Aktualizacja strony została wstrzymana

Na straży polskich interesów – dr Robert Kościelny

Dziś trzeba stworzyć politykę historyczną, która wyzwoli prawdę o przeszłości z bełkotu uwsteczniającego nas w rozwoju cywilizacyjnym, z wielości prawd i równoprawnych narracji. Coś na kształt ruchu egzekucyjnego, gromadzącego obywateli Polski szesnastowiecznej w walce o odzyskanie praw i przywilejów dławionych przez bezprawne roszczenia oligarchów.

Niedawno w Magazynie „Naszego Dziennika” poruszono ważny problem polskiej polityki historycznej. Do zawartych tam uwag warto dorzucić spostrzeżenia na temat konieczności prowadzenia polityki historycznej dla tzw. Ziem Odzyskanych, uwzględniającej specyfikę tych terenów. Chodzi o fakt, że obszar ten, choć słowiański, to jednak od średniowiecza zniemczany przez kolonistów, później należący do państwa pruskiego, a następnie Niemiec, dostał się po IIwojnie światowej w granice sowieckiego protektoratu, zwanego od 1952 r. Peerelem, rządzonym przez polskich namiestników na podstawie otrzymanego od Moskwy jarłyku. Namiestnicy wyznaczali lokalnych kacyków otaczających się prowincjonalnym dworem. Wśród dworzan byli również historycy. I to oni właśnie oraz ich młodsze klony piszą dziś historię tych ziem po 1945 r., równie zakłamaną jak ich życiorysy.

Postkomunistyczna polityka historyczna

Kto nie wierzy, niech sięgnie po Encyklopedię Szczecina i przeczyta życiorysy obecnych „mentorów” młodych adeptów historii, zawdzięczających swoje wyniesienie do rangi lokalnej elity posłuszeństwu ludziom z Komitetu Wojewódzkiego PZPR – nie znajdzie tam stwierdzenia, że byli członkami (często funkcyjnymi) partii komunistycznej, natomiast dowie się, że przed 1989 r. byli… działaczami politycznymi, społecznymi, gospodarczymi. Krótko mówiąc – państwowcami. Jeżeli ktoś nie daje wiary, że ponad dwadzieścia lat po rozwiązaniu PZPR może kwitnąć nadal historiografia partyjna, a jej kontynuatorami są nie tylko ludzie, których najpiękniejsze lata młodości i zaangażowania w pracę ideowo-polityczną przypadły na czasy Gomułki i Gierka, ale również historycy młodzi bądź w średnim wieku – proponuję przejrzeć prace poświęcone dziejom najnowszym Pomorza Zachodniego, którymi dzielą się ze społeczeństwem regionu historycy Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Szczecińskiego.

Włodarze Szczecina propagują dla Pomorza Zachodniego szczególną politykę historyczną: przeszłości nie mamy, więc wybierzmy przyszłość i budujmy aquaparki dla turystów z Berlina. Historia pisana przez postkomunistów i ich klony nie kłóci się z pomysłami szczecińskich „młodych, wykształconych z wielkich miast”. Ta część establishmentu zachodniopomorskiego, która winna stać na straży polskich interesów na tym obszarze (historycy, politolodzy, politycy), jest, mówiąc oględnie, intelektualnie nieistotna. A w dodatku w wielu wypadkach za wartości najwyższe uznająca święty spokój, pełną kiesę oraz pławienie się we własnym sosie, którego ostrą przyprawą jest wzajemna adoracja. Niezwykle podatna na to, co Zdzisław Krasnodębski nazwał „wykręcaniem umysłu”: „Ci, którzy uzyskują władzę nad nami, kształtują nasze wyobrażenia o świecie, narzucają nam kategorie, w jakich myślimy, oraz system wartości sprzeczny z naszymi wyobrażeniami”. I z naszymi interesami politycznymi i duchowymi, można dodać. Natomiast przyjęcie ich, zwłaszcza z pocałowaniem przyjacielskiej ręki zza Odry, łączy się z kojącą świadomością, że szacunku, jako rezoner idei wymyślonych przez nie naszych geopolityków, to może nie zaznam (choć mogę ją wymusić), ale biedy też nie.

