Aktualizacja strony została wstrzymana

Słup przy ulicy Boleść – ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Incydent z udziałem bp. Piotra Jareckiego może paradoksalnie mieć dla Kościoła wydźwięk pozytywny.

Tegoroczny trzeci weekend października miał być w Kościele polskim czasem inauguracji nowoczesnych działań duszpasterskich, nazwanych Nową Ewangelizacją. Pierwszym etapem było spotkanie na stadionie sportowym w Krakowie, które poprowadził bp Grzegorz Ryś, znany ze swej otwartości na problemy współczesnego świata. Wydawało się więc, że dni te zapiszą się pozytywnie w pamięci wiernych. Niestety, w tym samym czasie w centrum stolicy doszło do smutnego wydarzenia z udziałem innego biskupa.

Sufragan archidiecezji warszawskiej Piotr Jarecki w biały dzień, prawie na oczach policji, uderzył w słup przy ulicy – nomen omen – Boleść. Wprawdzie nikomu nic się nie stało, ale wysoki stopień upojenia alkoholowego kierowcy, ponad 2,5 promila, był szokiem dla wszystkich.

Biskupa Jareckiego poznałem 10 lat temu, gdy byłem członkiem kapituły Nagrody „Totus tuus”, ustanowionej przez władze kościelne. Duchowny ów był wtedy na „wznoszącej się fali”. Już jako młodemu księdzu powierzono mu funkcję zastępcy sekretarza konferencji episkopatu polski. W wieku zaledwie 39 lat, nie mając wcześniej większych doświadczeń duszpasterskich, otrzymał sakrę biskupią, stając się jednym z najmłodszych hierarchów polskich. Jego konsekratorem był prymas Józef Glemp, a współkonsekratorem abp Jorge María Mejía, Argentyńczyk, sekretarz watykańskiej Kongregacji ds. Biskupów. Po tym przyszły kolejne zaszczyty i godności, które trudno nawet wyliczyć. Biskupowi powierzano też funkcje o charakterze międzynarodowym, wśród których należy wymienić członkostwo w Papieskiej Radzie „Iustitia et pax” i wiceprzewodnictwo w Komisji Konferencji Biskupów Wspólnoty Europejskiej (COMECE). Mówiło się o nim, że wcześniej czy później zostanie arcybiskupem, może nawet w samej Warszawie. Był on też chwalony przez obóz liberalny, w tym zwłaszcza za polemikę, w jaką wdał się w czasie niedawnych uroczystości pogrzebowych śp. prof. Józefa Szaniawskiego, którym przewodniczył w katedrze warszawskiej.

Ostatnio zaczęły jednak dochodzić sygnały, że coś jest nie tak z biskupem. Miesiąc temu jeden z warszawskich księży mówił mi o żenującej sytuacji, kiedy to w czasie bierzmowania młodzieży, biskupa, który okazał się „niedysponowanym”, musiał zastąpić jeden z księży infułatów. Wynika z tego, że o uzależnieniu alkoholowym wiedziało wiele osób, w tym z pewnością całe jego najbliższe otoczenie, ale niestety nie podjęto działań zaradczych. Rodzą się więc liczne pytania. Dlaczego nie reagował na to bezpośredni przełożony bp. Jareckiego, arcybiskup warszawski, który mieszkał z nim pod jednym dachem? Dlaczego nie podjęli działań inni biskupi, których na terenie stolicy jest przecież tak wielu? Czemu milczeli kanclerz i pracownicy kurii, którzy od lat orientowali się w całej sytuacji? Dodam, że o całej sprawie nie mógł nie wiedzieć też b. nuncjusz apostolski, a obecny prymas, abp Józef Kowalczyk, który typował ks. Jareckiego do kolejnych awansów. Dlatego też cała ta sprawa powinna być sygnałem dla Watykanu, że w Warszawie nie jest tak różowo, jak to wynikało z dotychczasowych sprawozdań.

Na to wydarzenie trzeba też popatrzeć z innej strony. Sufragan warszawski pomimo swego upadku pozostał na szczęście wierny swojej dewizie biskupiej, która brzmi: „Testimonium perhibere veritati” (Dawać świadectwo prawdzie). Nie poszedł w ślady wielu polityków i nie skorzystał z tzw. układów w celu zatuszowania sprawy. Nie tłumaczył się też, jak uczynił to syn Lecha Wałęsy, zjawiskiem „pomroczności jasnej”. Co więcej, publicznie przeprosił za zaistniały incydent i oddał się do dyspozycji Ojca Świętego oraz sam zaproponował dla siebie karę w postaci prac społecznych. Dlatego też owo fatalne wydarzenie może paradoksalnie mieć wydźwięk pozytywny dla Kościoła. Winnicy Pańskiej bowiem szkodzi nie tyle sam grzech, co jego zamiatanie pod dywan.

I jeszcze jedno. Zaistniałe problemy nie dotyczą tylko stolicy. Dla przykładu, podobne wydarzenie miało miejsce w 2003 r. w Elblągu i zakończyło się dymisją tamtejszego biskupa. Z kolei w jednej z diecezji południowych identyczna sytuacja wlecze się od lat. Konferencji episkopatu brakuje bowiem determinacji. Czyżby trzeba było kolejnej powtórki? I kto wówczas będzie winny: słup uliczny czy ci, którzy wiedzą, a milczą? 

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Źródło: Gazeta Polska

Za: niezalezna.pl (2012-10-31) | http://niezalezna.pl/34388-slup-przy-ulicy-bolesc