Aktualizacja strony została wstrzymana

Kazachstan – tam Katyń trwa

Najgłębiej tkwiącym w pamięci zbiorowej symbolem eksterminacji Polaków na Kresach jest zbrodnia katyńska. Należy jednak pamiętać, że planowe komunistyczne ludobójstwo wybranych kategorii Narodu Polskiego rozpoczęło się już w latach 1937-1938, gdy na mocy rozkazu Jeżowa nr 00485 wyznaczano kategorie Polaków i osób polskiego pochodzenia zamieszkałych w ZSRS, które ulec miały zagładzie. Równocześnie rozpoczął działania zespół specjalistów NKWD zajmujący się tzw. sprawą polską. Zaledwie dwa lata później specjaliści od „sprawy polskiej”, po słynnych konferencjach NKWD – gestapo, jakie miały miejsce na przełomie 1939 i 1940 roku, kontynuowali eksterminację już na terenach do niedawna niepodległego państwa polskiego.

Ukarani za polskość

Skala ludobójstwa z okresu od sierpnia 1937 r. do sierpnia 1938 r. była gigantyczna. Rozstrzelano 111 tys. osób, skazano ponad 50 tys. na 10-15 lat łagru. Źony zamordowanych były automatycznie zsyłane na 5-8 lat łagru. Zgodnie z tym samym rozkazem Jeżowa dziesiątki tysięcy dzieci skazanych miały być poddane rusyfikacji w domach dziecka.

Jedną z kategorii, jaką poddano prześladowaniom w ramach tej akcji, stanowili Polacy zamieszkali w okolicach Źytomierza i Kamieńca Podolskiego, których w ramach oczyszczania sowieckiego pasa przygranicznego przesiedlono do Kazachstanu. Nie byli na tyle groźni, by zginąć, jak dwa lata później oficerowie, ale posiadali ważną umiejętność – byli dobrymi rolnikami. Było to szczególnie ważne, gdyż w Kazachstanie po sztucznie wywołanym w latach 1932-1933 głodzie, gdy zginęło nie mniej niż 1 mln 100 tys. Kazachów – czyli ok. 1/3 narodu, całkowitemu załamaniu uległa gospodarka rolna. Polaków zesłano w latach 1936-1937 na opustoszałe kazachstańskie stepy oczyszczone w ten barbarzyński sposób z ludności rdzennej. Kazachowie byli w tym okresie przychylnie nastawieni do Polaków, rozumieli bowiem, że przyjeżdżali nie osadnicy, ale takie same ofiary ludobójstwa.

Zaledwie dwa lata później, w 1940 i 1941 r., do wykopanych przez polskich zesłańców ziemianek trafiły żony i dzieci oficerów i urzędników zamordowanych podczas zbrodni katyńskiej, co dobitnie świadczy o ciągłości akcji ludobójstwa i „oczyszczania” Kresów z Polaków. Jednakże była jedna istotna różnica! Rodziny oficerów, o ile przeżyły, mogły wyjechać z armią Andersa lub wrócić do Polski, natomiast władze PRL i ZSRS nie zgodziły się na powrót etnicznych Polaków. Nasi rodacy spod Kamieńca i Źytomierza muszą dalej odbywać karę za swą polskość. Nigdy nie mieli szansy powrotu. W trakcie wojny do polskich wsi zsyłani byli również masowo nadwołżańscy Niemcy (ok. 1 mln) oraz Czeczeni i Ingusze.

Wydawało się, że po 1989 roku Polska przypomni sobie o tych ostatnich ofiarach sowieckiego ludobójstwa na Kresach. Stało się jednak inaczej…

Tylko 8 rodzin

Jest to szczególnie bolesne dla kazachstańskich Polaków, zważywszy że już na początku lat dziewięćdziesiątych Niemcy zabrały wszystkich chętnych do przesiedlania Niemców. W ramach „polityki zadośćuczynienia” w 1992 r. określono kontyngent roczny powracających z byłego ZSRS na 225 tys. osób, a po pewnym okresie ustalono go na poziomie 103 tysięcy. Z samego Kazachstanu wróciło ponad 700 tys. Niemców. Co warte szczególnego podkreślenia, sam Kazachstan równocześnie rozpoczął dużą akcję powrotu tzw. oralmanów – czyli osób oraz ich potomków, które uciekły przed sztucznym głodem i prześladowaniami sowieckimi do Chin, Mongolii, Iranu. W sumie na opuszczone po Niemcach tereny od 1991 do 2009 roku powróciło 192 tys. kazachskich rodzin, czyli około 750 tys. osób. Obecnie repatrianci, wraz z dziećmi i nielegalnie przybyłymi członkami rodzin, stanowią ok. 1 mln ludności, czyli blisko 10 procent wszystkich Kazachów! Każdego roku aparat prezydenta Nazarbajewa ustala kwoty roczne repatriantów – oralmanów. W 2009 r. podwyższono tę kwotę z 15 tys. do 20 tys. rodzin rocznie. Również od 2008 roku podobną „politykę powrotu” podjęła Rosja. Powołała do istnienia biura repatriacyjne, szczególnie w byłych republikach azjatyckich. W okresie pierwszych dwóch lat (do 2010 r.) rocznie powracało około 8000 osób.

