Dariusz Rosiak w swojej książce „Źar. Oddech Afryki”, która składa się z reportaży z podróży do trzynastu krajów Afryki, odbytych przez autora w ostatnich latach, nie tylko obala mity, ale również pokazuje (nie wiem, czy świadomie, czy też nieświadomie) wyższość wolnego rynku nad interwencjonizmem państwowym.
Według danych Banku Światowego aż 85 procent pieniędzy zbieranych na pomoc humanitarną i rozwojową jest wykorzystywanych w sposób niezgodny z przeznaczeniem. Podobnie jak w przypadku inwestycji z użyciem unijnych pieniędzy, także w Afryce dochodzi do absurdalnych sytuacji: opustoszałe klinki w szczerym polu, mosty, którymi nie da się przejechać, fabryki, do których nie podłączono infrastruktury czy fabryki produkujące towary droższe niż importowane. W rezultacie pomoc międzynarodowa nie pomaga, a jest nawet „największą przeszkodą w zmianie położenia ludzi ubogich na świecie i sensownym wyjściem jest jej całkowite zaprzestanie” (s. 131-132). Miliony dolarów na inwestycje w Sudanie Południowym, które szły od ONZ czy Banku Światowego były defraudowane przez władze. – Jeśli widzisz w Dżubie budynek, którego budowa została szybko i sprawnie ukończona, to z pewnością była to budowa prywatna – powiedział autorowi Portugalczyk mieszkający w stolicy Sudanu Południowego (s. 259). To socjalizm przez dekady niszczył Afrykę i upowszechniał coraz większą biedę – tak było w przypadku Zimbabwe, Etiopii, Ghany, ale też Tanzanii czy Zanzibaru. W Etiopii w wyniku „czerwonego terroru” końca lat 70., klęski głodu i wojny domowej lat 80. XX wieku zginęło około 1,5 miliona ludzi (s. 134).
Rosiak w swojej książce obala mity dotyczące islamu. Opisuje dyskryminację chrześcijan w Afryce. Mianowicie zanim jeszcze Sudan Południowy uzyskał niepodległość, chrześcijanie, których jest większość w Sudanie Południowym, nie mieli prawa wybudować w stolicy swojego kraju – Chartumie kościoła, gdyż tam rządzi większość arabska! (s. 253). Autor przypomina, że nie tylko biali handlowali niewolnikami. Szacuje się, że muzułmanie przez czternaście wieków wywieźli od 9 do 13 milionów Murzynów z Afryki (s. 282). A w łapaniu niewolników zarówno białym, jak i Arabom pomagali sami Murzyni. Na północy Mali Tuaregowie, Songhajowie czy Fulanie do tej pory mają swoich niewolników, których wykorzystują jako tanią siłę roboczą (s. 62).
Dariusz Rosiak pisze o barbarzyństwie ludobójstwa w Ruandzie, gdzie ludność Hutu mordowała Tutsi, a także o wyjątkowo brutalnym ludobójstwie w Kongu w wykonaniu Belgów na przełomie XIX i XX wieku. Natomiast kolonializm białych przyniósł Afryce rozwój, który po uzyskaniu niepodległości został zaprzepaszczony. Ghana w ciągu ośmiu lat od uzyskania niepodległości „z jednego z najbogatszych i najbardziej rozwiniętych politycznie państw Afryki” stała się „bankrutem obarczonym potężnymi długami. Stopa życiowa mieszkańców spadła do poziomu z 1939 roku” (s. 111). A było to efektem socjalizmu: upadku rolnictwa po kolektywizacji, nacjonalizacji przemysłu oraz tworzenia wielkich państwowych przedsiębiorstw (s. 112). Nawet w RPA, która dzięki białym jest najwyżej rozwiniętym państwem w Afryce, pojawiają się głosy Murzynów, że po upadku apartheidu w 1994 roku obecne czarne władze nie robią nic, by polepszyć byt mieszkańców, a sami tylko kradną. Teraz państwa Czarnego Lądu rozwijają się głównie dzięki chińskim inwestycjom. Dobrym przykładem jest Angola, gdzie Chińczycy, nie pytając o przestrzeganie praw człowieka i zasad demokracji, „budują mosty, drogi, rurociągi, ujęcia wody, szkoły, szpitale, stadiony piłkarskie, wszystko” (s. 206).
Po 50 latach ciągłej pomocy i wkładania w państwa afrykańskie miliardów dolarów, okazuje się, że te kraje żyją na gorszym poziomie niż w czasie, kiedy odzyskiwały niepodległość – twierdzi Dariusz Rosiak. Bardzo krytycznie ocenia on akcje humanitarne organizowane przez Europejczyków dla Afryki. Jego zdaniem, pomoc zupełnie nie działa. Podkreśla, że kraje, które wychodzą z biedy, czyli Chiny, Indie i Brazylia nigdy nie korzystały z pomocy humanitarnej Zachodu. Przypomina, że jeszcze w latach 60. XX wieku niektóre państwa Czarnego Lądu eksportowały żywność, a teraz wiele z tych krajów jest na liście najbiedniejszych państw świata.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego krajom afrykańskim tak trudno wyjść z biedy i marazmu – z powodu tradycji i mentalności ludzie pracowici nie mogą korzystać z owoców swojej pracy. Nie opłaca się być bogatym, bo wtedy trzeba dzielić się swoim dobrobytem z każdym najdalszym nawet krewnym (s. 32). A przecież właśnie kapitalistyczny motyw zysku, który w efekcie prowadzi do nierówności społecznych, bo nagradza osoby pracowite, a leniwe karze, jest siłą napędową rozwoju. Ale tego – w imię poprawności politycznej – nie można głośno mówić.
Dziennikarz ciekawie udowadnia na wielu przykładach z życia codziennego współczesnej Afryki, że to właśnie rynek świetnie działa, a socjalizm przynosi klęskę lub skutki odmienne od zamierzonych. Co chwalebne, autor pisze językiem obiektywnym, a nie ideologicznym bełkotem prawicowego oszołoma. Czytając tę książkę, można na chwilę przenieść się do Afryki, poczuć jej zapach, a także zobaczyć niesamowity koloryt na zamieszczonych barwnych fotografiach.
Tomasz Cukiernik
Dariusz Rosiak, Źar. Oddech Afryki, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2010.
Niniejszy komentarz został opublikowany w 10 numerze miesięcznika „Opcja na Prawo” z 2011 r.