Z prof. Thomasem Michaudem, wykładowcą Wheeling Jesuit University (Wirginia Zachodnia, USA), rozmawia Łukasz Sianożęcki
Bardzo młody senator pojawił się właściwie znikąd i został prezydentem Stanów Zjednoczonych.
– I do tego pierwszym ciemnoskórym prezydentem w historii USA. Jego zwycięstwo na wielu płaszczyznach oznacza początek końca wściekłego rasizmu w naszym kraju. Nie jest jednak totalnym zaskoczeniem wybór na to stanowisko ciemnoskórej osoby. Już od dłuższego czasu przecież rasowe napięcia i uprzedzenia w USA mocno opadały. Dajmy na to w przeszłości Jesse Jackson (demokrata) i Alan Keyes (republikanin), obaj Afroamerykanie, byli bardzo poważnymi kandydatami swoich partii do prezydenckiej nominacji. Mamy także wielu wpływowych czarnoskórych naukowców działających aktywnie w życiu politycznym kraju, jak choćby Walter Williams, Thomas Sowell czy Juan Williams. Pomimo wszystkich kwestii dotyczących ideologii Obamy jest wielce obiecujące, że Stany Zjednoczone powoli wydają się zrywać z rasizmem. Amerykanie stają się społeczeństwem postrasowym.
Co się stanie, jeśli „nadzieje” rozbudzone przez Obamę szybko się rozwieją? Prezydent jest w stanie zrealizować choć część ze swoich obietnic?
– „Nadzieja” Obamy jest oparta na coraz szerszej ekspansji rządu. 850 miliardów dolarów, które zamierza wpompować w stymulację gospodarki, będzie największą w historii ingerencją rządu. Taka suma nie może się wziąć z powietrza, zatem wysoce prawdopodobne jest to, iż wkrótce podniosą się nam podatki, także wśród klasy średniej, ażeby uzyskać wymaganą kwotę. Kiedy tylko Amerykanie zdadzą sobie sprawę, jak wielką cenę muszą zapłacić za ową „nadzieję”, zacznie się ona chwiać, by w końcu się załamać. Ludzie dojdą także do wniosku, że nie wszyscy, zwłaszcza przedstawiciele wspomnianej klasy średniej, czerpią korzyści z pakietu ratunkowego Obamy. To także może osłabić ich nadzieje. Tymczasem, z powodu tego, iż w mediach panuje obamomania, będą one go wspierały i kryły tak długo, jak to będzie możliwe. Dlatego bardzo możliwe jest, iż zostanie wybrany także na drugą kadencję, a obamomania będzie trwała tak długo, aż ludzie zdadzą sobie sprawę, gdzie leży problem jego „nadziei”.
Sama inauguracja prezydentury Baracka Obamy była czymś nowym. By wymienić choćby celebrację homoseksualnego pastora przed zaprzysiężeniem.
– Obama mierzy w to, by być prezydentem podobającym się każdemu obywatelowi. Jednak, jak wiemy, zapis jego głosowań jako senatora wskazuje jasno na to, iż jest reprezentantem kontrkultury śmierci. Nie spodziewam się, by zmieniło się to w czasie prezydentury. Zaoferuje nam taki sam skrajnie lewicowy program, jaki popierał przez lata. Dopóki jego program naprawczy będzie działał (myślę, że potrwa to do końca tej kadencji lub początku kolejnej), Amerykanie nie będą się orientowali, że w tym czasie konserwatywny system moralny, który jest bliski większości z nich, zostanie wywrócony do góry nogami i poniżony przez rząd obecnego prezydenta. Sama inauguracja była zaś najbardziej skomercjalizowaną uroczystością, jaką dane mi było oglądać. Uruchomiony został także specjalny kanał telewizyjny sprzedający pamiątki związane z nowym prezydentem. Wizerunek Obamy umieszczono także na monetach okolicznościowych. I osiągają one dużo wyższą wartość niż te z podobiznami George’a Washingtona, Abrahama Lincolna czy Johna F. Kennedy’ego, mimo że Obama przecież jeszcze kompletnie nic nie zrobił. Szum i atmosfera jarmarku, jakie wytworzyły się wokół niego, są prawie nierzeczywiste. Moim zdaniem, obniża to wartość i degraduje amerykańską historię i politykę. Stany Zjednoczone straciły sporo ze swojej tożsamości, poddając się tak ślepo obamomanii.
