Aktualizacja strony została wstrzymana

Nic dobrego na wojnie

Książkę Sołonina powinni przeczytać wszyscy miłośnicy „banderowszczyzny” w Polsce uważający, że UPA to nie bandyckie formacje, ale narodowowyzwoleńczy ruch ukraiński, „taka ukraińska AK”. Sięgnąć do niej powinni też wszyscy miłośnicy eks-prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, patrona lwowskiego faszyzmu, który swoją polityką historyczną doprowadził do rozpowszechniania tej zarazy po całej Ukrainie.

Dzięki Domowi Wydawniczemu REBIS polscy czytelnicy zainteresowani udziałem ZSRR w II wojnie światowej mogą poznać pisarstwo Marka Sołonina. Nakładem tej oficyny ukazały się takie tytuły jak: 22 czerwca 1941 r., czyli jak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana, 23 czerwca. Dzień „M”. Na uśpionych lotniskach oraz 25 czerwca. Głupota czy agresja? Obecnie REBIS udostępnił polskim czytelnikom kolejną książkę Sołonina zatytułowaną Nic dobrego na wojnie.

Tak ostatnia jak i wszystkie poprzednie prace Sołonina należą do tego samego nurtu, rozpoczętego na Zachodzie przez Wiktora Suworowa, szpiega GRU, który przeszedł na stronę Anglików, a następnie zajął się pisaniem opowieści demaskujących różne aspekty funkcjonowania ZSRR, w tym zwłaszcza mało znanych mrocznych momentów historii ZSRR, choć brakowało mu do tego dostępu do archiwów i fachowego przygotowania. Suworow nie jest bowiem historykiem, ale agentem wywiadu wojskowego. W Sołoninie Suworow widzi bratnią dusze. Wydawnictwo na okładce najnowszej książki zamieściło jego wypowiedź, w której stwierdza: „Pragnę wyrazić Markowi Sołoninowi wdzięczność, zdjąć czapkę i pokłonić mu się do ziemi”. Sołonin podobnie jak Suworow nie jest też zawodowym historykiem, ale mieszkając w Rosji jest w lepszym od niego położeniu. I to nie tylko dlatego, ze nie ciąży na nim wyrok śmierci za zdradę. Ma dostęp do archiwów i źródeł.

Pisarz urodził się w 1958 r. w Kujbyszewie. W 1975 r. ukończył tamtejszy Instytut Lotniczy i podjął prace w tajnym biurze konstrukcyjnym. W okresie pierestrojki założył klub polityczny. Od 20 lat zajmuje się badaniem historii udziału ZSRR w II wojnie światowej, starając się swoimi penetracjami dorzucić cegiełkę do dochodzenia do prawdy i doprowadzenia do przewartościowania ocen w sowieckiej historiografii. Jest to oczywiście dmuchanie pod silny wiatr, bo oficjalne stanowisko Kremla brzmi zdecydowanie: żadnego przeglądu historii udziału ZSRR w II wojnie światowej nie będzie.

Nowa książka Marka Sołonina opowiada o współudziale ZSRR w rozpętaniu II wojny światowej, o śmierci setek tysięcy mieszkańców oblężonego Leningradu o okrucieństwach i samowoli Armii Radzieckiej na „wyzwolonych” terenach, a także o zbrodniach ukraińskich nacjonalistów. Z polskiego punktu widzenia ten właśnie rozdział jest najciekawszy. Jest on zatytułowany „Nasza władza będzie okrutna…”. Powinni go przeczytać wszyscy miłośnicy „banderowszczyzny” w Polsce uważający, że UPA to nie bandyckie formacje, ale narodowowyzwoleńczy ruch ukraiński, taka ukraińska AK. Sięgnąć do niego powinni też wszyscy miłośnicy eks-prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki, patrona lwowskiego faszyzmu, który swoją polityką historyczną doprowadził do rozpowszechniania tej zarazy po całej Ukrainie. U kresu rządów tego pana „Nacjonalizm” Doncowa stał się wręcz podręcznikiem akademickim. Marek Sołonin w swojej książce udowadnia, że nacjonalizm Doncowa był odmianą faszyzmu. Doncow nie tylko znał dzieła Mussoliniego, ale przetłumaczył go na ukraiński „La dottrina del fascismo”. Z wywodów Sołonina wynika także, że Doncow nie tylko zaadaptował idee Mussoliniego, ale twórczo je rozwinął…

Sołonin omawiając rozwój działalności ukraińskich nacjonalistów w międzywojennej Polsce podkreśla, że nieustannie prowokowały one władze Polski w celu „utrzymania mas w stanie rewolucyjnego wrzenia”.

