Dlaczego Bronisław Komorowski nie poinformował opinii publicznej, że w kwietniu 2010 r. planował wizytę w Rosji? Z jakich powodów zostały objęte tajemnicą inne spotkania, podczas których mogło dojść do bezpośrednich kontaktów prezydenta z ludźmi Kremla? Z kim spotkał się po ostatnich wyborach gen. Stanisław Koziej?
Tydzień temu „Gazeta Polska” ujawniła, że na początku kwietnia 2010 r. ówczesny marszałek Sejmu Bronisław Komorowski planował wizytę w Rosji (w Ostaszkowie i w Miednoje). Miał to być wyjazd niezależny od wizyt Lecha Kaczyńskiego i Donalda Tuska.
Jak napisał tygodnik „Wręcz przeciwnie”, choć wyjazd Komorowskiego przesunięto na początku 2010 r. na czerwiec, to otoczenie ówczesnego marszałka Sejmu mocno naciskało na polskich dyplomatów, by w dniach 22-25 marca 2010 r. mogła pojawić się w Rosji grupa przygotowawcza składająca się z ludzi Komorowskiego. Dyplomaci wyrażali zdziwienie, dlaczego „szpica Marsz. BK” (takiego określenia użyli) chce znaleźć się w Rosji już w marcu, skoro do wizyty Komorowskiego miało dojść dopiero w czerwcu.
W całej sprawie zdumiewa dziś nie tylko tajemnica, w jakiej trzymano wizytę marszałka, oraz plany wysłania przez Komorowskiego do Rosji grupy rozpoznawczej aż trzy miesiące (!) przed planowanym wyjazdem (i tak się dziwnie składa, że tylko dwa tygodnie przed katastrofą smoleńską) – lecz także obecna postawa Kancelarii Prezydenta i MSZ. Mimo upływu ponad dwóch tygodni nie doczekaliśmy się od tych instytucji żadnej odpowiedzi na nasze pytania w tej sprawie.
Komorowski w mundurze
Do czerwcowej wizyty Bronisława Komorowskiego w Miednoje i Ostaszkowie oczywiście nie doszło, bo dwa miesiące wcześniej pod Smoleńskiem w niewyjaśnionej dotąd katastrofie zginął prezydent Lech Kaczyński, najwyżsi dowódcy polskiej armii, wielu parlamentarzystów oraz wysokich urzędników państwowych.
Ale pod koniec czerwca 2010 r. miała miejsce inna zagadkowa wizyta Komorowskiego. Poinformowała o niej tylko służba prasowa ormiańskiego MSZ. Z lakonicznego komunikatu można się było dowiedzieć, że 21 czerwca minister spraw zagranicznych Armenii Edward Nalbandian spotkał się w porcie lotniczym „Zwartnoc” z „kandydatem na prezydenta Polski, marszałkiem Sejmu Bronisławem Komorowskim”. Spotkanie odbyło się dzień po I turze polskich wyborów prezydenckich, gdy Komorowski wracał do Polski po „niespodziewanej” (jak pisały polskie media) wizycie w Afganistanie.
Co ciekawe, żaden polski dziennikarz o międzylądowaniu marszałka w Armenii nie wspomniał ani słowem. O spotkaniu p.o. prezydenta nic też nie wiedziała Kancelaria Prezydenta – gdy wysłaliśmy do niej pytania, odesłano nas do Sejmu. O charakter wizyty marszałka w Erewanie zapytaliśmy więc Biuro Prasowe Sejmu, ale tam także nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
O czym rozmawiano w Erewanie? Służby prasowe tamtejszego rządu poinformowały oficjalnie, że w czasie rozmowy marszałka Komorowskiego z szefem MSZ Armenii poruszano kwestie współpracy ormiańsko-polskiej, stosunków między Armenią i UE oraz roli Ormian w rozwoju polskiego społeczeństwa. Czy faktycznie były to tematy tak palące dla marszałka, by poruszać je dzień po I turze wyborów prezydenckich?
Jeszcze więcej wątpliwości budzi liczba spotkań i stron uczestniczących w rozmowach. Jak podał serwis armtoday.info – powołując się na źródła w ormiańskich kręgach dyplomatycznych – w tym samym dniu (21 czerwca), na tym samym lotnisku, wylądowała delegacja wysokich rosyjskich wojskowych. Oni także spotkali się z ministrem spraw zagranicznych Armenii Edwardem Nalbandianem. Czy Komorowski spotkał się również z nimi?