Co dla Stanów Zjednoczonych będzie oznaczał slogan „czas Obamy”?
– Przytłaczająca większość ludzi Obamy jest przekonana, że przeznaczeniem rządu jest redystrybucja bogactw. Ich głównym celem nie jest ochrona obywateli, zapewnienie krajowego i osobistego bezpieczeństwa, zagwarantowanie praw obywatelskich i wolności. Toteż ta redystrybucja zostanie pod nowym kierownictwem zinstytucjonalizowana. To będzie główny cel tej prezydentury i będzie on coraz głębiej wnikał w świadomość Amerykanów.
Wspomniał Pan o Obamie jako przedstawicielu kontrkultury śmierci.
– Bardzo możliwe, że Obama będzie mocno wspierał aborcję dzieci nawet z lekkimi wadami czy upośledzeniami. Może dojść do tego, jeśli uchwalony zostanie przepis mówiący, że za zabicie w łonie matki dziecka upośledzonego zapłaci rząd, jeśli zaś matka zdecyduje się na urodzenie go, nie będzie mogła liczyć na żadną pomoc. Już dziś przecież blisko 40 proc. ciąż u Afroamerykanek kończy się aborcją. Ta przerażająca statystyka wskazuje na to, iż proceder ten stał się powszechnie akceptowany przez ten krąg kulturowy. A to z powodu tego, że ich liderzy są w przytłaczającej większości Demokratami i zwolennikami aborcji. Medialna propaganda i przewrotne zapisy w krajowym programie zdrowotnym grożą nam tym, iż akceptacja aborcji stanie się powszechna w całym kraju.
Nie obawia się Pan, że jest jeszcze wiele innych płaszczyzn działania, co do których Obama nie ma określonej koncepcji radzenia sobie z nimi?
– Wielce kosztowny program pobudzenia gospodarki jest najlepszym przykładem braku jasnej i szczegółowej koncepcji tego, co powinno być zrobione. Obama przecież nie wyjaśnił, co się stanie z tym blisko bilionem dolarów. Nie przedstawił żadnych konkretów wykorzystania tych pieniędzy. Wygłasza jedynie niejasne sformułowania o odbudowie infrastruktury czy ochronie środowiska. Zasadniczo zarówno on, jak i pozostali Demokraci chcą płynąć na fali obamomanii i wciągnąć w nią Amerykanów, tak by Kongres zatwierdził dotacje, z którymi potem będą mogli zrobić, co chcą.
Komentatorzy wyrażają spore obawy co do pomysłów Obamy w zakresie polityki zagranicznej, w szczególności wobec państw arabskich.
– Obawiam się, że terroryści są bardzo zadowoleni z tego wyboru. Wydaje mi się, że nie przeprowadzą oni żadnego większego zamachu w czasie pierwszej kadencji, ponieważ to by znaczenie zmniejszyło szansę Obamy na reelekcję. Terroryści będą cierpliwie wyczekiwali odpowiedniego czasu, by zaplanować coś wielkiego, np. drugiej kadencji Obamy, kiedy to jego administracja nie będzie już tak czujna w zwalczaniu terroryzmu, jak miał to w zwyczaju rząd Busha.
Dziękuję za rozmowę.
