego korzystania z niekonwencjonalnych rodzajów broni” – napisano w cytowanym przez agencję Reutersa liście AIPAC do członków Kongresu zatytułowanym „Wsparcie starań prezydenta w celu ochrony amerykańskich interesów bezpieczeństwa”.
W swoim liście niezwykle wpływowa grupa lobbingowa, która wspiera proizraelską politykę w Kongresie i władzach wykonawczych Stanów Zjednoczonych, po raz pierwszy odniosła się do kryzysu w Syrii. „Cywilizowany świat nie może tolerować stosowania tych barbarzyńskich rodzajów broni, szczególnie wobec niewinnej ludności cywilnej, w tym setek dzieci” – przekonuje grupa, która za pewnik uznała, że za użycie gazu wobec ludności cywilnej odpowiedzialny jest rząd Baszara Assada.
Ostatniego dnia sierpnia prezydent Barack Obama poprosił Kongres o zezwolenie na użycie sił zbrojnych przeciwko rządowi prezydenta Syrii Baszara Assada. „Amerykańscy sojusznicy i przeciwnicy będą bacznie przyglądać się wynikom tego doniosłego głosowania” – naciskają kongresmenów przewodniczący AIPAC, Michael Kassen i dyrektor wykonawczy grupy, Howard Kohr.
Administracja Baracka Obamy wezwała kongresmanów do poparcia interwencji, argumentując często, że bezczynność wobec Syrii będzie zagrażać także Izraelowi poprzez pogłębianie się niestabilności na jego granicach. Zdaniem obozu prezydenckiego, byłoby to także dodatkową zachętą dla Iranu, który, według mocarstw zachodnich, dąży do wyprodukowania broni jądrowej. „To jest krytyczny moment, kiedy Ameryka musi wysłać silny komunikat o determinacji do Iranu i Hezbollahu, udzielających bezpośredniego i rozległego wsparcia wojskowego Assadowi” – czytamy w oświadczeniu AIPAC, które nic nie wspomina o pomocy udzielanej Syrii, także na szczeblu dyplomatycznym, przez Rosję i Chiny.
Za osłabienie Assada zapłacą chrześcijanie
Chociaż sygnatariusze listu do kongresmanów wykazują troskę o ochronę bezpieczeństwa narodowego USA oraz powołują się na chęć obrony ludności cywilnej przed podobnymi atakami w przyszłości, to jednak oczywiste jest, że nie chodzi tutaj ani o „interesy Ameryki w kwestii bezpieczeństwa narodowego” ani też o to, aby „odwieść syryjski reżim od dalszego korzystania z niekonwencjonalnych rodzajów broni”. Amerykański atak w niczym też nie poprawi sytuacji ludności cywilnej, ponieważ w tym względzie nie wszystko zależy od strony rządowej.
Zdaje sobie z tego sprawę reprezentujący stan Kentucky republikański senator Paul Rand. Ostrzegł on, że amerykańska interwencja zbrojna spowoduje osłabienie strony rządowej w toczącej się wojnie domowej z rebeliantami, wśród których dominującą pozycję zajmują islamscy radykałowie dążący do wyrugowania z Syrii chrześcijan oraz innych mniejszości wyznaniowych. – Myślę, że zwycięstwo islamskich rebeliantów to zły pomysł dla chrześcijan. Nagle będziemy mieli kolejne państwo islamskie, w którym chrześcijanie są prześladowani – powiedział Paul Rand, opowiadając się przeciwko amerykańskiej interwencji wojskowej w Syrii.
Tamara Alrifai, dyrektor ds. komunikacji oddziału Human Rights Watch na Bliski Wschód i Afrykę Północną, zauważa, że syryjscy chrześcijanie znaleźli się w sytuacji podobnej jak ich współwyznawcy w innych krajach Bliskiego Wschodu, m.in. Iraku, Libii i Egipcie, gdzie często zapewniali sobie ochronę poprzez układanie się z rządami. Kiedy te rządy i ich autokratyczni przywódcy zostali obaleni, chrześcijanie nie tylko pozostali bez ochrony, ale w niektórych przypadkach sami stali się celem ataków w odwecie za rzekome wspieranie dawnych władz.