Niedawno Przemysław Źurawski vel Grajewski pisał w „Naszym Dzienniku”, jakie awanse czekają na tych, którzy zgodzili się na rolę potakiwaczy dla niemieckich wyborów i decyzji politycznych („Nagroda za klientyzm”, 13 września); refleksje dotyczyły wprawdzie szczebla centralnego, ale równie dobrze można rozważania autora odnieść do prowincji. Pokora wobec centrów decyzyjnych położonych za granicą też zgodna jest z naukami, jakie regionalni mentorzy młodych odebrali w gabinetach Komitetu Wojewódzkiego PZPR.

W czasach Peerelu Szczecin był twierdzą społecznych protestów przeciwko władzom komunistycznym. Dziś na tym terenie zwyciężają partie, którym Peerel nie wadzi, a słowo „zdrada”, jeżeli je w ogóle stosują – to tylko wobec tych, którzy narazili się sitwom.

Partia nakreśla ambitne cele

W mieście powstaje Centrum Dialogu Przełomy, będące integralną częścią Muzeum Narodowego w Szczecinie. Na oficjalnej stronie internetowej muzeum znajdziemy tekst informujący o zadaniach i celach Centrum. Wynika z niego, że wystawa dziejów Pomorza Zachodniego zbudowana będzie z czterech punktów węzłowych: „genezy państwowości polskiej na Pomorzu Zachodnim w 1945 roku oraz trzech kulminacji oporu społecznego w latach 1970, 1980 i 1988 – rozumianych jako kluczowe doświadczenia wspólnotowe na drodze do społeczeństwa obywatelskiego. W tych ramach jest miejsce dla ukazania ówczesnych racji politycznych wielu stron [podkr. R.K.]”. Dalej czytamy, że celem wystawy nie jest narzucanie interpretacji, ale sprowokowanie sporów wokół historii Pomorza Zachodniego. A poza tym: „Obecna świadomość metodologiczna nauk historycznych zakłada wielość narracji, których uzgodnienie może nie być osiągalne”.

Jak to bywa przy tego typu postmodernistycznej gadce, słowa nie opisują rzeczywistości, tylko starają się nami manipulować: nie przesądzajmy, nie czyńmy żadnych założeń, „prawd twardych”, bo są prostą drogą do budowania społeczeństwa represyjnego, po czym… przesądzamy, zakładamy, tworzymy „łańcuchy tautologii, parę pojęć jak cepy”, kiedyś z diamatu, teraz politpoprawności. A tych, którzy zwrócą na to uwagę, nazwiemy inkwizytorami, moherami, a w porywach nawet talibami.

Przyjąć, że w 1945 r. rodziła się państwowość polska czy w ogóle państwowość – wszak niektórzy socjologowie uważają, że Peerel nie tylko nie był Polską, ale również nie wypełniał definicji państwa – jak też uznanie, że w czasach przełomu tworzyliśmy jakąś wspólnotę będącą w stanie razem (z PZPR) odbierać doświadczenia „na drodze do społeczeństwa obywatelskiego”, to uruchomić katarynę, która już będzie mówić za nas: z różnych stron historycznego podziału szliśmy do tego samego celu – III RP, „demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej”. To przyznać, że racje rotmistrza Pileckiego były tyle samo warte co Humera, że Polska z testamentu „Warszyca” nie może rościć pretensji do bycia lepszą od tej opisanej w konstytucji z 1952r., a I sekretarz KW miał swoją rację i palący gmach KW mieli swoje racje. Przyznać, że w 1980 i 1988 roku też rację mieli jedni i drudzy. A największą ci, którzy – jak wspomniani mentorzy nowych pokoleń historyków – siedzieli cicho, węsząc cierpliwie, skąd wiatr wieje. W tej narracji racje zdrajców, tchórzy i lokajów oraz niezłomnych, dzielnych i niepokornych niczym się nie różnią.

