Aktualizacja strony została wstrzymana

„Los Europy zawisł od losu Kościoła w Polsce.” Aktualność przesłania św. Piusa X

Dziś w tradycyjnym kalendarzu liturgicznym wspomnienie św. Piusa X, świętego papieża XX wieku. Warto sięgać do jego dziedzictwa.

św. Papież

Bez Kościoła stałaby się ziemia jedną wielką knieją, pełną drapieżnych zwierząt, pożerających się nawzajem. Zbyt słabe jest prawo świeckie, aby mogło okiełznąć złość ludzką.
Teodor Jeske-Choiński, „Tiara i korona”

Pora bardziej zdecydowanie zacząć rozprzestrzeniać Kontrrewolucję. Przy bierności rzesz ludzi dobrych, przy letargu pasterzy Kościoła, przy obojętności nas samych na nasze własne słabości i grzechy dogorywa cywilizacja chrześcijańska. Nie pozostało z niej prawie nic. Nie ma chrześcijańskich instytucji, chrześcijańskiego prawa, zanikają chrześcijańskie rodziny, obyczaje, moralność. Nawet Święta nie są już chrześcijańskie: Boże Narodzenie kojarzy się z brodatymi krasnalami, Wielkanoc z żółtymi pisklętami, a główne celebracje tych świąt przeniosły się do hipermarketów. Dogorywa cywilizacja chrześcijańska. Dogorywają nie z natury zmienne formy i akcydentalia, ale dogorywają same zasady, które przez tyle wieków ożywiały narody i społeczności, dając tworzącym je osobą możliwość wzrostu do pełni człowieczeństwa.

Czy uda się utrzymać istotne znaczenie tych zasad? O tym wie Opatrzność. Czy warto starać się i walczyć o to, by stanowiły ożywczą siłę – odpowiedź zna każdy, kto zna wagę tych zasad.

Mam tu na myśli zasady, jakie wprowadziło wspomagając się grecką filozofią i rzymskim prawem, chrześcijaństwo. Chrześcijaństwo, które przesyciło wymiarem nadprzyrodzonym wszystkie dziedziny życia: politykę, życie rodzinne, naukowe dociekania, prawo, obyczaje – wszystko, czym człowiek się zajmował. Z czasem, na skutek procesów historyczno-kulturowych zaczęły zasady chrześcijańskie ustępować laickim. Postępowała sekularyzacja wszystkich dziedzin życia. Zanikała w umysłach ludzkich świadomość nadprzyrodzoności. Wydaje się, że dziś sekularyzacja osiąga swe apogeum. Czy świat jest tak ekspansywny, czy Kościół, strażnik Cywilizacji chrześcijańskiej, przestał być ofensywny, przestał być „znakiem sprzeciwu” wobec profanum, a stara się dostosować swoje istnienie do życia w zgodzie ze „światem”, który zaprzecza boskiemu pochodzeniu i wiecznemu powołaniu człowieka?

Obserwując dokumenty i praktykę dzisiejszych duszpasterzy i hierarchów Kościoła ma się nieodparte wrażenie jakby nieważne, nic nie znaczące były wypowiadane jeszcze tak niedawno przez Namiestnika Chrystusowego słowa: „Dobro i zło w duszach, zależy od formy posiadanej przez społeczność, od jej zgodności lub niezgodności z prawem Boskim. Zależy od tego, czy ludzie -bez wyjątku powołani, by ożywiała ich łaska Chrystusa – oddychają zdrowym i ożywiającym powietrzem prawdy i cnoty moralnej, czy zgubnymi, a niejednokrotnie śmiercionośnymi bakcylami błędu i deprawacji.”1Smutna to konstatacja, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wielu duszpasterzom, z różnych stopni hierarchii jest rzeczywiście obojętne, jakim powietrzem oddychają ich owieczki. Biorąc choćby za przykład nasze polskie doświadczenie – widzieliśmy czasem milczącą zgodę biskupów, czasem wręcz zapał w popieraniu wchodzenia Polski w polityczno – prawne struktury UE, które, dziś widać to już wyraźnie, są zabójcze dla ładu moralnego.

