Aktualizacja strony została wstrzymana

Czy wielomiesięczne prace A.Macierewicza i Zespołu Parlamentarnego są akcją dezinformacyjną?

Czy trzeba być aż matematykiem albo fizykiem, aby pojąć, że wychodząc z fałszywych danych nie można dojść do prawdziwego wyniku? Czy gospodyni domowa by upiec ciasto, doda do maki zepsute jajko? Czy kierowca, aby dojechac do celu, wleje do baku samochodu trefne paliwo? No, ale „amerykański fizyk” potrafi. 

W rozmowie Piotra Falkowskiego z dr Kazimierzem Nowaczykiem w dzisiejszym wydaniu „ND” [patrz niżej] bez zaskoczenia przeczytałam po raz kolejny stwierdzenie pana Nowaczyka, że: „podjąłem pierwszą próbę naukowej analizy, przyjmując jako punkt wyjścia dane odczytane przez ekspertów firmy Universal Avionicsproducenta urządzeń TAWS (system wczesnego ostrzegania przed zderzeniem z ziemią) i FMS (komputerowy system sterowania lotem).”

Niestety, pan Nowaczyk od kilkunastu miesięcy wprowadza w błąd opinię publiczną utrzymując, że eksperci w Redmond/USA odczytywali jakiekolwiek dane z dostarczonego im przez rosyjski MAK komputera pokładowego TAWS, który miał rzekomo należeć do wyposażenia Tu154 M-101, nr seryjny 90A837, jaki rzekomo rozbił się na lotnisku Sewernym. Pisałam już o tym tutaj oraz otrzymałam na to list od p. Antoniego Macierewicza, który przyznał mi rację (link niżej)

Tymczasem, ujmując to najkrócej w punktach, fakty są następujące: 

  1. Amerykańska NTSB (National Transportation Safety Board) nie wykonywała żadnych badań, bo nie ma takiego prawa. Badania wykonywał MAK,wszystkie od A do Z.
  2. MAK zwrócił się o pomoc prawną do strony konwencji ICAO (International Civil Aviation Organization) – NTSB w badaniu skrzynki FMS i TAWS wyprodukowanej przez firmę amerykańską, czyli z jurysdykcji NTSB.
  3. NTSB w ramach pomocy przekazał materiały do Redmond, a otrzymane wyniki przekazał do MAK. Fachowcy w Redmond odczytali zamówione wybrane dane i zwizualizowali je na papierze. Nic ponadto. Nie wypowiadali się na tematy wiarygodności lub integralności tych danych, bo nie byli o to pytani.
  4. MAK na mocy konwencji ICAO przekazał swój raport ze śledztwa z odczytami z Redmond do publikacji w NTSB.
  5. NTSB opublikowała raport MAK z zaznaczeniem autorstwa MAK. (Notabene: Widnieje tam do dziś godzina zdarzenia 8.56!)
  6. NTSB i w ogóle Amerykanie nie mogli i nie wykonali niczego w tej sprawie, poza rolą skrzynki pocztowej, zatem nie mogli nic z własnej inicjatywy badać, ogłaszać, publikować, ponad to, co zostało zlecone przez Rosjan. Nie są oni bowiem prawnie zainteresowaną stroną w tej sprawie. Wszystko, co mogli, to spełnić czyjeś prośby na mocy umów międzynarodowych.
  7. Redmond wykonało zlecone przez NTSB odczytanie danych ze skrzynek otrzymanych z Moskwy w zakresie wskazanym przez Moskwę. Nie musieli wykonać tego na zlecenie MAK wprost, natomiast a na polecenie NTSB musieli wykonać to o co poproszono i w ścisłym zakresie tylko to, o co poproszono (patrz link- klik). Taki mówi konwencja o współpracy. 

Czyli powtórzmy jeszcze raz: 

NTSB poleca odczytać skrzynki i dokonać ich zapisu na osi czasu z wizualizacją w postaci wykresu i zrzutem danych w np. .xls (Excel). I to Redmond wykonuje. Nic ponadto. Nie może wyrażać opinii o prawidłowości danych, albo o stanie skrzynki, jeśli nie jest o to proszona. MAK mógł wysłać rozbebeszone pudełko z podmienionymi częściami i poprosić o odczyt. Redmond wykonuje. I koniec! Choć byłoby nawet oczywiste, że to fałszerstwo, nie mogą nic o tym mówić, bo o to nie pyta urząd NTSB. To jest jasne jak słońce dla każdego, kto jest obeznany z procedurami administracyjnymi dobrze funkcjonujących organizacji.

