Aktualizacja strony została wstrzymana

Kolejna uchwała bez konsekwencji: Senat jednomyślnie potępił stan wojenny

Senat uczcił pamięć ofiar stanu wojennego i złożył hołd „wszystkim niezłomnym”. W przyjętej uchwale senatorowie podkreślili, że „twórcy stanu wojennego, łamiąc ówcześnie obowiązującą konstytucję, dokonując wojskowego zamachu stanu dla obrony interesów obcego mocarstwa, okryli się wieczną hańbą”. O komentarz do tej uchwały poprosiliśmy jednego z jej inicjatorów, senatora Prawa i Sprawiedliwości prof. Michała Seweryńskiego.

To jest dobre świadectwo wystawione przez senatorów samym sobie, Senatowi. Zdołaliśmy jednomyślnie podjąć taką uchwałę, przy czym, są tam moim zdaniem trafnie podkreślone pewne okoliczności, do tej pory nie dość jasno wypowiadane.

Idąc od początku, jest to uchwała wyraźnie potępiająca – już w tytule ma ona takie sformułowanie –  wprowadzenie stanu wojennego. Są w niej wyraźnie wskazani autorzy tego stanu wojennego – nie jakaś anonimowa władza komunistyczna. Po trzecie jest tam mowa o licznych ofiarach, bo przecież te ofiary są do dziś nie policzone. Dajemy więc wyraz temu, że był to brutalny i krwawy stan wojenny, który kosztował życie niepoliczone liczby osób. Powiedzieliśmy również wyraźnie, że sprawcy stanu wojennego, nie zostali dotąd osądzeni.

Zabrakło może tylko jednego słowa, że to było bezprawne, co przecież nie tak dawno wyraźnie stwierdził sąd. Ale i tak, to, co jest w tej uchwale jest bardzo wymowne i dlatego uważam ją za bardzo ważny dokument Senatu w tej kadencji. Powiedziałbym nawet że jest to pewien sukces moralności politycznej – Senat dał wyraz tym przekonaniom, które bardzo poważny odłam polskiego społeczeństwa podziela. Owszem, znane są mi wyniki pewnych sondaży, trudno powiedzieć na ile obiektywnych, w których niemało jest wypowiedzi, uważających, że wprowadzenie stanu wojennego to było pociągnięcie dobre. Opinia Polaków jest więc podzielona w tej sprawie, ale opinia Senatu nie była podzielona, bo w tych najważniejszych sprawach byliśmy zgodni.

A proszę pamiętać, że uchwała Senatu, zapada w izbie o charakterze politycznym, która ma pewien skład polityczny i taka uchwała jest rezultatem demokratycznego głosowania. Jej podjęcie poprzedzone jest debatą, w której niektóre określenia są aprobowane, a inne nie są. Chcieliśmy, np. mówię o wnioskodawcach z Prawa i Sprawiedliwości, żeby tam się znalazło również sformułowanie, że osobom, które straciły pracę w wyniku stanu wojennego, należy się zadośćuczynienie, ale tu nie udało się uzyskać większości głosów. To jest rezultat pewnego kompromisu politycznego, który decyduje o tym jaki kształt mają tak istotne dokumenty, które stąd wychodzą.

Wydaje mi się, że ta uchwała jest dostatecznie mocnym głosem potępienia stanu wojennego – jest tam mowa o hańbie, którą okryli się ci, którzy go wprowadzili, więc są mocne sformułowania i celne.

not. zrk

 

Strzelając do górników, strzelano do całej Polski

Z Krzysztofem Pluszczykiem, świadkiem historii, przewodniczącym Społecznego Komitetu Pamięci Górników Kopalni  „Wujek”, rozmawia Magdalena Kowalewska.

– Jak pamięta Pan 16 grudnia 1981 roku?

