Aktualizacja strony została wstrzymana

Rysuje się koncepcja – Stanisław Michalkiewicz

No nie, tego już za wiele! Źeby jeszcze powiedział to jakiś oszołom, przeżarty liberalnym dokrtynerstwem, wychłostanym już na wszystkie sposoby przez „mądrych i roztropnych”, to zrozumiałe – do licznych swoich nieprawości i sprośnych błędów Niebu obrzydłych dodał jeszcze jedna, czy jeszcze jeden. Ale żeby uważany za źródło roztropności wicepremier Waldemar Pawlak? Takiego noża i to w dodatku z tej strony nikt spodziewać się nie mógł – a jednak. „O nierządne królestwo i zginienia bliskie!” Niby wszyscy się śmieją z kalendarza Majów, w którym koniec świata został zarządzony właśnie na rok bieżący, ale tu nie ma się z czego śmiać, skoro już sam Waldemar Pawlak, zapytany na korytarzu sejmowym przez dziennikarkę telewizyjną, co sądzi o emeryturach odparł, że on w ogóle „nie wierzy” w „chimeryczne” emerytury państwowe i dlatego stawia raczej na oszczędności i poprawne stosunki z dziećmi. Czyż nie jest to nieomylny znak, że świat się kończy i tylko ci się uratują, którzy dużo piją?

Nawiasem mówiąc, pewien Czytelnik nadesłał mi kalkulację, z której wynika, że zamiast odkładać składkę do ZUS, korzystniej byłoby ją przepijać – bo ze sprzedaży zgromadzonych w ten sposób przez całe aktywne życie zawodowe butelek po piwie, można by przez resztę życia zapewnić sobie dochód nawet trochę większy od dzisiejszych emerytalnych obiecanek, które przecież i tak na pewno nie zostaną dotrzymane. Już wicepremier Pawlak coś tam przecież musi na ten temat wiedzieć, więc skoro publicznie wypowiada się w ten sposób, to nieomylny to znak, że pora porzucić wszelką nadzieję. Ładny interes! I kto mi teraz powróci łzy żalu i skruchy, które wylewałem strumieniami po pryncypialnych krytykach, jakie spotkały mnie ze strony ludzi „mądrych i roztropnych” po przedstawieniu pomysłu likwidacji przymusu ubezpieczeń emerytalnych? Na szczęście większość komentarzy demonstrowała zgorszenie i oburzenie z powodu tytułowego „fiuta” i przezornie omijała meritum – ale mimo to, ileż łez wylałem – i to nie tylko z żalu doskonałego i skruchy, ale również – na widok szczerego przywiązania do socjalizmu, które wzruszyłoby nawet samego Józefa Stalina.

Nawet samego Józefa Stalina, powtarzam – a wzruszyłoby go do łez to przywiązanie do socjalizmu przede wszystkim dlatego, że demonstrują je nie tylko przedstawiciele lewicy, ale i prawicy. Nawet – powiedzmy sobie szczerze – wicepremier Waldemar Pawlak, wprawdzie sam już w emerytury państwowe „nie wierzy”, ale od nas, zwykłych obywateli jeszcze tej wiary oczekuje tym bardziej, że o ile sam stara się oszczędzać – i chwała Bogu, ma z czego – to nam już na to nie pozwala, głosując razem z Polskim Stronnictwem Ludowym za podwyżkami podatków. Ciekawe, czy zacytowana wypowiedź wicepremiera Pawlaka nie jest aby sygnałem czekających nas przetasowań w rządzie premiera Tuska, to znaczy –podmianki partnera koalicyjnego. Tak się bowiem zawsze składa, że kiedy nasi Umiłowani Przywódcy piastują zewnętrzne znamiona władzy, to robią głupstwo za głupstwem – że aż obywatele dochodzą do przekonania, że lekkomyślnie powierzyli nie tylko losy państwa, ale i własne w ręce jakichś wariatów i marnotrawców. Wystarczy jednak, żeby taki jeden z drugim Umiłowany Przywódca został odsunięty od żłóbka, od razu robi się nie tylko normalny aż do bólu, ale nawet – rozumny.

Weźmy takiego Leszka Balcerowicza. Jego felietony na tematy gospodarcze w tygodniu „Wprost” były bez porównania lepsze od poczynań na stanowisku wicepremiera i ministra finansów – a zaczął je pisać zaraz po utracie tego stanowiska. Hmm; wygląda na to, że wbrew rozpowszechnionym opiniom, to właśnie my, biedni felietoniści, wzięliśmy lepszą cząstkę. Kiedy Umiłowani Przywódcy dochodzą do jakichś rozsądnych wniosków dopiero po niezwykle kosztownych i co tu ukrywać – niefortunnych eksperymentach na obywatelach, my, biedni felietoniści, idąc na skróty myślowe, osiągamy te same rezultaty znacznie szybciej oraz – co przecież nie jest bez znaczenia – znacznie taniej i bez takiego ryzyka. Ale dość już tych uwag, które zaczynają przybierać postać gołosłownego samochwalstwa. Niech zatem przemówią – jak je określa były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Lech Wałęsa – „koncepcje”.

