Aktualizacja strony została wstrzymana

„Strzelić Bronka” czyli jak prezydent kompromituje Polskę

Spóźnił się 25 minut na spotkanie z papieżem, zasugerował prezydentowi USA Barackowi Obamie, że zdradza go żona, wzniósł toast kieliszkiem królowej Szwecji, a witając prezydenta Francji, pozwolił, aby ten mókł na deszczu, pozując do zdjęć (nad nim samym ochroniarz trzymał parasol). Myli Międzynarodowy Fundusz Walutowy z Organizacją Narodów Zjednoczonych, NATO z Afganistanem, a wpisując kondolencje w ambasadzie Japonii, popełnia błędy ortograficzne na poziomie szkoły podstawowej, łącząc się w „w bulu i nadzieji”. To tylko najważniejsze wpadki z ostatniego roku.

Jak to możliwe, że 59-letni Bronisław Komorowski, mający 22-letnie doświadczenie w polityce (o wyższym wykształceniu nie wspominając), popełnia ośmieszające Polskę gafy? Jak to się stało, że gdy wcześniej piastował wysokie stanowiska państwowe (minister obrony narodowej, marszałek Sejmu), jego brak elementarnej kultury nie rzucał się w oczy?

– Komorowski zawsze taki był, tylko teraz media zwracają na niego więcej uwagi – twierdzą nasi rozmówcy z Platformy Obywatelskiej. Ale już przestały. – Powstał nieformalny pakt największych mediów, aby nie nagłaśniać kolejnych wpadek prezydenta – mówi europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.

– Co za dureń. Powiedział do mnie: „co to za różnica, czy prezydent będzie leżał na Wawelu, czy na Powązkach?” – tak kardynał Stanisław Dziwisz trzy dni po smoleńskiej katastrofie zrecenzował pełniącego obowiązki prezydenta (ówczesnego marszałka Sejmu) Komorowskiego (historię opisali Michał Krzymowski i Marcin Dzierżanowski w książce „Smoleńsk. Zapis śmierci”). Brak wrażliwości dla rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej Komorowski zaprezentował jeszcze kilka razy, m.in. nowy wizerunek Janusza Palikota porównywał do zmian, jakie zaszły w zachowaniu Jarosława Kaczyńskiego po śmierci najbliższej rodziny. Bronił też skandalicznej postawy Rosjan, którzy nie zabezpieczyli właściwie terenu katastrofy, tak, że szczątki samolotu, ofiar i ich rzeczy znajdowali odwiedzający to miejsce zwykli ludzie. „Nie dostrzegłem żadnych jakichś przejawów braku szacunku ze strony instytucji rosyjskich. Ja bym sugerował zachowanie umiaru w tego rodzaju tworzeniu atmosfery, że gdzieś znaleziono jakiś kawałek, fragment odzieży. To nie jest wielki problem”.

Trudno tutaj mówić o gafach. Raczej o kompletnym braku empatii i umiejętności postawienia się na miejscu osób przeżywających życiową tragedię. W podobny, lekceważący sposób Komorowski potraktował bowiem powodzian. „W zeszłym roku powódź, w tym roku powódź, więc pewnie ludzie są już oswojeni, obyci z żywiołem” – tłumaczył filozoficznie. Innym razem wypalił: „miałem dziś przyjemność wizytowania terenów powodziowych”.

Na bakier z etykietą

Legendarne już wpadki Komorowskiego przewyższają słynny brak obycia Lecha Wałęsy. Ten ostatni był jednak prostym robotnikiem, legendą „Solidarności” i walki z komunizmem, więc wiele mu na świecie wybaczano. Komorowski swoim zachowaniem wprawia szefów państw w osłupienie. Trudno inaczej niż brakiem elementarnej kultury tłumaczyć 25-minutowe spóźnienie 2 maja br. na audiencję u papieża Benedykta XVI. Tłumaczenie, że prezydent spóźnił się, bo wcześniej uczestniczył we mszy dziękczynnej za beatyfikację Jana Pawła II, którą odprawiano na placu Świętego Piotra, jest zwyczajnie żałosne.

