Aktualizacja strony została wstrzymana

Kłamstwa na głębokość metra

Z mec. Małgorzatą Wassermann, córką tragicznie zmarłego ministra Zbigniewa Wassermanna, rozmawia Marcin Austyn

Powoli realizuje się najgorszy scenariusz i prokuratura wojskowa szuka w grobach właściwych ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. Problem dotyczy na razie sześciu osób. Tych pomyłek mogło być więcej i wkrótce usłyszymy o kolejnych ekshumacjach?

– Trudno oceniać mi tę kwestię. Jednak od przeszło dwóch lat uparcie powtarzam, że nie wyobrażam sobie sytuacji, w której to postępowanie zostanie zakończone bez przeprowadzenia sekcji zwłok wszystkich ofiar. Mam tu na myśli wszystkie możliwe do przeprowadzenia sekcje. W każdym postępowaniu, w którym są ofiary, przeprowadza się takie badania. I czyni się to w przypadku drobniejszych wypadków czy katastrof. Nie wiem, dlaczego w sytuacji, w której mamy do czynienia z katastrofą o niejasnym przebiegu, tej czynności zaniechano. Jedno jest pewne. Prokuratorzy są dzisiaj świadomi, że rosyjska dokumentacja medyczna poświadcza nieprawdę i to nie tylko w stosunku do mojego taty, ale i dwóch ofiar, które już przeszły ten proces ekshumacji i badań, oraz w stosunku do dwóch kolejnych ciał, które aktualnie są przedmiotem prac biegłych. Wiemy zatem, że dokumentacja medyczna budzi uzasadnione wątpliwości. Proszę teraz wyobrazić sobie, że prokurator podejmuje decyzję końcową w postępowaniu i odniesie się w niej do dokumentów, co do których ma świadomość, że poświadczają nieprawdę. Innym wyjściem będzie niebranie tej dokumentacji pod uwagę… Widać więc, że badania sekcyjne wszystkich ofiar muszą zostać wykonane.

Prokuratura wojskowa tłumaczy, że kiedy w kwietniu 2010 roku ciała były transportowane do Polski, nie było podstaw, by otwierać trumny. Podziela Pani taki pogląd?

– Mamy tu do czynienia z taką sytuacją, że prokuratura nie wykonała podstawowych czynności procesowych, które są niepowtarzalne. Brak badań sekcyjnych to nie jedyna niewykonana czynność. Całe badanie katastrof rozpoczyna się od oględzin miejsca zdarzenia. Jest to czynność niepowtarzalna… i pierwsza niewykonana. Całość utrwala się za pomocą aparatury rejestrującej dźwięk i obraz – czynności nie wykonano. Pobiera się próbki gleby, samolotu, ciał do badań – tego także nie wykonano. Przeprowadzenie sekcji zwłok – niewykonane. Zatem widać, że to nie jest tak, że nie wykonano tylko badań sekcyjnych, bo nie przeprowadzono wszystkich podstawowych badań. Obecnie prokuratura nadrabia te braki, które tylko może. Pamiętajmy jednak, że od katastrofy minęło już 29 miesięcy. W takiej sytuacji tłumaczenia prokuratury wydają się absurdalne. Tymczasem słyszymy, jak płk Ireneusz Szeląg mówi, że prokuratorzy nie mogli się przenosić w czasie i przestrzeni. No to pokażcie, panowie, te czynności procesowe, przy których byliście…

Absurdalny jest też argument, że prokuratorów było za mało. Jeżeli na miejsce takiej katastrofy wyjeżdża czterech prokuratorów, to znaczy, że założyliśmy z góry, iż nie będziemy wykonywać żadnych czynności procesowych. Bo czterech prokuratorów rzeczywiście nie było w stanie ogarnąć nawet samego miejsca zdarzenia. Niedociągnięć jest więcej. Dziś mówimy o identyfikacji, bo ona wyszła przy analizie dokumentacji dotyczącej śp. Anny Walentynowicz. A kto – poza rodziną – brał udział w identyfikacji? Przypadkowe osoby, które się tam wtedy znalazły. Albo ściągano studentów mówiących po polsku. Z drugiej strony, mamy akta prokuratorskie pełne pism, w których osoby mające do tego kompetencje, czyli tłumacze przysięgli, zgłaszają swoją gotowość do wyjazdu, a którym nikt nawet nie odpisał. Kiedyś będą mieli państwo możliwość przeczytania o tym w aktach.

Od lat uczestniczę w różnych postępowaniach i każdy funkcjonariusz, prokurator, sąd wie, co należy robić. To są rutynowe czynności. Nie chcę wierzyć w to, że ci ludzie w obliczu takiej katastrofy zapomnieli o elementarnej wiedzy na temat sposobu postępowania przy badaniu wypadku. Stąd też można zadawać sobie pytanie, czy wybrano osoby, które miały pierwszy raz do czynienia z takim postępowaniem, czy też były to działania celowe.

Źródłem obecnych problemów był brak działalności na terenie Federacji Rosyjskiej, a nie to, że nie zweryfikowano w kraju zawartości trumien?