W dyskusji nad kolejnym etapem „reformy emerytalnej” – bo jak wiadomo, system emerytalny za każdym razem wchodzi w kolejny etap reformy, kiedy zabraknie pieniędzy – rysuje się koncepcja podwyższenia wieku emerytalnego do lat 67, z jednoczesnym zrównaniem wieku kobiet i mężczyzn. Wychodzi to naprzeciw pragnieniom postępaków, którzy chcieliby wszystko wyrównać i dlatego małych naciągają, dużych obcinają, grubych uciskają a chudych nadymają. Ale argument ideologiczny jest zaledwie drugorzędny – bo jak zauważyła pani Irena Wóycicka, która w tubylczym judenracie zajmuje się właśnie przychylaniem nieba za pomocą ubezpieczeń społecznych – następne pokolenia będą żyły dłużej, niż pokolenia obecne. I TO JEST NAJGORSZE!

Dopiero na tym tle lepiej rozumiemy kompleksowe działanie rządu, który na polecenie Sił Wyższych forsuje również Narodowy Program Eutanazji, którego celu nietrudno się przecież domyślić. W jego następstwie ludzie starzy i chorzy nie będą żyli bez opamiętania, jak obecnie, a tylko tak długo, by ich egzystencja nie zagroziła systemowi socjalistycznemu. Oczywiście konieczna jest w tym celu interwencja państwa – więc państwo interweniuje. Ale Narodowy Program Eutanazji, chociaż oczywiście zmierza we właściwym kierunku, może jednak okazać się niewystarczający. To nie jest czas na jakieś półśrodki i dla ratowania systemu socjalistycznego trzeba pójść na całość. Skoro największym zagrożeniem dla systemu jest graniczące z pewnością prawdopodobieństwo zwiększenia średniej długości życia obywateli, to nie ma co dłużej się namyślać, ani urządzać referendów, z których i Salomon nie naleje – tylko interweniować na całego. Po co wydłużać wiek emerytalny, po co urządzać referenda, po co wiecować nad tym, co i tak nieubłaganie się zbliża, kiedy można ustawowo, a jeszcze lepiej – normą konstytucyjną wyposażyć rząd w prawo ustalania obywatelom maksymalnej przeżywalności. Dopuszczalna byłaby tu pewna elastyczność, uzależniona od efektywności Narodowego Programu Eutanazji.

Gdyby Narodowy Program Eutanazji okazał się bardziej wydajny, można by granice maksymalnej przeżywalności przesunąć, dajmy na to, o rok albo nawet półtora, zaś w przeciwnym razie – cofnąć nawet do ustawowego wieku emerytalnego. Oczywiście do takiego posunięcia państwo socjalistyczne też musiałoby podejść kompleksowo, to znaczy – w każdej gminie zorganizować Stację Końcową, gdzie obywatele, którzy osiągnęli przepisany wiek, mogliby godnie rozstać się z tym światem. Dla oszczędności takie Stacje Końcowe mogłyby być zorganizowane przy „Orlikach”, a Dworzec Centralny – na zapleczu Stadionu Narodowego. Zakłady utylizacji zwłok trzeba by jednak urządzić w miejscach bardziej odosobnionych, by nie urażać wrażliwości młodych, wykształconych”.

Dzięki tym wszystkim przedsięwzięciom system nie tylko może przetrwać, ale nawet – dostarczać pewnej nadwyżki – a taka widoczna poprawa rentowności mniej wartościowego społeczeństwa tubylczego z pewnością ucieszy judenrat centralny, dzięki czemu nasz nieszczęśliwy kraj może stać się wzorem dla całego Eurokołchozu. Warto podkreślić, że dla tej koncepcji właściwie nie ma alternatywy. To znaczy – teoretycznie jest – w postaci odstąpienia od przymusu ubezpieczeń społecznych – ale z uwagi na przywiązanie nie tylko Umiłowanych Przywódców, którzy ze zrozumiałych względów opowiadają się za interwencjonizmem państwowym – ale również na przywiązanie większości obywateli do socjalizmu, w ogóle nie wchodzi w rachubę, zwłaszcza przy zachowaniu procedur demokratycznych.

Stanisław Michalkiewicz

Felieton    serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl)    20 lutego 2012

Za: michalkiewicz.pl | http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2407

Skip to content