Rosyjski autor zwraca też uwagę, że polskie władze na największe prowokacje ukraińskich nacjonalistów odpowiadały w sposób stonowany. Porównuje m.in. reakcje władz sowieckich na zabójstwo Kirowa do reakcji władz polskich na zabójstwo ministra Pierackiego. Pisze m.in.: „Jak widzimy, do morderstwa Pierackiego i morderstwa Kirowa doszło w tym samym roku. Porównywalna była ‘waga’ tych urzędników. Podobne były nawet okoliczności zabójstwa (Pieracki bez ochrony przyjechał na obiad do warszawskiej restauracji, po czym zbliżył się do niego terrorysta Maciejko i trzykrotnie strzelił z rewolweru). Zupełnie różne były konsekwencje. W stalinowskim ZSRR tego samego (nie następnego!) dnia, 1 grudnia 1934 roku, przyjęto postanowienie Centralnego Komitetu Wykonawczego „O szczególnym trybie prowadzenia spraw dotyczących aktów terrorystycznych”. Czas na przeprowadzenie dochodzenia zmniejszono do 10 dni, sąd rozpatrywał oskarżenie bez udziału stron (prokuratora i adwokata), wyrok kary śmierci był ostateczny i natychmiast wykonywany. Faktycznie była to nieco przykryta figowym listkiem praworządności „licencja na odstrzał”.

W „pańskiej Polsce” sprawę zabójstwa ministra spraw wewnętrznych rozpatrywano w otwartym procesie sądowym, który rozciągnął się na 56 dni, stał się wielkim politycznym widowiskiem i przykuł uwagę „całego postępowego społeczeństwa”. W rezultacie żadnego z 12 oskarżonych (sam Maciejko bez trudu uciekł za granicę i mieszkał w Argentynie do 1966 roku) – wśród których byli Stepan Bandera (25 lat) i Mykoła Łebed (24 lata) – nie skazano na karę śmierci; wszyscy zostali skazani na karę więzienia, Bandera i Łebed dostali dożywocie.

Marek Sołonin ujawnia także, że przed wojną głównym sponsorem „galicyjskich faszystów była Litwa (co między innymi potwierdziły dokumenty z archiwum Senyka), a sam Konowalec do końca życia posiadał litewskie obywatelstwo, co pozwalało mu bez przeszkód podróżować po całej Europie. Wywiad niemiecki utrzymywał z nacjonalistami ukraińskimi doraźne kontakty, biorąc ich pod swoją kuratelę dopiero przed wybuchem II wojny światowej.

Na kolejnych stronach swojej książki Marek Sołonin omawia rozwój ruchu nacjonalistycznego na Zachodniej Ukrainie, podaje rozliczne dowody jego zbrodni i jego obłudy. Opisuje zbrodnie dokonane przez UPA, które przez jej apologetów są nazywane potyczkami między oddziałami UPA a Armią Krajową. Kategorycznie zaprzecza też, że Polacy zaczęli pierwsi mordować Ukraińców. Pisze m.in.: „Czy ‘Polacy zaczęli pierwsi’? Pozostaje zapytać – po co? Przed wojną, w 1939 roku, na Wołyniu (według szacunków różnych autorów) Polacy stanowili nie więcej niż 15-18 procent ludności, przy tym większość skupiona była w miastach; wieś była przeważnie ukraińska. Po przyłączeniu tych terenów do Związku Radzieckiego większa część ludności polskiej została deportowana na Syberię i do północnego Kazachstanu; między innymi praktycznie bez wyjątku zesłano (jeżeli nie aresztowano ich jako szpiegów i wrogów władzy radzieckiej) tak zwanych osadników – polskich chłopów, którym władze II Rzeczypospolitej oddały najlepsze ziemie na kresach wschodnich. Gdy się zaczęła druga, niemiecka okupacja Wołynia, Polacy stanowili nie więcej niż 7-8 procent ludności wiejskiej, rozproszeni w morzu ukraińskich wsi i chutorów. Przy tym zostali ci, którzy mieszkali na tych ziemiach z Ukraińcami przez setki lat. I to właśnie oni w ataku zbiorowego szaleństwa zaczęli wyrzynać dziesięć razy większa rzeszę ukraińskich sąsiadów?

