Aktualizacja strony została wstrzymana

Towarzysz generał idzie na wojnę

Z Robertem Kaczmarkiem, reżyserem i producentem filmowym, współautorem wraz z Grzegorzem Braunem filmu pt. „Towarzysz generał idzie na wojnę”, rozmawia Adam Kruczek

Z okazji zbliżającej się 30. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego nakręcili Panowie znów film z towarzyszem generałem w roli głównej. Skąd pomysł ponownego zwrócenia uwagi na Jaruzelskiego i stan wojenny, bo jak sądzę, nie chodzi tylko o odnotowanie okrągłej rocznicy?

– Jeszcze do niedawna myślałem, że swoimi filmami wypełniamy jakieś białe plamy na mapie najnowszej historii Polski, ale teraz jestem przeświadczony, że ta cała mapa to jedna wielka ściema i pewne rzeczy trzeba wyjaśniać od podstaw. Tak też jest ze stanem wojennym, nad którym nikt tak naprawdę dotąd się nie pochylił. Świadczy o tym choćby los dokumentów kremlowskich, obecnie tajnych, ale wcześniej skopiowanych przez występującego w naszym filmie Władymira Bukowskiego. Pod koniec lat 90. zaniósł on kopie dokumentów dotyczących m.in. stanu wojennego do Sejmu i do dziś nie zostały nawet przetłumaczone na język polski. Tymczasem żyjemy w sferze mitów wykreowanych przez media na temat tych wydarzeń. Obowiązuje dziś dyrektywa powstała w 1989 r. dotycząca traktowania stanu wojennego jako tzw. mniejszego zła, która zastąpiła wcześniejszą mówiącą o obronie socjalizmu. Podczas pracy nad filmem „Towarzysz generał”, czuliśmy niedosyt z powodu niemożności pełniejszego opowiedzenia o najistotniejszym etapie w życiu towarzysza Jaruzelskiego, czyli o stanie wojennym będącym zwieńczeniem jego kariery. A ponieważ dotarły też do nas nowe informacje, które są zarazem i szokujące, i bulwersujące, postanowiliśmy zrobić ten film właśnie teraz. Okrągła rocznica pomogła, bo wtedy jest zwykle większe zainteresowanie szerszej publiczności.

O jakich nowych materiałach Pan mówi?

– Ostatnio zostały ujawnione diariusze i pamiętniki urzędników kremlowskich. Jeden z nich opublikował swoje, robione na bieżąco notatki, z początku lat 80. Pokazują one w zupełnie nowym świetle kulisy decyzji politycznych z tego okresu. Te nowe źródła całkowicie podważają narrację – jak to się dziś modnie mówi – Jaruzelskiego, jakoby przez prawie półtora roku walczył o pokój i zgodę w Polsce, aż w końcu, ponieważ ta „straszna ekstrema” nie ustępowała, nie miał innego wyjścia i dla dobra Polski, aby uniknąć rozlewu krwi, owego „targania po szczękach”, musiał z wielkim bólem wprowadzić stan wojenny. Tak naprawdę przygotowania do wprowadzenia stanu wojennego zaczęły się jeszcze przed powstaniem „Solidarności” w lipcu 1980 roku.

Wtedy wybuchły strajki na Lubelszczyźnie zwane „Lubelskim Lipcem”…

– Tak, i wtedy właśnie zaczęto przygotowywać narzędzia prawne do rozprawy ze strajkującymi. Komuniści mieli manierę legitymizowania swoich poczynań za pomocą aktów prawnych. Przewidywali strajki o charakterze masowym, gdyż dysponowali regularnymi badaniami i doniesieniami z terenu, a także danymi makroekonomicznymi, z których wynikało, że wobec katastrofalnego stanu gospodarki społeczne niezadowolenie będzie się nasilać. Dysponując przesłankami, że szykuje się kryzys gospodarczy, który powoduje drżenie społeczne i dochodzi do ogromnej zmiany postaw w związku z pielgrzymką Jana Pawła II do Polski, komuniści zdawali sobie sprawę z tego, że strajki socjalne przekształcą się z czasem w polityczne, więc zawczasu szykowali się do ich spacyfikowania. Wtedy nie było jeszcze ustaw, które pozwalałyby wprowadzić stan wojenny, więc trzeba było zdecydować się na wybór ścieżki legislacyjnej.

