Aktualizacja strony została wstrzymana

Między historią a hipokryzją – Karol Kaźmierczak

3 stycznia w Sejmie poseł Miron Sycz przedstawi na zebraniu Sejmu sprawozdanie z prac komisji mniejszości narodowych i etnicznych nad uchwałą w sprawie akcji „Wisła”, której przewodniczy. Nie wiadomo jeszcze czy uchwała zostanie poddana pod głosowanie.

Uchwała, której osobistym autorem jest właśnie Sycz – poseł Platformy Obywatelskiej, jednocześnie działacz Związku Ukraińców w Polsce – jednoznacznie potępia akcję „Wisła” nazywając ją „naruszeniem podstawowych praw człowieka”. Tekst uchwały sejmowa komisja mniejszości narodowych i etnicznych przyjęła 6 grudnia zeszłego roku. Przeciw niej głosowali posłowie Prawa i Sprawiedliwości, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Solidarnej Polski co stawia pod znakiem zapytania głosowanie nad projektem na posiedzeniu plenarnym. List do marszałek Sejmu Ewy Kopacz wystosowały organizację kresowe, sprzeciwiające się uchwale w takiej formie jaką zaproponował poseł PO.

Radykalny krok

Akcja „Wisła” trwała od kwietnia do lipca 1947 r. W jej trakcie przymusowo wysiedlono około 140 tysięcy osób narodowości ukraińskiej bądź określającej się jako łemkowska czy rusińska, a także pewną liczbę prawosławnych Polaków z Podkarpacia i Lubelszczyzny. Ludność ta została przesiedlona i rozproszona na Ziemiach Odzyskanych. Prawie 3 tysiące Ukraińców, określonych przez władze jako związanych z OUN-UPA, osadzono w obozie pracy w Jaworznie, gdzie około 150 zmarło. Choć z dzisiejszej perspektywy akcja podjęta przez władze komunistyczna wydaje się kontrowersyjna, nie sposób rozpatrywać jej w oderwaniu od historycznego kontekstu.

Bezpośrednim impulsem dla akcji prowadzonej siłami Ludowego Wojska Polskiego, oddziałów Korpusu Bezpieczeństwa Państwa i Milicji Obywatelskiej stała się śmierć komunistycznego generała Karola Świerczewskiego w zasadzce UPA w Bieszczadach 28 marca 1947 roku. Bez względu na faktyczne, do tej pory nie wyjaśnione okoliczności śmierci towarzysza „Waltera”, był to jedynie pretekst, gdyż władze warszawskie zaczęły planować akcję która ostatecznie rozbiła by ukraińskie podziemie nacjonalistyczne jeszcze w styczniu tegoż roku. Już wówczas zalecono jednostkom LWP w terenie sporządzać spisy ludności prawosławnej i grecko-katolickiej.
Kontekstem dla tych działań była nie tylko nasilona działalność UPA na Podkarpaciu w 1946 roku, ale cała historia OUN-UPA sprowadzającą się na tym terenie do fanatycznej walki z polską państwowością i ludobójstwa polskiej ludności.

Wojenne zbrodnie UPA często przesłaniają fakt, że już jej polityczna nadbudowa i poprzedniczka – Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, atakowała polskie państwo i Polaków jako takich. Do 1939 OUN przeprowadziła około 3000 tysięcy akcji terrorystycznych przeciw mieniu państwowemu i prywatnemu oraz życiu obywateli RP. Bojówkarze ukraińscy zamordowali między innymi ministra Bronisława Pierackiego czy posła Tadusza Hołówkę. OUN, hojnie dotowana i szkolona przez Abwehrę, we wrześniu 1939 podjęła masową akcję dywersyjną, która kosztowała życie 3000 Polaków. Nacjonaliści ukraińscy rozbroili też i przekazali Niemcom około 3500 żołnierzy WP i policjantów.
 
Ludobójstwo

Najgorsze nadeszło wraz z początkiem okupacji niemieckiej w 1941 r. Hitlerowcy wciągnęli do współpracy w ramach policji i oddziałów SS frakcję OUN pod przywództwem Andrija Melnyka. Frakcja Stepana Bandery nie podporządkowała się Niemcom, jednak w warunkach okupacji uzyskała dużą swobodę działania, atakując ludność polska zamieszkującą Kresy południowo-wschodnie II RP. Eskalacja nastąpiła w 1943 roku, w którym oddziały UPA wspierane przez doraźnie mobilizowanych ochotników rozpoczęły na Wołyniu „wielką akcję likwidacji polskiego elementu” – jak formułował to rozkaz jednego z przywódców UPA Dmytro Klaczkiwskiego.

