Aktualizacja strony została wstrzymana

Dezerterzy z Siewiernego

„Nasz Dziennik” ujawnia: Czy po katastrofie smoleńskiej istniała możliwość przejęcia i prowadzenia badania w całości przez stronę polską? Twierdząco na tak postawione pytanie odpowiada autor ekspertyzy sporządzonej niecały miesiąc po tragedii na Siewiernym. Dokument zamówiło Ministerstwo Infrastruktury. I schowało w szufladzie

W trakcie polsko-rosyjskiej współpracy w badaniu katastrofy smoleńskiej popełniono wszelkie możliwe błędy. To jednoznaczny wniosek z ekspertyzy dr. Piotra Kasprzyka, prawnika specjalizującego się w prawie lotniczym i wypadkach lotniczych.

Ekspertyzę w kancelarii Kasprzyka zamówił zaraz po katastrofie płk Edmund Klich, ale nie jako polski akredytowany przy MAK, tylko jako przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Wszystkie procedury z tym związane prowadziło Ministerstwo Infrastruktury. To dość dziwne, ponieważ problem dotyczy sprawy badania katastrofy smoleńskiej, a w tych kwestiach Klich podlegał ministrowi obrony narodowej i premierowi. Dokument firmowany przez kancelarię „AD NOTAM” jest zatytułowany „Ocena prawna dotycząca wybranych aspektów badania wypadku lotniczego statku powietrznego lotnictwa państwowego poza granicami Polski”. W praktyce jest wyraźnie ukierunkowany na konkretne zdarzenie lotnicze, które ma na uwadze zamawiający, czyli katastrofę smoleńską.

Ekspertyza już na samym początku wyraźnie rozróżnia lotnictwo cywilne i państwowe. Następnie, nie mając żadnych wątpliwości co do przynależności lotu Tu-154M do drugiej grupy, jej autor wymienia akty prawne regulujące badanie zdarzenia lotniczego dotyczące tego lotu. Jest nim przede wszystkim rozporządzenie Ministra Obrony Narodowej z dnia 26 maja 2004 r. w sprawie organizacji oraz zasad funkcjonowania Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, na podstawie którego funkcjonowała komisja Jerzego Millera. Następnie, ponieważ katastrofa zdarzyła się na terenie Rosji, Kasprzyk przywołuje odpowiednią umowę międzynarodową: porozumienie w sprawie zasad wzajemnego ruchu lotniczego wojskowych statków powietrznych Rzeczypospolitej Polskiej i Federacji Rosyjskiej w przestrzeni powietrznej obu państw, sporządzone w Moskwie 14 grudnia 1993 roku. Ten dokument mówi wyraźnie, że badanie wypadku powinno odbywać się „wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie”.

Czy to postanowienie zostało zrealizowane? Tu autor dokumentu ma duże wątpliwości. Po pierwsze, nie jest do końca przekonany, czy samo porozumienie w ogóle zostało ważnie zawarte i czy obowiązuje. Ale nie pogłębiając tego tematu, myśl autora przechodzi do rzeczywistych kroków władz Rosji i Polski po katastrofie. Chodzi o powołanie do zbadania przyczyn wypadku lotniczego Komisji Wspólnej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) oraz Ministerstwa Obrony Narodowej. Przy czym jedyną podstawą do stwierdzenia istnienia takiego organu jest wpis na stronie internetowej MAK z 10 kwietnia 2010 roku.

Na posiedzeniu rosyjskiej komisji państwowej pod kierownictwem premiera Władimira Putina 13 kwietnia 2010 r. przewodnicząca MAK Tatiana Anodina mówiła, że badanie prowadzi „komisja techniczna Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (…) przy udziale przedstawicieli Ministerstwa Obrony, organów federalnych Federacji Rosyjskiej…”, wspominając też o uczestnictwie przedstawicieli Polski. Nie jest publicznie znany oryginalny dokument rosyjskiej komisji państwowej ani żadnego innego organu Federacji Rosyjskiej, w którym wskazano by, kto ma prowadzić techniczne badanie przyczyn katastrofy.

