Aktualizacja strony została wstrzymana

Od ustawki do ustawki – Stanisław Michalkiewicz

Ustawki weszły na trwale do dyskursu publicznego za sprawą kibiców, których żydowska gazeta dla Polaków nazywa „kibolami”, odkąd na poznańskim stadionie sprofanowali niejakiego „Szechtera”, wzywając go do przeprosin za ojca i brata. Transparent z tym napisem ozdobiony został wizerunkiem pana red. Adama Michnika, uważanego w pewnych kręgach za najcenniejszy skarb naszego mniej wartościowego narodu tubylczego – oczywiście po panu Władysławie Bartoszewskim, który po nagłej śmierci „Drogiego Bronisława”, czyli prof. Bronisława Geremka jest naszym skarbem narodowym numer jeden. Reakcja premiera Tuska na tę profanację, a także jej następstwa natchnęły mnie do napisania krótkiej ballady dziadowskiej: „Kazano premieru Tusku skarcić kibiców po rusku, bo stadionowa publika sprofanowała Michnika. Telewizja go zachęca i atmosferę podkręca, by kibiców aresztować, a rozgrywki transmitować. Premier Tusk tak podkręcony kazał zamknąć dwa stadiony: Lecha – gdzie profanowali, no i Legii – z którą grali. Skoro zamknął, to niestety; nie ma forsy za bilety. Legia się zreflektowała i Tuska skrytykowała. Dziś kibice z niego szydzą, redaktorzy nienawidzą. Każdy tak odpokutuje, kto Michniku nadskakuje.

Wracając tedy do ustawek, to jak wiadomo, polegały one na urządzaniu bijatyk, których zarówno miejsce, jak i warunki są mniej lub bardziej szczegółowo z góry ustalane. Ustawki pojawiły się stosunkowo wcześnie, zanim jeszcze kibice zaczęli aktywizować się politycznie – ale okazały się przydatne również na tym etapie. Taką ustawkę trzeba bowiem zaplanować, a potem – zorganizować, co obejmuje nie tylko ustalenie warunków samej imprezy, ale również – przybycie uczestników na miejsce, a następnie – ich bezpieczną ewakuację. Wymaga to od organizatorów ustawek sporych umiejętności organizacyjnych , a te w działalności politycznej są niezwykle cenne. Toteż podczas Marszu Niepodległości, jaki 11 listopada ubiegłego roku odbył się w Warszawie, właśnie kibice wykazali się umiejętnościami organizacyjnymi, w odróżnieniu od maminsynków z „Krytyki Politycznej”, którzy musieli posłużyć się niemieckim ochotniczym zaciągiem, a bez widocznej protekcji policji, której pewnie teraz się rewanżują w charakterze konfidentów, prawdopodobnie zostaliby rozgromieni razem z tą całą panną Szczukówną, biegającym za artychę grajkiem Dymonem Dymańskim, no i panem redaktorem Blumsztajnem, z którego może nawet wycisnęliby „odwieczne aj waj”.

W ten sposób doszliśmy do polityki, w której ustawki stosowane były znacznie wcześniej, zanim jeszcze pojawił się masowy sport, a wraz z nim – kibice. Źeby nie być gołosłownym, przypomnę scenę opisaną w pamiętnikach Kazimierza Chłędowskiego, na początku XX wieku ministra dla Galicji. Wspominając „ministerium Badeniego”, czyli austriacki rząd, w którym Polak, Kazimierz Badeni był premierem nie ukrywa, że wprawdzie stosunki między rządem i opozycją były prawie tak samo napięte, jak dzisiaj, w naszym nieszczęśliwym kraju i w parlamencie nie szczędzono sobie cierpkich uwag, a nawet dochodziło do pojedynków, np. wspomnianego premiera Badeniego z posłem Wolfem – ale pewnego razu premier Badeni chwytał opozycyjnych posłów w kuluarach mówiąc: „chodź pan, chodź pan – trzeba parę głosów przeciw rządowi.” Chodziło o ustawę, której wniesienia na forum parlamentarne premier Badeni z jakichś względów nie mógł zapobiec, ale której był niechętny i w związku z tym osobiście montował ustawkę w celu jej utrącenia – za co potem w grzmiących słowach strasznie opozycję krytykował.

