Redakcja tygodnika katolickiego „Niedziela” odmówiła druku poniższego tekstu, zawiadamiając autora o zakończeniu z nim współpracy.
Było to we Włoszech, po II wojnie światowej. Wszyscy byli tam pod wrażeniem wzrastającej popularności komunistów. Wyglądało nawet na to, że czerwoni dojdą do władzy i wprowadzą Italię w orbitę Stalina. Zagrożenie było realne.
Włochy to kraj katolicki – więc nie dziwne, że alternatywą mogła być jakaś partia katolicka. Była jedna taka, ciesząca się zresztą poparciem Kościoła: „chrześcijańska demokracja”. Partia ta wygrała wybory w 1948 – i odtąd rządziła Włochami przez dziesięciolecia.
Komuniści do władzy nie doszli – rządziła za to partia centroprawicowa. Gdy ktoś zwracał uwagę na jej brak wyrazistości i obłudę w traktowaniu postulatów katolickich, poważni ludzie mówili: „No tak, ale czy chcecie, żeby rządzili komuniści?” No nie, nie chcemy…
Mijały lata, chadecja była już przyzwyczajona, że nie powstanie dla niej żadna alternatywa po prawej stronie. Komuniści powtarzali sobie na pociechę zdanie swego ideologa, Antonio Gramsciego, że chadecja „dokona tego, czego komunizm nie jest w stanie dokonać: zjednoczy [państwo], uporządkuje, ożywi – a na koniec popełni samobójstwo”.
Upływ czasu zdawał się przeczyć konkluzji proroctwa Gramsciego: chadecja wciąż rządziła krajem. I to jak! Od początku lat 70. pod rządami chadeków wprowadzono prawo o rozwodach i dopuszczalność zabijania nienarodzonych.
Wkrótce okazało się także, że chadecja jest gotowa dokonać „wielkiego kompromisu” z komunistami. „Dla dobra Włoch”… Ci, którzy myśleli poważnie, że chadecja jest ostatnią zaporą przed czerwonymi, pomylili się mocno. Jednak było już za późno na tworzenie alternatywy, kraj był we władaniu ludzi bez idei.
Jest to dobra przypowieść dla tych katolików, z różnych krajów i okoliczności, którzy uczą się przykładnie i stadnie głosować na „mniejsze zło”, a od swych partii wymagają co najwyżej katolickich symboli i wzruszeń. Kończy się to źle, niekiedy na długie pokolenia.
Historię „samobójstwa chadecji” przypomniał w ubiegłym roku na łamach „Naszego Dziennika” prof. Roberto de Mattei, jeden z najwybitniejszych katolickich intelektualistów Italii. Według niego to, że przez wiele lat konserwatywna opinia publiczna była podporządkowana centrowej chadecji, skończył się „wyeliminowaniem ze sceny politycznej ugrupowań prawicowych, a także wyłączeniem z debaty publicznej tematów istotnych dla prawicy katolickiej”.
Co zatem w sytuacji, gdy główne partie oszukują elektorat katolicki? Profesor odpowiadał: „Wysoko oceniam możliwości sprawcze partii politycznych, ale z drugiej strony mocno wierzę w rolę tzw. walczących mniejszości, które mogą oddziaływać politycznie i społecznie dzięki jasnej wizji świata, wolnej od kompromisów, a opierającej się na moralnej konsekwencji i mocnych przekonaniach. Myślę, że w dzisiejszych czasach w szczególny sposób potrzeba przeciwstawienia się dyktaturze relatywizmu. Czyńmy to, póki mamy jeszcze taką możliwość”.
Paweł Milcarek
Sprostowanie, którego nie chce drukować „Niedziela”
W dniu 23 września na stronie internetowej „Niedzieli” został opublikowany wywiad z Jarosławem Kaczyńskim pt. O państwie i wartościach. Pod jego koniec dziennikarz „Niedzieli” ksiądz Mariusz Frukacz odnosi się w swoim pytaniu do mojego tekstu, którego tygodnik nie zdecydował się opublikować:
„Autor tekstu nie zauważył równocześnie, że 100 procent posłów z PiS obecnych podczas głosowania, zagłosowało bez dyscypliny partyjnej, za życiem”.
Tymczasem w moim artykule Absencja, czyli nieskuteczność – który ostatecznie ukazał się na stronie pismo.christianitas.pl – napisałem m.in.:
„A jak zachował się PiS? Odpowiedź pierwsza: porządnie – bo głosowali jak trzeba. Ale jest jeszcze odpowiedź druga, idąca głębiej, a przyjmująca formę pytania: jeśli PiS chciał naprawdę tej zmiany, to dlaczego dopuszczono do wysokiej absencji ich posłów? W głosowaniu nie wzięło udziału 10 posłów PiSu – gdyby przynajmniej część z nich przyszła, projekt by przeszedł!”
Jak widać, w moim tekście napisałem nie tylko o dopuszczonej przez władze PiS dużej absencji w tym ważnym głosowaniu – ale i o właściwej postawie posłów PiS obecnych w głosowaniu. W tym względzie moje jakiekolwiek sympatie nie grają roli, gdyż taka właśnie jest prawda o tym wydarzeniu, szczególnie ważnym dla opinii katolickiej. Jest to obraz różny od tego, który został przedstawiony przez ks. Frukacza, co przychodzi mi zauważyć z ubolewaniem.
Paweł Milcarek
Redakcja Tygodnika „Niedziela” odmówiła druku tego sprostowania ze względu na to, że Paweł Milcarek „nie użył sformułowania, że „100 procent posłów z PiS obecnych podczas głosowania zagłosowało bez dyscypliny partyjnej za życiem””.