Element wojskowy

Ekspertyza Kasprzyka mówi o komisji wspólnej MAK i MON, ale w tym samym tekście mowa jest potem już tylko o MAK. Kolejne rosyjskie dokumenty publiczne wymieniają już tylko instytucję Anodiny, a wojskowi zostają w cieniu. Kulminacją badania rosyjskiego jest oczywiście raport MAK z 12 stycznia 2011 roku. Czytamy w nim, że badanie od 10 do 13 kwietnia prowadzono „pod przewodnictwem Szefa [Służby Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej]”, a „13 kwietnia 2010 roku, Zarządzeniem Przewodniczącego Komisji Państwowej [czyli Putina], ogólne kierownictwo badaniami technicznymi i koordynację współpracy zaangażowanych rosyjskich i zagranicznych organizacji scedowano na Przewodniczącego MAK – zastępcę Przewodniczącego Komisji Państwowej [czyli Anodinę]. Na podstawie tegoż Zarządzenia określono, że badanie powinno być prowadzone zgodnie z Załącznikiem 13 do Konwencji o Międzynarodowym Lotnictwie Cywilnym”. Według członków komisji Millera, z którymi rozmawialiśmy, w treści tego zarządzenia mowa jest też o współpracy ze stroną polską. Ale raport MAK dodaje tylko, że „ta decyzja została zaaprobowana przez Rząd Rzeczpospolitej Polskiej”. Następnie – relacjonuje raport MAK – „rozporządzeniem Przewodniczącej MAK Nr 8-498/r. z 13 kwietnia 2010 roku, w celu przeprowadzenia badań technicznych, w porozumieniu z Ministerstwem Obrony Narodowej Federacji Rosyjskiej utworzono Komisję…”. W jej składzie znalazł się tylko jeden przedstawiciel rosyjskich Sił Zbrojnych, zastępca naczelnika wspomnianej Służby Bezpieczeństwa Lotów płk Wiktor Soroczenko. To jednak za mało, aby można było tę komisję nazwać „wspólną MAK i MON”. W dalszym ciągu wszelkie działania po stronie rosyjskiej dotyczące katastrofy smoleńskiej firmuje tylko MAK. Być może dlatego, kiedy pytamy Polaków związanych ze sprawą badania katastrofy wymieniają tylko rosyjską komisję państwową, sam MAK i Komisję Techniczną MAK pod kierunkiem Aleksieja Morozowa. O tym, że jest to „wspólna komisja” MAK i MON, żaden z naszych rozmówców, poza Kasprzykiem, nie pamięta.

Uchylone porozumienie

To jednak kwestia zupełnie marginalna w porównaniu ze znacznie ważniejszymi, bo dotyczącymi bezpośrednio interesów Polski, rozbieżnościami pomiędzy stanem prawnym a rzeczywistością. Otóż przede wszystkim ekspertyza Kasprzyka stawia pytanie, czy powołanie przez władze Rosji własnego organu do technicznego zbadania przyczyn katastrofy jest wypełnieniem, czy też, przeciwnie, uchyleniem polsko-rosyjskiego porozumienia, które wszak nakazuje badanie „wspólnie przez właściwe organy polskie i rosyjskie”. Nawet akceptacja rosyjskich postanowień przez polski rząd tej istotnej kwestii nie oddala, ale dodatkowo stawia kwestię odpowiedzialności premiera Donalda Tuska za podjęcie takiej, a nie innej decyzji w stosunkach z rządem Federacji Rosyjskiej.

Kasprzyk następnie analizuje działanie polskiej komisji, to jest Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Rozważa obszernie podstawy prawne jej funkcjonowania w Polsce i Rosji.
Zapewne ma rację, ale mówi tylko o polskiej komisji równolegle działającej do rosyjskiej, a nie o komisji wspólnej. A gdyby jednak taka powstała? Kasprzykowi, tak jak Klichowi, wybór załącznika 13 nie przeszkadza. Ale jako powód podaje fakt, że „alternatywą byłoby zbadanie przyczyn wypadku przez rosyjski odpowiednik KBWLLP, wyłącznie w oparciu o prawo rosyjskie, z udziałem polskiej KBWLLP posiadającej na terytorium Federacji Rosyjskiej ograniczone uprawnienia”. Nic nie wskazuje jednak, aby prawnik badał rosyjskie przepisy wojskowe regulujące badanie katastrof lotniczych. Nie uwzględnia też faktu, że „rosyjski odpowiednik KBWLLP” miałby w składzie przedstawicieli Polski pracujących z Rosjanami na równych prawach. Kasprzyk zauważa jedynie, że „w odniesieniu do wypadków lotniczych lotnictwa państwowego, przepisy wewnętrzne [zarówno polskie, jak i rosyjskie] w sposób dość ograniczony powtarzają normy załącznika 13. Wynika to ze specyfiki działalności lotnictwa państwowego oraz konieczności ochrony informacji niejawnych, związanych np. z obronnością kraju”. Ekspertyza nie cytuje jednak żadnego rosyjskiego przepisu ani nie zajmuje się kwestią ewentualnego mieszanego składu rosyjskiej komisji.

