Aktualizacja strony została wstrzymana

Pakt Mościcki-Benesz – Antoni Dudek

W związku z nasilającą się modą na tworzenie opowieści z zakresu historical fiction, postanowiłem wtrącić moje trzy grosze…

***

 Był 5 stycznia 1938 r. Prezydent RP Ignacy Mościcki z przygnębieniem oglądał przyniesiony mu przez płka Walerego Sławka dokument. Była to lista proskrypcyjna ułożona przez szefa Obozu Zjednoczenia Narodowego płka Adama Koca i lidera ONR-Falanga Bolesława Piaseckiego. Najbardziej szokujące były jednak dokonane na niej odręczne poprawki i dopiski, których autorstwo nie mogło budzić wątpliwości. Plotki o przygotowywanej rzekomo z inspiracji marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego tzw. nocy św. Bartłomieja obiegły wprawdzie prasę zagraniczną w końcu minionego roku, ale prezydent do tej chwili nie traktował ich poważnie. Teraz jednak sytuacja wyglądała inaczej. Mościcki raz jeszcze spojrzał na listę, którą otwierało jego nazwisko wraz z odręcznym dopiskiem Śmigłego: „deportować do Szwajcarii”, westchnął cicho i powiedział do wpatrującego się w niego czujnie jedynym sprawnym okiem Sławka: – Musimy działać.

To było polityczne trzęsienie ziemi. Tego samego dnia, 15 stycznia 1938 r., prezydent Mościcki, korzystając z prerogatyw nadanych mu przez konstytucję kwietniową, odwołał Felicjana Sławoja-Składkowskiego ze stanowiska prezesa Rady Ministrów, a marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego ze stanowiska Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych. Nowym premierem został płk Walery Sławek, a generalnym inspektorem gen. Kazimierz Sosnkowski. Równocześnie aresztowano kilku wysokich oficerów WP na czele z płk Adamem Kocem, a dwudziestu czołowych działaczy ONR-Falanga na czele z Piaseckim trafiło ponownie do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. 2 kwietnia 1938  r. o 20.45 (godzina śmierci Piłsudskiego) Rydz-Śmigły zastrzelił się w swym warszawskim mieszkaniu.

            W rządzie Sławka pojawiło się kilka nowych postaci, ale za największą sensację uznano powierzenie stanowiska ministra spraw zagranicznych Ignacemu Paderewskiemu. Prasa zagraniczna komentowała to następująco: „Koniec zbliżenia Warszawy i Berlina. Germanofila Becka zastąpił frankofil Paderewski”. W tydzień po dokonanym 12 marca 1938 r. przez III Rzeszę Anschlussie Austrii minister Paderewski udał się z wizytą do Pragi. W następnych miesiącach, w miarę jak nasilały się żądania Adolfa Hitlera wobec Czechosłowacji i aktywność Niemców sudeckich, zwiększała się częstotliwość wizyt Paderewskiego w Pradze i jego czechosłowackiego odpowiednika w Warszawie. W komentarzach prasowych odnotowano gwałtowną zmianę tonu polityków z obu krajów, ale bomba wybuchła dopiero 27 września, a zatem na dwa dni przed rozpoczęciem konferencji monachijskiej, gdy poinformowano, że prezydent Ignacy Mościcki przybył na Hradczany, gdzie w obecności ambasadora Francji podpisał wraz prezydentem Czechosłowacji Edwardem Beneszem układ o współpracy i sojuszu wojskowym. W tej sytuacji przyjazdu do Monachium odmówił premier Francji Edouard Daladier, który równocześnie wyraził nadzieję, że rodzący się faszystowski sojusz włosko-niemiecki zrównoważy kwartet tworzony przez Francję, Anglię, Polskę i Czechosłowację. Wypowiedź ta, a także udział premiera Nevilla Chamberlaina w zakończonej fiaskiem konferencji w Monachium, doprowadziła do przewrotu w rządzącej partii torysów. Nowym szefem rządu brytyjskiego został Winston Churchill.

