Pod koniec tego lub na początku przyszłego tygodnia zaczną być wypłacane pieniądze dla podwykonawców, którzy nie dostali zapłaty za pracę przy budowie dróg – poinformowała w środę Polską Agencję Prasową rzeczniczka warszawskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, Małgorzata Tarnowska.
Oddział Warszawski GDDKiA będzie kolejnym po krakowskim, który zacznie wypłacać pieniądze poszkodowanym przy budowie dróg firmom. Niezapłacone przez wykonawców wynagrodzenia za wykonane przez firmy podwykonawcze prace i usługi będą wypłacane na podstawie tzw. „specustawy”, uchwalonej latem przez Sejm. Aż chciałoby się rzec: a to Polska właśnie, gdyby nie to, że akurat jesteśmy znów potęgą gospodarczą.
Rzeczniczka nie uściśliła, o jakie kwoty może chodzić, ani ile firm będzie dochodziło w ten sposób należności. Przedsiębiorcy mogli składać wnioski do piątku, ale wciąż jeszcze kolejne przychodzą pocztą. Ponieważ decyduje data stempla pocztowego, to jeszcze nie wiadomo, jakiej wysokości będą ostateczne roszczenia, powiedziała pani rzecznik.
Także we wrześniu – wedle harmonogramu GDDKiA – mają ruszyć wypłaty w oddziale w Poznaniu. Dotąd do Dyrekcji trafiły wnioski 549 firm na łączną kwotę ponad 232 milionów złotych! Na początku sierpnia br. GDDKiA wstępnie szacowała, że na zrealizowanie płatności wobec usługodawców i dostawców potrzeba ok. 200 mln zł…
Zgodnie z ustawą z 28 czerwca 2012 r. „o spłacie niektórych niezaspokojonych należności przedsiębiorców”, poszkodowani mogą się zwrócić o wypłatę pieniędzy do generalnego dyrektora dróg krajowych i autostrad, który z kolei będzie dochodził pieniędzy od wykonawców, którzy wykonawcom naszych dróg nie zapłacili.
Pieniądze dla poszkodowanych firm pochodzą z Krajowego Funduszu Drogowego. Pierwsze wypłaty ruszyły we wtorek – sześciu podwykonawców upadłej firmy Poldim, która budowała jeden z odcinków autostrady A4 w Małopolsce, otrzymało zawiadomienia od GDDKiA o przyznaniu im zaliczek na poczet niespłaconych należności za wykonane usługi.
Może to i dobrze, że wiadome mistrzostwa już za nami, i że te wstydliwe sprawy załatwiamy „we własnym sosie”?
Piotr Toboła