Aktualizacja strony została wstrzymana

Na usługach komuny – Tadeusz M. Płużański

Warszawski sąd skazał byłego „chorążego UB” Jerzego Rybczyńskiego za zastrzelenie w 1946 r. żołnierza Armii Krajowej i znęcanie się w śledztwie nad innym AK-owcem na osiem lat więzienia. W PRL-u Rybczyński został partyjnym dziennikarzem…

Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że Rybczyński zastrzelił Władysława Urbanka nie w obronie koniecznej – jak twierdził ubek, ale działając z zamiarem zabójstwa. To już trzeci wyrok w tej sprawie, bo poprzednie uchylał potem sąd apelacyjny. Sprawa Rybczyńskiego ciągnie się od 2005 r., kiedy akt oskarżenia przygotował Instytut Pamięci Narodowej.

Sprowokowany widłami

Sprawa dotyczy wydarzeń z lipca 1946 r. w Odrzykoniu (Podkarpacie), gdy Rybczyński razem z innymi funkcjonariuszami Urzędu Bezpieczeństwa przyszedł do domu Urbanka – rolnika, b. żołnierza AK – aby go zatrzymać. Jego matka powiedziała im, że jest on na polu, a zarazem wysłała 16-latkę, by go ostrzegła. Przebieg wydarzeń widziała jeszcze jedna dziewczyna. Obie zeznały, że Rybczyński pierwszy strzelił do Urbanka.

Z oskarżenia IPN: „W dniu 18 lipca 1946 roku w Odrzykoniu pow. krośnieńskiego, woj. podkarpackiego, będąc funkcjonariuszem PUBP w Krośnie, a więc funkcjonariuszem państwa komunistycznego, zabił Władysława Urbanka – żołnierza AK, oddając do niego, z najbliższej odległości z krótkiej broni palnej, kilka strzałów, nie mniej niż trzy, dopuszczając się w ten sposób zbrodni komunistycznej, będącej jednocześnie zbrodnią przeciwko ludzkości”.

Rybczyński twierdzi dziś, że Urbanek go sprowokował uderzając widłami: „Gdy upadłem, zalany krwią, chciał mnie nimi przebić; wtedy strzeliłem”. Utrzymuje, że zastrzelił Urbanka w obronie koniecznej (co zwalnia od odpowiedzialności). Podkreśla, że prokurator wojskowy umorzył wtedy śledztwo, ale akta zaginęły, „w tym dowody niewinności”. Rybczyński podważa także zeznania świadków, bo obecne na polu dziewczyny nie mogły dokładnie widzieć „zajścia”.

Sąd uznał wyjaśnienia R. za niewiarygodne, niespójne i nielogiczne, m.in. dlatego że różnie opisywał on rzekomy atak: raz mówił, że Urbanek uderzył go żelazną częścią wideł, a kiedy indziej – że ich trzonkiem. Sąd jednak uznał zeznania ówczesnej 16-latki za całkowicie wiarygodne (w poprzednim procesie adwokat Rybczyńskiego wnosił o przesłuchanie kobiety w obecności psychologa, który oceniłby zdolność postrzegania w 1946 r., oraz czy dziś nie konfabuluje). „Oskarżony chciał pozbawić życia Urbanka i zrobił to” – podsumowała sędzia.
Sąd nie miał też wątpliwości co do drugiego zarzutu wobec Rybczyńskiego – że w UB w Krośnie w 1946 r. znęcał się fizycznie i psychicznie nad zatrzymanym Franciszkiem Rajchlem, którego bił i zakładał mu zatkaną maskę przeciwgazową. Pewnego dnia nie wytrzymał on tortur i wyskoczył z drugiego piętra, łamiąc nogę.

Wymierzoną karę sąd uznał za adekwatną do stopnia winy i szkodliwości społecznej czynów. Jako okoliczność obciążającą sędzia wymieniła „dużą bezwzględność działań” Rybczyńskiego, a jako łagodzącą – jego podeszły wiek i dotychczasową niekaralność. Oba czyny zakwalifikował zgodnie z aktem oskarżenia jako zbrodnie przeciw ludzkości, które nie ulegają przedawnieniu – o co wnosiła obrona. Rybczyński pytany przez sąd, czy zrozumiał wyrok, odparł: „Usiłowałem”. Dopytywany przez sędzię, co ma na myśli, odpowiedział: „Nie mogę uwierzyć w nieprawdę”.

Prokurator IPN z Rzeszowa Mirosław Puzanowski chciał dla Rybczyńskiego 12 lat więzienia. – Nie dostrzegłem u oskarżonego skruchy ani nawet refleksji.
Rybczyński wnosił o uniewinnienie. To samo obrońca, który argumentował, że jego klient był najmłodszy wiekiem i stażem w grupie UB, która przyszła po Urbanka i dlatego „nie miał kompetencji do zmiany celu wizyty, jakim było jego zatrzymanie”.