Według prawa międzynarodowego stronami do tego zdarzenia są rządy PL i RU, które na mocy umowy Tuska z Putinem przekazały do badania MAK okoliczności katastrofy. To umocowanie jest jasno przez MAK wykazane i opublikowane na stronie NTSB – proszę sprawdzić.  Stronami są rządy PL i RU. Zresztą to oczywiste, bo mówi o tym prawo międzynarodowe, prawo lotnicze, konwencja chicagowska i konwencja ICAO. Wszystkie zgodnie stwierdzają, że samoloty państwowe (state aviation) należą do wyłącznej kompetencji właściwych rządów – właściciela samolotu i terenu zdarzenia. Jeśli na przykład włoski samolot rozbije się w Boliwii – są to rządy Włoch i Boliwii, jeśli francuski Boeing na międzynarodowym Atlantyku – wyłącznie rząd Francji.

Podsumowując: NTSB i Redmond tak naprawdę niczego nie badały, tylko w Redmond odczytano to, co im Moskwa przysłała. I tylko tyle, bo tyle im kazano, ani linijki więcej (choć mieli na to ochotę powiadamiając o dużej ilości danych – cyt.: „Duża ilość surowych danych. Możemy przedstawić inne parametry w postaci czytelnej, jeśli będzie potrzebne w śledztwie”), a z własnej inicjatywy nic robić nie mogą. Oczywiście, bez wątpienia wiedzą o wszystkim, co się wydarzyło, ale wiedza jest rzeczą zbyt cenną, by się nią niepotrzebnie chwalić. Ergo – pan Nowaczyk analizował dane rosyjskie z komputera, który WEDŁUG Rosjan należał do rozbitego w dn. Tu154M-101. Niestety, nie mamy do dziś dowodu na żadne z twierdzeń Rosjan. Także na to, że złom na lotnisku Sewerny faktycznie należy do naszego Tu154M. Tym samym szermowanie jakimikolwiek „odczytami” danych wprowadzonych przez Rosjan do komputera TAWS jest nie tylko buńczuczną żenadą, ale i czystą, podręcznikową dezinformacją. Przyznał mi co do tego rację także przewodniczący Zespołu Parlamentarnego, poseł Antoni Macierewicz pisząc (list opublikował na portalu „wPolityce.pl„) już w drugim zdaniu:

„przeczytałem Pani wpis z 5 01 ’12 dotyczący odczytu systemu TAWS oraz FMS. W pełni zgadzam się z tą rekonstrukcją wydarzeń dotyczących odczytu, jaką pani przedstawiła.”

Powtórzmy jeszcze raz: wszystkie informacje o Smoleńsku w amerykańskiej NTSB pochodzą od MAK (i jest to w raporcie czytelnie zaznaczone). Dlatego wielomiesięczna akcja propagandowa pana Nowaczyka i pana Antoniego Macierewicza wokół „badań amerykańskich” jest dezinformacją w czystej postaci. Dezinformacje te powtórzone zostały przez obu panów podczas ich ostatniego tournee po Kanadzie już po mojej publikacji i publicznym przyznaniu mi racji przez przewodniczącego Zespołu Parlamentarnego. Przykro mi to stwierdzić, tym bardziej, że cel tych dezinformacji pozostaje dla mnie zakryty. Zależy mi jednak na tym, aby ceniony przez mnie „ND”, który z pomocą m.in. red. Falkowskiego tak wiele zrobił dla ustalenia wielu faktów dotyczących tej tragedii narodowej powstrzymał się od powtarzania dezinformacji i aby sam red. Falkowski zrozumiał, na czym ta dezinformacja polega.

Perfekcyjna dezinformacja polega na tym, że ubrana jest w prawdziwą otoczkę, dlatego nie mam zastrzeń do innych treści podanych w wywiadzie. Jednak sprawa „amerykańskich ekspertów”, którzy coś niby mieli zrobić, jest jądrem tego wywiadu i na tym jądrze bazuje od miesięcy Zespół Parlamentarny. W Polsce pokutuje mit „amerykańskości” czyli „lepszości” i jest on tutaj bezceremonialnie wykorzystywany.

