Po katastrofie urzędnicy państwowi zapewniali rodziny, że nie mogą otwierać trumien z ciałami ich bliskich. Zapewnienia strony rządowej, że było inaczej, są zwyczajnym kłamstwem – twierdzą pełnomocnicy rodzin.
Mecenas Bartosz Kownacki powołał się na dokumenty przekazywane rodzinom w ciągu ostatnich dwóch lat. Bliscy upominali się w nich o rzetelną informację, czy i jakie były podstawy prawne do zakazu bądź nie otwierania trumien. Chcieli też wiedzieć, w jaki sposób przebiegał proces składania ciał do trumien. – To są wszystko kwestie bardzo bolesne. Ale proszę stanąć w sytuacji tych rodzin, które do końca chciały wierzyć, że państwo polskie ich nie zawiodło i że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami. I że mogą mieć gwarancje, że na miejscu byli polscy urzędnicy, którzy dopełnili swoich obowiązków. W takie przekonanie wprowadzano te rodziny przez ostatnie dwa lata. Po czym okazało się, że jest to nieprawda, a pani minister Kopacz w każdej swojej wypowiedzi mówi co innego – wskazywał wczoraj w Sejmie Kownacki. Jak zapewniał, pełnomocnicy rodzin już w 2010 r. pytali w oficjalnych pismach, dlaczego trumien nie można było otworzyć po przylocie do kraju. – Pani minister Kopacz, pan minister Boni oraz pan premier Tusk przekonywali rodziny i ich pełnomocników, że wszystko odbywało się zgodnie z przepisami, że polscy urzędnicy uczestniczyli chociażby w procedurze identyfikacji zwłok oraz przy składaniu zwłok do trumien, czyli byli gwarantem, że nie doszło do żadnej pomyłki. Gdyby tak było, gdyby polscy urzędnicy uczestniczyli przy zamykaniu trumny pani Anny Walentynowicz, nie doszłoby do takiej pomyłki – wskazywał mecenas. Jego zdaniem, odpowiedzialność za zamianę ciał ponoszą przedstawiciele polskiej ambasady w Moskwie. W grudniu 2010 r. pełnomocnik rodziny Tomasza Merty zadał szereg pytań Ministerstwu Spraw Zagranicznych odnoszących się do tych kwestii. Odpowiedź była jednoznaczna: resort Radosława Sikorskiego informował, że ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz wraz z polskimi patomorfologami brała udział w identyfikacji zwłok ofiar katastrofy prowadzonej przez prokuraturę rosyjską. Dziś okazuje się, że mieli uczestniczyć jedynie w przygotowaniu do identyfikacji. – Jeżeli brali udział przy identyfikacji zwłok, to nie może być tak, jak to mówi prokurator Andrzej Seremet, że odpowiedzialność spoczywa na rodzinach – zaznaczył Kownacki. Powołał się przy tym na ostatnią wypowiedź prokuratora generalnego, który z mównicy sejmowej insynuował, że „przyczyną pierwotnej nieprawidłowej identyfikacji” ciał Anny Walentynowicz i Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej było ich „nietrafne” rozpoznanie przez członków rodzin.
Rodzina Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej twierdzi, że bezbłędnie rozpoznała swoją kuzynkę. Antoni Wolański, cioteczny brat zmarłej, był w Moskwie po katastrofie. Wspomina, że rozpoznał ją po włosach i innych charakterystycznych cechach. – Poprosiliśmy, by odsłonięto stopy, bo Teresa miała halluksy. To też się zgadzało. Powiedzieliśmy, że na 99 proc. to jest Teresa Walewska-Przyjałkowska – mówi Wolański. W Moskwie był on razem z dwiema innymi osobami z rodziny i pokazano im także ciało Anny Walentynowicz. – Nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że to Anna Walentynowicz, a na pewno nie Teresa Walewska-Przyjałkowska – relacjonuje Wolański.
Odniósł się on do słów prokuratora Andrzeja Seremeta. – Jeżeli teraz słyszę, że rodziny się pomyliły, to nie wiem, o które rodziny prokuratorowi generalnemu chodzi. Na pewno nie pomylił się pan Walentynowicz ani my – podkreśla Wolański. Obciążanie rodzin odpowiedzialnością za zamianę ciał nazwała skandalem Jolanta Jentys, inna z bliskich Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej.
Bartosz Kownacki wskazał też, że mimo obietnic rządu do tej pory rodziny nie miały możliwości zapoznania się ze zdjęciami dokumentującymi proces wkładania ciał do trumien ani ich zamykania. Jak zapewnia MSZ w piśmie skierowanym do Kownackiego, w tej procedurze uczestniczyli przedstawiciele Wojska Polskiego, zakładu pogrzebowego i Zakładu Medycyny Sądowej AM w Warszawie, Laboratorium Kryminalistyki Komendy Głównej Policji, konsul RP w Moskwie oraz ks. Henryk Błaszczyk. – Z ostatniej wypowiedzi ks. Błaszczyka wynika, że nie uczestniczył w identyfikacji Anny Walentynowicz – mówił Kownacki. Ksiądz Błaszczyk przyznał, że podczas identyfikacji w Moskwie prawidłowo wskazano ciało Anny Walentynowicz. – Mam żal do Rosjan, że niekompetentnie podeszli do procedury przygotowania ciał do wysłania do Polski – zaznaczał w rozmowie z dziennikarzami.
– To dowód, w jaki sposób MSZ przez dwa lata wprowadzało w błąd rodziny – konkludował Kownacki. Skrytykował wypowiedź ministra Michała Boniego, który opowiada teraz, że wnioski rodzin o możliwość otwarcia trumien były rozpatrywane i że rząd zrobił w tym kierunku wszystko, by to umożliwić. – Strona polska od samego początku uważała, że trumien otwierać nie można – podnosił Kownacki. – Część rodzin, które ja reprezentuję, zgłaszała taką prośbę konkretnym urzędnikom. Ci za każdym razem zapewniali ich, że nie ma takiej możliwości – relacjonował. Pełnomocnik odniósł się też do ostatnich deklaracji Ewy Kopacz dotyczących kwestii otwierania trumien. Podczas ostatniej konferencji prasowej Kopacz odwoływała się do stenogramu ze spotkania rodzin ofiar, w którym uczestniczyła. Dokument pochodzi z pamiętnego spotkania, z którego wyszły dwie osoby: Ewa Kochanowska i Małgorzata Wassermann. Premier Donald Tusk obcesowo potraktował wtedy wdowę po rzeczniku praw obywatelskich – pytanie wdowy o to, czy może w Polsce czuć się bezpiecznie, określił jako „haniebne”. Strona rządowa, a konkretnie minister Tomasz Arabski odmówił wtedy publikacji stenogramów z tego spotkania i udostępnienia ich opinii publicznej. – Teraz, kiedy pani Kopacz chce się bronić, dostaje ten stenogram od pana premiera i może go używać. Gdy my chcemy się bronić, nie możemy go otrzymać – to podwójne standardy – skwitował prawnik.
Anna Ambroziak