Z ks. Jarosławem Wiśniewskim z Uzbekistanu, misjonarzem wydalonym w 2002 r. z Rosji i uznanym przez władze za persona non grata, rozmawia Robert Wit Wyrostkiewicz
– Zakończyła się wizyta w Polsce patriarchy Moskwy i całej Rusi Cyryla I. Wspólne oświadczenie zdawkowo potraktowało zaszłości pomiędzy Polską a Rosją, bowiem m.in. nie udało się porozumieć np. co do sprawy Katynia. Jeśli więc Cyryl I inaczej widzi tę tragedię niż większość Polaków, to co to w praktyce oznacza?
– My, katolicy mieszkający na wschodzie, mamy małą siłę przebicia ze swoimi ocenami. Katolicy dobrowolnie na fali szczerego, ale naiwnego ekumenizmu oddali sporą cześć swoich autonomicznych przywilejów w ręce hierarchów prawosławnych. Ci zaś z tego ochoczo skorzystali. To oni podpowiadają służbom granicznym, jakich biskupów i księży nie wpuszczać do Rosji. To ich sugestie są decydujące przy podejmowaniu decyzji personalnych w moskiewskiej nuncjaturze. To tu pierwsze skrzypce od lat gra Cyryl I. Mimo daleko idących ustępstw, sytuacja katolików w Rosji nie poprawia się. Symptomem niech będzie drastyczny spadek powołań i liczne rezygnacje kapłanów z polskim paszportem lub polskiego pochodzenia. Ta tendencja ujawniła się zwłaszcza po nominacji włoskiego, spolegliwego metropolity do Moskwy. Łagodne traktowanie Rosjan i ich żądań tym właśnie się kończy, że zaczynają nas ignorować, kpić z nas, izolować. Kpiną jest właśnie powielanie kłamstwa katyńskiego. Także przez Cyryla I, chociażby poprzez odmowę przeprosin za tę zbrodnię. A jednak można zakpić na terenie Polski z ofiar katyńskich, a wizyta takiego kpiarza może być relacjonowana jako sukces.
– Na wschodzie chyba głośno o tym nikt z katolików nie mówi?
– Nie wszyscy się boją, ale pamiętać też trzeba o realiach. Moskiewski patriarchat ma wsparcie władz. Rosyjskich katolików natomiast nie broni żadna ambasada. Tak bywało jedynie w XIX w. Hierarchowie prawosławni wiedzą o tym i szydzą z bezbronnych katolików. Przez 17 lat rządów metropolity Kondrusiewicza żaden rosyjski przywódca nie zaprosił na audiencję polskiego biskupa. To prawda, że w naszej wspólnej historii było sporo bolesnych dat. Gdyby było „cacy”, to nie byłoby tego spotkania Cyryla z naszym episkopatem. Skoro jednak do niego doszło, to nie warto było jedynie nawzajem się głaskać.
– A może to ważna symbolika wyciągniętej dłoni?
– W takiej formie to się mija z celem. Wrzód będzie ropiał i Kościół straci szansę na rolę mediatora. Dla mnie ideałem pozostaje ks. Jerzy Popiełuszko, który – nie obrażając nikogo – stawiał „kawę na ławę” i nie targował jak Ezaw za talerz soczewicy swoim pierworództwem. W moim odczuciu droga do pojednania przez przemilczanie jest bardzo daleka i wiedzie donikąd. Szanuję wysiłki episkopatu, bo wiem bardzo dobrze, ile cierpliwości i wyrzeczeń kosztowała ich misja pertraktacji z rosyjskim hierarchą i politykiem w jednej osobie. O Cyrylu I trzeba powiedzieć kilka słów prawdy. To ten sam polityk, który podejmował decyzję o blokowaniu wysiłków Jana Pawła II, by odwiedzić Rosję w czasach patriarchy Aleksego II. To Cyryl I tworzył wówczas politykę zagraniczną patriarchatu. Oczekiwania, że on właśnie złagodzi kurs i stworzy ekumeniczną atmosferę, były i są płonne. Źal mi naszych hierarchów podwójnie, bo – rezygnując z twardej linii w pertraktacjach o Katyń – narażają się na śmieszność w oczach oponentów, czyli „braci Moskali”. Zarówno w polityce Kremla, jak i moskiewskiego patriarchatu dominuje schemat siły. W krajach muzułmańskich, gdzie prawosławie ma się kiepsko, hierarchowie prawosławni chętnie przyznają, że islam jest światową religią bliską w duchu prawosławiu. U siebie natomiast, gdzie czują plecy Kremla, o islamie mówią już z większym dystansem. To samo dzieje się w krajach katolickich. Cyryl I będzie mówił o wspólnych interesach, ale u siebie, w Moskwie, postara się, żeby katolicy wycofali się z życia publicznego, a księża w upokarzający sposób nadal będą czekać na wizy.
– Znał Ksiądz prałata Zdzisława Peszkowskiego. Czy takie potraktowanie sprawy katyńskiej nie byłoby ciosem dla Katyńczyków do jakich m.in. zaliczał się ks. Peszkowski?