Klich na nielegalu

Ekspertyza Kasprzyka wskazuje na jeszcze jedną sprawę. Podczas powoływania współpracowników polskiego akredytowanego oraz KBWLLP doszło do złamania prawa. Przepisy załącznika 13 postulują absolutną niezależność członków zespołu uczestniczącego w badaniu prowadzonym przez obce państwo. Oddajmy głos ekspertyzie: „Nie wydaje się, aby rozwiązaniem korzystnym było umocowanie akredytowanego przedstawiciela lub jego doradców jako członków KBWLLP. Przede wszystkim bowiem inne są cele i zakresy działania Komisji i akredytowanego przedstawiciela. Udział akredytowanego przedstawiciela czy jego doradców w pracach KBWLLP mógłby ograniczyć możliwość wykorzystania jego uprawnień, określonych Załącznikiem 13, podczas uczestniczenia w pracach komisji rosyjskiej. Otóż akredytowany przedstawiciel i doradcy nie mogą – bez wyraźnej zgody strony rosyjskiej – ujawniać informacji o przebiegu i wnioskach z prowadzonego badania. Będąc zatem członkiem Komisji, akredytowany przedstawiciel lub doradcy nie mogliby na bieżąco wykorzystywać swojej wiedzy uzyskanej w trakcie uczestnictwa w badaniu prowadzonym przez stronę rosyjską. Ponadto akredytowany przedstawiciel (doradcy) ma obowiązek przekazać stronie rosyjskiej wszelkie informacje, jakie posiada. Będąc członkiem KBWLLP, mógłby posiadać np. informacje niejawne, których strona polska nie może ujawnić stronie rosyjskiej. To zaś mogłoby powodować konflikt pomiędzy interesami obu stron postępowania, stawiając akredytowanego przedstawiciela w trudnej sytuacji”.

Tymczasem w Moskwie jako współpracownicy akredytowanego pracowało 12 członków komisji Millera. Byli to wojskowi: płk Mirosław Grochowski, płk Mirosław Wierzbicki, ppłk Robert Benedict, ppłk Dariusz Majewski, ppłk Sławomir Michalak, ppłk Mirosław Milanowski, ppłk Cezary Musiał, ppłk Janusz Niczyj i kmdr Dariusz Majewski, oraz cywile: Bogdan Fydrych, Waldemar Targalski i Stanisław Źurkowski. Do tego należy doliczyć Piotra Lipca, który nie znalazł się pomimo mianowania na liście MAK.

Sami zainteresowani mają rozbieżne opinie na temat swojej roli. Przy czym wszystkim wojskowym członkom KBWLLP niedawno zabroniono surowo wypowiadania się na jakiekolwiek tematy związane ze Smoleńskiem. Cywil Piotr Lipiec nie uważa, żeby jego podwójna rola stanowiła jakikolwiek problem. Ale już Agata Kaczyńska, prawnik i sekretarz Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (Millera), daje do zrozumienia, że tak jak Kasprzyk uważa sytuację za co najmniej kłopotliwą.

Problem konfliktu ominął samego akredytowanego, ale dotyczy go coś jeszcze gorszego. Edmund Klich po otrzymaniu wiadomości o katastrofie od Aleksieja Morozowa zaraz pojechał do Smoleńska, gdzie oczekiwał na zatwierdzenie go jako akredytowanego, co Morozow – według własnej relacji Klicha – miał mu obiecać. A jak wygląda prawo? Załącznik 13 opisuje kolejne kroki. „Po otrzymaniu zawiadomienia o wypadku państwo rejestracji/operatora powinno poinformować państwo miejsca zdarzenia o tym, czy zamierza wyznaczyć swojego akredytowanego przedstawiciela w celu uczestniczenia w badaniu oraz podać datę jego oczekiwanego przybycia. Ponadto, w myśl punktu 4.10, po wyznaczeniu akredytowanego przedstawiciela państwo rejestracji/operatora podaje państwu miejsca zdarzenia jego imię/nazwisko i dane szczegółowe umożliwiające kontakt, jak również przewidywaną datę przybycia, jeśli akredytowany przedstawiciel będzie uczestniczył w badaniu” – pisze Kasprzyk. Nie trzeba dodawać, jak mało to wszystko ma wspólnego z zakulisowymi intrygami byłego przewodniczącego PKBWL.