Polska w ramach „Ustawy o repatriacji” z 2000 r. i działania systemu „Rodak” jest w stanie sprowadzić rocznie od 8 do 25 rodzin. W prowadzonej przez MSWiA bazie „Rodak” (w 2009 r.) nadal czeka z pisemnym przyrzeczeniem repatriacji ze strony rządu RP 1621 rodzin (2544 osoby). Średni okres oczekiwania wynosi, zgodnie z obietnicą rządu, od 7 do 9 lat. Po ilu setkach lat wrócą potomkowie polskich zesłańców?

Swoistym chichotem historii może być fakt, że obecnie najwięcej polskich repatriantów znajduje się w Rosji i w Niemczech. Oczekujący od ponad 20 lat Polacy, tracąc nadzieję na powrót do Ojczyzny, wykorzystali więc systemy repatriacyjne innych państw. Z prostych i oczywistych względów pracowitości i dużej dzietności opłaca się Rosjanom i Niemcom zapraszać Polaków do swoich krajów. Natomiast w Polsce, zdaniem MSWiA oraz MSZ, ci sami zesłańcy są niezaradni i zbyt roszczeniowi, a ich powrót jest zbyt dużym ciężarem dla kasy państwowej.

A wszystko to dzieje się w sytuacji, gdy istnieje artykuł 52 pkt 5 Konstytucji RP, gdzie stwierdza się, że każda „osoba, której pochodzenie polskie zostało stwierdzone zgodnie z ustawą, może osiedlić się na terytorium Rzeczypospolitej na stałe”. Pomimo stwierdzenia swego pochodzenia Polacy w Kazachstanie wrócić jednak nie mogą, gdyż nie istnieje taka ustawa, a próby uchwalenia wynikającego z Konstytucji pakietu ustaw „powrotowych” (m. in. społeczny projekt „Ustawy o powrocie z zesłania”) są skrzętnie blokowane. Nie budzi to również zatroskania Rzecznika Praw Obywatelskich czy innych kompetentnych instytucji, że od kilkunastu lat łamane są prawa konstytucyjne. Jest to szczególnie bolesne w tym okresie, gdy wprowadzana jest w Polsce abolicja dla uchodźców. Warto zapytać urzędników z MSWiA zajmujących się do niedawna równocześnie uchodźcami i repatriantami w ramach Urzędu ds. Uchodźców i Repatriacji (obecnie Departament ds. Obywatelstwa i Repatriacji), dlaczego osoby, które przybyły tu nielegalnie, wbrew prawu mogą otrzymać zgodę na pobyt w Polsce, zaś legalnie oczekujące od lat tysiące kazachstańskich Polaków z pisemną obietnicą rządu polskiego w ręku nie otrzymają od MSWiA takiej szansy. Wręcz odwrotnie, MSWiA blokuje im możliwość przyjazdu. Czy jest to państwo prawa?

Czekają na powrót

W obliczu całkowitego fiaska ciągnącego się od 2000 r. państwowego systemu „Rodak” z inicjatywy Wspólnoty Polskiej i jej prezesa śp. Macieja Płażyńskiego oraz we współpracy ze Związkiem Repatriantów RP powstała społeczna propozycja „Ustawy o powrocie do Rzeczypospolitej Polskiej osób pochodzenia polskiego deportowanych i zesłanych przez władze Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich”. Główną naszą ideą było zrównanie w prawach i zastosowanie rozwiązań stosowanych wobec uchodźców. Jedyną istotną różnicą było danie środków na zagospodarowanie oraz możliwość zdobycia prostego, przydatnego w Polsce zawodu.

Samoograniczaliśmy się w naszych propozycjach, nie chcieliśmy, by łatwo było wykorzystać przeciw powrotowi z Kazachstanu zwykłą zawiść ludzką, jaka rodzi się w obliczu biedy w Polsce, by nikt nie mówił, że przyjmujemy „Ruskich”, a ludzie czekają na lokale komunalne czy na pracę. Oczywiście uważaliśmy, że słuszna byłaby polityka zadośćuczynienia ze strony państwa polskiego za 76 lat zesłania. Zsyłano bowiem ludzi świadomych swej polskiej tożsamości, silnie związanych z Kościołem, zaradnych i przedsiębiorczych, mogących stanowić źródło oporu. Przesiedlono całe rodziny, by zniszczyć i złamać je psychicznie oraz fizycznie, wykorzystać do niewolniczej pracy, zaś dzieci zrusyfikować. 20 lat potwornego głodu i niewolniczej pracy do śmierci Stalina, kolejne 50 lat zesłania – czy nie są dostatecznym dowodem na ich polskość? Kto przerwie karę tych Polaków? Czy obecna polityka polska nie wpisuje się w dalszy ciąg ich gehenny? Chcemy zatem w ustawie znieść również egzaminy z języka polskiego, wiedzy o Polsce, nie mają ich przecież nawet uchodźcy. Przywołam tu jedno z zadawanych obecnie przez konsula pytań np. o patrona Krakowa. Jeżeli nie wiecie, drodzy Czytelnicy, że to św. Florian, a nie Stanisław, to nieważne, że wasz dziadek zginął rozstrzelany, że rodzeństwo zmarło z głodu, że nie było szans na naukę języka polskiego i historii. Nie macie prawa powrotu. Cóż, tylko Rosjanie bez egzaminów uznali tych zesłańców za Polaków!