Za: Nasz Dziennik, Czwartek, 22 stycznia 2009, Nr 18 (3339)
Pierwsze godziny, pierwsze decyzje
Prawo do „swobodnego przerywania ciąży” priorytetem administracji Obamy
Nowo zaprzysiężony prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Hussein Obama ma za sobą pierwszy dzień sprawowania urzędu. Rozpoczynając kadencję w czasie poważnego kryzysu ekonomicznego i prowadzenia przez USA dwóch wojen, Obama zadecydował o wstrzymaniu procesów na terenie więzienia w Guantanamo i zablokowaniu prac rządowych departamentów nad wszelkimi ustawami gabinetu jego poprzednika. Kilka godzin po zaprzysiężeniu na stronie internetowej Obamy oficjalnie pojawiła się znana od dawna wiadomość, że jego gabinet będzie wspierał politykę proaborcyjną.
Szum medialny wokół osoby Obamy wywołała zapowiadana już od dłuższego czasu decyzja o zamknięciu bazy wojskowej w Guantanamo, będącej jednocześnie więzieniem dla podejrzanych o terroryzm. Na początek ministerstwo obrony USA na polecenie nowego prezydenta wstrzymało na 120 dni wszelkie procesy więźniów tej znajdującej się na Kubie bazy. Zawieszony zostanie dotychczasowy system sądzenia więźniów przez specjalne trybunały wojskowe, ustanowiony przez administrację prezydenta George’a W. Busha.
Zarządzenie to wydane zostało zaledwie kilka godzin po objęciu fotela w Białym Domu przez 44. prezydenta USA. Choć w trakcie kampanii wyborczej Obama deklarował natychmiastowe zamknięcie bazy, to teraz zweryfikował swoje deklaracje, stwierdzając, iż nie nastąpi to w ciągu pierwszych 100 dni jego prezydentury.
Zablokowanie prac komisji sędziowskich powołanych przez poprzednią administrację to nie jedyna decyzja prezydenta Obamy urywająca w połowie prace prowadzone przez stare władze. Nowy szef Białego Domu zaledwie kilka godzin po objęciu urzędu wstrzymał wprowadzenie w życie wszystkich nowych przepisów i ustaw proponowanych przez poprzednią administrację, niemających jeszcze mocy prawnej.
Pismo skierowane do wszystkich departamentów nakazujące wstrzymanie prac nad projektami poprzedniego gabinetu podpisał szef kancelarii Obamy Rahm Emanuel we wtorek po południu. Decyzję uzasadniano koniecznością przeanalizowania projektów pod kątem prawnym. Komentatorzy nie mają jednak wątpliwości, że celem takiego rozporządzenia jest formalne zakwestionowanie polityki gabinetu Busha.
Praktycznie natychmiast po zaprzysiężeniu na stronie internetowej nowego prezydenta pojawiła się informacja, że będzie on szeroko wspierał aborcję. Kwestia, której Obama starał się za wszelką cenę unikać we wszelkich debatach telewizyjnych, ujrzała wreszcie światło dzienne. Deklaracje te nie są jednak żadną nowością dla uważnie śledzących karierę ciemnoskórego senatora, dziś głowy państwa. W punkcie poświęconym prawom kobiet portal stwierdza: „Prezydent wspiera prawo kobiet do swobodnego wyboru. Był konsekwentnym obrońcą wyboru reprodukcyjnego i ze sprawy ochrony praw kobiet do swobodnego przerywania ciąży (zgodnie z decyzją Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade) uczyni priorytet swej administracji. Jest przeciwnikiem wszelkich poprawek konstytucyjnych ograniczających aborcję”.
Inną priorytetową ustawą zapowiadaną przez Baracka Obamę jest pakiet „stymulujący” gospodarkę. W związku z tym, iż w tej kwestii panuje dość szerokie porozumienie pomiędzy Demokratami i Republikanami, Kongres zapowiedział przyjęcie tego projektu do połowy lutego.
Łukasz SianożęckiZa: Nasz Dziennik, Czwartek, 22 stycznia 2009, Nr 18 (3339)