Przez 10 lat amerykańska rządowa Agencja Ochrony Środowiska (EPA) prowadziła niebezpieczne eksperymenty z udziałem ludzi, w tym dzieci, chorych i osób starszych. Jutro po raz pierwszy sprawą zajmie się sąd.
O sprawie pisze noworoczny „Washington Times”. Przedstawiciele podległej prezydentowi Barackowi Obamie instytucji twierdzą, że żadne prawo nie ogranicza formy prowadzonych badań. Mają one rzekomo służyć pozwaniu mechanizmów zanieczyszczenia środowiska. Okazuje się, że EPA łamie przy tym standardy, które sama uchwaliła.
Okręgowy Sąd Federalny w Aleksandrii (Wirginia) rozpatrzy pozew o wstrzymanie programu eksperymentów z udziałem ludzi na wniosek organizacji Amerykański Instytut Tradycji (AIT), walczącej przeciwko nadmiernym ograniczeniom rozwoju przemysłu motywowanym zanieczyszczeniem środowiska. Obecna kampania dotyczy jednak nie dymiących kominów jakiejś fabryki, ale ludzi poddawanych działaniu toksycznych substancji. Poszkodowanych jest 41 osób, głównie studentów, ale są wśród nich także dzieci i osoby starsze. Byli wśród nich chorzy na astmę, pacjenci po zawale serca lub ze złożonymi schorzeniami metabolicznymi.
Trucie spalinami
Pracownicy EPA lub współpracujący z nią naukowcy mówili uczestnikom, że eksperymenty służą badaniu astmy i są nieszkodliwe. Grupę badanych zamykano w szczelnym pomieszczeniu szkoły medycznej. Pod budynek podjeżdżała ciężarówka z silnikiem diesla. Do jej rury wydechowej podłączano przewód. Spaliny odpowiednio rozcieńczano i mieszano z innymi substancjami, aby wyeliminować zapach. Ochotnicy mieli oddychać trucizną przez dwie godziny.
Spaliny nie były w żaden sposób oczyszczane. Zawierały sadzę, pyły i ołów w stężeniach mogących spowodować poważne zaburzenia pracy serca, czynności oddechowej, a nawet doprowadzić do nagłej śmierci. Spaliny z silnika diesla zawierają wysoko rakotwórcze wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne, a każda ilość ołowiu we krwi uważana jest za niebezpieczną. Wszystkie te dane – jak podkreślają przedstawiciele poszkodowanych – można znaleźć w oficjalnych raportach EPA. Zeznając przed Kongresem, szefowa Agencji Ochrony Środowiska Lisa Jackson w alarmistycznym tonie przedstawiała dane o szkodliwości spalin i domagała się nowych uregulowań ograniczających ruch pojazdów. Według niej pył pochodzący z rur wydechowych to przyczyna jednego na cztery zgony w Ameryce.
Wniosek Amerykańskiego Instytutu Tradycji dotyczy tylko jednego, wciąż prowadzonego programu badawczego. Wiadomo jednak, że podobne projekty EPA realizuje od 10 lat we współpracy z co najmniej pięcioma uniwersytetami. Wśród substancji aplikowanych nieświadomym uczestnikom eksperymentów znajdowały się ozon i chlor gazowy. Nie ma ich w spalinach silników samochodowych – to raczej składniki stosowane w broni chemicznej. Przedstawicielowi AIT Steve’owi Milloyowi, którego wuj jest ofiarą holokaustu, kojarzy się to tylko z jednym – komorami gazowymi.
W marcu 2012 r. jeden z członków rady Agencji obszernie uzasadniał konieczność poddawania podczas eksperymentów wysokim stężeniom ozonu szczurów. Tłumaczył wtedy, że chodzi o „badania o dużym znaczeniu dla zdrowia ludzi, a ze względów etycznych na ludziach nie można ich prowadzić”. Jak zauważa „Washingon Times”, jego instytucja w tym samym czasie podobne badania prowadziła na ludziach, i to na szeroką skalę.
