Wojna o pokój wchodzi w decydującą fazę. Wskazuje na to choćby informacja z 9 lutego, że bezcenny Izrael, oczywiście korzystając z pośrednictwa szabesgojów, w postaci Wielkiej Brytanii i Turcji, wkroczył do Syrii, gwoli szybszego obalenia tamtejszego tyrana i zastąpienia go naturszczykiem w rodzaju naszego Lecha Wałęsy, który zrobi wszystko, co tylko mu każą, a w szczególności – odwróci sojusze wojskowe. Syryjski tyran bowiem ma dwustronny sojusz wojskowy ze złowrogim Iranem, który dostarcza mu rakiet krótkiego zasięgu. Tymi rakietami syryjski tyran mógłby zasypać bezcenny Izrael, gdyby tylko bezcenny Izrael spróbował zrobić kuku złowrogiemu Iranowi. W takiej sytuacji jest chyba oczywiste, że demokracja w Syrii cierpi niewypowiedziane katiusze, a tamtejszy tyran, zatwardziały w tyraństwie swoim, ściga się w łotrostwach ze szczęśliwie obalonym tyranem egipskim, szczęśliwie obalonym tyranem tunezyjskim, nie mówiąc już o szczęśliwie zlinczowanym tyranie libijskim – serdecznym przyjacielu naszego generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Oczywiście Wojciech Jaruzelski między tyrany zaliczony być nie może, bo raz, że choreńki, a po drugie, a właściwie – po pierwsze – jakże tu go zaliczać, kiedy „oddał władzę” lewicy laickiej? Raz na zawsze wyjaśnił to red. Michnik, nakazując „odpieprzyć się od generała”. Do tego rozkazu zastosowali się najposłuszniej przedstawiciele skrajnej prawicy narodowej, co pokazuje, że chociaż centrale mogą być różne, to – chociaż oczywiście na wyższym szczeblu – koordynacja między nimi – wzorowa. Syryjski tyran to co innego. Gdyby z zupełnie innych względów było to możliwe, to już dawno okazałby się gorszy od wybitnego przywódcy socjalistycznego Adolfa Hitlera. Jednakże takiego porównania zastosować nie można, bo podważałoby ono wyjątkowy charakter holokaustu, a na tym dogmacie o wyjątkowości ufundowana została religia holokaustu, mająca być pozorem moralnego uzasadnienia eksploatowania przez starszych i mądrzejszych wszystkich narodów mniej wartościowych. Od czegóż jednak katiusze, jakie cierpi w Syrii demokracja? To też dobry pozór moralnego uzasadnienia, więc komandosi angielscy i tureccy podobno nie walczą bezpośrednio z tamtejszym tyranem, tylko – cokolwiek by to miało znaczyć – „ochraniają” broniących tamtejszej demokracji bezbronnych cywilów, zorganizowanych w Armię Wolnej Syrii, której trzon stanowią „dezerterzy”. Trochę to skomplikowane, ale wojna o pokój, to nie żarty zwłaszcza, gdy trzeba zachowywać mnóstwo innych pozorów.
Udział tureckich komandosów w pokojowej wojnie o demokrację w Syrii zwraca naszą uwagę na kwestie finansowe. Turcja bowiem tradycyjnie spełnia wszystkie prośby o przysługi, jakie kierują do niej Stany Zjednoczone – ale – w odróżnieniu od prezydenta Lecha Kaczyńskiego – zawsze żąda stosownego wynagrodzenia i to w dodatku – z góry. Trudno sobie wyobrazić, żeby teraz było inaczej, a w takim razie lepiej rozumiemy komunikat, jaki niedawno przez otwór gębowy swojej twarzy wydał minister Sikorski informując o swoich rozhoworach z panem Dawidem Harrisem – od lat piastującym godność „dyrektora wykonawczego” Komitetu Amerykańsko-Żydowskiego. Pan Harris „obiecał” ministru Sikorskiemu, że „pomoże” w pomyślnym „załatwieniu” sprawy zniesienia amerykańskich wiz dla Polaków. Skąd pan Dawid Harris ma takie możliwości – o tym sza! – ale fakt, że minister Sikorski zwrócił się o protekcję w tej sprawie akurat do niego pokazuje, iż fałszywe pogłoski, jakoby w Ameryce ogon wywijał psem, jakoby ci wszyscy prezydenci, to tylko rodzaj figurantów, każdego ranka nakręcanych przez przydzielonego kuratora, nie są tak do końca pozbawione podstaw.
