Aktualizacja strony została wstrzymana

W potrzasku własnych urojeń – Jacek Bartyzel

Nie minęło nawet chyba kilka godzin od zbrodni ścięcia Krzyża przez opętane chrystofobią ladacznice z ukraińskiego „FEMEN-u”, a już analityczni geniusze z obozu jedynie prawdziwych patriotów zdążyli zrobić wynalazek, że stoją za tym służby specjalne Kremla, któremu ten zuchwały akt bezbożnictwa ponoć „służy”, bo prezydent Putin może się dzięki temu prezentować jako jedyna alternatywa. Pojmuję, że powodowana troską o prawa człowieka i demokrację w Rosji faktyczna solidarność z „Niegrzecznymi Cipkami” (Pussy Riot) i ich ukraińskimi kumami źle się komponuje z tragediowym tonem stronnictwa „Hajże, na Moskala!”, ale żeby próbować się uwolnić od tego kompromitującego towarzystwa w aż tak idiotyczny sposób, to już doprawdy przekracza wszelkie granice śmieszności.

Ci, którzy produkują te brednie, oszukują przede wszystkim samych siebie. Owe, tak rosyjskie jak ukraińskie, wywłoki są jak najbardziej autentyczne w swoim „antydyktatorskim” nastawieniu, to znaczy stanowią najbardziej „awangardową” forpocztę współczesnego zachodniego modelu „wolności” (są zresztą zbyt młode, żeby choćby pamiętać bezbożnictwo w stylu sowieckim). Jeżeli one są sterowane przez Kreml, to znaczyłoby, że z tego samego miejsca sterowane są, manipulowane i indoktrynowane tysiące tych wszystkich imbecyli, od Nowego Jorku po Warszawę, którzy stają w ich obronie. Chociaż, to ostatnie jest poniekąd prawdą, tyle że „inni szatani są tam czynni”. Nie tysiące, ale miliony ludzi żyjących w obszarze ideologicznego panowania demoliberalizmu, poddanych obróbce ze strony instytucji edukacyjnych wszystkich szczebli, państwa, biznesu, korporacji i ich „szkoleń”, dotowanych „instytucji pozarządowych” tropiących niedemokratyczne myślozbrodnie, a przede wszystkim massmediów i tzw. przemysłu kulturalnego, podlegają codziennej, nieustającej indoktrynacji tymi zatruwającymi dusze ideami, które tylko w radykalnie spektakularnej formie wcielają w życie aktywistki FEMEN-u i im podobne.

Ta indoktrynacja rozpoczęła się już więcej niż trzy stulecia temu, od końca XVII wieku, kiedy wymyślono „świeckie państwo”, to znaczy rozrywające wszelki związek porządku politycznego i społecznego z transcendencją, a w konsekwencji uznające, iż do państwa nie należy również troska o cnotę, a wkrótce potem wynaleziono „prawa człowieka”, z których praktycznie najważniejsze okazało się niczym nieograniczone prawo do czynienia i głoszenia wszelkiej niegodziwości, na czele z bluźnieniem Bogu i profanowaniem wszelkiej świętości. To z tego „prawa” korzystają zdziry z Pussy Riot i FEMEN-u, a na to, by na owo prawo mogły się powoływać, pracowali przez wieki nie agenci KGB/FSB, tylko wielcy i podrzędni ideolodzy liberalizmu. Pierwsi – jak Spinoza, Locke, Paine, J. S. Mill, Dewey czy Rawls – trudząc się wymyślaniem uczonych i wyrafinowanych sofizmatów, drudzy – destylując z ich pism uproszczony „krótki kurs”, nadający się do wtłaczania w mózgi nieszczęsnych ofiar Systemu.