Chyba nie dopracowali tego zagadnienia, skoro Trybunał Konstytucyjny uznał, że działali bezprawnie.

– Bo robili to w wielkiej tajemnicy. O działaniach tych wiemy ze sprawozdań obrad Komitetu Obrony Kraju, gdyż dokumenty z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR w większości zniszczono. To właśnie na naradach KOK w październiku 1980 r. uznano, że legislacja stanu wojennego nie będzie wprowadzana drogą sejmową, gdyż nie dałoby się utrzymać akcji w tajemnicy i przepadłby atut zaskoczenia przeciwnika. W końcu zdecydowano się na legalizację przez Radę Państwa, co ostatecznie okazało się niezgodne z konstytucją PRL. Pierwsze gry sztabowe rozpoczęły się w marcu 1981 r., w czasie gdy Jaruzelski jako premier apelował do „Solidarności” o 90 dni spokoju, a jednocześnie postanowił, że stan wojenny trzeba przeprowadzić nagle, z zaskoczenia, z soboty na niedzielę.

Czy stanu wojennego można było uniknąć?

– Tak, to jedna z tez naszego filmu. Od samego początku, niejako od genezy stanu wojennego w Polsce, mamy do czynienia z manipulacją historyczną, która trwa przez całe te 30 lat. To, co nam często umyka, gdy myślimy o stanie wojennym, i co jest zręcznie przemilczane w mediach, to geopolityka. To był czas szalenie sprzyjający zmianom politycznym w Polsce, którego nie wykorzystaliśmy. Sowieci byli też w katastrofalnej sytuacji gospodarczej. W pewnym momencie Leonid Breżniew bardzo poważnie zastanawiał się, czy nie odwołać ze względów ekonomicznych olimpiady w Moskwie. Sowieci mieli na głowie Afganistan i sankcje amerykańskie. Naszą politykę w czasie tzw. karnawału „Solidarności” w 1981 r. można było rozgrywać naprawdę na wielu fortepianach, gdyby istniała wola choćby częściowego uniezależnienia się od Moskwy. W dokumentach kremlowskich znaleźliśmy informację o telefonicznej rozmowie Breżniewa ze Stanisławem Kanią, ówczesnym I sekretarzem KC PZPR, przeprowadzoną w sierpniu 1981 r., w której Breżniew proponuje coś na kształt ograniczonej wolności dla Polski, taką finlandyzację z brzegowymi warunkami w postaci pozostania wojsk sowieckich i zabezpieczeniem tranzytu do baz w NRD. Potwierdzeniem gotowości daleko posuniętych ustępstw była wypowiedź Jurija Andropowa z 10 grudnia 1981 r., że jak trzeba będzie, to Kreml dogada się również z „Solidarnością”. Wiadomo, że przy takiej postawie Moskwy po roku działalności „Solidarności”, gdyby doszło nawet do namiastki wolnych wyborów, dotychczasowa władza zostałaby zmieciona i tego tak naprawdę bali się polscy komuniści.

Źal im było oddawać władzę…

– Z tandemu Kania – Jaruzelski pierwszy był za rozwiązaniami politycznymi, czyli za doprowadzeniem do czegoś na kształt późniejszego Okrągłego Stołu, oczywiście przy wcześniejszym wprowadzeniu agentury w struktury „Solidarności” i podzieleniu jej na ekstremę i nurt „właściwy”, z którym można rozmawiać. To, jak sądzę, było realne na wiele lat przed rzeczywistym Okrągłym Stołem. Jakaś jego forma mogła nastąpić już w 1982 r., tym bardziej że na Kremlu zaczęło wymierać stare pokolenie. Ale w 1981 r. zwyciężyła grupa skupiona wokół Jaruzelskiego, która w stanie wojennym widziała możliwość utrzymania się u władzy i w różnych mutacjach kontroluje Polskę do dziś. Stan wojenny to był wyłącznie ich grupowy interes.

Ale naciski sowieckie na polskich towarzyszy, żeby załatwili problem „Solidarności” własnymi rękami, istniały?