Na koniec jeszcze raz: ani pan dr. Nowaczyk, ani amerykański  NTSB nie zrobił nic w sprawie przybliżenia nas do Prawdy, co więcej – nic zrobić nie może, a gen. Anodina to sprawnie wykorzystała. Pomimo „świetnej współpracy” z Rosjanami i „amerykańskimi ekspertami” nadal nawet nie wiemy, o której godzinie wydarzyła się „katastrofa”,  ani – dlaczego, ani – gdzie. Ani tym bardziej – czy w ogóle. Nie mamy dotąd żadnych dowodów. Nasze jedyne dowody znajdują się w zalutowanych trumnach pod ziemią i w tym wypadku Zespół Parlamentarny nigdy nie wspomniał publicznie ustami swego przewodniczącego o konieczności dokonania ekshumacji w celu ustalenia jak, kiedy i gdzie zginęli. W ten sposob „katastrofa na Sewiernym” blisko dwa lata później pozostaje nadal faktem medialnym z prawdziwymi ofiarami. 

 Ze strony NTSB: http://www.ntsb.gov/aviationquery/brief2.aspx?ev_id=20100429X00503&ntsbno=ENG10RA025&akey=1%20ENG10RA025

dodatkowo:

POLECAM SZCZEGÓLNIE

Linki do długo oczekiwanej, naprawdę znakomitej książki Free Your Mind opisującej obywatelskie śledztwo smoleńskie (to pierwsza częśc, 166 stron, niebawem za kilka-kilkanaście godzin będzie druga):

Joanna Mieszko-Wiórkiewicz

Za: Joanna Mieszko-Wiórkiewicz blog (14.02.2012) – „Smoleński FMS? Amerykanie nie robili żadnych ekspertyz!”

Półtorej godziny w ICAO

Z prof. Kazimierzem Nowaczykiem, fizykiem z University of Maryland (Baltimore, USA), współpracownikiem Zespołu Parlamentarnego ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, rozmawia Piotr Falkowski

Wspólnie z prof. Wiesławem Biniendą przedstawił Pan w Kanadzie wyniki własnych badań dotyczących katastrofy smoleńskiej.

– Tak, na początku lutego byłem z posłem Antonim Macierewiczem, prof. Wiesławem Biniendą i panią mecenas Marią Szonert-Biniendą w Kanadzie. Zaprosiły nas Stowarzyszenie Inżynierów Polskich w Kanadzie i Polski Instytut Naukowy w Kanadzie (Oddziały Ottawskie) oraz Gmina nr 25 Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie. Spotkania odbywały się pod patronatem Okręgu Ottawskiego Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Mieliśmy możliwość przedstawić nasze badania. Pojechaliśmy do Kanady z obliczeniami i symulacjami, które prezentowane były – w miarę postępu prac – na zebraniach Zespołu Parlamentarnego.

Przypomnijmy ich główne wyniki.

– Wobec drastycznego naruszenia wszelkich standardów badania katastrof lotniczych przez polską państwową komisję podjąłem pierwszą próbę naukowej analizy, przyjmując jako punkt wyjścia dane odczytane przez ekspertów firmy Universal Avionics, producenta urządzeń TAWS (system wczesnego ostrzegania przed zderzeniem z ziemią) i FMS (komputerowy system sterowania lotem). Pierwsza moja prezentacja odbyła się 28 lipca 2011 roku, czyli tuż przed oficjalnym ogłoszeniem raportu Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Zakwestionowana została w niej jedna z podstawowych tez raportu rosyjskiego MAK – określenie miejsca, w którym samolot miał stracić fragment skrzydła i rozpocząć beczkę autorotacyjną zakończoną tragicznym uderzeniem w ziemię. Przyłączenie się do prac zespołu naukowca tej klasy co prof. Wiesław Binienda rozszerzyło i przyspieszyło nasze badania. Kolejne prezentacje z symulacjami prof. Biniendy zostały przedstawione Zespołowi Parlamentarnemu i opinii publicznej 8 września, potem 25 listopada. Ostatnia miała miejsce kilka tygodni temu, 24 stycznia, i zbiegła się z opublikowaniem ekspertyzy ścieżki dźwiękowej zapisu z kokpitu dokonanej przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych im. Jana Sehna. Nasze badania w istotny sposób podważają raport MAK, jak również oparty na nim raport komisji Millera.