To co nastąpiło potem można wprost kwalifikować jako ludobójstwo. Zgodnie z rozkazem całe polskie wsie „znikały z powierzchni ziemi”, gdyż bojówkarze UPA nie zadowalali się mordowaniem ludzi, niszczyli również do fundamentów zabudowania, wycinali sady, tak aby po dawnych mieszkańcach nie pozostały nawet materialne ślady. W dodatku mordy prowadzone były takimi metodami, z takim sadyzmem, że wywoływały zdumienie nawet niemieckich władz wojskowych. Skłoniło to badacza tematu oraz specjalistę z zakresu prawa międzynarodowego Ryszarda Szawłowskiego do określenia ich mianem „genocidum atrox” – ludobójstwa okrutnego.

Antypolska czystka w roku 1944 rozszerzyła się na całe kresy południowo-wschodnie, a także terytorium obecnych województw podkarpackiego i lubelskiego. Łącznie kosztowała życie prawdopodobnie 140 tysięcy Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci. Celem terroru OUN-UPA były także inne grupy narodowe – resztki ludności żydowskiej, Ormianie, Rusini, Czesi czy Ukraińcy nie chcący współuczestniczyć w mordach.

Upadek III Rzeszy nie zakończył działań UPA. Toczyła ona nadal zażartą walkę z władzą sowiecką na anektowanych przez Związek Radziecki z iemiach II RP. Jednak posiadała ona rozbudowane struktury także na wschodnich rubieżach obecnego województwa lubelskiego oraz na Podkarpaciu. OUN uważała te tereny za ziemie „etnicznie ukraińskie” mimo, że Ukraińcy, wraz z Łemkami i Bojkami, stanowili na nich mniejszość ludności.

Rok 1946 przyniósł nasilenie aktywności ukraińskiego podziemia, które nie zgadzało się także z nowymi, jałtańskimi granicami. Współcześni działacze ukraińscy nie chcą pamiętać, że eksodus mieszkańców tego obszaru, trwał już wcześniej, przed akcją „Wisła”, dotyczył zaś tych wszystkich, którzy ze względu na narodowość, poglądy polityczne, bądź niechęć do zaopatrywania ukraińskich bojówkarzy stali się celem ataków UPA.

Nie ma symetrii

Akcja „Wisła” miała więc być sposobem na ostateczne rozbicie UPA i uspokojenie sytuacji w kompletnie niekontrolowanym zakątku kraju, gdzie szerzyły się mordy i zniszczenie. Uznano, że tylko radykalne i kompletne pozbawienie ukraińskich nacjonalistów zaplecza materialnego i ludzkiego szybko rozwiąże problem jej zbrodniczej działalności. Oczywiście zastosowanie mechanizmu odpowiedzialności zbiorowej musi budzić moralne opory, nie sposób jednak zapomnieć o kontekście.

Przyczyną tak drastycznego kroku była ludobójcza działalność UPA, w którą ludność ukraińska była zaangażowana dobrowolnie bądź przymusowo, przez sprawną i bezwzględną Służbę Bezpieczeństwa OUN, lustrującą nieustannie lojalność ukraińskiej ludności i samych bojówkarzy. W stosunku do swoich celów akcja odniosła sukces – w jej trakcie zlikwidowano 70 proc. stanów osobowych UPA. Reszta przebiła się do USSR albo na zachód. Był to koniec jej działalności na większą skalę na terenie powojennej Polski.

Nie ma żadnej symetrii moralnej miedzy przymusowym przesiedleniem a ludobójstwem jakie OUN-UPA realizowała konsekwentnie od 1943 r. Po drugie, jak we wszystkich działaniach organów politycznych, a takim jest przecież Sejm RP, również ta uchwała ma znaczenie polityczne. Bowiem nie ma też żadnej symetrii w podejściu do historii po stronie polskiej i ukraińskiej. Akcja „Wisła” została potępiona już kilkukrotnie począwszy od uchwały Senatu RP z 1990 roku.