Wielu Papieży, by wspomnieć tylko bł. Piusa IX, Leona XIII, św. Piusa X, Piusa XI, Piusa XII – ostrzegało przed wrogami Kościoła pozostającymi wewnątrz Kościoła. Sięgnijmy do Pascendi Dominici Gregis: „A wyznać musimy, że szczególniej w ostatnich czasach wzrosła liczba takich nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego, którzy za pomocą nowych a podstępnych środków usiłują paraliżować ożywcze działanie Kościoła, a nawet, gdyby się udało, doszczętnie wywrócić samo nawet królestwo Chrystusowe. (…)

Zwlekać nam dłużej nie wolno. Wymaga tego przede wszystkim ta okoliczność, iż zwolenników błędów przybywa nie już wśród otwartych wrogów Kościoła, ale w samym Kościele: ukrywają się oni w samym wnętrzu Kościoła; stąd też mogą bardziej szkodliwi, bo są mniej dostrzegalni.

Będziemy więc mówić nie o niekatolikach, lecz o wielu z liczby katolików świeckich, oraz – co jest boleśniejsze – o wielu z grona samych kapłanów, którzy wiedzeni pozorną miłością do Kościoła, pozbawieni silnej podstawy filozoficznej i teologicznej, przepojeni natomiast do gruntu zatrutymi doktrynami, głoszonymi przez wrogów Kościoła, zarozumiale siebie mienią odnowicielami tego Kościoła i rozzuchwaleni liczbą swych zwolenników, napadają nawet na to, co tylko jest najświętszego w dziele Chrystusowym (…).

(…) przeprowadzają oni swe zgubne dla Kościoła plany nie poza tym Kościołem, lecz w nim samym: stąd też niebezpieczeństwo ma swoje siedlisko niejako w samych żyłach i wnętrznościach Kościoła, ku tym pewniejszej szkodzie, im lepiej oni go znają. Nadto, przykładają siekierę nie do gałęzi i latorośli, lecz do samych korzeni, to znaczy do wiary i do jej żył najgłębszych.”2

O wrogach Kościoła działających na szkodę Kościoła w jego wnętrzu mówiło się do czasu Vaticanum II. Później, po Soborze, przestało się o nich mówić, a do wiadomości wiernych, zwłaszcza za żelazną kurtyną z rzadka docierały odgłosy sporów pomiędzy Ojcami Soborowymi (może to i dobrze?). Są trzy możliwości wyjaśnienia tej zmowy milczenia wokół wewnętrznych wrogów: albo Papieże, którzy o tym mówili, cierpieli na manię prześladowczą, albo wrogowie Kościoła „z dnia na dzień” wymarli, albo… osiągnęli, do czego dążyli. Dwie pierwsze możliwości wolno od razu wykluczyć. Trzecia jest wielce prawdopodobna.

Trzeba dziś na nowo stawiać pytanie, a raczej postawić je po raz pierwszy bardzo mocno: na ile poważne są ostrzeżenia Papieży sprzed Soboru Watykańskiego II? Na ile poważnie należy traktować choćby encyklikę „Pascendi…”? Czy tylko jako świadectwo tamtego, z początku XX wieku, czasu, tamtej mentalności? Czy też jak profetyczne ostrzeżenie Namiestnika Chrystusowego? Nie wolno od tych pytań uciekać, nie wolno dawać zbywających odpowiedzi. Tym, co utrudnia odpowiednią postawę wobec owych spraw kluczowych jest – jak trafnie to określił Dietrich von Hildebrand w swym dziele „Spustoszona winnica” – letarg strażników. To stan, który jest dla nas, świeckich w ten czy inny sposób zaangażowanych w sprawy Kościoła, czymś wielce znamiennym acz niezrozumiałym. „(…) fakt, że choroba ta [letarg] wdarła się także do Kościoła, jest jednym ze strasznych objawów zastąpienia walki przeciw duchowi świata pod hasłem aggiornamento – uległością wobec ducha czasu.” Ów letarg to chyba jedna z istotnych przyczyn kryzysu Kościoła i galopującej sekularyzacji społeczeństw.