Co tak bardzo razi Panów w raporcie komisji Millera, że poświęcacie tyle czasu i energii, żeby niejako w zastępstwie wykonywać to, co powinien uczynić duży zespół specjalistów wyposażony w ogromne środki i możliwości?

– Raport ten już na zawsze pozostanie świadectwem degeneracji urzędników, którzy z pełną świadomością podpisali się pod zakłamanym i zmanipulowanym oficjalnym dokumentem rządowym. Dokument ten, zwany raportem Millera, przetłumaczony na język angielski, będzie długo hańbił nasze państwo. Dlaczego? Wymienię tylko niektóre przyczyny. Nie ma w nim badań własnych szczątków samolotu, w tym urwanego lewego skrzydła, odczytów oryginałów czarnych skrzynek, wyników oblotu terenu i badania miejsca katastrofy, w tym badań pirotechnicznych. Następnie – nie uzyskano zapisu wideo obrazu schodzenia samolotu na monitorach wieży kontroli lotów. Nie ma przesłuchań rosyjskich świadków. Wreszcie zignorowano raport ppłk. Mirosława Milanowskiego z 15 kwietnia 2010 roku, który stwierdzał, że do tragedii doszło „z winy rosyjskiej”. Nie dostaliśmy pełnych rosyjskich protokołów sekcji zwłok, a niektóre już okazały się fałszywe. Wyszło też na jaw, że polscy prokuratorzy i lekarze nie uczestniczyli w sekcjach zwłok, a w ciągu ubiegłych 21 miesięcy, mimo żądań rodzin, nie zbadano (poza ciałem ministra Zbigniewa Wassermanna) żadnych zwłok. Najważniejszy wniosek, mówiący o błędzie pilotów, oparto na przypisaniu odczytywania wysokości nad poziomem morza z wysokościomierza barycznego gen. Andrzejowi Błasikowi, co – jak się okazało dzięki pracom Instytutu Ekspertyz Sądowych – czynił drugi pilot. A to oznacza, że załoga świetnie zdawała sobie sprawę z wysokości, na jakiej się znajdowała. Świadomie ukryto niewygodne, niepasujące do końcowych wniosków odczyty wysokości i inne dane rejestrowane przez TAWS i FMS (wynika z nich, że samolot nie mógł mieć kontaktu z obiema brzozami, tą przy bliższej radiolatarni i „pancerną”, bo przeleciał kilkanaście metrów ponad nimi). Synchronizację zapisów czarnej skrzynki rejestrującej głosy i skrzynki rejestrującej parametry lotu oparto na nieistniejącym „odgłosie zderzenia z drzewem” (potem nieistnienie tego odgłosu wykazała analiza Instytutu Ekspertyz Sądowych). Opublikowane zapisy z rejestratora parametrów lotu są tak rozmyte i nakładające się na siebie, że uniemożliwiają jakąkolwiek niezależną analizę, a komisja odmawiała, podobnie jak prokuratura, udostępnienia rodzinom i badaczom kopii cyfrowego zapisu skrzynki parametrów lotu ATM. Przypomnę wreszcie, że analizę końcowych sekund lotu samolotu wykonano na podstawie przywłaszczonego z internetu fragmentu kopii z kopii zdjęcia fotoamatora Siergieja Amielina, mimo dostępu do oryginału. Również analiza stanu roślinności na ścieżce podejścia dokonana została nie na podstawie badań własnych, lecz w oparciu o skopiowane zdjęcia tegoż Amielina. To tylko niektóre uchybienia komisji Millera zawarte w jej dokumencie. Nie trzeba być naukowcem ani multidyscyplinarnym specjalistą, aby stwierdzić, że raport KBWLLP pozbawiony jest koniecznych naukowych analiz, oparty jest na fałszywych przesłankach, usunięto istotne dane. Takie działanie nie może prowadzić do prawdziwych wniosków, więc dokument ten powinien zostać odrzucony w całości.

Tym wynikom przeciwstawia Pan badania prof. Biniendy i swoje. Krytycy twierdzą, że brak Panom odpowiednich kwalifikacji bądź że to wyniki pozyskane na zamówienie polityczne.