Gdy dziennikarze ormiańscy zaczęli spekulować, o czym mogli rozmawiać wojskowi wysłannicy Kremla z ormiańskim ministrem i polskim marszałkiem Sejmu, do akcji wkroczyli Rosjanie. Rosyjska agencja informacyjna regnum.ru „ustaliła”, że 21 czerwca żadna delegacja wojskowa z Moskwy nie przebywała w Erewanie, a serwis armtoday.info minął się z prawdą. Zdaniem Rosjan pomyłka wzięła się stąd, że marszałek Bronisław Komorowski był… w mundurze wojskowym i został wzięty przez informatorów ormiańskich dziennikarzy za wysokiego rangą oficera rosyjskiego. Problem jednak w tym, że na zdjęciu opublikowanym przez armeńskie MSZ widać, iż Komorowski nie przebywał w Erewanie w ubiorze wojskowym. Można zatem zastanawiać się, z jakiego powodu rosyjska agencja informacyjna skłamała, dementując tak pospiesznie i w tak naiwny sposób informację o spotkaniu Komorowskiego, ministra spraw zagranicznych Armenii i rosyjskich oficerów.
To oczywiście przypadek, ale w tym samym dniu, w którym marszałek Komorowski odbył wraz z rosyjskimi wojskowymi tajemnicze międzylądowanie w Erewanie, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew powołał w Polsce nowego ambasadora.
Konsultacje z byłym szefem FSB
Ponad rok później byliśmy świadkami kolejnego zadziwiającego zbiegu okoliczności. Na meczu siatkówki Brazylia-Rosja, rozegranym 8 lipca 2011 r. w Sopocie, pojawił się incognito Nikołaj Patruszew, były szef FSB (następczyni KGB), obecnie sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa i szef Rosyjskiego Związku Piłki Siatkowej. O jego wizycie dowiedział się portal Niezalezna.pl – nigdzie indziej o wizycie Patruszewa nie informowano.
Nikołaj Patruszew to jeden z najbardziej zaufanych ludzi Władimira Putina. Od 1999 r. do 2008 r. był dyrektorem FSB. To za jego rządów w rosyjskich służbach specjalnych doszło do zamordowania Anny Politkowskiej i Aleksandra Litwinienki oraz zamachów na bloki mieszkalne – dokonanych, jak twierdził Litwinienko, przez władzę i specsłużby. W czasach ZSRR Patruszew służył w KGB (od 1975 r.).
Co zaprzyjaźniony z Putinem były szef FSB robił w Polsce?
Według naszych informacji sekretarz rosyjskiej Rady Bezpieczeństwa przybył pod pretekstem meczu siatkówki Brazylia-Rosja. W rzeczywistości jego wizyta podobno związana była z weekendowym przyjazdem do Polski Angeli Merkel. Merkel akurat w ten weekend postanowiła złożyć prywatną wizytę w Trójmieście (Gdańsk) i spotkać się prywatnie w leżącej 50 km od Sopotu Juracie z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Komorowski z kolei dwa dni wcześniej przypłynął do Sopotu z Juraty, by, jak podawano, otworzyć z prezydentem tego miasta przystań jachtową. Tak się złożyło, że każda z trzech wymienionych osób miała dwa cele wizyty w Trójmieście w tym samym czasie.
Bronisław Komorowski zjadł w Sopocie obiad, po czym wrócił łodzią Straży Granicznej do Juraty. Czy drogi tych osób się przecięły, czy doszło do spotkania prezydenta Polski z kanclerz Merkel i czy Merkel spotkała się, a jeśli tak, to w jakim celu, z Patruszewem?
Tak czy inaczej, według informatorów „GP” z BBN, ekspertów od spraw wywiadowczych, zbieżność takich spotkań nie jest dobra z punktu widzenia wizerunku głowy państwa.
Przypomnijmy, że obsadzone ludźmi Bronisława Komorowskiego Biuro Bezpieczeństwa Narodowego zaprosiło Patruszewa w styczniu 2011 r. na obchody swojego 20-lecia. Byłego dyrektora FSB, który nie ukrywał nigdy swojego wrogiego stosunku do NATO, Polski czy Gruzji, podejmował z uśmiechem gen. Stanisław Koziej – szef BBN. Dodajmy, że gen. Koziej w 1987 r. wyjechał do Moskwy na kurs organizowany przez Akademię Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRR, tzw. „Woroszyłowkę”. Tego typu kursy były zabezpieczane (a część z nich także organizowana) przez sowiecki wywiad wojskowy – GRU.