Zagadnieniem bezpośrednio z tym związanym jest zagadnienie doktryny katolickiej, sposobu nauczania i kształcenia w seminariach duchownych, a także pośród elit intelektualnych Kościoła. Raz jeszcze zajrzyjmy do encykliki „Pascendi…”: „Trzy są główne przeszkody, które w swych dążeniach [moderniści] spotykają na drodze: filozofia scholastyczna, powaga Ojców Kościoła i Tradycja i urząd nauczycielski Kościoła. Przeciwko temu walczą najzawzięciej. Toteż filozofię i teologię scholastyczną gdzie tylko mogą ośmieszają i nią pogardzają”.3 I jeszcze jeden cytat: „Ze swej strony wielokrotnie podkreślałem znaczenie formacji filozoficznej dla tych, którzy w praktyce duszpasterskiej będą musieli się zmagać z problemami współczesnego świata i rozumieć przyczyny określonych zachowań, aby właściwie na nie reagować.

Jeżeli w różnych sytuacjach Magisterium zmuszone było interweniować w tej materii. Między innymi po to, by potwierdzić wartość intuicji Doktora Anielskiego i silnie zalecać studiowanie jego myśli, to dlatego, że zalecenia te nie zawsze były realizowane z pożądaną gorliwością. W okresie po Soborze Watykańskim II w wielu szkołach katolickich można było zauważyć pewien regres w tej dziedzinie, co było wyrazem mniejszego poważania nie tylko dla filozofii scholastycznej, ale w ogóle dla studium filozofii jako takiej. Ze zdziwieniem i przykrością muszę stwierdzić, że wielu teologów podziela ten brak zainteresowania filozofią.”4

Mało zauważalny, a wielce istotny fakt: brak należytego, filozoficznego wykształcenia pośród duchowieństwa i katolickich elit. Często spotykam się z wypowiedziami czy to kleryków, czy księży pracujących już w duszpasterstwie, czy, i to chyba najsmutniejsze, wykładowców seminariów duchownych, w których filozofia jest traktowana z jakimś nonszalanckim lekceważeniem. Dla jednych jest to lub była przeszkoda do kapłaństwa, inni narzekają na jej „wzniosłość”, jakże nieprzydatną w codziennej, żmudnej pracy duszpasterskiej. Są tacy, którzy z lubością opowiadają o niej niewybredne dowcipy.

Fakt takiego stosunku do formacji intelektualnej, zwłaszcza filozoficznej, jest przyczyną tego, że wielu ludzi Kościoła nie rozumie zjawisk cywilizacyjnych, nie jest w stanie dostrzegać ich źródeł, przewidywać konsekwencji. Ów brak klasycznego filozoficznego wykształcenia, niechęć do niego, o której z przykrością i troską mówili Papieże powoduje również i to, że kapłani, biskupi, profesorowie w seminariach z wielką łatwością poddają się cywilizacyjnym i intelektualnym nowościom, które są duchowymi truciznami, doprowadzającymi do tego, że coraz częściej w życiu społecznym i indywidualnym Bóg staje się „Wielkim Nieobecnym”. Innni jeszcze, przyjąwszy za swoją ”filozofię przetrwania”, tkwią w letargu.

Ci zaś, którzy próbują się kształcić w innych dziedzinach, np.społecznych, dotyczących nauczania społecznego Kościoła, rzadko sięgają wstecz poza Sobór Watykański II. Czytając wykazy prac dotyczące Magisterium społecznego Kościoła można odnieść wrażenie, jakby rozpoczęło się ono wraz z VS, a swoje apogeum osiągnęło w myśli Jana Pawła II. Konsekwencją tego jest fakt, że mamy wielu biskupów i księży prezentujących tradycyjne poglądy moralne w kwestii np. aborcji, antykoncepcji, wychowania, innych szczegółowych zagadnień z dziedziny etyki, a jednocześnie nie widzą, że kryzys przez nich piętnowany ma swe źródło właśnie w osłabieniu wyrazistości doktryny Kościoła jakie nastąpiło w czasie VS.

Trudno powstrzymać gorycz, gdy czyta się takie słowa, napisane w 1928 roku przez Feliksa Konecznego: ”A dokąd rwały się serca i ręce polskiej inteligencji, jeśli nie do tego, by z Polski zrobić państwo chrześcijańskie. Zapał jest potężną dźwignią czynu i nie godzi się lekceważyć go. Gdy wybija godzina Etosu, zapał jego koroną. Chodzi jednak o to, by do czynu być dobrze przygotowanym, by Logos wypełnił się wszechstronnie przedtem. (…)

Przygotowanie umysłów do trafnego wyboru środków, ażeby ziścić wielkie pomysły, należy przede wszystkim do Kościoła (…).”5

Chodziło Konecznemu o podkreślenie, że Kościół w Polsce, po latach zaborów, jest jedyną siła, zdolną do intelektualnego określenia, jakie konieczne warunki musi spełniać państwo chrześcijańskie, tylko Kościół jest w stanie wolitywny i emocjonalny zapał społeczeństwa odzyskującego niepodległość, wprowadzić na właściwe tory, dać właśnie ów Logos.