Tomasz Macaulay, przewodniczący Komitetu Oświaty Publicznej Korony Brytyjskiej, uzasadniając wprowadzenie reformy szkolnictwa w Indiach w 1835 roku, stwierdził: „Przy naszych ograniczonych środkach niemożliwością jest kształtowanie całej populacji. Na razie powinniśmy się zająć uformowaniem klasy, która mogłaby służyć za tłumacza pomiędzy nami a milionową rzeszą rządzonych przez nas ludzi. Niech to będzie klasa z krwi i koloru skóry indyjska, lecz angielska w upodobaniach, moralności, opiniach i rozumowaniu”. Krótko mówiąc, sir Macaulayowi chodziło o stworzenie z wybranych tubylców korpusu sierżantów cywilizacji pośredniczących między autochtonami a kadrą oficerską kolonizatorów. Reformę szkolnictwa, w której historia ojczysta stała się kulą u nogi młodym i wykształconym, już przeprowadziliśmy, wytyczne dla polityki historycznej już mamy, sierżantów gotowych na skinienie „białej rasy” pleść politpoprawne dyrdymały również. Czekamy tylko na kolonistów.

Ruch egzekucyjny w nauce historycznej

Należy podnieść znaczenie Szczecina – uświadomić mieszkańcom miasta i kraju, a nade wszystko sąsiadowi z Zachodu, że jesteśmy tu, bo wywalczyliśmy sobie te ziemie walką z komunizmem: krew Polaków wylana w 1970 r., męstwo lat 1980-1981, walka i ofiary stanu wojennego uzasadniają w sposób absolutny i bezsporny naszą obecność nad Odrą i Bałtykiem. Dzięki naszemu zaangażowaniu i poświęceniu w walce z nasłanymi z „moskiewskiego chanatu” nadzorcami runął mur berliński, mogło dojść do zjednoczenia narodu niemieckiego, Europa mogła odetchnąć od trwogi przed komunizmem i wojną atomową.

Wywalczyliśmy sami sobie te ziemie. W sposób heroiczny, pokojowy. I dlatego tu jesteśmy i będziemy. A nie dzięki sowieckim czołgom i pepeszom – jak to próbują wciskać niewolnicze dusze, które wychynęły z cienia Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Szczecinie. Nie może być tak, że do miasta wjeżdża się Trasą im. Piotra Zaremby, pieszczocha władzy ludowej. Do Szczecina winno się wjeżdżać promenadą bohaterów Grudnia ´70 i Sierpnia ´80. Awitać przybyszów powinien olbrzymi monument upamiętniający ofiary komunizmu i niezłomnych walczących z reżimem. I on winien się stać centrum urbanistycznym miasta i punktem odniesienia dla wszelkich dyskusji o dziejach zachodniopomorskich. Cała filozofia architektury Szczecina powinna zostać podporządkowana upamiętnieniu i należytemu uhonorowaniu bohaterów wydarzeń Grudnia i Sierpnia oraz wcześniejszych ofiar UB i Informacji Wojskowej. Bo wbrew kłamstwom ówczesnej propagandy komunistycznej i współczesnej propagandy postkomunistycznej to właśnie z nich, z polskich bohaterów, naszych zachodniopomorskich konfederatów, jesteśmy. Bo jak śpiewał Jan Krzysztof Kelus, bard Polski walczącej w latach 70. i 80. z władzą komunistyczną: „Odważnym wszystkim pokłon niski, pogarda dla kanalii”.

Dr Robert Kościelny
historyk

Poniższy wpis dodano 15 października 2012 po publikacji na stronie konserwatyzm.pl (dla niezorientowanych w meandrach „prawicy”, powinno być  „konserwatyzm.prl„) paszkwilu pióra Jana Engelgarda na tekst dr. Kościelnego. – Red.

W odpowiedzi „wkurzonemu”

Na brutalne inwektywy, niegodne magistra (Jan Engelgard napisał, że mój język nie jest godny doktora), oraz inne kłamstwa nie będę odpowiadał, bo musiałbym to zrobić nie prozą lecz wierszem (jeżeli jesteś Pan ciekaw jakim, to przyślij Pan zaadresowaną kopertę ze znaczkiem, napiszę Panu).