– Tych wydarzeń nie da się zapomnieć. Od wczesnego ranka czołgi zaczęły podjeżdżać pod naszą kopalnię „Wujek”. Wozy bojowe pojawiały się już w poprzednich dniach. Władza demonstrowała swoją siłę oraz chciała wytworzyć wśród  naszych górników nerwową atmosferę. Dążono do wywołania paniki i strachu. Skutkowało. Po każdej takiej brutalnej demonstracji siły znajdowała się zawsze jakaś grupa górników, która poddawała się, rezygnując ze strajku. Decydował lęk i zwyczajny strach o ludzkie życie oraz los swoich rodzin.        
Tego dnia moja żona była w pracy i nie mogła przyjechać do mnie z jedzeniem. Zastąpiła ją teściowa. W tym momencie podjechały czołgi. Prosiłem, aby odeszła i wróciła do domu. Wtedy już wiedziałem, że wydarzy się coś strasznego. Pamiętam, jak przez mgłę, co dalej się z nią działo, ponieważ była to chwila, w której pod kopalnię zbliżały się armatki wodne. Milicja rozpoczęła brutalną walkę z mieszkańcami Katowic, którzy również bronili kopalni. Ludzie, gdy zobaczyli  jadące kolumny czołgów, zaczęli stawiać barykady. Na ulice wychodziły kobiety z dziećmi… Nie chciały przepuścić zbliżających się czołgów. To były tragiczne i straszne sceny. Sam chciałem przeskoczyć przez mur i biec na pomoc tym kobietom, które były lane strumieniami wody, obrzucane gazami i bite pałkami przy 16-stopniowym mrozie. Byłem młody, chciałem biec przed siebie, żeby ratować ludzi. Jednak starsi górnicy radzili, aby pozostać w wewnątrz kopalni i nie prowokować milicji. Mówili, że tu jesteśmy bezpieczni… Jak pokazywały wcześniejsze wydarzenia z roku 1956 czy lat 70. strzały padały zawsze na ulicach. Na terenie zakładu pracy nigdy wcześniej ani wojsko, ani bezpieka, ani ZOMO nie strzelało.

– Nie myślał Pan o tym, aby uciec wtedy z „Wujka” jak najdalej?

– Nie. Gdy przyszedłem do pracy odbywało się głosowanie. Za każdym razem dyrekcja kopalni przedstawiała nam sytuację i informowano nas o bieżących wydarzeniach. Byliśmy pytani przez kierowników, czy podejmujemy strajk. Wtedy wszyscy podnieśli do góry rękę. Ja też. Nie mogłem wtedy zostawić kolegów. Byłem przekonany, że muszę pozostać z nimi do końca. To była trudna decyzja. Byłem kilka miesięcy po ślubie… Źona przychodziła do mnie z płaczem. Ostrzegała, że musimy uważać, że wokół kopalni znajduje się wojsko wyposażone w broń, armatki wodne i czołgi.

– Gdy żołnierze i zomowcy zabili pierwszych górników,  nie bał się Pan o własne życie?

– Do końca nie wiedzieliśmy, że strzelają. Każdy z moich kolegów był tym faktem całkowicie  zaskoczony! Ja również, dlatego też nie myślałem o tym. Nawet wynosząc do punktu opatrunkowego jednego z górników, który miał przestrzeloną brodę i ramię, nie przypuszczałem, że strzelają. Widziałem tylko wielki strumień krwi cieknący z jego ciała.

– Który moment tego dnia był najbardziej tragiczny?

– Wtedy, gdy dowiedziałem się, że są zabici… Już po przerwaniu akcji. Nastąpiło pewne zawieszenie w próżni. Panowała cisza. Próbowaliśmy schronić się gdziekolwiek przed mrozem. Wówczas poinformowano nas o śmiertelnych ofiarach.  To był wielki szok i dramat. Czuliśmy złość. Zostali zamordowani niewinni ludzie, nasi koledzy górnicy.

– Czy górnicy z „Wujka” spodziewali się wcześniej, że dojdzie do krwawej masakry?