Rozwścieczony postawą Paryża Hitler, podczas tajnej narady zwołanej w połowie listopada 1938 r. w Kancelarii Rzeszy, nakazał dowództwu Wehrmachtu odłożenie szlifowanego od kilku miesięcy planu ataku na Czechosłowację (Fall Grün) i zintensyfikowanie przygotowywanego równolegle planu o kryptonimie Fall Gelb. Przewidywał on atak na Francję przez terytorium Holandii i Belgii, co pozwalało na ominięcie większości umocnień linii Maginota. Przez cały 1939 r. nad Europą unosił się zapach prochu, ale do działań zbrojnych doszło jedynie na granicy sowiecko-fińskiej. Po odrzuceniu przez Helsinki ultimatum Stalina, 30 listopada 1939 r. Armia Czerwona zaatakowała terytorium Finlandii. Już po kilku dniach sowiecka ofensywa utknęła na umocnieniach linii Manerheima, a kolejne tygodnie przyniosły pasmo kompromitacji zdziesiątkowanej czystkami Armii Czerwonej.

            Niemiecka ofensywa na zachodzie rozpoczęła się 10 maja 1940 r. Hitler zakładał, że Polska, którą przy pomocy kontrolowanego przecieku poinformował o szczegółach podpisanego 23 sierpnia 1939 r. paktu Ribbentrop-Mołotow nie odważy się zaatakować Niemiec i pospieszyć z pomocą Francji.  Dlatego skierował na zachód blisko 90 proc. posiadanych sił. Führer nie docenił jednak determinacji prezydenta Mościckiego. Już 13 maja, zgodnie z istniejącym od 1921 r. układem sojuszniczym, Polska wypowiedziała Niemcom wojnę. To samo uczyniła też Czechosłowacja. Po trwającej dwa tygodnie mobilizacji, w trakcie której z Paryża płynęły coraz bardziej dramatyczne apele o pomoc, rozpoczęła się ofensywa na froncie wschodnim. Ponad milion polskich, czeskich i słowackich żołnierzy zaatakowało na dwóch głównych kierunkach. Armia Północ, dowodzona przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego uderzyła z Wielkopolski i Pomorza Gdańskiego na kierunku Kolberg-Stettin, natomiast Armia Południe, na której czele stał gen. Jan Syrový na kierunku Dresden-Cottbus. W obu armiach pierwszoplanową rolę odgrywały dywizje pancerne, sformowane w l. 1938-39 i wyposażone w czołgi oraz wozy pancerne z zakładów Skody. Samodzielna Grupa Operacyjna „Polesie” gen. Franciszka Kleeberga wkroczyła do Prus Wschodnich.

            Atak Polaków i Czechów nastąpił niemal dokładnie w chwili, gdy wojska brytyjskie rozpoczynały już ewakuację z Dunkierki. W ciągu następnego tygodnia impet niemieckiego natarcia na zachodzie zaczął gwałtownie słabnąć, choć pancerne zagony gen. Heinza Guderiana zdołały jeszcze dotrzeć na przedpola Paryża, bombardowanego bezlitośnie od pierwszego dnia wojny przez Luftwaffe. Zmianę sytuacji jako pierwsi odczuli właśnie mieszkańcy stolicy Francji. Z dnia na dzień samoloty z czarnym krzyżem znikły bowiem znad francuskiego nieba, by pojawić się nad polskim, czeskim, a przede wszystkim niemieckim. To właśnie tam, na linii Odry i Nysy Kłodzkiej, przerzucane pośpiesznie z zachodu oddziały Wehrmachtu stawiały zaciekły opór polskim i czeskim żołnierzom. Stopniowo Niemcom udało się odzyskać część utraconego w pierwszych dniach terytorium, ale straty w ludziach i sprzęcie jakimi to okupili były olbrzymie. Mimo dramatycznych depesz dyplomatycznych wysyłanych z Berlina do Moskwy, Stalin konsekwentnie odmawiał ataku na Polskę. Był zajęty mordowaniem kolejnych oficerów obwinianych o porażki w wojnie zimowej z Finlandią.