Tymczasem, po stronie ukraińskiej na palcach jednej ręki można liczyć historyków czy publicystów, pragnących dokonać rozrachunku zbrodniczej karty w działalności OUN-UPA. Przez lata, oficjalny dyskurs na Ukrainie milczał na ten temat lub mistyfikował historię poprzez sformułowania takie jak „konflikt polsko-ukraiński”, „walki”, „spór”. Za czasów prezydenta Juszczenki pojawiła się tendencja do bezkrytycznego gloryfikowania tych organizacji i ich przywódców.

Co prawda ukraiński sąd na ciche zlecenie następcy Juszczenki Wiktora Janukowycza, odwołał dekrety tego pierwszego przyznające Stapanowi Banderze i upowskiemu dowódcy Romanowi Szuchewyczowi tytuł „Bohatera Ukrainy” (z przyczyn formalnych zresztą), to jednak tradycja banderowska wyszła z marginesu. Obecnie w całej zachodniej części kraju, na dawnych kresach wschodnich II RP – arenie ludobójczej akcji OUN-UPA i mateczniku ukraińskiego nacjonalizmu, powstają pomniki i tablice ku czci tych organizacji i ich przywódców.

Właśnie ta atmosfera zrodziła sukces radykalnej, szowinistycznej partii Swoboda, wprost nawiązującej do tradycji OUN, która w ostatnich wyborach do Rady Najwyższej uzyskała prawie 10 proc. poparcia. Nie ma wątpliwości, że kompletny brak asertywności polskich w dyskusji z Ukraińcami o kwestiach historycznych przyczynił się do tak wielkiego sukcesu neobanderowskiego dyskursu na Ukrainie.

Banderyzm z Polsce

Niestety można mówić o podobnej sytuacji również w Polsce. Działający u nas Związek Ukraińców, gorliwie tropi wszelkie prawdziwe a czasem rzekome krzywdy jakie spotkały Ukraińców z rąk Polaków czy państwa polskiego, do czego oczywiście ma święte prawo. Jednocześnie z wielkim trudem przychodzi ukraińskim działaczom pogłębiona refleksja na temat OUN-UPA.

Właściwie w działalności ukraińskich organizacji mniejszościowych, w wydawanych przez nie publikacjach wyraźnie widać tendencję do wybielania ukraińskich nazistów. Działacze ZPUwP czczą bojówkarzy UPA poległych w czasie walk, wystawiają warty honorowe przy ich mogiłach, zaś w 1995 r. wystąpili nawet z inicjatywą projektu ustawy przyznającej jej żyjącym członkom uprawnienia kombatanckie. Starannie liczą ofiary polskich ataków odwetowych, uciekając od szczegółowego  nakreślanie przyczyn tych ataków, negując ludobójczy charakter działalności UPA przeciw ludności polskiej.
 
Charakterystyczne, że w przygotowanym przez będącego posłem PO działacza Związku Ukraińców projekcie uchwały historyczny kontekst akcji „Wisła” jest wspomniany jako enigmatyczne „okrucieństwa wojny”. Osoba posła-sprawozdawcy zresztą jak w soczewce obrazuje całą sytuację. Po tym jak media nagłośniły przynależność jego ojca Ołeksandra Sycza do UPA, poseł PO usiłował bagatelizować sprawę, twierdząc iż ojciec był członkiem nacjonalistycznych bojówek jedynie przez dwa miesiące, i nigdy nie należał do jej politycznej nadbudowy OUN.

Tymczasem ksiądz Isakowicz-Zalewski ujawnił wkrótce informacje zawarte w publikacji wydanej na Ukrainie przez środowiska neobanderowskie demaskujące kłamstwo Sycza. W książce „Partyzanckimi drogami z komendantem Zalizniakiem” znajduje się biogram „partyzanta” Ołeksandra Sycza odnotowujący, że był on członkiem OUN od 1938, zaś w szeregach UPA od „jesieni 1944 r.”. Niestety jest to symptomatyczny przykład dla postawy wielu ukraińskich działaczy mniejszościowych wobec kwestii historycznych.

Uchwała zaproponowana przez Sycza i sejmową komisję nie oddaje prawdy historycznej. Bo chcąc badać historię trzeba powiedzieć całą prawdę, nie zaś tylko jej część – to będzie zawsze fałszem.

Karol Kaźmierczak

Za: prawy.pl (02 stycznia 2013) | http://www.prawy.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2308:miedzy-historia-a-hipokryzja&catid=55:aktualnoci

Skip to content