Pan Jan Engelgard na stronie portali: konserwatyzm pl. oraz prawica pl. wypowiedział się na temat tekstu: „Na straży polskich interesów”. Artykuł jest mego autorstwa, a opublikowany został na łamach „Naszego Dziennika” (29 X 2012). Przyczyną, dla której Pan Engelgard się wypowiedział było, jak sam pisze: „wkurzenie”.

Zapoznając się z materiałem publicysty obu portali, pomyślałem że musiał on być bardzo „wkurzony”, gdy czytał mój tekst, a chyba jeszcze bardziej, gdy pisał swój. Bo tylko w ten sposób można wytłumaczyć ilość błędów, które Autor popełnił oraz inwektyw, którymi mnie obdarzył.  Zresztą sądząc po kalibrze tych ostatnich, można nawet podejrzewać, że Szanowny Polemista był nie tyle wkurzony co wkur..ony.

Jan Engelgard pisze, że nie podoba mi się polityka historyczna władz miasta, bo uznają (…), że Polska zaczęła się tutaj w 1945 roku a nie w 1970 czy 1980.

Nieprawda. Moje zastrzeżenia wobec władz miejskich są przede wszystkim takie, że szczecińscy włodarze mają osobliwe podejście do przeszłości: Włodarze Szczecina propagują dla Pomorza Zachodniego szczególną politykę historyczną: przeszłości nie mamy, więc wybierzmy przyszłość i budujmy aquaparki dla turystów z Berlina. Natomiast w rzeczy samej: Historia pisana przez postkomunistów i ich klony nie kłóci się z pomysłami szczecińskich „młodych, wykształconych z wielkich miast” (Na straży…”RK).

Dlaczego postkomunistyczna narracja  historyczna, która każe nam upatrywać w Armii Czerwonej wyzwolicielkę, a w Stalinie dawcę ziem, natomiast w aparatczykach partyjnych (pan Piotr Zaremba pierwszy prezydentem miasta nie został wybrany w  wolnych wyborach, mówiąc oględnie) widzi budowniczych polskości – nie kłóci się z projektami, którymi delektują szczecinian ojcowie miasta? Bo nie przeszkadza ona, a wprost przeciwnie: pomaga, realizować pomysły przekształcenia naszych ziem zachodniopomorskich, wraz z miastem Szczecinem, w – mówiąc hasłowo- zielone płuca Berlina. Bo takie, nie zawaham się powiedzieć, gnidzie, niewolnicze spojrzenie na genezę polskości na Pomorzu Zachodnim – które poza tym pozwala zachować dobre samopoczucie lokalnego establishmentu, wyrosłego w cieniu KW PZPR – przygotowuje podglebie pod kolejne ruchy wynikające z realpolityki.

Wczoraj była to imperialna potęga Moskwy, dziś jest nią otwieranie się na każdy bzdet, który przychodzi z metropolii  np. „wielość pamięci”, „polifoniczność opinii” na temat przeszłości, co prostą drogą wiedzie do stwierdzenia, że  pamięć i opinie ludzi męczonych w kazamatach Informacji Wojskowej, UB, oraz łamanych przez SB, oraz pamięć i opinie ich oprawców są równoważne. Pozwala też, przekształcić niegdyś przemysłowe i bohaterskie miasto Szczecin w „ogród pływający”, ku uciesze turystów z Zachodu. Jutro może to być spolegliwość wobec zeitgeistu , który przemówi ustami Pani Edyty Steinbach. Dlaczego nie? Silniejszy ma zawsze rację! Kiedyś była nim Moskwa dziś może być Berlin: Trzeba z żywymi naprzód iść…Tak, zwłaszcza z żywymi.