Mimo, że prezydent Bashir al-Assad jest nadal przy władzy, chrześcijanie już stali się celem brutalnych ataków ze strony band islamskich fanatyków. 27 czerwca, w zamachu samobójczym dokonanym przez islamskich rebeliantów w chrześcijańskiej dzielnicy Damaszku zginęły cztery osoby. W lipcu zaginął włoski ksiądz, który spędził większość swojego życia w Damaszku. Obecnie przypuszcza się, że został on zabity przez al-Kaidę, która przyłączyła się do rebeliantów. Co jakiś czas ofiarami islamskich morderców padają całe chrześcijańskie rodziny.
Tamara Alrifai zauważa, że ten rodzaj przemocy skierowanej przeciwko chrześcijanom wpisuje się we wzorzec obowiązujący w całym regionie. Od początku wojny w Iraku uciekło z tego kraju 200 tys. wyznawców Chrystusa, stanowiących około połowę wszystkich uchodźców z Iraku. Dziesiątki libijskich chrześcijan z Kościoła koptyjskiego oskarżyły rząd o stosowanie wobec nich tortur. Podobnie dzieje się w Egipcie, gdzie islamscy radykałowie mordują i porywają chrześcijan oraz organizują ataki na kościoły, sklepy i domostwa.
Interwencja w obronie Izraela
Wszystko wskazuje na to, że oprócz amerykańskich podatników to właśnie chrześcijanie zapłacą swoją tragedią za realizację interesów Izraela w regionie. Wydaje się, iż zawarte w liście AIPAC do kongresmanów sformułowania mówiące o „interesach Ameryki w kwestii bezpieczeństwa narodowego” cz też o „nietolerowaniu” stosowania „barbarzyńskich rodzajów broni”, szczególnie wobec „niewinnej ludności cywilnej” są kamuflażem.
W o wiele większym stopniu na prawdziwe cele amerykańskiej interwencji zbrojnej wskazuje zawarty w liście fragment: „aby odwieść syryjski reżim od dalszego korzystania z niekonwencjonalnych rodzajów broni”. I nie chodzi tutaj o to aby Assad nie używał takiej broni w konflikcie wewnętrznym, ale w ogóle, czyli także, a może przede wszystkim, przeciwko Izraelowi. Jest to bardzo ciekawe sformułowanie bo chociaż przywołuje na myśl broń chemiczną, to wcale nie o nią tu chodzi, lecz o Izrael, chociaż państwo to w tym sformułowaniu nie zostało wymienione.
Na Izrael wskazuje też stwierdzenie, że akcja wojskowa ma być „silnym komunikatem” dla Iranu i Hezbollahu. Gdyby było inaczej, to akcja miałaby być „silnym komunikatem” ale wyłącznie dla Baszara Assada.
Logika jest więc nieubłagana. Władze w Tel Awiwie o ból głowy przyprawia świadomość, że Syria dysponuje bronią, która stanowi realną przeciwwagę dla potencjału wojskowego Izraela. I nie chodzi tutaj o mało praktyczną a wręcz kłopotliwą broń chemiczną, lecz o zakupione w Rosji nowoczesne systemy przeciwlotnicze. Celem na poziomie taktycznym amerykańskiego ataku jest przetestowanie ich skuteczności i ewentualnie zniszczenie.
Celem strategicznym jest zaś „iranizacja” Syrii poprzez osłabienie Assada i jednoczesne wzmocnienie rebeliantów, nawet jeśli mieliby to być islamscy ortodoksi w najbardziej ekstremalnym wydaniu. Z punktu widzenia Izraela nie ma to najmniejszego znaczenia. Celem Tel Awiwu jest eliminacja kolejnego poważnego gracza w regionie poprzez trwałą dekompozycję Syrii.
Dlatego Barack Obama i lobbyści z AIPAC nie czekają na ustalenia oenzetowskich ekspertów odnośnie sprawców ataku chemicznego z 21 sierpnia, które mogłyby skomplikować im sytuację. Kierując się ich logiką Baszar Assad będzie odpowiedzialny za każdy atak chemiczny w regionie, nawet jeśli dokonają go rebelianci. Dlaczego? To proste – skoro Baszar Assad wyprodukował broń chemiczną, to powinien jej tak pilnować, żeby nikt nie był w stanie jej użyć. Skoro więc nie upilnował, to jest odpowiedzialny za wszystkie ataki dokonane przy użyciu tej broni.
Logika godna cesarza Kaliguli, ale kto by się tym przejmował. Tylko dlaczego syryjscy chrześcijanie mają być tej logiki ofiarami?
Krzysztof Warecki