I to nie na Łubiance, lecz w wytwornych, rokokowych salonach XVIII-wiecznego Paryża zachodnioeuropejczyk w każdym calu – Voltaire sformułował swój antychrześcijański program Écrasez l’infâme!, głosząc: „Wyznanie chrześcijańskie jest religią haniebną, podłą hydrą, która musi być zniszczona przez setki niewidzialnych rąk. Konieczne jest, by filozofowie wyszli na ulicę, by ją zniszczyć, tak jak misjonarze krążą po lądach i morzach, by ją głosić. Winni się odważyć na wszystko, zaryzykować wszystko, nawet dać się spalić, byle ją zniszczyć. Écrasez l’infâme! Écrasons l’infâme!”. Kimże innym, jeśli nie „filozofkami niszczącymi tę hańbę” są te piekielnice, które wczoraj w Kijowie ścięły Krzyż Chrystusowy? I nie mówcie mi, że Voltaire był pochlebcą „Semiramidy Północy” (więc „ruskim agentem”), bo wtedy, kiedy ogłaszał ten program, Sophie Friederike Auguste z niemieckiego rodu książęcego zu Anhalt-Zerbst jeszcze nie była carycą Jekatieriną. Zresztą, kiedy już nią została, to choć zrobiła wiele złych rzeczy, bezbożnictwa akurat nie propagowała; co więcej, choć schizmatyczka, była jedyną europejską monarchinią, która nie przyjęła do wiadomości rozwiązania zakonu jezuitów.

To nie w Rosji, lecz w Ameryce powstała sekta libertariańska, która wymyśliła – opartą o też mającą rodowód zachodni, jeszcze z epoki późnego średniowiecza, nominalistyczną ontologię i antropologię – doktrynę prawną, która z zasady, iż „nie ma przestępstwa bez ofiary” wyciąga wniosek, że za przestępstwo można uważać tylko akt agresji jednej konkretnej jednostki przeciwko innej konkretnej jednostce. To właśnie na tę doktrynę mogą się powoływać obrońcy tych, które sprofanowały świątynię Bożą i Krzyż: przecież dla nich Bóg to byt „urojony”, a krzyż to tylko dwie lub trzy skrzyżowane deski drewna, więc co to może obchodzić Prawo, że jacyś zabobonni fideiści oddają temu talizmanowi cześć?

Lecz nie musimy odwoływać się aż do mniemań marginalnych, bądź co bądź, ekscentryków; przecież jednak dają się słyszeć głosy ludzi rozumnych i przyzwoitych, chrześcijan i konserwatystów, którzy powiadają, że to, co zrobiły „dziewczęta” z Pussy Riot to rzecz grzeszna i haniebna, lecz wyrok jest „zbyt surowy”. Okazują oni tym samym, jak bardzo są jednak mentalnie uwikłani w diabelską logikę „świeckiego państwa”, które karze jedynie za „uczynki przeciw ciału”, albo inaczej mówiąc – za te przestępstwa (i to też nie wszystkie…), które wykraczają przeciwko przykazaniom z drugiej tablicy Dekalogu, podczas gdy dla chrześcijanina winno być oczywiste, że nawet zbrodnia morderstwa ze szczególnym okrucieństwem, ba! ludobójstwo, jest niczym w porównaniu ze zbrodnią świętokradztwa i zniewagi wyrządzonej Bogu. Tak oto, odrzucając możliwość karania zbrodni przeciwko przykazaniom z pierwszej tablicy albo godząc się jedynie na symboliczny w istocie wymiar kar za to nakładanych, chcąc nie chcąc, przystają do antropoteistycznej herezji demokracji, w której człowiek stawia się na miejscu Boga.

Przypadek, o którym mówimy jest już chyba ostatnim dzwonkiem alarmowym, wzywającym do otrzeźwienia tych, których „choroba na Moskala” prowadzi do faktycznego sojuszu ideologicznego z „Gazetą Wyborczą”, Ruchem 8 Marca, Ruchem Palikota i wszystkimi innymi oddziałami szturmowymi cywilizacji przeciwchrześcijańskiej, które uwzięły się „zgnieść tę ohydę”. Ale trzeba powiedzieć, że więcej jest wewnętrznej spójności w stanowisku takiej na przykład Wandy Nowickiej, dla której „Niegrzeczne Cipki” to męczennice demokracji, bohatersko walczące z reakcyjnym sojuszem Tronu i Ołtarza, podczas gdy ci, którzy „chytrze” chcą – z pobudek „patriotycznych” – uderzać w Putina maczugą praw człowieka, sami się na nią nadziewają odkrywając ze wstydem, kto i w jaki sposób jest ich szermierzem, więc chcąc wyjść z twarzą z tej konfuzji duby smalone wymyślają i plotą.

Jacek Bartyzel

Za: Organizacja Monarchistów Polskich - legitymizm.org | http://www.legitymizm.org/w-potrzasku-urojen

Skip to content