Stosunki środowiska Komorowskiego z Patruszewem są coraz bardziej zażyłe, choć nie sposób dowiedzieć się tego z wysokonakładowej prasy ani z telewizji. W mediach zgodnie przemilczano np. informację, że 13 października 2011 r., a więc tuż po ogłoszeniu wyników ostatnich wyborów parlamentarnych, doszło do szczególnych konsultacji polsko-rosyjskich, w których wzięli udział przedstawiciele BBN i aparatu Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, m.in. Zdzisław Lachowski (w PRL pracownik Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych podlegającego komunistycznemu MSZ) i Jewgienij Łukjanow (jak sprawdziła „GP”, w latach 1984-1990 dyplomata sowiecki). W roboczym lunchu uczestniczył także szef BBN Stanisław Koziej – jeden z najbardziej zaufanych ludzi Bronisława Komorowskiego. Dzień po tych zadziwiających konsultacjach odbył się dwustronny, „ekspercki” okrągły stół „Polska w polityce bezpieczeństwa Rosji. Rosja w polityce bezpieczeństwa Polski”.
Lunch z oligarchą od remontu tupolewa
Z nieznanych powodów opinii publicznej w Polsce nie poinformowano również o polsko-ukraińskim lunchu w szwajcarskim Davos z udziałem prezydenta Komorowskiego. Spotkanie to odbyło się 28 stycznia 2011 r. podczas Światowego Forum Ekonomicznego. Na oficjalnej stronie internetowej Kancelarii Prezydenta ukazała się na ten temat tylko krótka informacja i lakoniczna wypowiedź Komorowskiego: „Brałem udział w spotkaniu, takim lunchu ukraińskim, który zamienił się w lunch ukraińsko-polski, który służył z kolei promocji, pokazaniu światu biznesu i polityki zgromadzonemu tutaj w Davos, tych dobrych form współpracy polsko-ukraińskiej i dobrych zamiarów na przyszłość”.
Szczegóły wspólnego posiłku, przemilczane zarówno przez Kancelarię Prezydenta, jak i polskie media, przedostały się do ukraińskiego oddziału rosyjskiej agencji prasowej Interfax oraz do gazety „Kommiersant”. Ta ostatnia z pewnym zdziwieniem odnotowała 31 stycznia 2011 r.: „Konferencja, w której uczestniczyli prezydenci Ukrainy i Polski, Wiktor Janukowycz i Bronisław Komorowski, zainteresowała raczej rosyjskich oligarchów aniżeli polskich inwestorów”.
Okazuje się, że najważniejszymi uczestnikami „polsko-ukraińskiego lunchu” na temat Euro 2012 byli rosyjscy oligarchowie z najbliższego kręgu Władimira Putina z Olegiem Deripaską na czele – właścicielem firmy kontrolującej zakłady Awiakor w Samarze, które remontowały przed katastrofą smoleńską samolot Tu-154M nr 101. Deripaska był m.in. przesłuchiwany przez śledczych z Europy Zachodniej. Sprawa dotyczyła podejrzeń o pranie brudnych pieniędzy i związki z moskiewską mafią. Według brytyjskiego „Evening Standard”, prawą ręką Deripaski jest Walerij Pieczenkin, były agent sowieckich i rosyjskich specsłużb. Pieczenkin – odpowiadający za bezpieczeństwo w holdingu Basic Elements (w którego skład wchodzą także zakłady Awiakor) – był wysokim oficerem KGB, a w FSB służył w randze generała-pułkownika, pełniąc tam funkcję wicedyrektora wydziału operacji kontrwywiadowczych.
Dlaczego prezydent ukrył fakt wspólnego lunchu z Deripaską? Czyżby wstydził się złej atmosfery wokół oligarchy? A może nie chciał, by niezależne media ponownie postawiły przy tej okazji pytanie o powiązania Komorowskiego z polską firmą, która zleciła wykonanie remontu rządowego Tu-154 zakładom należącym właśnie do Deripaski?
Współbiesiadnikiem Komorowskiego był też m.in. Saif al-Islam al-Kaddafi – okrutny syn libijskiego dyktatora (w czerwcu 2011 r., a więc pięć miesięcy po lunchu z Komorowskim, Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania Saifa al-Islama, zarzucając mu popełnienie zbrodni przeciwko ludzkości, w tym torturowanie i zabijanie ludności cywilnej).
Jak informuje agencja Interfax, organizatorem spotkania w Davos była Fundacja Wiktora Pinczuka. Ten zięć byłego postkomunistycznego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy – podejrzewanego m.in. o zlecenie brutalnego morderstwa dziennikarza Georgija Gongadzego – to jeden z najbogatszych i najbardziej kontrowersyjnych ukraińskich oligarchów. W 2007 r. wyszło na jaw, że pieniądze Pinczuka są podstawą funkcjonowania fundacji Aleksandra Kwaśniewskiego „Amicus Europae” (w 2006 r. ukraiński biznesmen wsparł fundację kwotą prawie miliona zł, choć w tym samym czasie organizacja ta wydała na swoje cele statutowe zaledwie… 65 tys. zł). Pinczuk i Kwaśniewski także pojawili się na lunchu z prezydentem Komorowskim.
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski