Aktualizacja strony została wstrzymana

Pańska Polska – Zdzisław Krasnodębski

Od pewnego czasu zaczęliśmy myśleć o sobie w kategoriach postkolonialnych. Nie powinniśmy jednak zapominać, że Polacy nie byli tylko obiektem kolonizacji. stereotyp „pańskiej Polski” i „polskich panów” wśród Rosjan, Białorusinów, Ukraińców czy Litwinów nie bierze się przecież z niczego.

Można polską dominację na Kresach traktować negatywnie, jak to czyniła historiografia marksistowska. Można także rozpatrywać w  kategoriach moralnych i rozbudzać w sobie poczucie winy. Trochę w  tym duchu pisał Daniel Beauvois w swoim dziele „Trójkąt ukraiński”: „Każdy naród w  tym okresie przełomu winien zdawać sobie jasno sprawę ze swej przeszłości. Zatem i dla Polaków nadszedł bez wątpienia czas uznania »kolonialnego« charakteru ich obecności na Ukrainie, z której zostali w końcu wygnani”. Można jednak – podobnie jak się to czyni w wypadku Anglików, Francuzów i w ogóle Zachodu – uznać to za dowód witalności, ekspansywności polskiej cywilizacji, potęgi państwa, które zbudowali nasi przodkowie, bo przecież dokonywaliśmy ekspansji głównie dzięki tzw. soft power wypływającej z atrakcyjności polskiej kultury, a nie poprzez przemoc.

Polski charakter Zofia Kossak-Szczucka w „Pożodze”, wskazując na kolonialny charakter Kresów, narzeka, że ich nie doceniano: „Dlaczego znowu powtarza się historyczny błąd, wieczna niedocena Kresów, ich wartości i znaczenia? Na całym świecie kresy czy kolonie, kraj szeroki, rozległy – daleki czy bliski – stanowiący wolne pole ekspansji, jest dla państwa największym bogactwem i skarbem. Stamtąd przychodzi do Macierzy nowy żywioł ludzki, pełen energii i  zdrowia. Tam się rodzą typy zuchwałe, uparte, umiejące chcieć i działać. Stamtąd przychodzą surowce i szeroki, młody oddech”.

Co prawda Polacy zostali wyparci z Kresów podobnie jak Francuzi z Afryki Północnej lub Niemcy z Europy Środkowo-Wschodniej. Polska granica etniczna od czasów rozbiorów przesuwała się coraz bardziej na zachód. Jednak mimo rozbiorów i  przegranych powstań Polacy wykazywali ogromną siłę cywilizacyjną. Stanisław Cat-Mackiewicz, niemal świadek epoki, bo urodzony w 1896 r., pisał w  swojej „Historii Polski”:  „Chociaż konfiskaty majątków popowstaniowych zabrały Polakom kilkadziesiąt majątków, chociaż Polacy nie mogli kupować majątków na Litwie i Rusi, to jednak na początku XX wieku nie tylko w Mińsku Litewskim, ale i  w  Kijowie rozbrzmiewa język polski. Daleko na wschód, aż po granice Polski sprzed pierwszego rozbioru, ziemianin, ekonom i Żyd miasteczkowy mówią po polsku. Ogromne dobra na Ukrainie nawet lewobrzeżnej, dziedziczone przez magnatów polskich, administrowane przez Polaków sprawiały, że kraj ten nie tracił… polskiego charakteru”.

Jak pisze Beauvois: „Potężne i uporczywe akcje carskich władz wymierzone przeciw polskiej własności ziemskiej zakończyły się… dość miernymi rezultatami. Polscy ziemianie, posiadający w  1863 r. 5/6 prywatnych majątków na prawobrzeżnej Ukrainie, w roku 1914 posiadali nadal prawie połowę ziemi”. Opór na Białorusi i  Litwie był jeszcze skuteczniejszy.

Prestiżowa kultura, nowoczesna cywilizacja

Współczesna badaczka z Ukrainy Walentyna Nadolska potwierdza opis Beauvois: „W rzeczywistości proces polonizacji na Wołyniu trwał nadal, a nawet w pewien sposób wzmógł się po tym, gdy region ten został włączony do państwa rosyjskiego”. I dodaje: „Urzędnicy w  miastach i miasteczkach, ziemianie i  szlachta, a  nawet część duchowieństwa prawosławnego na wsiach mówiła po polsku. Miejskie pospólstwo ukraińskiego pochodzenia również identyfikowało się w znacznym stopniu z  polską kulturą”. Język polski był „językiem prestiżowej kultury i  najnowszej cywilizacji”.

Jej zdaniem po powstaniach wpływ języka i kultury polskiej został ograniczony. Carska polityka depolonizacji powodowała, że Rusini coraz częściej wybierali język rosyjski i rosyjską kulturę, nie rozwijając własnej świadomości etnicznej lub narodowej. Badaczka ta cytuje jednak raport gubernatora tych ziem do cara Mikołaja II, ostrzegający, że Polacy, szczególnie w wielkich majątkach i  polskich cukrowniach, trwają przy obyczajach i języku i starają się szerzyć polskość.