Ostatnia „rubież obrony” banderowskich adwokatów wygląda następująco: ”Terror wybuchł żywiołowo na wielką skalę jako reakcja na dwadzieścia lat poniżeń i przemocy ze strony władz polskich.(…) Kierownictwo OUN i dowództwo UPA przez jakiś czas po prostu zamykały oczy na to, co się dzieje”. Po prostu zamykały oczy. Ze wstydu, jak przypuszczam…”.

 Rosyjski autor odwołuje się w swoim wywiadzie do dokumentów i relacji. Wytyka współczesnym publikacjom z okresu niepodległej Ukrainy kłamstwa i fałszowanie hitorii. Jako przykład podaje zbiór zatytułowany „100 zwycięskich walk UPA z niemieckimi wojskami”. Sołonin ujawnia, jak fałszywą interpretację zastosowali jego autorzy. Najpierw przywołuje cytat: „19 sierpnia 1943 roku przeprowadzono natarcie na Kamień Koszyrski. W akcji brały udział: batalion Nazara-Krygi, sotnia Łysego i sotnia Kubika. Dobrze zaplanowana akcja rozpoczęła się wczesnym rankiem i zakończyła o godzinie 17. W ciągu jednego dnia oczyszczono z wroga całe miasto. Straty wroga: 120 zabitych (polscy policjanci i żołnierze Wehrmachtu). Straty UPA: 2 rannych.”

Później komentując to zdarzenie Sołonin pisze m.in.: „Zrozumieliście coś? Ja nie. Walka trwała od wczesnego ranka do piątej po południu, nieprzyjaciel stracił 120 zabitych, straty własne to dwójka rannych? Czy nie kryje się za tą zwycięską relacją historia zwyczajnego pogromu? Od rana do wieczora, bez pośpiechu, dla zabawy wycinali Polaków, zabitych mężczyzn zaliczono do „polskich policjantów”; na swoje nieszczęście w miasteczku znalazło się kilku niemieckich żołnierzy, którzy próbowali powstrzymać rzeź – stąd pojawia się dwójka rannych ze strony atakujących…”

W swojej pracy Marek Sołonin kwestionuje również tezę UPA twierdzącą, że UPA walczyła z Niemcami. Stwierdza: „W doniesieniu z 13 listopada 1943 roku szef Komisariatu Rzeszy Ukraina Erich Koch z zadowoleniem stwierdza, że zbrojne oddziały nacjonalistów prowadzą walki z partyzantami, nie wykazując aktywności w stosunku do Niemców. Nic w tym dziwnego, skoro 27 października 1943 roku sam „główny referent” SB Mykoła Arsenycz (pseudonim Mychajło) podpisał rozkaz, w którym pod groźbą rozstrzelania zakazał wszelkich „samowolnych” ataków na Niemców.

Uwypukla też, że w końcowej fazie UPA ściśle współpracowała z Niemcami. Pisze: „Strony ustaliły dalszy plan działań, zgodnie z którym OUN powinna dostarczyć Niemcom danych wywiadowczych i prowadzić działania dywersyjne na wielką skalę na tyłach nacierającej Armii Czerwonej, natomiast Niemcy mieli przekazać banderowcom dużą ilość broni strzeleckiej, amunicji, środków łączności, leków. Jak podają współcześni ukraińscy historycy, w 1944 roku Niemcy przekazali UPA około 10 tysięcy ciężkich i ręcznych karabinów maszynowych, 26 tysięcy karabinów, 72 tysiące karabinów szturmowych, 22 tysiące pistoletów, 100 tysięcy granatów ręcznych, 300 radiostacji polowych.

Marek Sołonin kwestionuje też, że UPA w czasach sowieckich – jak piszą ukraińscy historycy, walczyła do ostatniego żołnierza. Ujawnia, że 115 tys. jej członków skorzystało z kilku amnestii. Masa Ukraińców współpracowała też z NKWD, by skończyć z terrorem UPA. Na listach NKWD na dzień 1 stycznia 1946  r. było 18 165 informatorów i 2249 wprowadzonych w szeregi UPA agentów.

By poznać inne szczegóły dotyczące UPA, czytelnik musi sięgnąć po pracę Marka Sołonina. Naprawdę warto!

Marek A. Koprowski

Mark Sołonin, Nic dobrego na wojnie, przełożyła Anna Pawłowska. Dom Wydawniczy „Rebis”, Poznań 2011, s. 329, c. 39,90 zł.

Za: Kresy.pl (3 grudnia 2011) | http://www.kresy.pl/publicystyka,omowienia?zobacz/nic-dobrego-na-wojnie

Skip to content