Projekt ustawy o powrocie z zesłania został zaatakowany na pierwszym spotkaniu podkomisji sejmowej i zdecydowanie odrzucony przez stronę koalicyjną i MSWiA. Jawne odrzucenie projektu nie wchodziło jednak w rachubę w obliczu ponad 200 tys. zebranych podpisów i możliwości strat wizerunku w roku przedwyborczym. Powstała zatem równocześnie w Senacie RP propozycja kolejnej, już trzeciej nowelizacji starej, niedziałającej „Ustawy o repatriacji” z 2000 r., która przeszła całą procedurę senacką przy poparciu wszystkich partii (sic!) i weszła pod obrady Sejmu. Połączenie obu projektów – społecznego i koalicji rządowej, w ramach podkomisji doprowadziłoby do zakończenia prac nad wspólnym już projektem z końcem kadencji Sejmu. Pamiętać bowiem należy, że tylko projekty „czysto” społeczne przechodzą do dalszych prac w nowo wybranym parlamencie. W ten sposób osiągnięto by w białych rękawiczkach zakończenie prac nad projektem. Ale zdecydowana postawa kilku osób z koalicji PO – PSL szczęśliwie na to nie pozwoliła. Cały czas projekt napotykał zdecydowany opór, pomimo że wszyscy stwierdzali w obliczu konkretnych danych, że repatriacja prawie nie istnieje. Winne były gminy, które nie zapraszały repatriantów, z czym w pełni się zgadzaliśmy. Więc kiedy proponowaliśmy konkretne tematy i propozycje zmian, brak było na nie zgody. Nie osiągnęliśmy zgody strony MSWiA nawet na ustalenie harmonogramu spotkań, nie mówiąc o konkretnych tematach tam poruszanych. W sumie w ciągu roku spotkaliśmy się zaledwie cztery razy. Skąd bierze się ta niechęć ze strony urzędników MSWiA, którzy wykazali się przez lata kompletną niekompetencją i nieudolnością, ponieważ nie tylko że przyjmują zaledwie 8-25 rodzin rocznie, to jeszcze nie byli nawet w stanie od 11 lat wykorzystać przyznanych środków na repatriację. Dzieje się to w obliczu wielotysięcznej kolejki oczekujących w systemie „Rodak”. Około 20 procent przyznawanych środków każdego roku jest zwracanych, np. w 2008 r. z przyznanych 8 339 798 zł urzędnicy nie wykorzystali 1 660 202 zł, zaś w 2009 r. z przyznanych 7450 202 nie wykorzystano 1 615 718 złotych. Problemu z powrotem Polaków z Kazachstanu nie da się zatem sprowadzić tylko do kwestii braku środków na repatriację, co jest głównym zarzutem strony koalicyjnej wobec projektu społecznego ustawy. Wyraźnie widać tu obok wadliwości dotychczasowej ustawy brak kompetencji i niechęć urzędników, a przecież są to ci sami ludzie, którzy zajmują się dziesiątkami tysięcy spraw uchodźców, emigrantów.

Polacy w Kazachstanie są nadal tylko dobrym tematem dla PR-owskich poczynań, nie stanowią rzeczywistego elektoratu, z którym musieliby się liczyć politycy. Mieszkają 5 tys. km od Polski i nie są nawet w stanie demonstrować w swoich sprawach. To tylko Państwo, którzy złożyli podpisy, którym nie jest obcy ich los, którzy w rodzinach doświadczyli gehenny zesłania, stanowią realną siłę mogącą im pomóc. Tylko naciski społeczne mogą zmusić polityków do działania, trudno jest bowiem po okresie 20 lat zaniechania mówić o ich dobrej woli. My, którzy pisaliśmy tę ustawę, prosimy o pomoc, o naciskanie swoich posłów, o kontakt ze Związkiem Repatriantów. Każde środowisko, wszelkie inicjatywy, wszystkie pomysł są cenne. Nie pozwólmy, by po cichu, w ramach gier koalicyjnych skazano dziesiątki tysięcy Polaków na dalsze zesłanie, bo gdy czytają Państwo te słowa, w północnym Kazachstanie jest około 20 stopni mrozu i jak co roku od 76 lat zamarzają tam w buranach (burze śnieżne) nasi rodacy.

Dr Robert Wyszyński
Instytut Socjologii, Uniwersytet Warszawski

Za: Nasz Dziennik, Środa, 11 stycznia 2012, Nr 8 (4243) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120111&typ=my&id=my05.txt

Skip to content