To jednak nie wszystko, na co zwraca uwagę Piotr Kasprzyk. „Załącznik 13 nie normuje prowadzenia równoległego badania przez dwie odrębne komisje państwa miejsca zdarzenia i państwa rejestracji (operatora) statku powietrznego” – zauważa. Być może to jest też przyczyna, dla której współpraca, która miała być według Rosjan nie tylko „bezprecedensowa”, ale doskonała i przykładna, naprawdę kiepsko się układała. Świadczy o tym pokaźna lista nieprzekazanych dokumentów i pytań bez odpowiedzi, jakie polska komisja dołączyła do uwag Polski do raportu MAK, jak też treść samych uwag

Ciemna strona załącznika

Ekspertyza bada ewentualność przejęcia w części lub w całości badania przez stronę polską. Tu jednak wywód jest bardzo dwuznaczny. Kasprzyk obszernie owija w rozmaite wątpliwości prostą konstatację, że takie przejęcie jest możliwe na mocy dwustronnego porozumienia oraz że nie doszło do tego przez „brak propozycji [jego] zawarcia” ze strony polskiej. Co więcej, możliwość taka istniała zarówno w przypadku skorzystania z załącznika 13, jak i bez niego. Trudności wskazane przez Kasprzyka sprowadzają się do argumentu, który podał także premier Tusk podczas debaty sejmowej na ten temat, że strona rosyjska mogłaby się po prostu na porozumienie z Polską nie zgodzić. Pominięty jest fakt, że taka odmowa rodziłaby określone konsekwencje dyplomatyczno-polityczne i wcale nie byłaby taka pewna, jak się zdaje wydawać autorowi ekspertyzy.

Z ekspertyzy możemy dowiedzieć się o ważnej ciemnej stronie załącznika 13 jako podstawy prowadzenia badania wypadku samolotu lotnictwa państwowego. „Załącznik 13 zawiera tzw. normy i zalecenia. Prawny charakter tych norm i zaleceń (Standarts and Recommended Practices) budzi kontrowersje. Nie wchodząc w szczegóły, wystarczy wskazać, że wiążący charakter mają tylko normy (zasady) postępowania (standarts), natomiast przyjmowanie zaleceń (recommended practices) pozostawione jest uznaniu państw członkowskich ICAO. (…) Przyjęcie norm postępowania ustanowionych w Załącznikach do Konwencji ICAO nie jest obowiązkiem o charakterze bezwzględnym”. Sama konwencja mówi o tym, że „państwo, na którego terytorium wypadek nastąpił, wdroży dochodzenie co do okoliczności wypadku, stosując się, jak dalece jego własne ustawy na to pozwalają, do zasad postępowania zaleconych przez ICAO”. A więc organ rosyjski nie jest tak naprawdę związany postanowieniami konwencji lub załącznika 13, tylko prawem rosyjskim. Przy czym nie do końca wiadomo, w jakim zakresie.

Ograniczeniom stosowania załącznika 13 ekspertyza przeciwstawia argument, że z uwagi na fakt wskazania go jako podstawy prawnej do badania katastrofy nie przez konwencję chicagowską, ale władze Federacji Rosyjskiej, wszystkie jego postanowienia stają się obligatoryjne, rzekomo „bez ich ograniczania przepisami prawa wewnętrznego”. Nic nie wskazuje jednak na to, żeby taką samą interpretację przyjmowała strona rosyjska. Prawnicy, z którymi rozmawiał „Nasz Dziennik”, mają zdanie wręcz przeciwne. Na przykład Agata Kaczyńska jest przekonana, a ma spore doświadczenie w tego rodzaju sprawach, że pozycja postanowień załącznika 13 jest silniejsza przy badaniu wypadków lotnictwa cywilnego, a to ze względu na priorytet konwencji chicagowskiej nad prawem krajowym niż w wyjątkowym i wątpliwym na wiele sposobów przypadku samolotu lotnictwa państwowego, nawet jeśli sama konwencja przewiduje priorytet prawa wewnętrznego.

Piotr Falkowski

Za: Nasz Dziennik, Sobota-Niedziela, 25-26 lutego 2012, Nr 47 (4282) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120225&typ=po&id=po03.txt | Dezerterzy z Siewiernego

Skip to content