Aktualizacja strony została wstrzymana

„Politycznie poprawna” eksterminacja kulturowa – rozmowa z prof. Markiem Janem Chodakiewiczem

Z prof. Markiem Janem Chodakiewiczem rozmawia Mateusz Rawicz

– „Polityczna poprawność” to pomysł dwudziestowieczny. Jednak niektóre idee „politycznej poprawności” można znaleźć już u średniowiecznych sekt gnostyckich.

– Tak, nawet w czasach przedchrześcijańskich. W naturze niektórych ludzi jest uważać, że posiadają tajemną, specjalną wiedzę, która powoduje, że czują się wybrani, i to upoważnia ich do wskazywania kierunku rozwoju innym ludziom. A gdy inni nie chcą słuchać namaszczonych gnostyków, należy ich przymusić do posłuszeństwa – „dla ich własnego dobra”. Zestaw „dobrodziejstw”, do których przymusza się innych ludzi, opiera się na wrogości w stosunku do własności prywatnej (częstokroć w ogóle do jakiejkolwiek materii), do rodziny, tradycji, wolności, wiary w ortodoksyjnym pojęciu. Ogólnie: gnostyczny szef wie lepiej i on urządzi nam kolektywistyczny „raj”, gdzie wszyscy będą równi – oprócz, naturalnie, szefa i innych „strażników równości”.

– Skąd wzięła się tak duża popularność „politycznej poprawności” we współczesnym świecie?

– Po pierwsze stwarza się nową, ekscytującą alternatywę wobec paradygmatu tradycjonalistycznego. W rzeczywistości nie jest to nic nowego, a po prostu odgrzana wersja gnostyckiej herezji ubrana w postmodernistyczne szaty. Po drugie, alternatywę tę nachalnie się promuje, wmawia się – najpierw liberalnym „użytecznym idiotom”, a potem zwykłym ludziom – że herezja ta jest samą esencją sprawiedliwości i równości. Tak było przecież z komunizmem, którego popularność wybiegała daleko poza partię komunistyczną. Były całe stada naiwniaków. Tak też jest i dzisiaj z radykalnym ekologizmem czy „wesołkowatyzmem” (geyism).

– Obecnie „polityczna poprawność” uderza przede wszystkim w rodzinę.

– Tak. Początkowo, do czasów Oświecenia, gnostycy zajmowali się wiarą. Przetwarzali ortodoksję chrześcijańską na własne potrzeby, głosili monopol na pojmowanie prawdy – na podstawie rewelacji szefa – oraz obiecywali „raj na ziemi”, co miało przyspieszyć powrót Chrystusa do nas. Po Oświeceniu zarzucili religijne ględzenie, a zaczęli twierdzić, że od tej pory naukowo obiecują „raj na ziemi”. Stąd socjalizm „naukowy” Karola Marksa. To przecież zupełna utopia, oparta na mobilizacji nienawiści poprzez walkę klas, aby wynieść gnostyków do władzy. Notabene, socjaliści-autonomiści, tacy jak Saint-Simon i Fourier, usiłowali również osiągnąć „raj na ziemi”, ale w skonstruowanych przez siebie gettach, co im nie wyszło, stąd Marks przezwał ich utopistami. Przyganiał kocioł garnkowi.

– Za awangardę „politycznej poprawności” można uznać ruchy homoseksualne. Rozróżnia pan homoseksualizm i „wesołkowatość”. Na czym polegają różnice?

– To bardzo proste. Homoseksualizm to stan, w którym osobnicy czują pociąg seksualny do innych osobników tej samej płci. Czasami z wzajemnością. Homoseksualizm znajduje się w naturze, stworzył go Bóg, jak wszystko inne, ale nie jest naturalny, bowiem ze związków homoseksualnych nie wynika potomstwo. „Wesołkowatość” czy „wesołkowatyzm” – czyli gayism – to ideologia. Polega ona na samookreśleniu przez pryzmat jedynie bądź głównie własnej orientacji seksualnej. I orientacja ta nie musi być prawdziwa, a jedynie deklarowana. A w parze z deklaracją homoseksualną idzie natychmiast cała gama preferencji postępowych, a więc socjal-liberalizm, socjalizm, egalitaryzm, ekologizm i wszystkie inne zabobony. W  tym sensie „wesołkowatość” jest konstrukcją sztuczną.

– Idee „politycznej poprawności” chętnie wykorzystują partie o korzeniach komunistycznych i lewicowych, również partie lewicowe w Polsce.

– To zupełnie zrozumiałe. Padła im komuna, więc muszą epatować sztuczną tolerancją (rozumianą jako aprobata wszelkich aberracji) oraz fałszywą wolnością. „Czerwoni”, którzy niedawno prześladowali homoseksualistów, pakowali ich do więzień i obozów koncentracyjnych, teraz dumnie maszerują w paradach „wesołków”. Ale jest to dalszy ciąg przemocy komunistów i innych lewaków wobec społeczeństwa tradycyjnego. Tym razem „czerwoni” udają, że chodzi o równość. Naturalnie taką, jaka im się podoba. I stosują moralny relatywizm. Rzekomo nie ma moralnej różnicy między „wesołkowatyzmem” a katolicyzmem. Nie dało się nas wymordować z pomocą NKWD i UB, to pora spróbować „politycznie poprawną” eksterminację kulturową.

– Jak można walczyć z „polityczną poprawnością”?

– Są różne sposoby. Po pierwsze: trzeba postawić sobie cel strategiczny – o co nam chodzi, do czego dążymy. Po drugie: trzeba wypracować odpowiednią taktykę. W obecnym klimacie kulturowym najlepszą bronią jest ośmieszanie. Zwalczanie musi się też odbywać bez przemocy.

Marek Jan Chodakiewicz – historyk, publicysta, profesor The Kościuszko Chair of Polish Studies w The Institute of World Politics w Waszyngtonie. W 2005 r. mianowany przez prezydenta Busha członkiem amerykańskiej Światowej Rady ds. Upamiętnienia Holokaustu. Autor m.in. książek: „Żydzi i Polacy. Współistnienie, zagłada, komunizm 1918-1955”, „Po Zagładzie”.

Wywiad ukazał się w najnowszym numerze „Naszej Polski” Nr 9 (852) z 28 lutego 2012 r.

Za: Nasza Polska | http://www.naszapolska.pl/index.php/component/content/article/42-gowne/2860-politycznie-poprawna-eksterminacja-kulturowa | “Politycznie poprawna” eksterminacja kulturowa

Skip to content