– Gdzieś po cichu mówiło się, że władza komunistyczna przygotowuje się do tego, aby zlikwidować w całej Polsce „Solidarność”  lub że możliwe jest wprowadzenie stanu wyjątkowego. Jednak nikt nie przewidywał stanu wojennego zarządzonego przez generała Jaruzelskiego! Wszyscy wiedzieli, czym jest wojna bądź stan wyjątkowy, ale nie stan wojenny! Nie zdawałem sobie sprawy, jakie mogą być jego skutki. Dopiero później doświadczyłem, czym tak naprawdę jest. Tutaj na Śląsku, było najwięcej osób aresztowanych, internowanych i więzionych.

– Dlaczego górnicy zaczęli strajkować?

– Strajk rozpoczął się od brutalnego aresztowania przez oficerów bezpieki naszego przewodniczącego górniczej „Solidarności” Jana Ludwiczaka. Miało to miejsce z 12 na 13 grudnia jeszcze przed północą, chwilę przed wprowadzeniem stanu wojennego. Górnicy, którzy przyszli go ratować zostali pobici i poturbowani przez milicję pod drzwiami jego mieszkania. Podobny opór przeciwko komunistycznemu reżimowi miał miejsce w całym kraju. Na Śląsku strajkowało ponad pięćdziesiąt dużych zakładów.

– Czy został Pan poinformowany o aresztowaniu przewodniczącego „Solidarności” jeszcze tej samej nocy?

– Dowiedziałem się o jego zatrzymaniu dopiero w poniedziałek, gdy przyszedłem do pracy do kopalni, a strajk trwał właśnie od momentu zatrzymania Ludwiczaka w sobotę. Mieszkałem w Siemianowicach Śląskich. Należałem do zwykłych szeregowych pracowników w kopalni „Wujek”. Było tam zatrudnionych sześć tysięcy ludzi.             
Często zadajemy sobie pytanie, czy nasz strajk nie był pierwszy strajkiem w stanie wojennym. Wiadomość o brutalnym zatrzymaniu przewodniczącego i pobiciu kolegów rozeszła się bardzo szybko. Praca w kopalni „Wujek” została przerwana  na nocnej zmianie 13 grudnia 1981 roku około godziny 4.00 nad ranem. Górnicy samoistnie i natychmiastowo zadecydowali o tym. Mówiliśmy, że dopóki oficerowie SB nie przywiozą przewodniczącego, dopóty będziemy strajkowali.

– Czy w momencie aresztowania Jana Ludwiczaka górnicy czuli, że może wydarzyć się jakaś tragedia?

– Nie, ponieważ oficjalnie został on aresztowany – tak jak wspomniałem – jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Początkowo pierwszym i  jednym postulatem górników było wypuszczenie przewodniczącego „Solidarności”, a właściwie jego przywiezienie do kopalni. Dopiero w następnych dniach, gdy dowiedzieliśmy, co wydarzyło się w kraju, górnicy zaczęli apelować o zniesienie stanu wojennego oraz przestrzeganie tzw. Porozumień Jastrzębskich. Może wówczas, gdyby komunistyczna władza spełniła naszą prośbę, nie doszłoby do dalszych, tragicznych zdarzeń.

– Ale tak się nie stało.

– To prawda. 16 grudnia 1981 roku podczas rozmów z komendantem Milicji Obywatelskiej województwa katowickiego generałem Jerzym Grubą górnicy wyraźnie powiedzieli, że jeśli do kopalni wejdzie wojsko – z wojskiem bić się nie będziemy. Myślę, że do tej tragedii również nie doszłoby, gdyby ten postulat także został spełniony.

– Wiadomo, że nie tylko oddziały Milicji Obywatelskiej, bezpieki i ZOMO wkroczyły na teren kopalni „Wujek”, ale właśnie także regularne bojowe jednostki Ludowego Wojska Polskiego uzbrojone w czołgi, broń maszynową i pociski.

– Trudno było mówić o tym, abyśmy podejmowali walkę z wojskiem. Każdy wiedział, że jest to nierealne zadanie, które może grozić naszemu bezpieczeństwu. Wojsko zostało  wykorzystane do rozbicia barykad i murów, a także do wprowadzenia milicji. Strzelano również z luf czołgów ślepą amunicją.