Czy dzisiaj byłby do tego zdolny? Raczej nie. Intelektualne ośrodki Kościoła, proszę wybaczyć uproszczenie, to wciąż Tygodnik Powszechny, Znak i Więź. Rząd dusz nad umysłąmi katolików przejmuje też Gazeta Polska, promująca raczej jakobińsko-nacjonalistyczna wizję życia społecznego, niż zasady sformułowane przez papieży. Niestety, ośrodki te grupują raczej tych, którzy w swych działaniach odpowiadają opisowi z Pascendi, którzy, „wiedzeni pozorną miłością Kościoła, pozbawieni silnej podstawy filozoficznej i teologicznej, przepojeni natomiast do gruntu zatrutymi doktrynami, zarozumiale siebie mianują odnowicielami Kościoła…” etc. Ośrodki inspirowane klasyczną myślą filozoficzną, polityczną, cywilizacyjną wciąż pozostają małymi enklawami, choć coraz częściej można obserwować ich ruchy ekspansywne, coraz mocniej zadzierzgają się nici współpracy. Mam tu na myśli środowisko „Christianitas”, Instytut im. Ks. Piotra Skargi i Centrum Kultury i Tradycji. Z kolei inne ośrodki, nazwijmy je „antypostępowe”, nawet jeśli mają jakąś siłę medialną czy społeczną, bezrefleksyjnie promują socjalizm od strony polityczno-cywilizacyjnej, zaś jeśli chodzi o relację do nurtu „postępowego”, zadowalają się groźnym pohukiwaniem, ewentualnie jeszcze „własną pieszczą się boleścią” – tą teraźniejszą i tą z przeszłości. Jak dotąd nie okazują zrozumienia dla konieczności zmasowanej integralnej Kontrrewolucji. Uderzają w zjawiska, nie w istotę. Są defensywne, nie ekspansywne.

Pora bardziej zdecydowanie rozprzestrzeniać Kontrrewolucję. Raz jeszcze oddajmy miejsce Feliksowi Konecznemu: „W Polsce toczy się walka o przyszłość Europy. (…) los Europy zawisł od losu Kościoła w Polsce.

W Polsce okaże się – i to stosunkowo w czasie krótkim – czy Kościół nie przestanie na kilka pokoleń być czynnikiem życia publicznego, czy też stanie na czele nowego okresu dziejów.

Tu chodzi o grę tak wielką, jak rzadko w historii. (…). Chcąc zwyciężyć, trzeba zwyciężyć w tym boju w Polsce. Tu pole chwały, lub tu rozłogi klęski. Tu, u nas rozstrzygnie się wszystko”6

W obliczu innego nieco zagrożenia pisał te słowa Feliks Koneczny, inna była też nasza sytuacja kulturowa. Po części spełniły się słowa Konecznego, i pole walki zaczyna przypominać rozłogi klęski. Ale starcie Rewolucji i Kontrrewolucji wiąż trwa.

Arkadiusz Robaczewski

1 Pius XII, Orędzie radiowe La solennita della Pantacoste z 1 czerwca 1941 roku., cyt za „Krzyżowiec XX wieku”, s.219

2 Pascendi Dominici Gregis, s.4-5, Warszawa 1996

3 Tamże, s. 63

4 Fides et Ratio, pkt. 60-61

5 F. Koneczny, Kościół w Polsce wobec cywilizacji, w: Obronić cywilizację łacińską!,,s.139, Lublin 2002

6 Tamże, s. 141

Za: Centrum Kultury i Tradycji - Wiedeń 1863 (2012.09.03 ) | http://www.wieden1683.pl/news/los-europy-zawisl-od-losu-kosciola-w-polsce-aktualnosc-przeslania-sw-piusa-x/

Skip to content