Przypomniało mi się to wszystko na widok umizgów premiera Tuska do posła Palikota, który odszedłszy z Platformy Obywatelskiej zmontował sobie dziwnie osobliwą trzódkę swego imienia i na jej czele bawi się odgrywaniem roli parlamentarnego języczka uwagi. Warto zwrócić uwagę – o czym zresztą przypomniał niedawno sam poseł Palikot – że nie toczy się przeciwko niemu żadne postępowanie, ani też nie został za nic skazany – chociaż w niedawnej przeszłości był podejrzewany o nielegalne finansowanie swojej kampanii wyborczej, a także – o złożenie fałszywego oświadczenie majątkowe. Prokuratura umorzyła i jedno i drugie postępowanie pod pretekstem jednym śmieszniejszym od drugiego, z czego wyciągam wniosek, iż poseł Palikot musi być nie tylko pod ochroną tajnych służb, ale również – że korzysta z ich wsparcia. Poszlaką, jaka skłania mnie do takiego wniosku, jest transmitowanie każdego jego kroku przez TVN; gdzie tylko ruszy się poseł Palikot, tam towarzyszy mu ekipa tej stacji i tylko patrzeć, jak będzie relacjonować każde jego wyjście za potrzebą, nawet bez asysty posła Biedronia. Umizgi premiera Tuska do posła Palikota stały się widoczne właśnie teraz, kiedy po lekkomyślnym zatrzymaniu przez CBA generała Gromosława Czempińskiego w listopadzie ub. roku, premieru Tusku idzie jak z kamienia i nawet w ulicznym studenckim sondażu wyprzedził go PiS.

Więc teraz, kiedy premieru Tusku Siły Wyższe wyznaczyły zadanie poprawy rentowności mniej wartościowego społeczeństwa tubylczego zarówno poprzez wprowadzenie Narodowego Programu Eutanazji, jak i rozpoczęcia wycofywania się rządu ze zobowiązań wobec emerytów, musi on zabiegać o poparcie koalicyjnego PSL , ale również – poparcie opozycji. PSL bowiem, jako partner koalicyjny, zachowuje się tak samo, jak francuska aktoreczka, którą Stanisław August zapytał, czy może zapukać do jej serduszka. – Tak, Najjaśniejszy Panie – odpowiedziała – ale to będzie bardzo drogo kosztowało! Toteż premier Tusk sonduje, czy przypadkiem poparcie ze strony posła Palikota i jego dziwnie osobliwej trzódki nie wypadnie taniej. Wygląda na to, że przynajmniej od strony finansowej jest to możliwe, bo poseł Palikot dał do zrozumienia, iż oczekuje od rządu zgody na finansowanie z podatków zapładniania w szklance, na które ostatnio szalenie snobują się postarzałe salonowe lwice – no i poza tym – legalizacji stadeł jednopłciowych, a kto wie, czy nawet nie mieszanych gatunkowo.

Kosztuje to tyle co nic, a w każdym razie – znacznie mniej, niż poparcie ze strony PSL, ale za to pociąga za sobą poważne koszty polityczne. Kto wie, czy z takiej okazji nie zechciałby skorzystać pobożny poseł Gowin i z błogosławieństwem jeśli nawet nie całej razwiedki, to w każdym razie – watahy boleśnie dotkniętej zatrzymaniem generała Czempińskiego, nie spróbować odciąć się od idącego na dno premiera Tuska i założenia własnej rodziny, to znaczy pardon – oczywiście nie żadnej tam „rodziny”, bo wiadomo, że „rodziny” to jest tylko taka fikcja filmowa w „Ojcu Chrzestnym” – tylko partii politycznej – prawicowej i pobożnej, którą mógłby szachować prezesa Kaczyńskiego i przy jej pomocy prowadzić dla razwiedki dywersję wobec PiS.

Słowem – i tak źle i tak niedobrze, toteż premier Tusk zmuszony jest lawirować między Scyllą a Charybdą tym bardziej, że dysponuje obecnie już tylko śladową większością. Nieomylny to znak, że wojujące bezpieczniackie watahy nie zamierzają ułatwiać mu życia – bo przecież wystarczyłby tylko jeden rozkaz dla konfidentów: w prawo zwrot, do Platformy Obywatelskiej marsz! – by rząd premiera Tuska dysponował nawet większością konstytucyjną, to znaczy – wystarczającą do zmiany konstytucji. Widząc tę rezerwę bezpieczniackich watah agenci poprzebierani za autorytety moralne suflują premieru Tusku zbliżenie III stopnia z posłem Palikotem i jego trzódką dziwnie osobliwą wskazując, że w przeciwnym razie będzie musiał kaptować posłów „od ustawy do ustawy”, niczym premier Badeni w scenie opisanej przez Kazimierza Chłędowskiego. Właściwie nie tyle może od ustawy do ustawy, co bardziej od ustawki do ustawki – bo przecież ci wszyscy Umiłowani Przywódcy to tylko figuranci, każdego ranka nakręcani, by śpiewać z właściwego klucza.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl)    12 kwietnia 2012

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2469

Skip to content