– Praca prof. Biniendy, moja i innych kolegów oraz jej efekty podważające oficjalne raporty, a co za tym idzie – powodujące, jak się teraz modnie mówi, dysonans poznawczy u opinii publicznej, wyzwoliły aktywność wielu ludzi złej woli. Poznać to można po usilnych próbach podważenia moich kompetencji zawodowych, wysyłania donosów do przełożonych, zdyskredytowania mnie jako uczciwego człowieka przez przypisywanie mi działania motywowanego politycznie. Nigdy nie podawałem się za kogoś, kim nie jestem. Nigdy nie ukrywałem, że jestem fizykiem i że wykonuję tę część pracy, w której mogę najlepiej wykorzystać moją wiedzę i umiejętności związane m.in. z analizą danych. Nie mam możliwości śledzić na bieżąco prasy ukazującej się w Polsce, nie mam też na to czasu. Mimo to docierają do mnie strzępy krytycznych wypowiedzi różnych osób. Zdumiewające, że poważni, wydawałoby się, naukowcy, przyznając, że raport Millera jest nieprofesjonalny, niepełny i obarczony błędami, stwierdzają jednocześnie, jakoby wnioski, które wyciągnęła komisja, były prawidłowe. W każdej dziedzinie nauki po wykazaniu błędów w metodologii lub celowych przeinaczeń w recenzowanej publikacji odrzuca się ją w całości wraz z wnioskami. Zamiast uczciwej, rzeczowej, naukowej dyskusji prowadzonej w celu wyjaśnienia tajemnicy śmierci elity państwa polskiego obserwuję próby wciągnięcia nas w żałosny spektakl medialny. Przy okazji próbuje się podważyć obiektywizm i dobrą wolę Zespołu Parlamentarnego, który jest jedynym instytucjonalnym i otwartym dla wszystkich naukowców forum rzeczowego badania przyczyn katastrofy. Uważam, że tragedia smoleńska może zostać wyjaśniona tylko wówczas, gdy odrzuci się sfałszowane raporty Anodiny i Millera, zrezygnuje z politycznych uprzedzeń i zbada przede wszystkim fakty oraz zweryfikuje zbudowane na nich hipotezy. Do tego potrzebne jest jednak powołanie międzynarodowej komisji mającej dostęp do wszystkich dowodów i dysponującej naukowym zapleczem niezbędnym do solidnej analizy.

Jak niezależni specjaliści mogą zapoznać się z Panów badaniami? Pytam o to, ponieważ jednym z zarzutów jest to, że Panów wyniki przedstawiane są w formie prezentacji, a nie zawsze wiadomo dokładnie, jak je uzyskano.

– Materiały i nagrania z naszych prezentacji są od kilku miesięcy dostępne w internecie. Nie podjęto jednak dyskusji naukowej z naszymi obliczeniami, której oczekiwaliśmy, a żaden z ekspertów biorących udział w pracach komisji Millera nie skorzystał z zaproszenia prof. Biniendy na konferencję w Pasadenie (American Society of Civil Engineers Earth and Space 2012 Conference). Jednak nadzieją na współpracę napawa fakt obecności kilku naukowców na ostatnim posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego w styczniu tego roku. Niektóre media usiłują wywołać wrażenie, że z obawy przed weryfikacją naszych badań ukrywamy jakieś dane. I nie jest ważne, że ekspertom medialnym „myli się” odczyt pozycji z GPS (trzech, a nie jednego) z wysokością barometryczną i radiową zapisywaną przez TAWS. Ważne, by czytelnicy zapamiętali, że odczyty są bardzo niedokładne. Kto z nieprzygotowanych do odbioru takiej dyskusji widzów zorientuje się, że „eksperci”, mówiąc o 26 metrach, na których prawdopodobnie oderwała się końcówka skrzydła, twierdzą, iż to jest pojedynczy odczyt, gdy naprawdę jest to wynik matematycznej analizy wielu danych, przeprowadzonej zgodnie z obowiązującymi regułami? Nieliczni wiedzą, że nie zmierzono dokładnie średnicy brzozy, długości urwanej końcówki skrzydła. Nieliczni wiedzą, że swoje analizy opieram na danych pochodzących z obu raportów, a symulacje prof. Biniendy nie są tym samym, co animacja Millera. I na pewno nie dowiedzą się tego od „ekspertów” z telewizji i gazet. Dlatego jestem wdzięczny przede wszystkim dziennikarzom „Naszego Dziennika”, którzy od początku wytrwale i prawdziwie piszą o katastrofie smoleńskiej, również Telewizji Trwam, która zdecydowała się na emisję naszych prezentacji, a także innym, niestety nielicznym, niezależnym mediom w Polsce za możliwość dotarcia z informacją o naszych badaniach i symulacjach do szerszego grona odbiorców.