Według autorów książki „Lobby izraelskie w USA”, Komitet Amerykańsko-Żydowski jest jedną z „kluczowych” organizacji lobby żydowskiego, skupiającego organizacje „szczególnie oddane syjonizmowi i działalności proizraelskiej”. Więc rozumiemy, że pan Harris „sze kręczy” – jak to się mawiało w sferach kupieckich. No dobrze – ale z komunikatu ministra Sikorskiego niepodobna się dowiedzieć, co takiego on obiecał w zamian Dawidowi Harrisowi – bo że coś obiecać musiał, to chyba rzecz pewna? W tej sytuacji jesteśmy skazani na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie krępujmy się, nie żałujmy sobie i śmiało się domyślajmy! Pewne światło na tę sprawę rzuca okoliczność, że pan Dawid Harris, który te obiecanki poczynił ministru Sikorskiemu, to ten sam pan Dawid Harris, który w marcu 2006 roku molestował premiera Marcinkiewicza w sprawie realizacji majątkowych roszczeń żydowskich, szacowanych na 60-65 mld dolarów i nawet uzyskał od niego obietnicę spełnienia tych żądań już „jesienią”.
Ujawnienie przeze mnie tego faktu na antenie Radia Maryja wywołało skandal; premier Marcinkiewicz w żywe oczy się wypierał, ale jedna z organizacji przemysłu holokaustu na swojej stronie internetowej całą rzecz potwierdziła. Skoro z pana Harrisa taki wielki przyjaciel Polski, to wypada przypomnieć, że na początku ubiegłego roku Izrael, do spółki z Agencją Żydowską utworzył specjalny zespół do przeprowadzenia „operacji odzyskiwania mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Po drugie – że w lutym ubiegłego roku bawiła w Izraelu delegacja rządu premiera Tuska w pełnym, 55-osobowym składzie – ale nie wiadomo, co tam uradziła z rządem premiera Netanjahu, bo nie ukazał się żaden konkretny komunikat. Odbieram tę powściągliwość, jako informację, że uradzono coś, o czym polska opinia publiczna nie ma prawa się dowiedzieć – no i nie wie.
Podobnie w przeddzień wizyty prezydenta Obamy w Warszawie w maju ub. roku, kiedy zaszczycił on swoją obecnością zjazd klubu trzeciego miejsca – otrzymał on dwa jednobrzmiące listy; jeden od Światowego Kongresu Żydów – tego samego, który ustami malwersanta, a swojego sekretarza Izraela Singera groził Polsce „upokarzaniem na arenie międzynarodowej” – a drugi od Komitetu Helsińskiego przy Krongresie USA – żeby „nacisnął” na polskie władze w kierunku realizacji wspomnianych żydowskich roszczeń. Ponieważ uprzejmie nie dopuszczam myśli, by prezydent Obama ośmielił się tego rodzaju polecenia zlekceważyć, to oczywiście sprawa ta musiała być w rozmowach z prezydentem Komorowskim i premierem Tuskiem poruszona – ale znowu nie wiemy, co właściwie uradzono. A skoro nie wiemy, to znaczy, że uradzono coś o czym za żadne skarby nie można nam powiedzieć.
Kiedyś jednak trzeba będzie puścić farbę i obawiam się, że właśnie nadchodzi ta chwila dziwnie osobliwa, kiedy trzeba będzie zapłacić i odsiedzieć – oczywiście w Judeopolonii, jaka zostanie utworzona w ramach postulowanej przez min. Sikorskiego „federacji” na „polski terytorium etnograficznym” na wschód od dawnej granicy niemieckiej z roku 1937. Zatem – nadszedł czas, by przystąpić do szlamowania naszego nieszczęśliwego kraju – a ponieważ w tym momencie niczego ukrywać już się nie da – trzeba tę pełną niewypowiedzianej goryczy pigułę oblać znieczulającą polewą w postaci zniesienia wiz – które poprzebierani za dziennikarzy konfidenci z mediów głównego nurtu przedstawią jako wielki sukces dyplomacji premiera Tuska.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.
Felieton • tygodnik „Najwyższy Czas!” • 17 lutego 2012