Po miesiącu Francuzi i Anglicy, którzy ostatecznie nie ewakuowali się z Dunkierki przeszli do ofensywy, w wyniku której front zachodni zatrzymał się na linii Zygfryda. Prześladujące Niemców od czasów I wojny światowej widmo długotrwałej wojny na dwa fronty stało się faktem. Pragnąc uniknąć powtórnej klęski, grupa generałów zawiązała spisek przeciwko Hitlerowi, jednak bomba podłożona przez płka Clausa Schenka Grafa von Stauffenberga jedynie raniła kanclerza III Rzeszy. W ataku szaleństwa Hitler wydał wówczas Heinrichowi Himmlerowi rozkaz rozstrzelania wszystkich generałów „zdradzieckiego Wehrmachtu” i przejęcia nad nim dowództwa przez oficerów SS. Doprowadziło to do buntu sporej części wojska i walk w samym Berlinie. Ostatecznie Hitler, okrążony w bunkrze kancelarii Rzeszy przez żołnierzy ze zrewoltowanego 98 Pułku gen. Ferdinanda Schörnera, popełnił samobójstwo. 1 września 1940 r. nowy kanclerz Rzeszy Albert Speer zaproponował rządom Polski, Czechosłowacji, Francji i Wielkiej Brytanii negocjacje pokojowe. Wojna w Europie była skończona, a Polska na mocy układu pokojowego podpisanego w Poczdamie, uzyskała cały obszar Górnego Śląska, a także Gdańsk oraz Prusy Wschodnie, z których przesiedlono do Niemiec mieszkańców poczuwających się do narodowości niemieckiej. Na terytorium Niemiec miały stacjonować wojska francuskie, brytyjskie, polskie i czechosłowackie. Wojna w Europie była skończona.

22 czerwca 1941 r. lotnictwo japońskie zaatakowało bazę sowieckiej marynarki wojennej we Władywostoku. Równocześnie wielka armia japońska stacjonująca w Mandżurii rozpoczęła ofensywę na północ…

***

Bawić w ten sposób można się w nieskończoność. Pytanie jednak brzmi: czy to służy czemukolwiek poza zabawą? Śmiem wątpić.

Antoni Dudek

Spierajmy się używając argumentów

„Moje poglądy i stawiane w książce tezy są w karykaturalny sposób wykrzywiane”

Szanowni Czytelnicy, Szanowni Koledzy,

pisząc książkę „Pakt Ribbentrop-Beck” miałem nadzieję, że wywoła ona poważną, merytoryczną debatę o tragicznej sytuacji, w jakiej znalazła się nasza ojczyzna w przededniu II wojny światowej. Debatę na temat błędów, jakie w obliczu śmiertelnego zagrożenia Polski i Polaków, popełniła ostatnia ekipa rządząca II RP. Niestety część polemistów zareagowała w sposób histeryczny i egzaltowany.

Przyczyna tego wydaje się bardzo prozaiczna. Słuchając i czytając opinie na temat mojej książki z przykrością zauważyłem, że wielu polemistów nie zadało sobie trudu, żeby ją przeczytać. To bardzo niedobra praktyka ”” wypowiadać kategoryczne sądy o czymś czego się nie czytało. W efekcie moje poglądy i stawiane w książce tezy są w karykaturalny sposób wykrzywiane.

Przypominam więc dziesięć głównych założeń książki:

1. Podczas II wojny światowej mieliśmy dwóch wrogów ”” Niemcy i Związek Sowiecki.

2. Polska mogła wyjść obronną ręką z II wojny światowej tylko i wyłącznie wtedy gdyby w jej wyniku pokonani zostaliby obaj nasi wrogowie ”” Niemcy i Związek Sowiecki.

