Aktualizacja strony została wstrzymana

Od PZPR do PO – Piotr Jaroszyński

Rządząca partia, jaką jest Platforma Obywatelska, korzysta z wielu aktualnych osiągnięć nauki i techniki, takich jak: psychologia społeczna, statystyka, socjotechnika, media elektroniczne. Dziedziny te obsługują tzw. pijarowcy, którzy dzień i noc czuwają nad stanem podporządkowanego sobie społeczeństwa, sterując lub manipulując jego nastrojami, preferencjami, pragnieniami i lękami, by dostarczyć swoim pracodawcom odpowiednich argumentów czy stosownie dobranych, gładkich lub ostrych słów. Taktyka ta przynosi pożądane skutki, ponieważ mimo tak katastrofalnego stanu naszego państwa, co widać w skali ogromnego bezrobocia i niebotycznego zadłużenia, Platforma cieszy się – wedle sondaży – wciąż dominującą popularnością. A więc zasadniczo nie musi się obawiać ani konkurentów, ani społeczeństwa, którego liczne protesty pozostają praktycznie bezskuteczne.

W tej całej strategii są rzeczy mniej lub bardziej ważne. A jakie są najważniejsze? No właśnie, dziś każdy to powie, ale jeszcze niedawno trzeba to było jednak ukryć i konsekwentnie zastosować. Chodziło o przejęcie kontroli nad mediami. Nie częściowej, wybiórczej, ale całkowitej. Właśnie ta strategia pozwoliła, mimo tak wielu afer, wpadek i szokującej tragedii smoleńskiej wygrać wybory po raz drugi. Ale strategia ta była dla społeczeństwa i pozostałych partii pewnym zaskoczeniem, ponieważ mimo wszystko wierzono w demokrację i leżący u jej podstaw pluralizm mediów. A jednak zaplanowano taki scenariusz, który najpierw pozwolił zmienić skład KRRiT, a następnie przeprowadzić kolejne zmiany, na czele ze na zmianą obsady najważniejszych stanowisk w mediach publicznych, tak by w efekcie wszystkie media, i prywatne, i państwowe, mówiły jednym głosem. Z wyjątkiem Telewizji „Trwam”… Tu był pewien orzech do zgryzienia, ale w sukurs przyszedł proces zmiany sposobu nadawania z naziemnego na cyfrowy, który miał bezboleśnie toruńską stację nie tyle zamknąć, co wyeliminować.

Powstaje pytanie, skąd wziął się taki scenariusz, a właściwie swoista gra operacyjna (rozpisana na wiele faz i ról), posiadająca prawdopodobnie swój kryptonim? Otóż scenariusz ten jako żywo przypomina czasy, w których najważniejsze dziś osoby w państwie stały po drugiej stronie barykady. A było to tak. W początkach roku 1981 następowała coraz większa pluralizacja mediów, gdy smak wolności i budzenie się polskiego ducha udzielały się nie tylko zwykłym obywatelom, ale również dziennikarzom trzymanym do tej pory krótko na smyczy reżimu. Każdy dziennikarz wie, co to znaczy, gdy musi pisać lub milczeć pod dyktando, jak bardzo jest to demoralizujące i wręcz uwłaczające godności jego zawodu. „Solidarność” rozbudziła i umocniła potrzebę wolności, a życie społeczne nabrało sensu. Dyskusje publiczne stały się autentycznymi dyskusjami, a władza przestała być nietykalna. Takim stanem rzeczy niepokoili się coraz bardziej nie tylko członkowie KC PZPR, ale również stojący nad nimi w ramach bratniej współpracy członkowie KC KPZR, czyli Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Wielki Brat, zaprawiony w podbijaniu wielu narodów i wielu państw, potrafił przewidywać rozwój wypadków, stąd zorientował się, że w Polsce ma miejsce niebezpieczne przesilenie ideologiczne, a na to Sowieci byli bardzo wyczuleni. Sam I sekretarz moskiewskiego oddziału Związku Pisarzy Sowieckich (Feliks Kuzniecow) zabrał głos na łamach „Literaturnoj Gaziety”. Pisał: „Chwilami wydaje się, że na kraj ten i na wielu jego ludzi spadł i zawirował, zawiał wszystko wkoło jakiś polityczny smog, jakiś gęsty i zdradziecki amok”. Celem tej diagnozy było uchwycenie sytuacji w szczypce języka (smog, amok), tak aby można było przejść do kolejnej fazy walki z przeciwnikiem, który szykował kontrrewolucję. Sowieci doskonale zdawali sobie sprawę ze znaczenia idei i słów tam, gdzie chodzi o panowanie nad człowiekiem i nad masami, dlatego sytuacja w Polsce nie mogła zostać zbagatelizowana. Trzeba było towarzyszom w Polsce przesłać kilka sprawdzonych rad, które de facto były rozkazami. A ponieważ sytuacja była bardzo poważna, to dojrzał czas, by swoje stanowisko przedstawiło gremium najwyższe, czyli KC KPZR. 5 czerwca 1981 r. wystosowany został list do towarzyszy z KC PZPR, w którym obok diagnozy, pisanej z pozycji marksistowsko-leninowskiej, pojawia się najistotniejsze spostrzeżenie: „Nie można wygrać bitwy o partię, dopóki prasa, radio i telewizja pracują nie dla PZPR, a dla jej wrogów” i króciutka, ale jakże praktyczna uwaga: „Czas nie czeka” (M. Heller, „Kultura”, 7/406-8/407, 1981).
Tym tropem idą obecnie nami rządzący, choć nie wiemy:, z inspiracji czy na rozkaz. Ale to się wyjaśni.

Piotr Jaroszyński

Felieton ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Nasza Polska” Nr 35 (878) z 28 sierpnia 2012 r.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/3278-jaroszyski-od-pzpr-do-po | Jaroszyński: Od PZPR do PO

Skip to content