Sytuacja jednej z najważniejszych polskich placówek onkologicznych, warszawskiego Centrum Onkologii, jest fatalna. Placówka ma 370 milionów długów i stoi na skraju bankructwa. Dodatkowo, chorzy na nowotwory muszą się zmagać z fatalnymi warunkami. Tłok, zaduch, upodlenie – to codzienność w CO – pisze „Fakt”.
„Fakt” dodaje, że oburzające jest, że w takiej sytuacji kierownictwo szpitala wypłacało sobie gigantyczne pensje i premie. – Szpitalni dyrektorzy i biurokraci latami brali wysokie nagrody i podwójne pensje. Tak gospodarowali pieniędzmi podatników, że Centrum jest na skraju bankructwa – pisze dziennik, powołując się na raport NIK.
Kontrola prowadzona przez Izbę obejmowała lata 2008-2011. Jej wyniki są szokujące. – Skala marnotrawstwa poraża. Na porządku dziennym było to, że pracownicy za swoją pracę byli wynagradzani podwójnie, potrójnie czy jeszcze lepiej: oprócz pensji podpisywali dodatkowe umowy z Centrum i brali ekstra pieniądze za prace, które powinni wykonywać w ramach zwykłych służbowych obowiązków. Przez trzy lata wystawiono aż 920 takich umów na osiem milionów złotych! – czytamy w „Fakcie”. Podobnych praktyk, wyglądających jak wyłudzenia pieniędzy, gazeta wymienia wiele.
Autor artykułu nie kryje oburzenia. Bowiem wraz z premiami i pensjami kierownictwa Centrum rosły kolejki chorych i długi placówki. – Dziś kasa Centrum jest w opłakanym stanie, a chorzy, którzy się tu leczą, boją się, że stracą opiekę swoich lekarzy. Tym bardziej, że tutejsi doktorzy mają dobrą opinię – zaznacza gazeta.
Pacjenci w rozmowie z „Faktem” zaznaczają, że nie wyobrażają sobie, by Centrum zostało zamknięte z powodu problemów finansowych. Jak zaznacza gazeta, Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że nie ma groźby upadku Centrum. – Twierdzi (ministerstwo – red.), że szpitalne finanse są już w lepszym stanie: zamrożono pensje, nie ma już szokujących nagród ani podejrzanych umów – zaznacza gazeta.
Czy to wystarczy, by wyciągnąć szpital z tarapatów?
TK