A ja się z tym nie zgadzam, bo uważam że to właśnie nieżywi mieli rację. Słabi i zamęczeni przez komunistyczne imperium. I dlatego o nich należy pamiętać, a nie o zbrodniarzach oraz ich pomagierach. Oraz tych konformistach, którzy tworzą dziś establishment, a którzy nigdy by nie zaistnieli, gdyby „towarzysze z bezpieki” i z komitetów partyjnych nie przygotowali im ciepłych posadek, likwidując w taki czy inny sposób konkurencję. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ci byli sekretarze POP, lektorzy KW, pracownicy lokalnej cenzury są dziś mentorami młodych. Nie chwalą się swoją przeszłością. No cóż, taką mają pamięć, a pamięci, jak uczy dzisiejsza politgramota są różne: jedne dłuższe, drugie krótsze. Pamięć dobra i niepamięć dobra.

Nasza obecność na Ziemiach Zachodnich jest niepodważalna, bo wyrosła z cierpienia i krwi Polaków, ofiar Informacji Wojskowej, oraz komunistycznej policji politycznej. Nikt nam tych ziem nie dał; odebraliśmy je szablą od obcej przemocy. Szablą cierpienia i poświęceń, szablą walki o naszą i waszą wolność (od komunizmu). Jeżeli to jest „historiografia bolszewicka”, jak był Pan łaskaw uprzejmie zauważyć, to niech Pana kule biją- niechby i narodowe.

Od 1945  r. są na Ziemi Szczecińskiej Polacy. Dzięki bohaterom Grudnia i Sierpnia ujawniła się tu również polskość: duch Piastów, ale i Jagiellonów, wojów Chrobrego, ale i Sarmatów. Ujawnili się wolni Polacy, którzy od powojnia budowali tu zakłady pracy, szkoły i placówki kulturalne pod nadzorem czynowników (zna Pan to: „barany na czele lwów”?), aż w końcu powiedzieli im: dość! I o tych ludziach nie chce się pamiętać, to ich właśnie, a nie lokalnych komunistów, jak Pan zdawał się sugerować, wyrzuca się na śmietnik historii. Ja na śmietnik nikogo nie wyrzucam, komuniści sami się wyrzucą, gdy w Polsce będzie w końcu normalnie: tzn. o sukcesie i prestiżu decydować będzie rynek, kompetencje i charakter a nie sitwy i „trupy pod podłogą”. Tak jak to jest obecnie, w III RP- PRL-bis.  

 I proszę nie wycierać sobie ust Kościołem, bo ja, będąc rdzennym szczecinianinem, wiem doskonale czego uczyli księża na lekcjach religii w salkach katechetycznych szczecińskich parafii. A Pan nie wie. Wspominali Grudzień ’70, a nie Pana Zarembę, który wydarzenia grudniowe potępiał. Cieszyli się z Sierpnia ’80, a nie z wprowadzenia stanu wojennego, który Pana Zaremby nie oburzył.

Na brutalne inwektywy, niegodne magistra (Jan Engelgard napisał, że mój język nie jest godny doktora), oraz inne kłamstwa nie będę odpowiadał, bo musiałbym to zrobić nie prozą lecz wierszem (jeżeli jesteś Pan ciekaw jakim, to przyślij Pan zaadresowaną kopertę ze znaczkiem, napiszę Panu). Mimo to chciałbym dać upust konfuzji w jaką popadłem  czytając tekst Szanownego Polemisty na portalu konserwatywnym. Jaki typ konserwatyzmu reprezentuje człowiek, który w refutacji autorowi artykułu, zamiast argumentów używa, kłamstw, półprawd i inwektyw? Co konserwuje? Moim zdaniem ten typ konserwatyzmu, pielęgnujący wdzięczność do Armii Czerwonej za to, że dała nam w promocyjnym pakiecie Pomorze Zachodnie i komunistów, nadaje się jedynie na zachowanie, w stanie optycznym do przyjęcia, mumii wodza rewolucji proletariackiej. Stąd nie wróżę mu (konserwatyzmowi a’la Engelgard) sukcesów w Polsce, ale w Moskwie…kto wie? 

Robert Kościelny

Źródło: konserwatyzm.pl (15 listopada 2012) – ’ Robert Kościelny – W odpowiedzi „wkurzonemu”’

Za: Nasz Dziennik, Poniedziałek, 29 października 2012, Nr 253 (4488) | http://www.naszdziennik.pl/wp/13609,na-strazy-polskich-interesow.html

Skip to content