Proszę opowiedzieć o Panów planach umiędzynarodowienia sprawy katastrofy. Temu zapewne służyła także wizyta w Kanadzie?

– Między innymi. W Kanadzie obyły się trzy spotkania połączone z dyskusją. Dwa w Ottawie i jedno w Montrealu.

O, w Montrealu. To tam, gdzie jest siedziba ICAO!

– Skoro już pan o tym wspomniał, to ujawnię, że w Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego też byliśmy. Odbyło się półtoragodzinne spotkanie z przedstawicielami organizacji, na którym przekazane zostały materiały Zespołu Parlamentarnego wraz z naszymi prezentacjami. To nie wszystko. Na spotkaniu w audytorium Saint Paul University w Ottawie – na ponad 300 miejsc – podczas dyskusji głos zabrał m.in. były pilot wojskowy i członek komisji badania wypadków lotniczych, redaktor kwartalnika kanadyjskich Sił Powietrznych. W swojej wypowiedzi stwierdził, że z prezentacji, które zobaczył, wynika wniosek, iż powołanie międzynarodowej komisji, która będzie miała dostęp do wszystkich dowodów, powinno być priorytetem rządu polskiego. Nawiązaliśmy też kontakt z byłym pilotem samolotów dla VIP-ów. Obaj zaoferowali swą pomoc. Teraz przygotowujemy się do wysłuchania przed Parlamentem Europejskim, które odbędzie się pod koniec marca.

Z jaką reakcją kanadyjskiej Polonii spotkało się Panów wystąpienie?

– W Montrealu, w sali Towarzystwa Orła Białego, zgromadziło się około 420 osób, które uważnie przysłuchiwały się wystąpieniom, zadając liczne pytania. Na zakończenie dyskusji, która przeciągnęła się prawie do północy, mimo że dzień następny był zwykłym dniem pracy, uczestnicy spotkania i panelu uchwalili jednogłośnie uchwałę wyrażającą poparcie dla projektu stworzenia międzynarodowej komisji do zbadania tragicznej katastrofy polskiego rządowego samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem. W Ottawie odbyły się dwa spotkania. Wspomniane wcześniej na uniwersytecie i drugie w sali kościoła pw. św. Jacka Odrowąża, oba pod tytułem „Pytania oczekujące odpowiedzi”. Również to spotkanie zaowocowało uchwałą o konieczności powołania międzynarodowej komisji do zbadania przyczyn katastrofy samolotu rządowego. Mam nadzieję, że przy poparciu Kongresu Polonii Kanadyjskiej doprowadzimy do powstania niezależnej komisji, która będzie w stanie przeprowadzić uczciwe śledztwo wyjaśniające tę tragedię. Nie muszę chyba dodawać, że na wszystkich spotkaniach najgoręcej witaną i najuważniej wysłuchaną osobą był poseł Antoni Macierewicz, nagrodzony pod koniec wizyty Złotym Krzyżem Zasługi Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie. Chciałbym wyrazić wielką wdzięczność organizatorom spotkań kanadyjskich, w szczególności dr. inż. Bogdanowi Gajewskiemu, prezesowi Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie – Oddział Ottawa, dr. inż. Aleksandrowi Maciejowi Jabłońskiemu, prezesowi Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie – Oddział Ottawa, panu Stefanowi Skulskiemu, prezesowi Gminy nr 25 w Ottawie Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie oraz księciu Jerzemu Czartoryskiemu, prezesowi Kongresu Polonii Kanadyjskiej – Okręgu Stołecznego Ottawa, za zaproszenie nas do udziału w spotkaniach i znakomite ich przygotowanie. Wszystkich zresztą wymienić tu niepodobna. Od dłuższego czasu otrzymuję od znajomych, kolegów ze studiów, a także od nieznanych mi ludzi e-maile ze słowami poparcia i niejednokrotnie wdzięczności za moją pracę. Na łamach „Naszego Dziennika” chcę wyrazić serdeczne podziękowanie za te słowa, gdyż dodają mi siły w trudnych chwilach.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 14 lutego 2012, Nr 37 (4272)

Skip to content