– Ile czasu ZOMO wraz z regularnymi jednostkami wojska pacyfikowało kopalnię Wujek?

– Około dwóch-trzech godzin. Było południe. Nie patrzyłem na zegarek. Wiele działo się, a czas upływał. Podczas zeznań w czasie procesów nie potrafiłem powiedzieć, o której nastąpił atak. To były zbyt wielkie nerwy, aby kontrolować czas. Poza tym górnik w czasie swojej pracy nie może nosić na ręku zegarka ze względu na zachowanie bezpieczeństwa.

– Czy przyjdzie wreszcie taki czas, że wszyscy mordercy górników, którzy brali udział w pacyfikacji zostaną ukarani, a kulisy tej zbrodni zostaną odkryte?

– Górnicy znają kulisy masakry. Jednak sąd ciągle nie potrafi udowodnić winy oskarżonym. Często tłumaczę zarówno kolegom, jak i innym osobom, że górnicy zginęli po to, aby w Polsce było uczciwie i sprawiedliwie. Tymczasem  oskarżeni w procesach ciągnących się latami, korzystają z amnestii, przedawnienia czy braku uwodnienia winy. Sprawa naszych kolegów, którzy byli posądzeni o strajkowanie w kopalni została rozstrzygnięta w przeciągu tygodnia w czasie stanu wojennego. Ranni górnicy jak np. Stanisław Płatek, który z ręką w gipsie i założonymi kajdankami był sądzony, musieli pojawiać się na rozprawach. Ich nieobecności nie można było usprawiedliwić tak, jak miało to miejsce w przypadku wielu oskarżonych oprawców tej zbrodni w wolnej Polsce.   

– Czy jest wiadomo, kto bezpośrednio wydał rozkaz użycia broni w kopalni Wujek?

– Niestety nie, ponieważ cały czas podtrzymywana jest wersja wydarzeń mówiąca o tym, że oficjalnego rozkazu użycia broni nie było. Początkowo generałowie wprowadzili do walki pluton specjalny wyposażony w broń snajperską. Poprzedniego dnia pluton zomowców  pacyfikował strajk kopalni „Manifest Lipcowy”, gdzie zraniono czterech górników.  Źle stało się, że na ławie oskarżonych zasiedli tylko funkcjonariusze plutonu specjalnego. Oni tylko wykonywali rozkazy i polecenia. Rozkazodawcy, z Jaruzelskim i Kiszczakiem na czele, nadal są niewinni. I jest to bardzo smutne, że przywódcy stanu wojennego nawet nie poczuwają się do winy. Spowodowali nie tylko śmierć górników, ale też blisko stu osób, które zginęły w stanie wojennym.  W tamtym czasie wyłączono telefony. Nie mieliśmy możliwości wezwania pogotowia. Nikt nigdy nie policzył tych ofiar, które poniosły śmierć ze względu na brak udzielonej pomocy medycznej. Podczas procesów, w których brałem udział, dowiedziałem się, że milicja w pewnym momencie bała się oporu górników w kopalni „Wujek” i nie chciała ponownie wchodzić na jej teren. Nie widziano dalszego sensu pacyfikacji.

– Jednak strzały padały, trafiając górników przeważnie w górną część ciała. Nie wydaje się Panu, że masakra w kopalni Wujek  była próbą zastraszenia całej Polski?

– Zgadza się. Tak było. Nasi koledzy z kopalni „Piast” schowali się, widząc, co dzieje się w „Wujku”. Wiele innych zakładów bało się ryzykować. Pracownicy wahali  się, czy kontynuować strajki. Ludzie bali się, że zomowcy mogą zacząć strzelać również do nich.      

– Czy sądzi Pan, że masakra w „Wujku” była wcześniej zaplanowaną i przewidzianą zbrodnią?