– To, że tego nie uczyniono, było tylko konsekwencją wcześniejszych działań i postawy, jaką przyjęto wobec tej katastrofy: nie mieszajmy się w to, niech Rosjanie ustalą, co chcą, my to przyjmiemy. Wszczęto jednak własne postępowanie karne, prowadzone wedle polskiej procedury. I w tej sytuacji był to strzał do własnej bramki, bo podstawową regułą jest tu zasada bezpośredniości. Zatem wszystkie dowody prokuratura musi przeprowadzić samodzielnie, a z pomocy prawnej korzysta tylko wtedy, gdy jest to konieczne. Na to wszystko bardzo negatywnie nakłada się postępowanie pani marszałek Ewy Kopacz, która nie tylko wprowadzała opinię publiczną w błąd, ale trzeba się też zastanowić, czy swoim zachowaniem nie doprowadziła do utrudniania postępowania karnego. To ona z mównicy sejmowej zapewniała o tym, że polscy lekarze pracowali z Rosjanami ramię w ramię i tylko czekamy na wyniki ich badań. Prokuratorzy długo mówili, że czekają na te wyniki, i argumentowali, że nie ma potrzeby dublować pewnych czynności, skoro polscy lekarze sądowi tam byli. Zasadne jest zatem pytanie, czy przekaz pani Kopacz nie wpłynął na proces gromadzenia materiału dowodowego.

Funkcjonuje przekonanie, że w kwietniu 2010 roku spieszono się z pochówkami. Można było poczekać dłużej, zrobić badania i nie narażać się dziś na ekshumacje?

– To nieprawda, że się spieszono. Wiem, że jest dziś taki obowiązujący przekaz. Rodziny wykonywały polecenia. Nikt z nas nikogo nie pospieszał. Cierpliwie czekaliśmy na to, co nam powiedzą. Nie przypominam sobie, by ktoś z nas niecierpliwił się, że coś za długo trwa. Jeśli chodzi o niecierpliwienie się, to często słyszałam, że to ja się niecierpliwię, narzekając, że nie podoba mi się sposób prowadzenia postępowania przez prokuraturę i że nie podoba mi się postawa państwa polskiego. Nigdy nie chodziło mi o czas, ale o to, że nic nie zgromadziliśmy.

Rodziny, które dostrzegały błędy i składały wnioski ekshumacyjne, stanęły pod pręgierzem. Obecnie, kiedy prokuratura potwierdza ich wątpliwości, w mediach pojawiają się opinie, że pomyłki się zdarzają. Jak Pani ocenia taką narrację?

– Należało się tego spodziewać. Bardzo żałuję, że nie mają państwo możliwości przeczytać akt kartka po kartce, bo z nich widać, skąd te pomyłki się wzięły i ile osób, które posiadały wiedzę i umiejętności, potwierdzone odpowiednimi tytułami, chciało uczestniczyć w badaniu tej katastrofy i pisało do prokuratury, co i jak należy zrobić. Fachowcy słali do prokuratury pisma od 10 kwietnia 2010 roku. To jest w aktach. Te osoby w znaczącej większości nie uzyskały żadnej odpowiedzi. Nie można więc dziś tłumaczyć się tym, że było zamieszanie. Dano Rosjanom wolną rękę i w mojej ocenie efekt tego jest taki, że wszystkie rosyjskie dokumenty, jakie znalazły się w aktach polskiego postępowania, zostały wytworzone oficjalnie dla nas. To nie są kopie tego, co ustalono na potrzeby rosyjskiego śledztwa. Zatem musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to, co dotąd zostało powiedziane, a opiera się na rosyjskich dokumentach, nie polega na prawdzie. Na jakim więc etapie śledztwa jesteśmy? Obawiam się, że dopiero raczkujemy.

Jeśli pomyłki przy pochówku ciał zostaną potwierdzone, to jakie mamy możliwości wyciągnięcia konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych?

– W normalnych okolicznościach po tym, co już wiemy na temat podejścia władz Polski do wyjaśniania katastrofy smoleńskiej, to marszałek Ewa Kopacz, premier Donald Tusk, minister Radosław Sikorski, minister Jerzy Miller co najmniej podaliby się do dymisji. Stało się inaczej. Mieliśmy generalskie awanse, zmianę stanowisk… Osobom odpowiedzialnym za złe działanie państwa polskiego po katastrofie żadna krzywda się nie stała. A premier na spotkaniach zamkniętych wielokrotnie zapewniał nas, że wszystko bierze na siebie. Mam taką nadzieję, że wymiar sprawiedliwości dotknie także tych ludzi. Na pewno historia oceni ich działania.

A jeśli chodzi o osoby, które fizycznie dokonały pomyłek, jakie są tu warianty prawne?

– Jeżeli nieprawdę poświadczyli Rosjanie, to strona polska może zwrócić się do Federacji Rosyjskiej z wnioskiem o wszczęcie postępowania wobec nich. Chciałabym tu jednak zwrócić uwagę na pewną kwestię, bo o ile mogę zrozumieć postępowanie Rosjan, którzy chronią swoich ludzi, bronią swoich interesów, to nie potrafię zrozumieć powodów postępowania rządu polskiego, który najwyraźniej broni interesu Rosjan, i to od samego początku.

Dziękuję za rozmowę.

Marcin Austyn

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 22-23 września 2012, Nr 222 (4457)

Co mówiła Ewa Kopacz bezpośrednio po katastrofie

„Najmniejszy skrawek, który został przebadany, najmniejszy szczątek, który został znaleziony na miejscu katastrofy, wtedy kiedy przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokości ponad jednego metra i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny, każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie”.

„Jedenastu polskich patomorfologów, z którymi tam pracowaliśmy. I oni pracowali ręka w rękę z patomorfologami rosyjskimi. I tak jak na początku miało się takie wrażenie, że ci rosyjscy patomorfolodzy, w poniedziałek, tak trochę patrzyli na nich nieufnie, tak, gdyby pan zobaczył po kilku godzinach, to oni przy jednym stole stali”.

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 22-23 września 2012, Nr 222 (4457)

Skip to content