– Oczywiście że Sowieci naciskali, bo obawiali się, że to może się rozprzestrzenić i zagrozić blokowi państw socjalistycznych. Zresztą, podobnie jak Erich Hoenecker, Gustav Husák i reszta. Jaruzelski im to obiecał, a jednocześnie bardzo się bał, stąd jego prośby o sowiecką pomoc, gdyby mu nie wyszło. Był nawet taki moment, że w kwietniu 1981 r. na spotkaniu z Dmitrijem Ustinowem i Jurijem Andropowem w Brześciu, w wagonie kolejowym złożył dymisję. To znamienne, premier peerelowskiego rządu, jaki by on nie był, składa na ręce szefa KGB dymisję – to świadczy o formacie tego człowieka. Sowieccy generałowie konsekwentnie utrzymywali, że nie wejdą do Polski. Wiedzieli, jak to mówiono w tych kręgach, że „Polacy to nie Szwejki”, i poleje się krew. Będzie powstanie narodowe z tragicznymi konsekwencjami gospodarczymi i politycznymi dla całego bloku sowieckiego.

Nie tylko Sowieci bali się powstania w Polsce. Amerykanie też wiedzieli i nie powiedzieli.

– W naszym filmie pokazujemy nowy i dający wiele do myślenia wątek dotyczący spotkania Helmuta Schmidta z Honeckerem 13 grudnia. Mamy relacje z rozmowy, w czasie której kanclerz Niemiec Zachodnich przekazuje tą drogą gratulacje dla Jaruzelskiego za sprawne wprowadzenie stanu wojennego. Nie może tego zrobić oficjalnie, bo nastroje w Niemczech są zdecydowanie prosolidarnościowe i trwa spontaniczna akcja paczkowa, zresztą bardzo na rękę komunistom, bo łagodziła problemy aprowizacyjne. Gest kanclerza Niemiec związany był z tym, że ewentualne krwawe rozruchy w Polsce mogłyby zaszkodzić stosunkom między Niemcami a Rosją, gdyż pociągnęłyby za sobą ogromne międzynarodowe sankcje, z których Niemcy nie mogłyby się wyłamać. Interesy niemiecko-rosyjskie to nie tylko ostatnie lata i Nord Stream, ale kręcący się od lat 70. biznes związany z gazem. Niemieckie koncerny montowały wówczas na Syberii ogromną infrastrukturę nastawioną na eksport rosyjskiego gazu do Niemiec. W filmie wypowiada się doskonale zorientowany w tej sprawie Richard Pipes, doradca Ronalda Reagana. Ciekawe, że w tym przedsięwzięciu uczestniczyli też Amerykanie, ale po wprowadzeniu stanu wojennego w ramach sankcji wycofali się wraz z licencjami dla firm zachodnioniemieckich, co znacznie zdezorganizowało tę inwestycje.

Helmut Schmidt, później Gerhard Schroeder, a teraz Angela Merkel – strategiczny sojusz Berlin – Moskwa stale aktualny…

– Tak, to się nie zaczęło wczoraj ani przedwczoraj, ale jest to konsekwentna polityka niemiecka i rosyjska od wielu dziesięcioleci, jeśli nie wieków. Ostatnio padło z rosyjskich kręgów znamienne stwierdzenie, że w Europie Rosja w zasadzie graniczy z Niemcami, a państwa typu Białoruś, Polska, Czechy to tylko takie „cieśniny lądowe”.

Okrągły stół 7 lat wcześniej, Jaruzelski dopingowany przez Breżniewa i Schmidta – chyba znów zanosi się na głośną premierę. Kiedy i gdzie będzie można zobaczyć Panów najnowszy film?

– Film został wyprodukowany przez moją firmę Open Group i Dom Wydawniczy Rafael i wraz z książką będzie do nabycia w księgarniach na początku grudnia. Później będzie można go również kupić tylko na płycie DVD. Prowadzę też rozmowy z jedną z telewizji komercyjnych w sprawie wyemitowania go 13 grudnia w kanale tematycznym.

Telewizja Polska nie była zainteresowana? Przecież filmy Panów biły rekordy oglądalności.

– Od półtora roku nie podpisałem żadnego nowego kontraktu z TVP. System się uszczelnia. Już przerobiłem taką 5-letnią cenzurę polityczną za prezesa Roberta Kwiatkowskiego i teraz to się powtarza.

Dziękuję za rozmowę.

Za: Nasz Dziennik, Wtorek, 6 grudnia 2011, Nr 283 (4214) | http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20111206&typ=my&id=my05.txt | Towarzysz generał idzie na wojnę

Skip to content