– Ksiądz Zdzisław od dawna zmagał się z brakiem zrozumienia dla sprawy katyńskiej w tzw. wyższych sferach. Być może jestem źle poinformowany, ale podobno sprawa pomnika Golgoty Wschodu w Częstochowie została zaniechana i projekt ma mieć inną nazwę niż proponował prałat i zaakceptował papież. Ktoś uznał, że nazwa rani uszy Rosjan… Boję się, że ostatnim polskim hierarchą, który otwarcie i konsekwentnie bronił sprawy katyńskiej i wspierał bez kompleksów prałata Zdzisława i jego środowisko był Jan Paweł II. To właśnie za radą prałata Papież odwiedził Bykownię w Kijowie, mimo że nie było tego w planie. W planie miały być odwiedziny Kijowskiej Ławry, ale właśnie moskiewski patriarchat nie wyraził na to zgody. Pewien rosyjski dziennikarz powiedział wówczas: „Myślę, że kiedyś będzie nam bardzo wstyd za to, żeśmy nie pozwolili Papieżowi odwiedzić Rosji”. To celna wypowiedź. My zaś, gdybyśmy mieli działać proporcjonalnie do tego jak potraktowano naszego Papieża w Rosji, to żaden patriarcha nie miałby wstępu do Warszawy przez kilka następnych stuleci. Ale jesteśmy starsi jako naród, jako chrześcijanie i być może mądrzejsi. Tak, to była chrześcijańska mądrość, ten gołębi charakter, do którego na przyszłość nie zaszkodzi dodać chytrości węża, która w działaniach Moskwy dominowała zawsze. Jedno i drugie wynika przecież z Biblii.
– Pozostając przy historii. Pomimo lapidarności wspólnego oświadczenia, strona katolicka reprezentowana przez abp Józefa Michalika i prawosławna przez Cyryla I we „Wspólnym Przesłaniu do Narodów Polski i Rosji” potępiły okres totalitaryzmu, który doświadczył oba narody. Czy takie potępienie zbrodni komunistycznych podpisane przecież przez byłego współpracownika KGB o pseudonimie „Michajłow” nie jest przynajmniej jakimś nietaktem?
– Owszem, jest to nietakt, ale po rewelacjach pani generał Anodiny nie zdziwią mnie już żadne wypowiedzi rosyjskich polityków zatrudnionych teraz lub kiedykolwiek w KGB. Nietaktem jest również podtrzymywanie reżimu Asada w Syrii lub islamistów z Teheranu. Nigdy nie słyszałem, żeby moskiewski patriarchat próbował bronić uciśnione narody i miał inne zdanie niż Kreml w jakiejkolwiek kwestii. Mówienie więc, że przyjazd patriarchy był tylko duszpasterski, jest brakiem znajomości historii. Związek carskiego tronu z prawosławnymi hierarchami wpisany jest niejako w prawosławie. Poprzez to hierarchowie byli w przeszłości i pozostają mało wiarygodni jako przedstawiciele narodu. Oni nie mają społecznej zgody na to, by reprezentować naród rosyjski.
– Przechodząc do sfery religii, Cyryl I w swojej książce mówił o katolicyzmie jako głównym sojuszniku prawosławia w walce ze współczesnymi zagrożeniami. Spędził Ksiądz kilka lat w Rosji. Mówił Ksiądz niedawno o księżach tam mordowanych nie tylko w okresie komunistycznym, ale także po „pieriestrojce”. Czy postawa Cyryla I i prawosławia – choć to być może nieco retoryczne pytanie – była świadectwem dla wspólnego frontu katolicko-prawosławnego, o którym pisał patriarcha Moskwy?
– Ojcem złych relacji pomiędzy Kościołami jest m.in. Cyryl I. To on jest autorem „epokowego dokumentu” o „katolickim prozelityzmie”, w którym wymieniono mnie, biskupa Mazura i kilka innych osób z nazwiska. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ten dokument nie stał się podstawą do wyrzucania księży z Rosji. Dokument ujrzał światło dzienne 10 lat temu, 29 czerwca, a moja deportacja nastąpiła 8 września, czyli dwa miesiące później. We wschodniej polityce, również w kościelnej polityce personalnej, tak często się oczekuje poprawności politycznej od szeregowych księży. Nie potrafię jednak przemilczeć zdania wypowiedzianego przez Cyryla I w 2007 r., kiedy to „przeniesiono” abp Kondrusiewicza z Moskwy do Mińska. Przypuszczam, że uczyniono to „pod naciskiem” moskiewskiego patriarchatu. Cyryl powiedział wtedy, że nie ukrywa satysfakcji z powodu tej decyzji Watykanu. W gruncie rzeczy to była właśnie decyzja Cyryla, który bardzo sobie cenił przyjazne relacje z nuncjuszem Antoniem Menninim, i śmiem twierdzić, że nadużywał dobroci i przyjaźni tego łagodnego człowieka.
– W Belwederze nie tylko politycy, duchowni prawosławni, ale także przynajmniej część biskupów katolickich śpiewali Cyrylowi I i prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu „sto lat”.
– Nie wróżę Cyrylowi I ani 100 ani 80 lat. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że Pan Bóg pragnie szybszego i prawdziwego pojednania katolików z prawosławiem i Polaków z Rosjanami. Za życia Cyryla to raczej nie nastąpi.
– Czy modli się Ksiądz o powrót schizmatyków na łono Kościoła katolickiego?
– Z prawosławnymi dzieli nas bardzo niewiele, a ich niechęć do Watykanu jest często wymuszana i wytresowana przez prawosławną hierarchię. Nawrócenia pewnej kategorii osób odbywają się jedynie poprzez modlitwę i post. Sama modlitwa nie wystarczy. Pewne nadzieje w moje serce wlewa męczeńska ofiara wielu sprawiedliwych ludzi z Katynia i Smoleńska. Niewykluczone, że niektórzy z nich w drodze na rzeź podjęli taki post i wzbudzili takie właśnie intencje.
– Dziękuję za rozmowę.
– Bóg zapłać za cenne pytania i zaufanie do szczerości mojej wypowiedzi. W Rosji taki wywiad nigdy nie ujrzałby światła dziennego, a w Polsce być może to są właśnie ostatnie chwile, by coś takiego powiedzieć.
Wywiad ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Nasza Polska” Nr 35 (878) z 28 sierpnia 2012 r.