– Coraz częściej tak myślę. To mogła być swoista zemsta w odwecie za strajki… W kopalni „Wujek”, strzelając do naszych górników, strzelano tym samym do całej Polski. Posiadamy  plany pacyfikacji kopalni KWK „Wujek” oraz plan pacyfikacji kilkunastu innych zakładów. Jednak na żadnym  z nim, oprócz tego, który dotyczy kopalni Wujek, nie znalazła się strzałka z podpisem „kierunek strzału”. Tylko na naszym planie zaznaczono ten kierunek. W sądzie nie udało się włączyć tego planu do materiału dowodowego, ponieważ osoba, która go stworzyła, już nie żyje.

– Czy rzeczywiście potrzeba było aż takiej strasznej zbrodni, aby zmusić górników do opuszczenia kopalni? Czy reżim Jaruzelskiego nie mógł w inny sposób dojść do porozumienia z górnikami?

– Na pewno mógł. Wystarczyło przywieźć Janka Ludwiczaka. Opuszczaliśmy kopalnię pod warunkiem, że na terenie kopalni będzie przebywało tylko wojsko, bez milicji. Funkcjonariusze milicji zostali odsunięci od nas na około stu metrów. Wtedy można było spełnić to nasze żądanie, ale wcześniej trzeba było najpierw zabić dziewięciu górników.

– Ślady zbrodni dokonanej na górnikach z kopalni Wujek zostały starannie zatarte. Część oprawców nadal jest bezkarna…

– Jeszcze tego samego wieczoru kazano posprzątać kopalnię. Przyszły specjalne służby, które uporządkowały miejsca, w których strzelano. Leżał śnieg, a oni zamiatali. Dopiero następnego dnia przyjechali prokuratorzy wojskowi. Ponadto pluton specjalny otrzymał rozkaz wystrzelania do końca broni, która była używana w czasie akcji pacyfikacyjnej. Zomowcy oddawali serie na strzelnicy  po to, aby nigdy nie można było rozpoznać kto i z której broni został zabity. Co więcej, jak się później okazało, numery broni użytej w czasie akcji nie odpowiadały numerom wydanej broni. Ten wątek również nie został zbadany przez prokuraturę.

– Pamięta Pan dzień, gdy po raz pierwszy po ponad czterech i pół roku trwania skandalicznego procesu oskarżonych Sąd Wojewódzki w Katowicach wydał uniewinniający wyrok?

– Gdy usłyszeliśmy pierwsze słowa uniewinniającego wyroku, nie czekaliśmy na uzasadnienie. Wyszliśmy z sali sądowej. Zebrane tłumy osób gwizdały i krzyczały: „Wstyd!”, „Hańba!”.  W tym momencie, to uzasadnienie nie miało dla nas żadnego znaczenia.

– Tymczasem niedawno dowiedzieliśmy się, że rozpoczyna się piąty proces generała Kiszczaka, którego sprawa toczy się już 17 lat. Wierzy Pan, że szef MSW i SB odpowie za wydanie tajnego szyfrogramu zezwalającego na użycie broni 16 grudnia 1981 roku?

– Generał Kiszczak powinien już dawno odpowiedzieć za ten szyfrogram!  Nie wiem, dlaczego warszawski sąd nie radzi sobie z tą sprawą. Po raz kolejny Sąd Apelacyjny przyznał rację naszym pełnomocnikom oskarżycieli posiłkowych, a tym samym upomniał Sąd Okręgowy w Warszawie, że nie realizuje wskazań Sądu Apelacyjnego. Trzeba podkreślić, że Kiszczak jest ciągle oskarżonym w tzw. procesie katowickim o spowodowanie śmierci górników, a nie o napisanie szyfrogramu! To w Warszawie sędziowie ograniczyli tę sprawę tylko do poniesienia odpowiedzialności za napisanie tajnego szyfrogramu zezwalającego na użycie broni. Generał Kiszczak został szczególnie potraktowany w tym procesie! Sprawa generała została wyłączona z Katowic i skierowana do odrębnego rozpatrzenia do sądu w Warszawie. Usprawiedliwieniem miał być rzekomo zły stan zdrowia  gen. Kiszczaka czy daleka odległość oraz związane z nią koszty podróży, które musiałby ponieść gen. Kiszczak… Mimo przeniesienia jego sprawy do stolicy ciągle jest odpowiedzialny i oskarżony o przyczynienie się do zabicia górników! Jednak wyrok nie zapadł do dziś.