Antysemita Kaleń

Według obrońcy to m.in. zeznania Rybczyńskiego przyczyniły się do uwolnienia kilka lat temu Jerzego Vaulina od zarzutu zamordowania w 1946 r. mjr. Antoniego Źubryda – partyzanta NSZ, walczącego z komunistami na Podkarpaciu. Rybczyński potwierdził bowiem zeznania Vaulina, że zabił Źubryda w samoobronie, bo ten ostatni – podejrzewając swych ludzi o związki z UB – zaczął ich likwidować.

Antoni Źubryd, ps. Zuch do dziś często odbierany jest przez pryzmat powieści Jana Gerharda „Łuny w Bieszczadach” i nakręconego na jej podstawie filmu „Ogniomistrz Kaleń”. Został tam przedstawiony jako niemal analfabeta, tępy antysemita, który nieoczekiwanie został dowódcą oddziału. Inny „literat” Stanisław Myśliński w „Strzałach pod Cisną” nazwał „Źubryda” hersztem „bojówek spod znaku trupich czaszek”.

Tymczasem ten przedwojenny absolwent szkoły podoficerskiej w Śremie we wrześniu 1939 r. – jako zastępca dowódcy plutonu w swoim macierzystym 40. PP im. Dzieci Lwowskich – brał udział w obronie Warszawy. W czasie niemieckiej okupacji związany był z AK. W czerwcu 1945 r. przeszedł do podziemia. Podporządkowując sobie ponad 100 partyzantów, stanął na czele Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Narodowych Sił Zbrojnych. Walczył z UB, KBW, MO i WP. 4 kwietnia 1946 r. „żubrydowcy” odbili z posterunku milicji w Haczowie trzech członków swojego oddziału. Jedna z najbardziej brawurowych akcji miała miejsce 18 maja 1946 r., kiedy ludzie „Źubryda” najpierw rozbroili posterunek MO w Mrzygłodzie, a następnie zastrzelili sowieckiego oficera, ppłk. Teodora Rajewskiego. Był to jeden z najwyższych stopniem oficerów zabitych przez antykomunistyczne podziemie.

Akcje odwetowe nie dawały rezultatu. „Źubryd” pozostawał nieuchwytny. Wtedy misję rozpracowania „Zucha” powierzono agentowi przysłanemu z Warszawy. 25 października 1946 r. w Krośnie nieznana osoba poprosiła o spotkanie z ppor. UB Rybczyńskim. W trakcie konspiracyjnego spotkania w restauracji „okazało się, że ów nieznany mężczyzna jest członkiem bandy Źubryda znanym pod pseudonimem Warszawiak, a nazwiskiem Vaulin Jerzy. Vaulin […] oświadczył […], że w dniu wczorajszym, to jest 24 października 1946 r. o godzinie 19, zastrzelił Źubryda oraz jego żonę w lesie około dwóch kilometrów od wsi Malinówka w powiecie brzozowskim. […] PUBP Brzozów odnalazł trupy Źubryda i jego żony […] Vaulin Jerzy oświadczył, że jest agentem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i pracował w bandzie na podstawie porozumienia z Min. Bezp. Publ.”.

Śmierć „Źubryda” oznaczała koniec działalności oddziału, choć polowanie na jego członków trwało dalej. Z akt IPN wynika, iż funkcjonariusze UB zabili 23 z nich i aresztowali 115. Schwytano również 38 współpracowników oddziału.

Dzięki Stalinowi Polak kocha kwiaty

Po odejściu z UB Jerzy Rybczyński pracował m.in. w redakcji literackiej Polskiego Radia. 29 kwietnia 1984 r. w audycji pt. „Niech pomnik powie potomnym” wychwalał powstawanie przed warszawskim Pałacem Lubomirskich „Pomnika Poległym w Służbie i Obronie Polski Ludowej”, który miał być „elementem historycznej świadomości Polaków”. – Czy pan sobie zdaje sprawę, że na wieki zostanie odlany w brązie? – pytał pozującego urzędnika MSW, którego twarz została utrwalona w pomniku.

Ten „Pomnik Utrwalaczy” nazywany też „Ubeliskiem” przetrwał tylko sześć lat – do 1991 r., kiedy został rozebrany. Dziś w tym miejscu stoi pomnik Tadeusza Kościuszki – kopia pierwowzoru znajdującego się od 1910 r. w Waszyngtonie.

Janina Jankowska wspomina skład redakcji: „Krystyna Melion, uczestniczka Powstania Warszawskiego, strażniczka pamięci o tamtych czasach dzieliła pokój z Jerzym Rybczyńskim, b. pracownikiem UB, osobistym ochroniarzem słynnej dziennikarki radiowej czasów stalinowskich, Wandy Odolskiej”. Jankowska siedziała przy jednym biurku z Rybczyńskim. Temu ostatniemu nie przeszkodziło to weryfikować swojej koleżanki w stanie wojennym.