Takich przykładów są jednak dziesiątki. Tuż po wspomnianej już niezręczności, gdy pozwolił prezydentowi Francji Nicolasowi Sarkozy’emu moknąć podczas ceremonii powitania, popełnił kolejną gafę. Otóż zapraszając kanclerz Niemiec Angelę Merkel i Sarkozy’ego na rozmowy, usiadł, nie czekając, aż zrobią to goście. Kanclerz Niemiec i prezydent Francji chwilę stali kompletnie zaskoczeni, po czym podziękowali fotoreporterom i dopiero usiedli.

Kolejna kompromitacja to wniesienie toastu kieliszkiem szwedzkiej królowej Sylwii. Miało to miejsce podczas obiadu wydanego na cześć szwedzkiej pary królewskiej, która przebywała w Polsce z oficjalną wizytą. Sytuację uratował król Karol XVI, który dyskretnie podał małżonce kieliszek prezydenta Komorowskiego.

Na tym tle historia o tym, jak na spotkaniu z przedstawicielami litewskiej Polonii zignorował mowę powitalną i od razu przystąpił do jedzenia, wygląda niewinnie.

Bez zahamowań

Komorowski wielokrotnie pozwalał sobie publicznie na obraźliwe wypowiedzi pod adresem kobiet. I tak rozmawiając ze studentami w Rzeszowie jako marszałek Sejmu w maju 2009 roku, nazwał kobiety służące w duńskiej marynarce „kaszalotami”. Podczas innej rozmowy ze studentami żartował, że „kobiety całuje się w rękę, bo od czegoś trzeba zacząć”. Rekord niezręczności popełnił jednak 8 grudnia w Waszyngtonie. „Newsweek” ujawnił, że podczas spotkania z prezydentem Barackiem Obamą w Białym Domu zdecydował się na kwieciste porównanie. „Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna”. Tłumaczka nie wyczuła niuansów wypowiedzi i przełożyła końcówkę „like with your wife”. Obama zamarł, myśląc, że Komorowski kwestionuje wierność jego żony. Niezręczną ciszę przerwał amerykański wiceprezydent Joe Biden, wybuchając śmiechem i poklepując Komorowskiego po plecach.

Trzy po trzy

Obecny prezydent ma nie tylko kłopoty z elementarną ortografią, ale także z historyczną wiedzą. Podczas przemowy z okazji „Majówki z Polską”, czyli wspólnego świętowania rocznicy Konstytucji 3 Maja, stwierdził, że była ona druga w Europie (faktycznie była druga na świecie – po amerykańskiej). Nie wyszło również Komorowskiemu popisywanie się w październiku ubiegłego roku na koncercie laureatów Konkursu Chopinowskiego w Teatrze Wielkim. Cytując kompozytora Roberta Schumanna, powiedział że „dzieła Chopina to armaty ukryte w… krzakach” (zamiast w kwiatach). Jeszcze większą ignorancję wykazał, gdy tuż po objęciu stanowiska pełniącego obowiązki prezydenta domagał się szybkiego powołania nowego prezesa Narodowego Banku Polskiego, „bo Rada Polityki Pieniężnej ustala kursy” (chodziło zapewne o stopy procentowe). Dzień później już się wycofał, bo ktoś mu zapewne wytłumaczył, że pośpiech wcale nie jest konieczny (RPP może obradować pod nieobecność prezesa). Przedstawiając zaś kandydaturę Marka Belki na szefa NBP, poinformował, że to zastępca sekretarza generalnego ONZ. Faktycznie Belka pracował w Międzynarodowym Funduszu Walutowym – i to jako jeden z dyrektorów.

Obecny prezydent ma też problemy ze znajomością Konstytucji. W prawyborczej debacie z Radosławem Sikorskim mówił, że podpisałby zmianę w konstytucji ograniczającą weto prezydenta. Faktycznie głowa państwa nie ma uprawnień do recenzowania ustaw ograniczających jej władzę. Ale co się dziwić, skoro Komorowski na konferencji Rady Bezpieczeństwa Narodowego został sfotografowany z „pomocami naukowymi” z Wikipedii (otwartej encyklopedii swobodnie redagowanej przez internatutów).