Daniel Beauvois, krytykując stosunek ziemiaństwa do drobnej, ruszczącej się szlachty, maluje jednak całkiem pozytywny jego wizerunek z początku XX w. „Polskie ziemiaństwo, prawie wyłącznie szlacheckiego pochodzenia, umocnione kapitałem i mocą pieniądza na Ukrainie… przeżywało w tym okresie – paradoksalnie – niespotykany do tej pory rozkwit. Piękno, luksus i dostatek panujący w większości rezydencji, liczna służba, światowy tryb życia umacniały polskie ziemiaństwo w poczuciu wyższości, rozpowszechnionym jeszcze przed wybuchem powstania styczniowego. Ubożsi wiedli żywot gentelmen farmers na marginesie społeczeństwa rosyjskiego, szczycąc się mniej lub bardziej rzeczywistymi cnotami, a  najbogatsi próbowali zapomnieć o paraliżu życia społecznego i obywatelskiego, wynosząc ponad miarę swój udział w pracach kijowskiego Towarzystwa Rolniczego i interes czysto ekonomiczny ubierając w kostium »patriotyczny«”.

Uczuciowy tor

W powieściach Rodziewiczówny, na przykład w „Byli, będą”, struktura społeczna przedstawiona jest podobnie, ale pisarka inaczej widziała kulturową rolę poszczególnych warstw. Obrońcy polskości to szlachta zaściankowa i średnio zamożni ziemianie. Pochwale cnót gospodarskich i pracy towarzyszy u niej potępienie próżniactwa i salonów.

Te powieści zawierają cenne socjologiczne obserwacje. Jak pisał Miłosz w „Szukaniu ojczyzny”: „U nikogo z powieściopisarzy nie znajduję tylu realiów dotyczących wschodnich ziem dawnej Rzeczypospolitej w drugiej połowie dziewiętnastego wieku czy na początku dwudziestego wieku”. Ale jego zdaniem: „Czytanie Rodziewiczówny jest zajęciem bolesnym, raniącym, tak jakby czytać kronikę rodzinną, w  której występują nieszczęśliwi, okaleczeni przodkowie”.

Rodziewiczówna to, jak twierdzi Miłosz, „pisarka nieszczęśliwego społeczeństwa szlacheckiego, które nie tylko zastygło w  swoich obyczajach, ale jeszcze cofnęło się w porównaniu z szybko postępującym gdzie indziej dziewiętnastym wiekiem. Marzenia imperialne trwają w  nim jako oczekiwanie Wielkiej Chwili, w której Matka powróci do granic z 1772 roku, niosąc swoją misję ludom, niekoniecznie zresztą przekonanym, że ich szczęście zależy od istnienia polskich majątków. Romantyczne wizje szczególnego powołania, tym mocniejsze, że klęska 1863 roku otoczyła je nimbem bezinteresownej ofiary i cierpień na Sybirze, karmią się obserwacją mroków i dzikości u rosyjskiego sąsiada. Opierając się tym mrokom i dzikości, Polska dworu i zaścianka uległa zapeklowaniu żywcem”.

Na czym jednak miałoby polegać owo „zapeklowanie żywcem”, o którym tak często w odniesieniu do Polski pisał Miłosz? Zdaje się, że dla Miłosza polska tradycja miała szczególnie peklujące właściwości. Tłumaczy on popularność powieści o kresowej szlachcie „dobrze wytartym uczuciowym torem”, którego nie potrafiły w społeczeństwie polskim zatrzeć ani wojny, ani przemiany społeczne, ani przewroty polityczne. Ale nie jest to żaden wyjątek – kultura, wartości wytworzone w jakimś społeczeństwie mogą trwać nawet, jeśli ono się fundamentalnie zmienia lub w ogóle przestaje istnieć.

Kultura polska, wytworzona przez warstwę szlachecką, przetrwała – przetworzona i zmieniona – i stała się kulturą narodową, choć wydawało się, że wraz z zanikiem tej warstwy i ona zostanie zapomniana. Dopiero komunizm uporał się z pozostałością polskiej szlachty i ziemiaństwa, gdy rozszerzał się na ziemie zamieszkane przez Polaków w 1918, 1939 i  1945 r. Ten koniec dzisiaj wydaje się ostateczny, ale to od nas zależy, czy będziemy nawiązywali raczej do tradycji pokornego polskiego fornala (najemnego robotnika rolnego), czy dumnego, świadomego wartości swojej kultury, pewnego siebie polskiego „pana”.

Polecamy: 

Zdzisław Krasnodębski

Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Za: niezalezna.pl (01.01.2013) | http://niezalezna.pl/36628-panska-polska

Skip to content