Wanda Odolska, której Rybczyński był nie tylko „osobistym ochroniarzem”, ale towarzyszem życia, sączyła Polakom kłamstwa w najgorszym, stalinowskim wydaniu. „To dzięki Stalinowi Polak z powrotem kocha kwiaty, spokojnie pracuje i wierzy w trwałość pokoju” – głosiła w słynnej audycji „Fala ’49”, którą powadził Stefan Wacław Martyka, inny funkcjonariusz ówczesnej propagandy, pracownik Ministerstwa Kultury i Sztuki (był m.in. dyrektorem Departamentu Teatrów; w „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko określił go jako trzeciorzędnego aktorzynę i „bydlę”). Martyka, razem z Odolską zachwycali się komunistami i utrwalaną przez nich władzą „ludową”, piętnowali „imperialistów” i rodzimych „bandytów”. Chyba najbardziej haniebnym było usprawiedliwianie procesów AK-owców, z których Odolska pisała lizusowskie wobec sądowych morderców sprawozdania. W 1953 r., razem z Wisławą Szymborską i innymi służalczymi literatami opluwała sądzonych w pokazowym procesie tzw. kurii krakowskiej, oskarżonych o szpiegostwo na rzecz USA.

Kiedy Martyka zginął w 1951 r. w swoim mieszkaniu z rąk antykomunistycznego podziemia, Odolska w „Trybunie Ludu” napisała: „Zastrzelili Stefana Martykę. Udało się. Udało się dlatego, że my wszyscy od sześciu lat przywykliśmy żyć w klimacie praworządności, bezpieczeństwa i spokoju. […] Napad był ordynarnym zamachem bandyckim. Głos Stefana Martyki na radiowej „Fali 49″ niósł daleko w eter prawdę. Twardo i ostro Stefan Martyka wypowiadał każde słowo, w które wierzył. Słowa oburzenia o trupach koreańskich dzieci, o nieszczęsnym Murzynie Mac Ghee, słowa gniewu, gdy wymieniał z imienia i nazwiska morderców gestapowskich, przywracanych do łask i zapraszanych do sztabów anglo-amerykańskich”.

Odolska i Szymborska

Po śmierci Martyki Wanda Odolska tak przestraszyła się głoszonej przez siebie „prawdy”, że poprosiła Bieruta o ochronę UB. Czterej „zamachowcy-bandyci” Martyki szybko zostali nazwani faszystami, anglosaskimi agentami, związanymi z Ośrodkiem Informacyjnym Ambasady USA. Tak naprawdę byli młodymi antykomunistami, walczącymi z sowieckim kłamstwem. Po krótkim procesie sąd skazał ich 22 września 1952 r. na karę śmierci. 13 maja 1953 r. sowieckim strzałem w tył głowy zamordował ich kat w więzieniu na Rakowieckiej.
Po śmierci Martyki wiceminister kultury i sztuki Włodzimierz Sokorski przemawiał: „Stefan Martyka brzydził się kłamstwem i kłamstwo zwalczał. Jego spokojny, miękki głos na fali polskiego radia zrywał z zakrytych nienawiścią twarzy zdrajców i agentów anglosaskich maskę kłamstwa i pokazywał ich narodziny w nagiej prawdzie pospolitej zbrodni”.

Po śmierci Stalina Wanda Odolska łkała: „Tego bólu nie można wypłakać. Tej straty nie można wymierzyć niczym”. Łkała też Wisława Szymborska. Odolska zmarła pod koniec lat 60. ub. wieku. Dla chętnych udziału w jej pogrzebie pod rozgłośnię radiową na Malczewskiego w Warszawie podstawiono autokar. Odjechał pusty. Noblistka Szymborska została pożegnana kilkanaście dni temu na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.

W maju 1993 r. sąd napisał: „Nie da się usprawiedliwić zamachu terrorystycznego, jakim było zastrzelenie we własnym mieszkaniu Stefana Martyki, ponieważ poświęcone dobro, którym było życie ludzkie, pozostało w rażącej dysproporcji do dobra, które zamierzano uzyskać. Zastrzelenie Stefana Martyki nie było gestem obronnym, lecz aktem terroru politycznego, który nie był i nie może być w przyszłości, jako środek politycznego działania, dopuszczony. Stefan Martyka był aktywnym propagatorem obcej i narzuconej społeczeństwu polskiemu ideologii i niewątpliwie wpływał przez swoją działalność na kształtowanie opinii publicznej. Bez względu jednak na ocenę tej działalności, ograniczała się ona wyłącznie do sfery ideologicznej”. Tak postanowił sąd wolnej Polski!

Jerzego Rybczyńskiego ocenił surowiej. Były ubek, a potem komunistyczny dziennikarz-propagandysta już zapowiedział apelację.

Tadeusz M. Płużański

Za: Publicystyka Antysocjalistycznego Mazowsza (28, lutego 2012) | http://www.asme.pl/133046744062864.shtml

Skip to content