– Mija 30 lat od wprowadzenia stanu wojennego. Ani Kiszczak, ani Jaruzelski, ani żaden z generałów WRON nie odpowiedział za swoje czyny.

– To przykre, że komuniści odpowiedzialni za śmierć wielu ludzi, jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego, dzisiaj przez media –  w tym również publiczną telewizję  – są gloryfikowani. Do społeczeństwa przedziera się fałszywy obraz Jaruzelskiego, który stał się bohaterem. Przypisuje się mu pomysł zwołania obrad „okrągłego stołu”. To on odmienił rzekomo Polskę. Nigdy nie spodziewałem się, że dożyję takiego czasu. Nie chcę, żeby przywódców stanu wojennego zamykano w więzieniach. Ale nie można w tak okropny sposób wypaczać historii i tej masakry, która miała miejsce w kopalni „Wujek”!  Nie doceniamy tego, ilu naszych rodaków walczyło o wolną Polskę, którzy niejednokrotnie oddali za nią życie. Tak wiele osób było internowanych i torturowanych w więzieniach, tak wiele zostało wywiezionych za naszą wschodnią granicę. Górnicy z „Wujka” walczyli i ginęli za Polskę, za wolność i ludzką godność. A dzisiaj tłumaczy się, że generał Jaruzelski chciał dobrze, wybierając „mniejsze zło”! Nic nie usprawiedliwia zabójstwa niewinnych ludzi.

– Czy górnikom i ich rodzinom wystarczyłoby okazanie skruchy przez generała Jaruzelskiego?

– Ciągle możemy usłyszeć, jak podkreśla, że wprowadzenie stanu wojennego oraz masakra w kopalni „Wujek”  były cierniem w jego sercu. Ale czy rzeczywiście tak jest? Dlaczego więc nadal zwalniano z pracy ludzi i wyrzucano ich przez kolejne lata na bruk?! Jeśli był to dla niego „cierń”, wystarczył ze strony generała Jaruzelskiego niewielki gest w kierunku tych poniżanych ludzi. Niestety, nie zrobił tego. A to dowód na kolejne kłamstwo generała.

– Być może jeszcze nastąpi jakakolwiek rehabilitacja ze strony władzy.

– Będziemy ciągle czekać. Jednak mija trzydzieści lat, a wolna Polska jak dotąd nie potrafiła zainteresować się ofiarami stanu wojennego.  Pomimo że przyjęto ustawę, która przewiduje wypłatę 50 tys. zł zadośćuczynienia dla bliskich ofiar, które ponosiły śmierć w kopalni „Wujek”, dotyczy ona tyko rodzin  dziewięciu górników, którzy zostali zabici. A pamiętajmy, że w „Wujku” zostało także rannych 23 górników, w tym wielu znajdowało się w bardzo ciężkim stanie. Mnóstwo górników zostało pobitych przez zomowców. Część z nich jest inwalidami do końca życia. Źyją jedynie z renty. Nikt nimi się nie interesuje. Przed rokiem dałem prezydentowi Komorowskiemu listę rannych osób w kopalni Wujek. Nie chodzi o pieniądze, ale o zainteresowanie, chociażby opiekę lekarską. Do tej pory nie ma odzewu.

Wywiad ukazał się w najnowszym numerze tygodnika „Nasza Polska” nr 50 (841) z 13 grudnia 2011 r.

Za: Nasza Polska

Za: Stefczyk.info (21.12.2011) | http://www.stefczyk.info/publicystyka/opinie/senat-jednomyslnie-potepil-stan-wojenny | Senat jednomyślnie potępił stan wojenny

Skip to content