EPA ponad prawem
W odpowiedzi na pytania amerykańskich mediów EPA twierdzi, że nie łamie prawa, a sąd federalny nie ma nad nią jurysdykcji. „Ustawa o czystym powietrzu nie określa zasad wyznaczania dawek zanieczyszczeń, jakie EPA wybiera do badań. Przeciwnie, prawo daje tu agencji pełną swobodę w doborze metod naukowych. Kongres powierzył EPA szeroki zakres kompetencji w celu badania wpływu zanieczyszczenia powietrza na zdrowie ludzi” – oświadczyła agencja. Dodała, że nie istnieje „standard zasad prowadzenia badań, który podlegałby kontroli sądowej”, i to właśnie agencja sama go sobie określa.
Zdaniem wnioskodawców i wielu amerykańskich specjalistów, proceder EPA łamie wszelkie możliwe zasady etyczne dotyczące eksperymentów na ludziach, zarówno amerykańskie, jak i międzynarodowe. Narażenie na ryzyko śmieci lub poważnego uszczerbku zdrowia, w tym możliwych długotrwałych ciężkich chorób w przyszłości, a także zatajenie celów i zagrożeń związanych z eksperymentami to praktyki zakazane już przez tzw. kodeks norymberski przyjęty w 1947 roku w celu sądzenia zbrodniarzy niemieckich dopuszczających się nieludzkich eksperymentów na więźniach obozów koncentracyjnych. Od tego czasu w USA wprowadzono setki przepisów szczegółowo określających zasady prowadzenia badań medycznych z udziałem ludzi i funkcjonowanie specjalnych komisji etycznych, które zatwierdzają projekty eksperymentów. Z powodu ograniczeń, jakim musi się poddawać większość naukowców oraz firm (szczególnie farmaceutycznych), nie wykonuje się szeregu badań, które byłyby w sposób oczywisty niezwykle pożyteczne, jak na przykład testy nowych leków.
Agencji Ochrony Środowiska USA od dawna zarzuca się ukrywanie działań. Niedawno komisja Izby Reprezentantów wszczęła dochodzenie w sprawie zatajania działań kierownictwa urzędu. W korespondencji służbowej posługiwali się prywatnymi adresami poczty elektronicznej bądź adresami z fikcyjnymi nazwiskami w celu uniknięcia kontroli. Stojąca na czele EPA Lisa Jackson ogłosiła tydzień temu, że odchodzi ze stanowiska.
Pozycja szefa agencji, nazywanego administratorem, jest nieco niższa niż ministra (czyli w USA sekretarza). EPA powstała podczas prezydentury Nixona w 1970 roku. Ma prowadzić badania służące ochronie zdrowia ludzi przed wpływem środowiska. Jej zadaniem jest wypracowywanie norm zanieczyszczeń, tworzenie standardów i przepisów związanych z ochroną środowiska. Poza centralą w stolicy posiada 10 oddziałów regionalnych i 27 laboratoriów, a także własny statek badawczy. Zleca również prowadzenie części programów współpracującym z nią uniwersytetom. Agencja zatrudnia ponad 17 tys. osób i dysponuje rocznym budżetem 8,7 mld dolarów.
Piotr Falkowskił
KOMENTARZ BIBUŁY: No patrzcie, jaki kwiatek, dla niezorientowanych zupełnie niewinny w swojej podwójnej wymowie:
„Grupę badanych zamykano w szczelnym pomieszczeniu szkoły medycznej. Pod budynek podjeżdżała ciężarówka z silnikiem diesla. Do jej rury wydechowej podłączano przewód. Spaliny odpowiednio rozcieńczano i mieszano z innymi substancjami, aby wyeliminować zapach. Ochotnicy mieli oddychać trucizną przez dwie godziny.„
Owszem, ludzie narażeni byli na trujące czynniki, pyły, itp, groźne dla zdrowia przy długofalowym wdychaniu. lecz oczywiście podczas eksperymentu nikt nie umarł po kilkugodzinnym narażeniu na te spaliny.
Polecamy w tym kontekście analizę: Holokaust czy „99-procentowy” mit?, szczególnie rozwinięcie w przypisie 7. No i co na takie dictum mają do powiedzenia historycy?