Osobną kategorię w wypowiedziach Komorowskiego tworzą zdania pokazujące, że najpierw mówi, a potem myśli. I tak na konferencji prasowej (jako pełniący obowiązki prezydenta) oświadczył z poważną miną, że Polska zamierza wyjść z NATO. „W porozumieniu z premierem jest już przygotowywana strategia naszego wyjścia z NATO” – oświadczył. Miał na myśli oczywiście wycofanie polskich wojsk z Afganistanu. Do tego typu niezręcznych wypowiedzi trzeba też zaliczyć stwierdzenie, że zapłodnienie in vitro powinni mieć refundowani tylko ci, którzy rokują, „że się urodzą dzieci zdrowe i będą dobrze wychowane, wychowane na dobrych obywateli w przyszłości”.

Fałszywy hrabia

Ciekawym elementem biografii Komorowskiego jest jego znikające hrabiostwo. Historia ta przybliża charakter obecnego prezydenta. Otóż jeszcze na początku kampanii prezydenckiej w 2010 roku z dumą podkreślał hrabiowski tytuł swojej rodziny. Jak zauważył „Super Express”, po pojawieniu się opinii ekspertów ze Związku Szlachty Polskiej, że zdaniem znawców tematu rodzina Komorowskiego posługiwała się tytułem bezprawnie, po cichu zlikwidował informację na swojej stronie internetowej.

Także jego kariera polityczna nie jest specjalnym powodem do dumy. Na początku lat 90. pełnił funkcję wiceministra obrony narodowej. Za jego rządów Wojskowe Służby Informacyjne spokojnie niszczyły dokumenty peerelowskiej bezpieki. Co więcej, ich kopie zostały przekazane do Rosji. Na czele kontrwywiadu WSI Komorowski postawił oficerów wiernie służących PRL i szkolonych w sowieckiej Rosji. W tamtych latach był otwartym przeciwnikiem wstępowania Polski do NATO, a podległe mu WSI inwigilowały działaczy opozycyjnych partii, w tym obecnego szefa MSZ Radosława Sikorskiego.

Podczas rządów koalicji Akcji Wyborczej „Solidarność” i Unii Wolności był
ministrem obrony narodowej. Publicznie wsparł wówczas oskarżenia o korupcję wobec swojego zastępcy Romualda Szeremietiewa, mówiąc publicznie, że jeżeli się nie potwierdzą, to będzie musiał odejść z polityki. W listopadzie 2010 roku Szeremietiew został prawomocnie uniewinniony ze wszystkich zarzutów. Komorowski nie komentował tej sprawy. Co ciekawe, Szeremietiew zarzucał Komorowskiemu, że zgodził się na jego inwigilację przez WSI.

Kontakty z tym środowiskiem kładą się nie mniejszym cieniem na prezydenturze Komorowskiego. W 2006 roku był jedynym posłem Platformy, który nie poparł likwidacji tych służb. Na początku 2008 roku ujawniono jego niejasne kontakty z byłymi oficerami WSI, m.in. z płk. Aleksandrem L. (który otrzymał kilka miesięcy później zarzuty korupcyjne). Koledzy z PO złośliwie komentowali w mediach, że świeżo nominowany marszałek Sejmu na spotkania z kolegami nie ma czasu, a z oficerami WSI – zawsze.

Ta mieszanka tworzy bardzo nieciekawy obraz. Z jednej strony Komorowski daje dowody skuteczności politycznej, bo inaczej nie zostałby prezydentem. Z drugiej strony pokazuje zachowanie, na które skuteczny polityk nigdy by sobie nie pozwolił. Rodzi to podejrzenie, że kariera obecnego prezydenta zależy nie tyle od jego umiejętności politycznych, co od silnej grupy wsparcia, której słaby, podatny na manipulacje prezydent jest na rękę. Niektórzy z naszych rozmówców podawali ciekawą hipotezę, według której początkowe nagłaśnianie wpadek Komorowskiego było karą wymierzoną mu za próby usamodzielnienia się po objęciu stanowiska prezydenta. W każdym razie fenomen nagłego pojawienia się dziesiątków gaf u doświadczonego polityka musi dziwić.

Na razie dorobkiem jego prezydentury jest neologizm „strzelić Bronka”, czyli zrobić coś strasznie głupiego. Wszystko wskazuje, że w następnych czterech latach powstanie jeszcze kilka podobnych…

Jan Piński

Za: Najwyższy Czas! (28/10/2011) | http://nczas.home.pl/wazne/strzelic-bronka-czyli-jak-prezydent-kompromituje-polske/

Skip to content