3. Polska nie mogła jednak prowadzić wojny na dwa fronty, bo wojna taka oznaczała dla nas zagładę.

4. Naszych wrogów należało eliminować po kolei. Wojnę należało rozłożyć na dwa etapy: najpierw powinniśmy byli razem z Niemcami pokonać Związek Sowiecki, a potem dokonać odwrócenia sojuszy i zadać, chylącej się ku upadkowi, Trzeciej Rzeszy cios w plecy.

5. W 1939 roku Wielka Brytania i Francja nie zamierzały kiwnąć palcem w naszej obronie. Składając nam ofertę sojuszu chciały tylko skierować pierwsze uderzenie Niemiec na Polskę i odsunąć je od siebie. Przyjęcie brytyjskich i francuskich weksli bez pokrycia było katastrofalnym błędem Józefa Becka.

6. Polska w przededniu II wojny światowej powinna była robić to samo co Francja i Wielka Brytania, czyli starać się odsunąć od siebie pierwsze uderzenie Niemiec. Kto bowiem wchodzi do wojny jako pierwszy wojnę przegrywa. Kto wchodzi do wojny w jej kolejnej fazie, zachowuje siły i szanse na zwycięstwo.

7. Zawarcie przejściowego sojuszu z Niemcami pozwoliłoby uniknąć straszliwej hekatomby polskich obywateli pod okupacją niemiecką i sowiecką. Nie byłoby ani Auschwitz ani Katynia.

8. Sojusz z Niemcami byłby małżeństwem z rozsądku, a nie z miłości. Nie oznaczałby on akceptacji czy poparcia dla zbrodniczej ideologii narodowego-socjalizmu. Tak jak sojusz zawarty przez Winstona Churchilla ze Stalinem nie oznaczał poparcia dla komunizmu.

9. Podejmując decyzję o życiu i śmierci narodu ostatnia ekipa rządząca II RP nie powinna była kierować się honorem i emocjami, ale chłodną kalkulacją. Nie ma bowiem polityki moralnej lub niemoralnej jest tylko polityka skuteczna lub nieskuteczna. Polityka Becka była nieskuteczna. Polska i jej obywatele zapłacili za to zbyt wysoką cenę. W trakcie II wojny światowej zaprzepaszczony został dorobek wielu pokoleń, miliony naszych współobywateli zostały zamordowane, wyrżnięto nam elity, zburzono Warszawę, odebrano pół terytorium i niepodległość na pół wieku. Skala naszej klęski była olbrzymia.

10. Polacy muszą się nauczyć wyciągać wnioski z porażek. Dyskutować na ich temat i je analizować. Bezkrytyczne gloryfikowanie własnych błędów ma destrukcyjny wpływ na przyszłość. Może bowiem zaciążyć na decyzjach podejmowanych przez naszych kolejnych przywódców.

Takie są główne tezy „Paktu Ribbentrop-Beck” i rzeczową dyskusję na ich temat uważam za wielce wskazaną. Część głosów, które pojawiły się do tej pory było jednak ”” pisząc delikatnie ”” niepoważnych. Szczególnie niezrozumiałe jest dla mnie twierdzenie, że otwarte dyskutowanie o błędach naszej dyplomacji z lat 30., jest równoznaczne z dyskredytowaniem naszych żołnierzy bijących się w kampanii 1939 roku.

Obie te sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego. Wprost przeciwnie. Mój podziw i szacunek wobec bohaterskich żołnierzy Września jest jeszcze większy właśnie dlatego, że na skutek złych decyzji naszego rządu musieli toczyć walkę w skrajnie niekorzystnych warunkach. Musieli bić się przeciwko dwóm potężnym wrogom naraz, bez szans i nadziei na zwycięstwo. Tym większa jest więc ich chwała.

Na koniec jeszcze raz proszę wszystkich adwersarzy o przeczytanie książki i prowadzenie sporu w sposób merytoryczny.

Ukłony

Piotr Zychowicz

Za: prawica.net (26-09-2012)

Za: 'Kontekst' - Antoni Dudek blog (26.09.2012) | http://antoni.dudek.salon24.pl/450331,pakt-moscicki-benesz

Skip to content